30 maj 2018

Krzysztof znów szaleje!

Czystka Krzysztofa prawdopodobnie dobiegła końca i ostatecznie na blogu mamy cztery krzyśkowe postacie, tj. Hope, Natsu, Laxus i Kris. Cieszymy się mocno i życzymy powodzenia w ich prowadzeniu... Jednak to post o odejściu kolejnych postaci, jakimi są Xayah z Jackiem, znaczy Jack'em (wybaczcie, nie umiem w deklinację imion).

25 maj 2018

Od Lucy CD Natsu

<poprzednie opowiadanie>
Spojrzałam na podekscytowanego Natsu, który z uroczym uśmiechem patrzył mi w oczy. Również posłałam mu uśmiech, zaciskając jego dłoń. Byłam szczęśliwa, że jest teraz ze mną i trzyma moją rękę. Niby to coś drobnego, a tak mocno raduje moje serce. Spojrzałam na lekarkę, która również miała uśmiech na twarzy. Po chwili zakończyła badanie i wyprostowała się.
-Będziecie mieli zdrową dwójkę maluszków. Wszystko rozwija się prawidłowo. -powiedziała, po czym pomogła mi się ogarnąć po badaniu.
Natsu pomógł mi zejść z krzesła, a ja od razu pocałowałam go w usta.
-Natsu... Nie mogę się doczekać, aby je ujrzeć.-szepnęłam.
-Ja też. Chodźmy już do domu.
Jak to cudownie brzmi. Teraz mam kogoś z kim mogę razem wrócić do domu. A za niedługo będę mogła gotować, bawić się z naszymi maluszkami.
Kiedy wróciliśmy do domu, Natsu pomógł mi przejść do salonu, gdzie usiadł obok mnie. Jego duża, ciepła dłoń ulokowała się na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się do niego.
-Jak myślisz... Do kogo będą podobni?
-Po tobie na pewno urodę. A po mnie charakterek.-zaśmiał się i mnie do siebie przytulił.
-O nie. Byle nie.-dodałam,uśmiechając się.-Nie wytrzymam z tyloma małymi potworkami.
Natsu się zaśmiał, po czym mnie pocałował w usta. Zaśmiałam się i odwzajemniłam jego pocałunek. Położyłam dłoń na jego policzku, a potem posunęłam ją w jego włosy. Tak ładnie pachnie...

~Miesiąc później~
Stałam w kuchni, przyrządając obiad dla Natsu, Rosalie i Happy'iego. Byłam uśmiechnięta, bo wiedziałam, że lada chwila urodzą się maleństwa. Natsu wraz z Exceedami siedział w salonie i chyba rozmawiali. Nagle lekko mi się zakręciło w głowie. Oparłam się o blat, łapiąc się za głowę.
-N-Natsu... -powiedziałam, a potem wrzasnęłam, czując ból w brzuchu. -Natsu!
Po moich nogach coś pociekło. To już! Jak to mocno boli! Po chwili w kuchni znalazł się chłopak, który mnie złapał w boku. Znowu wrzasnęłam ze łzami w oczach.
-Natsu! Boli! -wykrzyczałam. -Nie dam rady się ruszyć!
Mój mąż mnie pochwycił mnie i wybiegł z domu. Widziałam, że panikuje, że nie wie co się dzieje, że jest zagubiony. Zacisnęłam w dłoni jego ramię i znowu wrzasnęłam. Niech już to będzie koniec... Chcę zobaczyć nasze maleństwa...
~~~
Ułożono mnie na fotelu, a wokół mnie biegały pielęgniarki. Natsu usiadł obok i od razu złapał mnie za rękę. Zacisnęłam ją bardzo mocno, krzycząc w niebogłosy. Spojrzałam na Natsu ze łzami w oczach. Wręcz zalewałam się słoną cieczą, która zlewała się z moim potem. Ponownie wrzasnęłam... To już czas... Maluszki, wychodźcie do mamy i do taty... Jesteśmy już gotowi...
Po kilku godzinach byłam już wymęczona i ledwo trzymałam dłoń Natsu. Po chwili opadłam z sił, a chłopak pocałował mnie w czoło.
-Byłaś dzielna... Już są... Są z nami.
Usłyszałam głośny płacz. To one. Nasze maluszki. Uniosłam powieki, choć było to teraz dla mnie ciężkie. Widziałam dwójkę uroczych bobasów. Pielęgniarka podała jednego dla mnie, a drugiego dla Natsu.
-Witaj Kagehira... Przywitaj się kochanie z rodzicami... -szepnęłam, przykładając dłoń do ciałka małego dziecka.
Chłopczyk od razu pochwycił mój palec. W moich oczach stanęły łzy. Jaki on piękny... Natsu z kolei patrzył jak zaczarowany na drugiego chłopca, a po jego policzku popłynęła łza. On również był piękny... Uśmiechnęłam się.
-Natsu... Nie płacz... Chyba, że to łzy szczęścia... -szepnęłam.
-Tak... Lucy, to łzy szczęścia... -mój mąż przytulił do siebie drugiego chłopczyka. -Liddan... Witaj na świecie...
Natsu położył głowę na mojej głowie, patrzac nadal na maluszka. Ja z kolei ucałowałam głowę Kagehiry.
-Natsu... Kocham cię...
-Ja ciebie też kocham, Lucy...
Po kilkudniowym przebywaniu w szpitalu, mogliśmy opuścić oddział wraz z naszymi dziećmi. Byłam taka szczęśliwa, że urodzili się zdrowi. Mały Kage leżał w moich dłoniach, patrząc na mnie i się uśmiechając. Liddan z kolei spał w ramionach Natsu. Spojrzałam na Natsu, który szeroko się uśmiechnął. Zauważyłam Mirajane, która do nas pomachała. Podeszliśmy do niej, a ta z rozczuleniem spojrzała na maluszki.
-Jakie one piękne! -powiedziała, głaszcząc po głowie Kagehirę.
Chłopczyk się nieco skulił i wtulił w moją pierś. Zaśmiałam się i przytuliłam dziecko do siebie.
-Mirajane... Chcesz być matką chrzestną Liddana i Kagehiry? -zapytałam.
Białowłosa się uśmiechnęła i pokiwała głową.
-Tak! Bardzo chętnie. -powiedziała.
Naprawdę mam szczęśliwą rodzinę... Jestem ja, Natsu i nasze maluszki... To niesamowite... Jakie to cudowne... Kocham ich wszystkich...
<następne opowiadanie>
<Natsu? >
Ilość słów: 685

Od Natsu cd. Lucy

Będziemy mieć bliźniaki.... To cudowne!  Pocałowałem Lucy w czoło ze szczęścia. Następnie poszukaliśmy nowego dla nas wszystkich domu. Co jakiś czas zerkałem na Lucy, w końcu była w 3 miesiącu ciąży, więc postanowiłem na nią uważać i we wszystkim ją wyręczać. Na chwilę kucnąłem i przyciągnąłem Lucy, a swoje ucho położyłem do jej dużego brzuszka i słuchałem jak dzieciaki kopią...
- Natsu... - zaczęła Lucy
- Ale kopie, jeden z nich będzie łobuzem - zaśmiałem się
Po tych słowach wstałem i ruszyliśmy dalej. Po kilku godzinach znaleźliśmy idealny dom dla naszej rodzinki. Kupiliśmy go i od razu Lucy zaczęła wyobrażać jak tu będzie wyglądać. Zaśmiałem się na to.
- Już nie będę musiał włamywać się do twego mieszkania by spać z Tobą w twoim łóżku. - rzekłem z uśmiechem.
Lucy pokiwała tylko głową i zabrała się za wypakowywanie rzeczy, ale ja to zrobiłem za nią. Po przyjściu Gray'a wnieśliśmy meble, a po udanej przeprowadzce postanowiliśmy jutro urządzić parapetówkę.

Następnego dnia pomagałem Lucuś w kuchni, by wszystko było gotowa na wieczór. Poszedłem zrobić zakupy. Po drodze spotkałem Laxusa , który szedł na misje. Pogratulował mi zostania ojcem i odszedł. Następnie szybko udałem się do Lucy. Moja żona mnie okrzyczała za spóźnienie, ale po chwili pocałowała. Uśmiechnąłem się i odwzajemniłem pocałunek. Godzinę później zjawił się Gajeel, Levy, Erza, Gray, Juvia, Wendy i Jellal. Wszyscy pogratulowali nam zostania rodzicami i zaczęliśmy balangę. Obsługiwałem Lucuś i byłem na jej skinienie ręki. Nawet docinki Gajeela i Graya mi nie przeszkadzały. Po imprezie posprzątałem i zaniosłem Lucy do sypialni. Sam ułożyłem się ostrożnie obok niej i zasnąłem... Następnego dnia wybraliśmy się do teatru na jakąś sztukę, ale się nie przejąłem za bardzo tym. Ważne by Lucy była szczęśliwa.

https://78.media.tumblr.com/7d4b5c7fd76c205d862cffb15ce9d66e/tumblr_odtla4XPmI1r2s4n3o1_1280.png~5 miesięcy później~
Lucy była już w ósmym miesiącu ciąży, a za miesiąc miały się urodzić nasze dzieci... To było niesamowite! Lucy leżała na łóżku, a ja kucnąłem obok łóżka i dotknąłem jej brzucha...
- Już niedługo będziecie na tym świecie maluszki - szepnąłem do brzucha Lucy
Lucy się uśmiechnęła na me słowa. Muszę przyznać jej brzuszek jest okrągły jak balonik...  Jednak i tak ją kochałem.  Każde zachcianki jakie miała spełniałem jej... Jednak raz wybrałem się do gildii i by pogadać z Mirą. Mirajane wypytywała mnie o wszystko, co dotyczyło Lucy... Miałem już zawroty głowy od jej pytań, ale odpowiadałem na nie. Nawet Erza potwierdziła, że się uspokoiłem od kiedy jestem z Lucy w związku małżeńskim i spodziewamy się dzieci...  Na prawdą aż tak się uspokoiłem? "Igneel, gdybyś ty tu był i to widział? Ciekawe co byś powiedział, że twój syn się ustatkował?" Uśmiechnąłem się na słowa Erzy i Miry, ale ja już się spieszyłem do mojej małżonki... Mieliśmy dzisiaj badanie ostatnie lub przedostatnie, już nie pamiętam mające na celu sprawdzenia czy wszystko dobrze z dziećmi itp. Po dotarciu do domu i pomocy Lucy po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Lekarz wziął ją na badania, a ja musiałem czekać, co mnie irytowało. Nie wiem ile musiałem czekać na pozwolenie by wejść do Lucuś, ale w końcu się doczekałem na to! Prawie wbiegłem do gabinetu i usiadłem przy Lucy... Ciąża rozwijała się prawidłowo, dzieci nadal zdrowe, a za miesiąc Lucy rodzi... To było niesamowite, już niedługo mieliśmy zostać rodzicami, dwójki dzieci... Jaki byłem podekscytowany ....
<Lucuś?? Opiszesz poród?? >

<Następne opowiadanie>
Ilość słów: 533

24 maj 2018

OD Kurona CD Shizune


– Coś ci nie idzie młody – Shiru patrząc na młodziaka usiadł na kuchennych kafelkach i długimi szponami tylnej łapy podrapał się za uchem. Kuron spiorunował go morderczym spojrzeniem, na co ten tylko się zaśmiał.
- Jesteś jednak chuj – westchnął po czym podniósł się z podłogi. Przeciągnął się leniwie.
- No co ty nie powiesz? -  zarechotał nie przestając się drapać.
- Wszy masz? - popatrzył na pieczęć z góry.
- Pchły tępa pało – biedny „piesek” nie mógł przestać się drapać. Jak to się stało, że, w pewnym sensie demon, złapał jakieś ziemskie robactwo? Otóż w trakcie porannej przechadzki przez miasto Shiru został zaczepiony przez grupkę bezdomnych psów. Dał im szanse. Kilka sekund na oddalenie się jednak te nie wykorzystały szansy i spłonęły żywcem w ogniach piekielnych, oczywiście wcześniej zarażając pieczęć pchłami.
- Dobrze ci tak. Karma wraca.
- Ciekawe czy będzie ci tak do śmiechu kiedy ciebie też to dotknie – Kuron chciał już coś powiedzieć jednak zwierzę przerwało mu zanim wypowiedział choć jedno słowo. - Królewna ci gdzieś uciekła.
- Ta wiem. Właśnie do niej idę. Jeśli się tego pozbędziesz – wskazał na rogi. - Jutro kupię ci jakąś maść na te robaki.
- Stoi – i już po chwili rogi, ogon oraz skrzydła zniknęły przywracając ciało Kurona do normalnej, ludzkiej postaci. Powoli ruszył w stronę łazienki. Słyszał cichy głos dziewczyny, jednak zignorował go. Ani trochę nie przejmował się tym, że jego gość mógł nie mieć ochoty na spędzenie bardzo przyjemnej nocy, dla Kurona rzecz jasna. Kiedy tylko zauważył, że drzwi do pomieszczenia są delikatnie uchylone bez zastanowienia wszedł do środka. Oparł się o framugę i przyglądał stojącej naprzeciwko niego Shizune okrytej ręcznikiem. Nie był on duży dzięki czemu demon mógł spokojnie oglądać jej nogi. Fioletowowłosa cofnęła się kawałek kiedy Kuron postawił krok na przód. Odeszłaby dalej jednak drogę ucieczki zablokowała jej wanna.
- Miło, że pomyślałaś o kąpieli. Chętnie skorzystam – uśmiechnął się zadziornie podchodząc do niej. Odkręcił wodę żeby wypełnić wannę ciepłą wodą. - Bardzo nam się to przyda – położył dłonie na jej biodrach zanim ta zdążyła uciec.
- J-ja… M-my… Powinnam… I-iść... - biedna nie mogła wykrztusić z siebie żadnego sensownego zdania. Chyba większość alkoholu zdążyła już z niej wyparować.
- Spokojnie – zbliżył się do niej. - Będzie bardzo przyjemnie – cmoknął delikatnie jej usta po czym zszedł z pocałunkami do jej szyi. Jedną z dłoni demon złapał za ręcznik, który był obecnie jedyną częścią ubioru dziewczyny i zrzucił go na ziemię jednym ruchem. Jego siła w porównaniu do niej była zdecydowanie większa. Na twarz dziewczyny wpłynął rumieniec. Nie wiedziała co ma zrobić. Była zbyt zestresowana żeby powiedzieć mu, żeby się odsunął i zostawił ją w spokoju. Chociaż oczywiście zignorowałby jej słowa. Kuron położył dłonie dziewczyny na sprzączce od paska dając jej wyraźnie do zrozumienia co powinna zrobić. Niepewnie rozpięła jego pasek. Zatrzymała się na tym czekając na dalsze instrukcje. Demon westchnął głośno czując, że przestała. Ponownie oderwał usta do jej skóry. Położył dłonie na jej policzkach i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. - Nie zrobię ci nic złego jeśli będziesz współpracować – uśmiechnął się wystawiając kły. - Przysięgam, że nie pożałujesz i będziesz prosiła o więcej.

<Shizune?>
Ilość słów: 515

Od Lucy CD Natsu

<poprzednie opowiadanie>
Byłam zestresowana od czasu mojego pierwszego razu z Natsu. Spóźniał mi się okres. Myślałam, że zwariuję, jednak...
Natsu w tych chwilach mnie nie zostawił. Myślałam, że będę sama, a on... On tego chce. Chce mieć ze mną dzieci. Nadal stałam w jego ramionach, a moje serce biło bardzo szybko. Uniosłam delikatnie głowę, patrząc mu w oczy.
-N-Natsu... Kocham cię. Dziękuję ci za wszystko... Będziemy szczęśliwi... Ty, ja i nasze dziecko... Tak bardzo... Bardzo mocno chcę być przy tobie... -szepnęłam, po czym położyłam dłonie na jego policzkach.
Natsu się szeroko uśmiechnął, po czym mnie namiętnie pocałował. Odwzajemniłam jego pocałunek, uśmiechając się i nie odrywając od niego ust. Tak. Jestem już pewna. Kocham go całą sobą. Natsu... Nie zostawiaj mnie nigdy. Czy on może mi to obiecać? Może... Byłabym taka szczęśliwa... Natsu... Kocham cię.

~Miesiąc później~
Z każdym dniem czułam, że będę szczęśliwa. Dziecko moje i Natsu rozwijało się w moim ciele, a ja każdego wieczoru nie mogłam się oprzeć, aby gładzić swój brzuch. Chciałam, aby maleństwo już od najmłodszych lat czuło, że je kocham.
-Lucy! -krzyknął nagle Natsu, wchodząc do gildii.
Spojrzałam na niego, siedząc przy barze. Rozmawiałam z Mirajane o tym, co się działo i oczywiście, wyjawiłam jej, że jestem w ciąży. Mój chłopak stanął przede mną, szczerząc się. Trzymał dłoń za plecami, aż nagle ujął moją dłoń i pokazał pierścionek.
-Lucy... Będziesz ze mną? Założymy rodzinę? Obiecuję, będziesz ze mną szczęśliwa... -szepnął.
W moich oczach stanęły łzy. Zakryłam twarz dłońmi, po czym ze szczęścia rzuciłam mu się w ramiona. Czy to jest sen? Może mi się to śni?! Moje serce biło tak szybko. Biło w rytmie radości. Byłam przeszczęśliwa. Kochany Natsu... A teraz... Teraz już za niedługo będę mogła się nazwać panią Dragneel i jego żoną... Będę jak najlepsza... Postaram się dla niego... Dla mojego narzeczonego. 
-N-Natsu... Kocham cię...-szepnęłam.
-Ja ciebie też Lucuś...

~Kolejny miesiąc później~
Wzięłam głęboki wdech, idąc w stronę altany, gdzie czekał na mnie on. Mój przyszły mąż. Natsu uśmiechał się do mnie szeroko. Na mojej twarzy też widniał uśmiech, a po policzkach płynęły łzy. Stanęłam na przeciwko księdza, a potem odwróciłam się do Natsu. Po przyrzeczeniu i wymianie obrączkami, chłopak zabrał welon z mojej twarzy i pocałował mnie.
-Kocham cię, Lucyniu...-szepnął.
-Ja ciebie też Natsu... Całym sercem...
Ruszyliśmy przed siebie, unosząc głowy i radośnie machaliśmy dłoniami do wszystkich z gildii. Spojrzałam na Natsu, który po chwili podniósł mnie i zaczał się śmiać, podobnie jak ja. Objęłam mocno jego szyję i pocałowałam go w policzek. Natsu zaczął biec do gildii ze mną na rękach. 
-N-Natsu! U-Uważaj. Jestem w ciąży, pamiętasz? -powiedziałam, po czym wtuliłam się w jego ramię. 

~Kolejne dwa miesiące później~
Już dobrze widziałam, jak wyglądam. Mój brzuch był większy, a moje dłonie nie chciały się od niego oderwać. Moje maleństwo. Już chcę je ujrzeć. Chcę zobaczyć ten mały uśmieszek, ten dziecięcy płacz. Nagle ktoś stanął za mną i pogładził mój brzuch. Dotknęłam tych silnych dłoni.
-Jak się czujesz, Lucy? -zapytał mnie Natsu i pocałował mnie w kark. 
-Wszystko dobrze... Pamiętasz, że dzisiaj mamy badanie? -powiedziałam, po czym odwróciłam do niego głowę. 
-Pamiętam. Oczywiście. Jak nazwiemy go lub ją? -zapytał. 
-Chciałabym, aby synek miał na imię Liddan, Kagehira lub Igneel. A dziewczynka Nashi. Co sądzisz? -spytałam, odwracając się do niego. 
-I-Igneel? N-Naprawdę? 
-Tak Natsu. Specjalnie dla ciebie. -pogladziłam jego policzek.
Chłopak mnie pocałował, a ja to odwzajemniłam. Jest kochany. To w końcu mój mąż, a ja teraz mogę śmiało się nazwać pani Dragneel. 
~~~
Wraz z chłopakiem weszliśmy do gabinetu ginekologicznego. Rozejrzałam się i wtedy zauważyłam uśmiech kobiety, jaka zajmowała się moją ciążą. Usiadłam na fotelu, łapiąc dłoń Natsu. Lekarka zajęła się badaniem, a wtedy uśmiechnęła się do mnie. 
-Gratuluję wam. To bliźniaki. -powiedziała. 
W moich oczach stanęły łzy. Popatrzyłam na Natsu, po czym zacisnęłam jego dłoń. 
-Natsu... Słyszysz... To bliźniaki... Natsu, będziemy mieli dwójkę... -szepnęłam, po czym uśmiechnęłam się uroczo. 
<następne opowiadnie>
<Mężusiu? ^^>
Ilość słów: 636

Od Natsu cd. Lucy +18

Po wspólnie spędzonej nocy, wstałem o dziwo pierwszy. Lucy jeszcze spała... "Czy my właśnie to zrobiliśmy?" przemknęło mi przez myśl.. Byliśmy nadzy. Ziewnąłem i delikatnie pocałowałem Lucy w czoło, po czym się ubrałem oraz wyszedłem. Nie powiedziałem Lucy prawdy jaką poznałem, ani nie oddałem jej tego co znalazłem, prawda? Sam już nie pamiętam, ale  chyba jednak nie dałem jej tego.  Poszukałem tego i znalazłem po godzinie. Powinna znać prawdę o mnie... Wróciłem do niej dopiero pod wieczór i wręczyłem jej prezent, którym była piosenka od jej mamy, która zaśpiewała ją sama. Lucy miała łzy w oczach i podziękowała mi...
Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem jej prawdę, kim jestem i kim dla mnie Zeref oraz to jak jej matka mnie i innych smoczych zabójców sprowadziła z odległej przeszłości, prawdopodobnie 400 lat temu...  Czekałem na jej reakcję, czyli krzyk i słowa, że nie chce mnie znać, ale zamiast tego powoli zaczęła  całować moją twarz, zostawiając ślady po krwistoczerwonej szmince - najpierw bardzo mocne, później o wiele słabsze. Błądziła  rozgrzanymi dłońmi po moim torsie, jeszcze osłoniętym wyprasowaną granatową koszulą. Gdy złożyła  kolejny pocałunek na mojej szyi, pomału zabrała się za rozpinanie pierwszych guzików koszuli. Podczas tego zajęcia oczywiście utrzymywała kontakt wzrokowy ze mną, gdyż jeszcze bardziej mnie to podniecało, a jednocześnie przeszywał na wylot. Ściemnione światła dodawały klimatu, widziany przeze mnie obraz był lekko zamazany, lecz nie na tyle, bym nic nie widział  - wręcz przeciwnie, ja wszystko dobrze widziałem, w tym łakomy wzrok Lucy . Przy ostatnim guziku  przerzuciłem Lucy  na dół, dzięki czemu dokładnie mogła  zobaczyć każdy mięsień rozpalonego ciała. Tym razem to ja zająłem się zdjęciem jej ubioru i pierwsze, do czego się rzuciłem, było rozpięcie zamka od spodni, który rozpinałem bardzo powoli, wzmagając dziewczyny niecierpliwość. Spodnie wylądowały gdzieś daleko na dywanie, za nimi poszła również moja koszula , którą sama odrzuciła. Łapczywie zacząłem obcałowywać Lucy uda, zostawiając gdzieniegdzie malinki. Na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech, na twarzy dziewczyny również, mimo że zaciekle ugniatałem jej uda, co chwila, pieczętując je pocałunkiem. Wyciągnęła  swoje dłonie w stronę mojego torsu, gładząc moją miękką skórę. Mój oddech  czuła na całym ciele. Delikatnie rysowała  szlaczki na mojej skórze swoimi paznokciami, zostawiając białe ślady. Moje ręce powędrowały pod jej bluzkę, na płaski brzuch i wyżej, do piersi, które zostawiłem na razie samotne. Sprawnym ruchem pozbawiłem ją górnej części ubioru, jakim była niebieska bluzka. Pozostała w samej bieliźnie, choć wiedziała , że na tym się jeszcze nie skończy. Obserwowała  dokładnie unoszenie się moich spodni,który coraz namiętniej obdarzał jej ciało pocałunkami, przyprawiając ją o kolejne dreszcze, które wstrząsały Lucy  ciałem. Niewyobrażalnie szybko   postanowiłem odkryć to, co ona chciała  ukryć - mianowicie dobrałem się do  jej klamry od biustonosza, na co białowłosa wydała  cichy pomruk zadowolenia. Klamra posłusznie ustąpiła, dzięki czemu jej biust odetchnął świeżym powietrzem - niemal widziała , jak mi zaświeciły się oczy. Przypadkiem, a może i celowo zahaczyła  dłonią o nabrzmiałe miejsce w moich spodniach, na co wydałem cichy syk.
-Cholera jasna, Lucy...- chwyciłem ją delikatnie za lewą pierś, po czym znowu musnąłem językiem jej brzuch.
https://i.ytimg.com/vi/AcgJoEjoKfQ/maxresdefault.jpgPosunąłem się dalej, językiem zacząłem krążyć wokół jeszcze nietkniętych twardych brodawek.Moje zęby ścisnęły jeden z guzków, na co jęknęła  i znowu musnęła  moje krocze. Gdy mi znudziła się zabawa piersiami, zszedłem niżej, zdejmując ostatnią część bielizny - koronkowe, czarne majtki.
Nie chcąc pozostać dłużna, chwyciła mój pasek od spodni i sprawnie go rozpięła. Już miała  rozpinać spodnie, by móc dojrzeć mój skarb, gdy chwyciłem ją za rękę.
-Na pewno tego chcesz?- zapytałem znienacka, wstrzymując oddech.
-Tak, z Tobą zawsze.- odparła, kontynuując.
A więc gdy odchyliła  materiał dżinsów, ukazały jej się nabrzmiałe bokserki, które czym prędzej odchyliła. W nich siedział prawdziwy potwór - gruby, długi, śliski i napięty - każdy wie, co to było.
-16?- zapytałam, biorąc do ręki gorące moje przyrodzenie.
-18.- odpowiedziałem, uśmiechając się w moją stronę.
-Mogę?- znów zapytała , na co zadowolony pokiwałem głową. Tym razem to ona przejęła  pałeczkę z zadziornym uśmiechem i dobrze chwytając w dłonie mojego penisa, ręką zaczęła  jeździć w górę i w dół, czasami liżąc jego główkę, jedynie dla mojej przyjemności. Po kilku minutach jej nieustannych działań ... (nie wiem jak to inaczej nazwać) był gotowy do użycia, a ja wyraźnie dałem jej znak, żeby  kończyła swoją pracę. Zanim jednak odciągnęła swoje usta od mojego członka, poczuła  na swojej kobiecości język, przez co wbiła  z lekka paznokcie w brzuch przedstawiciela płci silnej. Ja jednakże nie zważając na wbite w swój brzuch szpony, kontynuowałem wcześniejsze zajęcie, doprowadzając ją do szaleństwa. Dosłownie chwilę przed wybuchem przerzuciłem Lucy na spód i pocałował w usta, ręce kładąc na jej piersiach, po czym miażdżąc sutki. Mruknęła  cicho, dwie dłonie kładąc na mych barkach i zamykając fikuśnie oczy. Gdy otworzyła  patrzałki, trzymałem w ręce swojego potwora i jeszcze lekko przygotowywałem go ręką, powędrował do szafki nocnej, w poszukiwaniu zabezpieczeń, które wkrótce potem wyjąłem odruchowo.
- Nie będą nam potrzebne.- uśmiechnęła  się, odkładając opakowanie kondomów ponownie na szafce nocnej. -Chcę mieć z tobą dzieci.- znów chwyciła moje przyrodzenie i chwilę je pośliniła  i "potrzepała ", następnie przekazując je w dłonie właściciela.
https://i.pinimg.com/474x/70/6b/54/706b5496e026c6cff302ae1307cfaa73--anime-shojo-anime-manga.jpgChwilę się przymierzałem, a gdy już dobrze się ulokowałem, poruszyłem penisem kilka razy, po czym swoim przyjacielem wszedłem w Lucy. Głośno westchnęła, uśmiechając się błogo, zacisnęła  dłonie na moich barkach, przez co coraz to bardziej przyśpieszałem swoje i tak szybkie ruchy. Co 2chwila zwalniałem, masując jej brzuch lub piersi, czasami składając na nich również pocałunki. Przeciągle mruczała, gdy moje ruchy były już bardzo szybkie, a w niej kumulowało się wiele energii i niezaspokojonej rozkoszy. Objęła mnie, gdy przybliżyłem swoje ciało do jej, rozpłaszczając cycki, z tyłu objęła  jego biodra nogami. Nigdy nie myślałem , że kiedykolwiek przeżyję coś tak wspaniałego!
-Ja, już...nie dam rady...- krzyknęła, zagryzając wargę, tak, że strużką popłynęła z niej krew, nie uniemożliwiło jej to jednak krzyku, który był objawem rozkoszy, jaką  sprawiałem jej swoimi piekielnie mocnymi pchnięciami.- Nat...Natsu!Natsu,Natsu!- krzyknęła, znów rysując na moich plecach krwawe blizny.
Nim się obejrzała, zasłoniłem jej usta, by choć trochę zagłuszyć jej krzyk. W swoim podbrzuszu czuła  pulsujące, nadal poruszające się w niej z niemniejszą prędkością żywe ciało, które w dodatku należało do mnie, gdzie z potem na czole powstrzymywałem  również zbliżający się wytrysk. Niedługo po tym, jak zablokowałem jej usta, ogarnęło ją błogie uczucie, przez które nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ja również długo nie wytrwałem, gorący biały płyn rozlał się we wnętrzu ciała Lucy, a dla mnie była to jeszcze większa przyjemność. Padłem na Lucy, przygniatając ją swoim ciałem, poczuła  znowu jego gorące usta.
-Poddajesz się?- zapytałem, gdy zamykałem ją w swoim objęciu.
-Ja? Nigdy.- powiedziała  całkowicie zgodnie z prawdą i uwalniając się z silnych moich  ramion, znów chwyciła mój  członek  i odgarnęła  włosy, biorąc go do buzi.
-Lucy, cholero...- wygiąłem się, widząc i czując jej poczynania. Raczej wiedziałem, że dzisiejsza noc się na tym nie skończy... Kiedy dziewczyna skończyła robić nagłą i niespodziewaną rzecz, zapytała się zmęczona:
- Gorąco Ci, bo mi tak...
- Mi też... Ale nie mam zamiaru robić sobie przerwy- powiedziałem zdyszany.
- To chodź...- odbiła piłeczkę, po czym wstała z łóżka i podążyła w stronę łazienki. Poszedłem za nią. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nagle wciągnęło mnie coś pod prysznic. Drzwi od kabiny zamknęły się, tuż po tym, jak przekroczyłem próg. Stała tam Lucy, która włączyła lodowatą wodę. Przez pierwsze kilka sekund było super, bo ciecz zmyła z nas pot, jednak po chwili zrobiło nam się cholernie zimno z powodu jej niskiej temperatury. Zacząłem namiętnie całować Lucy . Ta podskoczyła i nogami owinęła mnie w biodrach. Przyparłem ją do ściany. Dziewczyna z każdym pocałunkiem zaciskała nogi coraz mocniej, po to, żeby mnie sprowokować... Lucy złapała mnie za kark, a potem za włosy. Jej palce jeździły po mojej mokrej głowie. Po tym, jak wszedłem w dziewczynę, ta zaczęła mruczeć z podniecenia. Jej jęki miały różne znaczenia. Te, które miały niski ton, a kończone były wdechem, pokazywały, że teraz odczuwa ból połączony z czymś przyjemnym, zaś takie, które miały wysoki ton oznaczały, że przeżywa uczucie błogości. Jednak był też trzeci. Taki, który był zarazem głosem pożądania, jak i chęci na mocniejsze wrażenia, ogólnie głos mówił "jeszcze". Oboje byliśmy lekko zmęczeni z powodu poprzednich igraszek, ale nie mieliśmy zamiaru przestawać. Po prostu połykaliśmy ściekającą po nas wodę. Ciało Lucy  wrzało i pulsowało, gdyby nie to, że byliśmy pod włączonym prysznicem, dziewczyna mogłaby mnie "poparzyć"… Chwyciłem zębami jej ucho, na co ona zareagowała jęknięciem. W zamian ona wbiła się w moją wargę, pociągnęła i nadgryzła ją. Z niej zaczął ciec cieniutki strumyczek krwi. Po godzinie prysznicowej http://images6.fanpop.com/image/photos/37500000/-Nalu-Natsu-x-Lucy-nalu-37542911-500-353.jpgzabawy padaliśmy z nóg, ale kontynuowaliśmy zabawę idąc w kierunku łóżka. Położyliśmy się na łóżku, ale Lucy położyłem na dole, na brzuchu i wszedłem w nią, dość ostro..
- Cholera, Lucy.... Cały płonę... - wyjęczałem i doszedłem w tym samym czasie, co dziewczyna... Po kilku minutach odpoczynku...
- Chcesz coś do picia albo do jedzenia?- spytałem.
- I to, i to...- odpowiedziała zdyszana Lucy . Z szafki wyciągnąłem wodę i sok o smaku wiśni, następnie poszedłem po coś do kuchni i coś zacząłem przygotowywać, za kilka minut będzie gotowe, więc na te kilka minut wróciłem do Lucy . Kiedy zacząłem przytulać dziewczynę, jej plecy okazały się być zimne jak lód! I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że przyparłem ją do ściany, za którą biegną rury z zimną wodą... Otuliłem dziewczynę kocykiem. Obu nam zrobiło się zimno, więc chcieliśmy coś na siebie założyć, ale z racji tego, że Lucy  nic tu nie miała oprócz lekko brudnej sukienki dwuczęściowej, wyciągnąłem z szafy duży brązowo-biały polar, który zasłaniał jej ciało, aż po połowę ud. Nałożyłem jej na stopy duże, ocieplane skarpety, po czym zacząłem je całować i masować. Zszedłem na chwilę na dół, żeby nałożyć jedzenie dla niej, a gdy wróciłem Lucy  już słodko spała. Odłożyłem talerz z jedzeniem na mały stoliczek i usiadłem obok leżącej dziewczyny.
Położyłem się obok niej i zakryłem ją grubą puchową kołdrą. Pocałowałem ją w policzek i zasnąłem. Rano obudził mnie pocałunek w czoło. Leniwie otworzyłem oczy. Przede mną leżała dziewczyna moich marzeń jak zawsze z uśmiechem na twarzy.
- Spałeś pod samym kocykiem...
- Taaaak…- ziewnąłem.
- Oj miśku...- wtuliła się we mnie dziewczyna.- Oj wariacie…
- Ale następnym razem powiedz, gdy będzie Ci zimno pod prysznicem...
https://i.pinimg.com/474x/91/b2/be/91b2be784c8a7305c1f36749f4cde160--fairy-tail-nalu-fairytale.jpg- Okay... - odpowiedziała zarumieniona Lucuś. Wstałem i podszedłem do talerza z jedzeniem. Mimo że  było ono zimne, smakowało pysznie! Leżałem obok Lucy patrząc na jej piękną twarz.
- Co się tak patrzysz? – zapytała.
- Po raz pierwszy widzę Cię bez makijażu…
- CO?!- dziewczyna zakryła twarz dłońmi, ale ja je odsunąłem i nadal wpatrywałem się w jej naturalną zarumienioną skórę.- Nie patrz… Jestem brzydka.
- Co ty gadasz? Wyglądasz ślicznie. Dla mnie nie musisz się malować…
- Ale to nie dla Ciebie! To po to, żebym nie czuła się brzydka…- zachichotała. - Powinnam wracać, jestem spóźniona, wiesz?
https://i.pinimg.com/736x/d2/95/c0/d295c02fee6acb4f9761eb49d03739ff--natsu-lucy-natsu-x-lucy-lemon.jpg- Wiem, ale było warto.- odpowiedziałem.- Chodź. Odprowadzę cię.- uśmiechnąłem się. Ale gdy chciałem wstać i pójść do szafy to Lucuś chwyciła mnie za rękę.- Tak?
- Wiesz… Tak sobie pomyślałam, że…-  przygryzła dolną wargę.- Głupio mi mówić, ale spodobało mi się… No wiesz.- Uśmiechnąłem się przebiegle. Zdjąłem z dziewczyny polar i zakryłem nas kołdrą i zbliżyłem usta do jej ucha i je polizałem oraz szepnąłem: "Kocham cię". Na co Lucuś zarumieniła się i zakryła twarz oraz skuliła się, ja się tylko szeroko uśmiechnąłem i zacząłem ją obcałowywać, jednocześnie okrywając nas kołdrą.

~Dwa tygodnie później~

Lucy chodziła od jakiegoś czasu podenerwowana.. W sumie też inny zapach wydzielała niż wcześniej. W końcu spojrzała się na mnie i rzekła:
- Miesiączka mi się spóźnia... Natsu... Ja... mogę być w ciąży ... - wyjąkała ..
https://i.pinimg.com/564x/3b/c1/d8/3bc1d8e73d6da80df2d99cbe40edcd0c--loke-fairy-tail-fairy-tail-anime.jpg"Co?! Lucuś w ciąży?! Może dlatego inaczej pachnie?" przemknęło mi przez myśl... Muszę jakoś  zareagować.. Tylko jak?  Wstałem  i ją przyciągnąłem do siebie, obejmując ją mocno
- Tak, bardzo się cieszę.. Fajnie by było mieć czworaczki lub trojaczki... - powiedziałem z uśmiechem
Lucy wybuchnęła śmiechem na moje słowa... 
- No weź! Jeśli będą tacy jak ty, to nie wytrzymam nerwowo - zaśmiała się 




<Lucuś? Jesteś w ciąży? Jak zareagowałaś na prawdę jaką Ci Natsu przedstawił.??>

<Następne opowiadanie>
Ilość słów: 1975

21 maj 2018

Od Iwo co.d: Angelo

               <poprzednie opowiadanie>

Chwilę przeteażałem słowa Angela.
Nie wiadomo co jest tam w lesie, ale czy ja mam coś aktóalnie do roboty ? Nie.
- Zgoda-uścisnąłem mu dłoń- Kiedy wyruszamy ?
- Teraz, zaraz, jak najszybciej ?-odpowiedział
- Tylko skoczę po parę drobiazgów i zaraz wracam-meugnąłem zadowolony do chłopaka i zwinnie wskoczyłem na konia
Alfaar z powodu swojego młodego wieku staną dęba i z dzikim rżeniem wywinąć parę susów wywalając tylne nogi do tyłu. Cierpliwie poczekałem aż się uspoki i najzwyczajniej w świecie pogalopowałem do domu.
Zacząłem się oriętować już dosyć dobrze w tutejszym ukształtowaniu terenu (choć jednak wolę swoją pustynię) i po chwili znalazłem się pod domem.
Zaciągłem mocno konia a ten zarył kopytami w ziemi, nawet nie zdążył się pożądanie zatrzymać a ja już zawiązałem go pobliską latarnię.
- Czekaj tu grzecznie-i wbiegłem do mieszkania
Spakowałem tylko jeden mini tobołek w którym znalazły się moje najważniejsze i najpotrzebniejsze żeczy i po chwili już dosiadałem tego dzikusa.
Czułem jak jest podekscytowany, co chwila brykał albo robił baranki. Doskonale wiedział że jedziemy na kolejną wyprawę a on to po prostu kochał, z resztą tak jak ja.
Zatrzymałem konia w tym samym miejscu w którym pozostawiłem blondyna, jeszcze go nie było więc zeskoczyłem z siodła i oparłem głowę o łeb konia.
Zacząłem mu przesyłać obrazy w których komunikowałem mu że to jest dosyć długa podróż i nie będę tolerował złego zachowania. Od teraz ma być opanowany.
Koń jak by w odpowiedzi parskną a ja pogładziłem go po szyi.
Moje plemię wywodziło się od zawsze z umiejętności "rozmawiania z koniem" jak to mówią zwykli przyziemni ludzie.
W tamtych stronach mamy posłuch u innych plemion, jesteśmy jednym z najstarszych rodów. Chodzą legendy że nasz rud wywodzi się z dzikich zrobionych z wiatru i piasku koniach...
Mój dom...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Angela
- Gotowy ?-patrzył na mnie uważnie a ja potwierdziłem skinienie mnie głowy
- Jak masz jakiś bagarz to go daj, przytroczę do siodła-zaproponowałem i po chwili nasze bagaże zwisały przypięte do siodła- Ruszamy przygodo !
Oboje zaczeliśmy się śmiać.
Szliśmy dobre dwie godziny, od czasu do czasu rozmawialiśmy, tak, Angelo to zdecydowanie dobry kompan na takie wyprawy.
Jest ogarnięty i sam umie o siebie zadbać nie trzeba go niańczyć. Jest pomocny i ogólnie uwarzny.
Szliśmy bitą drogą w lesie, wiał przyjemny ciepły wietrzyk a pomiędzy drzewami co jakiś czas było widać świetliki.
- Ładnie tu-stwierdziłem rozglądając się
- Tak, tutaj zawsze jest ładnie-potwierdza
Nagle do mojego umysłu wdziera się obraz czegoś kryjącego się w lesie.
Stanąłem i popatrzyłem uwarzny na Faara który staną i cały spięty opserwował las po naszej prawej stronie, tak to na pewno od niego dostałem informację.
- Mam nadzieję że tym razem to nie będzie wiewiurka-zwracam się do konia- Bo jeżeli tak to nie dostaniesz dodatkowej porcji siana-pogroziłem mu palcem ale doskonale wiedziałem że na pewno to nie jest wiewiurka. Koń wdychał zapachy niesione przez wiatr, jego nozdrza co chwilę pracowały to się rozszeżając to kurcząc
- Co jest ?-pyta blondyn
- Alfaar wyczuł coś w lesie-mówię
- Powiedział Ci ? Jak?-był wyraźnie zaciekawiony
- Przesłłał mi obraz do głowy-odpowiedziałem zdając sobie doskonale sprawę jak to brzmi
W tej samej chwili coś złamało gałązkę w lesie, wąż Angela zasyczał, Odala całą się zjeżyła a z jej trzewi wydobywał się dziki warkot a Alfaar zaczą przebierać nogami w miejscu.
- Co u diabła ?..

Angelo ?

Ilość słów: 554

Od razu mówię, to może być jakieś normalne zwierzę typu bodajże niedźwiedzia.

Od Angelo c.d: Iwo


Tak jak się spodziewałem, gdy tylko właściciel tawerny spostrzegł, że znowu coś przeskrobałem, z miejsca wykopał mnie i białowłosego chłopaka z lokalu. Nie zamierzam przekonywać, że na to nie zasłużyłem, ale z drugiej strony, czy to była moja wina, że szklanki same tłukły się na mój widok? Przecież każdemu mogło się zdarzyć, nawet ten... szósty raz. W końcu można mieść czasem większego pecha, prawda?
Po opuszczeniu przybytku zamieniłem kilka słów z nowo poznanym magiem. Nie był zły, że tak niefortunnie na niego wpadłem, oblewając przy okazji całe jego odzienie solidną porcją zimnej wody. Jak się okazało, nazywał się Iwo i należał do Fairy Tail. Na kolejne nieszczęście, legalnej gildii będącej istnym przeciwieństwem mojej. Cóż, szybko uznałem, że nie musiał wiedzieć o tym fakcie, dlatego... zachowałem go dla siebie. W końcu nie miałem złych zamiarów, nawet jeśli Ivan, mistrz Raven Tail, najchętniej zesłałby na jej członków plagi egipskie i jeźdźców apokalipsy. Umówmy się, kogo jak kogo, ale mnie akurat nie interesowały jego animozje. Wolałem sam decydować, kogo mam uważać za wroga, a kogo nie. Zresztą, chłopka był bardzo przyjaźnie nastawiony, nie miałem więc powodów, aby nie postępować tak samo.
Rzecz jasna, tego feralnego dnia, miła i niezmącona niczym serdeczna atmosfera nie mogła trwać długo. Młoda wilczyca chłopaka, bodajże Odala, natychmiast zainteresowała się zawartością mojej kieszeni, w której beztrosko spał Demino. Jako że wąż nie lubił, gdy ktoś szczerzył na niego kły i tarasował przejście jego panu, bez ostrzeżenia wystrzelił jak sprężyna z mojej kieszeni i chapnął sunię w nos. Było mi jej co prawda szkoda, lecz z drugiej strony, cóż, sama się o to prosiła. Mój wąż miał naprawdę słabe nerwy i nie należało mu się naprzykrzać, jeśli nie chciało się zarobić bolesnego ukąszenia.
- Teraz będzie pamiętała, aby nie wtykać nosa tam, gdzie nie potrzeba. - podsumowałem, śledząc wzrokiem uciekającą wilczycę. Przystanęła kilkanaście metrów dalej, z wyrzutem spoglądając na węża. Z wdziękiem tancerza schyliłem się, po czym wyciągnąłem ku niemu dłoń, aby mógł wpełznąć po niej z powrotem do kieszeni mojego płaszcza, gdzie wcześniej siedział.
- Młoda i naiwna... - mruknął pod nosem Iwo, kręcąc głową z dezaprobatą. Lekki powiew wiatru rozwiał jego jasne włosy. Były białe jak kreda. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Może nie był tutejszy? Albo należał do jakiegoś zapomnianego plemienia? - Może czegoś ją to nauczy.
- Może - zgodziłem się, z rozbawieniem śledząc poczynania wilczycy. Węsząc, na zmianę podnosiła i opuszczała głowę. Z wielka uwagą przyglądała się pełznącemu po moim ramieniu wężowi, jakby starała się zrozumieć, co właśnie ją zaatakowało.
Zaśmiałem się pod nosem i, wpadając na pewien pomysł, zwróciłem do chłopaka.
- Wiesz, Iwo - zacząłem swobodnym tonem gawędziarza. - skoro i tak nie masz nic do roboty, może chciałbyś mi pomóc wykonać pewne zdanie? - uśmiechnąłem się tajemniczo, jakbym był w posiadaniu jakiejś sekretnej wiedzy. Wąż tymczasem znów ulokował się przytulnie w mojej kieszeni.
- Zależy, co masz na myśli. - Nie dostrzegłem na jego twarzy podejrzliwości. Wręcz przeciwnie, pomyślałem, że wygląda na kogoś, kto lubi przygody, zwroty akcji i dreszczyk emocji. Właśnie kogoś takiego potrzebowałem. Mimo wszystko miałem świadomość, że nie od razu może zechcieć nawiązać ze mną współpracę.
- Widzisz, kilka dni temu otrzymałem od swojego starego znajomego, bardzo bogatego i uczciwego człowieka, pewną drobną misję. Chodzi o odnalezienie drewnianej szkatułki z pamiątkami rodzinnymi, takiej starej rzeczy, przypadkiem zgubionej kilka lat temu. - wysunąłem z kieszeni pożółkłą mapę o przetartych bokach i wskazałem koniuszkiem palca las starannie namalowany atramentem na pergaminie. - Skrzynka podobno znajduje się w tym miejscu, Lesie Szeptów. Słyszałem co prawda, że jakoby kręcą się tam jakieś zjawy i bliżej niezidentyfikowane typy spod ciemnej gwiazdy, lecz ja, szczerze mówiąc, raczej jestem co do tego przekonany. A nawet jeśli, nie jest to nic, z czym nie można by było sobie poradzić. - zrobiłem pauzę, aby dać Iwo czas na przetrawienie wiadomości. - Moim celem jest odnalezienie szkatułki, która podobno ostatni raz widziano gdzieś tutaj - postukałem w punkt na mapie, przedstawiający malutkie ruiny gdzieś pośród morza drzew. - a następnie dostarczenie jej w nienaruszonym stanie mojemu przyjacielowi. Nagroda to trzydzieści procent skarbów zawartych w skrzyni. Gdybyś zechciał mi pomóc odnaleźć przedmiot, oddałbym Ci swoje piętnaście procent.
Zgadza się, oddanie aż połowy swojego zarobku było poważną stratą, lecz rozpaczliwie potrzebowałem kogoś, gotowego podjąć się wyruszenia za mną do tego (podobno) nawiedzonego lasu. I tak odroczyłem już tę wyprawę w czasie. Nadarzył się więc najlepszy moment, aby skończyć sobie bimbać i wziąć się do roboty. Miałem nadzieję, że Iwo okaże się kimś, kto pomoże mi ją wykonać.

Iwo? Mam nadzieję, że podoba Ci się pomysł na dalszą fabułę :>
Licznik słów: 732

Od Lucy CD Natsu +18

Dlaczego Natsu płacze... Dlaczego jest smutny... Nie mogę na to patrzeć. Nie może być mu przykro. On ma być szczęśliwy. Musi być szczęśliwy. Należy mu się tyle radości... Kiedy mnie objął, zacisnęłam dłonie na jego torsie, mocniej zaczynając płakać. Dlaczego się nie uśmiecha? Dlaczego nie chce się do mnie uśmiechnąć? Tak uwielbiam ten jego piękny, uroczy uśmiech... Odsunęłam od niego głowę, patrząc mu w oczy. Czułam, jak po moich policzkach nadal płyną łzy. Ciepła dłoń Natsu otarła z policzków słoną wodę, a ja położyłam dłoń na jego dłoni i wtuliłam policzek w ciepło jego ręki. Spojrzałam mu w oczy.
-N-Natsu... Uśmiechnij się do mnie... Tak lubię, jak się uśmiechasz...-szepnęłam.
Na twarzy chłopaka pojawił się delikatny, ale szczery uśmiech. Bardzo go lubiłam... Nie. Ja go kochałam. Uświadomiłam to sobie. To jest ta osoba. To ta osoba, przy której będę czuła się najlepiej. To ta osoba, przy której zawsze jestem bezpieczna... Patrzyłam mu ciągle w oczy dla Natsu. Były piękne. Takie głębokie, takie... Moje. Dłoń Natsu przeniosła się na moją brodę. Nasze usta zaczęły się do siebie zbliżać. Czy to ta chwila? Czy właśnie teraz my...
Tak.
To się stało. Moje wargi dotknęły ust chłopaka. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce, nie chcąc się od niego oderwać. Jaki cudowny... Jaki ciepły. Nasz pocałunek po chwili stał się namiętniejszy, ale mi to nie przeszkadzało. Zarzuciłam dłonie na jego ramiona, a swoje ciało zbliżyłam do jego ciała. Był ciepły.. Był wręcz gorący. Ja... Pragnęłam go. Pragnęłam go całą sobą. Nie oddalając naszych ust od siebie, na ślepo otworzyłam drzwi do swojego domu, po czym wciągnęłam go za sobą. Natsu spojrzał mi w oczy, po czym podniósł mnie, trzymając mnie za pośladki. Zamknął drzwi, po czym powoli ruszył ze mną do... Sypialni. Nadeszła ta chwila... Nadszedł czas, kiedy to będziemy razem jednością. Kiedy byliśmy blisko łóżka, delikatnie mnie na nim położył, a sam zawisł nade mną, patrząc mi w oczy. Wypuściłam powietrze z ust, czując ogromne rumieńce na policzkach.
-N-Natsu...-szepnęłam, a chłopak pogładził mój policzek.
Usta mojej miłości dotknęły moich warg, a ja wręcz zaczęłam wariować. Chciałam więcej, więcej, więcej... Ciągle więcej. Więcej jego ciepła, więcej jego ciała, więcej jego pragnienia, więcej jego miłości. Dłonie Natsu przesunęły się po moim ciele, a po chwili zrzuciły ze mnie wszelkie moje ubrania. Ja z kolei delikatnie posunęłam do góry koszulkę chłopaka, a ten po chwili uśmiechnął się i cały się rozebrał. Obaj leżeliśmy pełni podniecenia i miłości, patrząc w swoje oczy. Dłoń Natsu ostrożnie pojechała ku mojej kobiecości, a ja czułam jeszcze więcej pragnień. Jęknęłam cicho, kiedy ciepła ręka dotknęła mnie. Zamknęłam oczy, zakrywając usta. Chłopak pochwycił moją rękę po dłuższym czasie i odsunął ją od moich ust.
-Chcę ciebie słyszeć... Lucy...-szepnął, po czym pocałował mnie.
Swoimi ustami zjechał na moje obojczyki, potem ominął moje piersi, obcałował mój brzuch i dotknął ustami wewnętrznej części moich ud.Po grze wstępnej, byłam wręcz gorąca jak ogień chłopaka. Natsu mnie podniecał samym swoim bytem obok mnie. Jęknęłam, czując jak jego męskość wchodzi we mnie. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach, ciężko dysząc.
-N-Natsu...-szepnęłam.
Moje policzki okrywał czerwony rumieniec. Po chwili przesunęłam jedną dłoń na jego plecy, a drugą zacisnęłam w pięść na jego torsie. Odchyliłam głowę do tyłu, czując spojrzenie Natsu na sobie. Byłam tak bardzo szczęśliwa... Po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia, a mój ukochany scałował je z mojej twarzy. Jęknęłam nieco głośniej, kiedy ten zaczął się we mnie ruszać. Był cudowny... Mój. Na wyłączność. Kocham go. Kocham go. Lucy, powiedz mu to! Krzyknij mu to do ucha! Pokaż mu swoją miłość! Okaż mu ją! Daj mu jak najwięcej! Nie zawiedź go!
-N-Natsu... K-Kocham cię... K-Kocham cię...-szepnęłam, zaciskając swoje uda wokół jego ciała.
Chłopak przyśpieszył ruchu we mnie, a ja odpowiedziałam mu jękami i dyszeniem mu w ucho. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach, czując coraz większy zachwyt jego obecnością. Tak go kochałam... Tak go pragnęłam... Moje marzenie się ziściło... Już jestem obok niego... Już na zawsze będę obok... Mogę mu to przyrzec nawet teraz... Ma być szczęśliwy. Ze mną.
<następne opowiadanie>
<Natsu?>
Ilość słów: 657

Od Iwo c.d: Angelo

                                                          >poprzednie opowiadanie<

Z czystych nudów postanowiłem pójść do Tawerny, raczej nic się tam nie będzie działo specjalnie ciekawego ale zawsze można poobserwować ludzi, no nie ?
Otworzyłem drzwi i szybko zorientowałem się w ilości osób przebywających w środku.
Nie było ich specjalnie dużo, wolnym krokiem ruszyłem w stronę baru.
Nie przepadam jakoś zbytnio za zapachem alkocholu pomieszanym z wszelakimi zapachami w tym ludzkiego potu. Dosłownie zbiera się na wymioty.
Stanąłem za jakimś facetem, nie zwracałem na niego zbytniej uwagi dopóki nie obrócił się w moją stronę i wpadając na mnie, wylał  na mnie wodę którą miał w szklance.
Usłyszałem jak chłopak wypowiada obelgi pod adresem szklanki.
Gdy się podniósł przyjrzał mi się uważnie.
- Iwo-podałem mu rękę z uśmiechem, w końcu czemu mam być niemiły ? Każdemu się zdarza wylać na kogoś wodę
- Angelo-chwyta moją dłoń
- Postawić Ci wodę ? -pytam ale moją uwagę przykuwa lament właściciela lokalu
- Znowu mi coś rozwalasz ? -gada
- To był wypadek-odpowiadam zamiast niego
- Wypadek ? Tak jak poprzednim razem ?! Nie, nie będę więcej ryzykował że znowu  coś rozwali. Oboje, wynocha ! Nie mam ochoty mieć więcej szkód !-podpiera się pod boki z brudną szmatą w jednej ręce
Chłopak tylko wzdycha i oboje ruszamy do wyjścia, no i nici z mojego planu.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz przy mojej nodze od razu pojawia się Odala, moja wilczyca a po chwili z za zakrętu widzę też swojego konia który idzie w naszą stronę.
- Sory że przeze mnie wywalili Cię z knajpy-mówię
- Trudno, prędzej czy później i tak by to zrobili-macha dłonią na znak było minęło- Pierwszy raz cie tutaj widzę...?
- Jestem z Fairy Tail a tutaj pierwszy raz -tłumaczę
Moja wilczyca zaczęła obwąchiwać Angela, oboje patrzyliśmy na nią przez chwilę
- Co teraz będziesz robił ?-pytam
- Nie wiem, raczej nic-wzrusza ramionami
- Przejdziemy się ? I tak raczej nie możemy wrócić zpowrotem-kiwam głową w kierunku tawerny
- Okej
Ruszyliśmy przed siebie a ja od razu chwyciłem za wodze Faara żeby mi nigdzie nie zwiał, jak to miał w zwyczaju.
- Twoje zwierzęta ?-pyta blondyn
- Tak, Wilczyca to Odala a koń Alfaar-tłumaczę
Zacząłem się przypatrywać Odali, suczka cały czas nie odstępowała na krok Angelo.
Cały czas węszyła w powietrzu jak by chciała coś zobaczyć.
Z każdą chwilą robiła się coraz bardziej upierdliwa aż w pewnym momencie po prostu stanęła i nie pozwoliła dalej iść chłopakowi.
- Odala do nogi !-mówię twardo ale suczka tylko powarkuje i patrzy się w kieszeń chłopaka- Masz coś w kieszeni ?- pytam- Bo jak tak to chyba to wyczuła i chce to zobaczyć
Jak na zawołanie z kieszeni wyłoniła się głowa węża, przypatrywał się wilczycy jak by nie był pewien czy już się na nią rzucać z zamiarem ukąszenia czy jednak jeszcze chwilę poczekać.
- Jadowity ?-pytam
- Tak, ale jak ją ugryzie to nic się nie stanie-odpowiada
Nie trzeba było długo czekać gdy wąż "wyskoczył" z kieszeni chłopaka prosto na Odalę która dopiero skapnęła się o co chodzi jak wbił w jej nos swoje kły.
Z piskiem bardziej przerażenia niż bólu stżepła intruza z siebie i jak poparzona ruszyła biegiem przed siebie.
Ja tylko kręciłem głową z niedowieżając jaka ona jest głupia...
Ale może to ją czegoś nauczy ?


Angelo ?

                                                             Ilość słów: 535
Nie wiedziałam jak to rozkręcić więc może Ty na coś wpadniesz ?

20 maj 2018

Podsumowanie misji „strasznego domu”

Nie znam szczegółów tej misji, za co mocno przepraszam i trochę mi głupio, ponieważ podsumowanie powinno pojawić się tuż po ukończeniu misji, a nie... miesiąc lub dwa później. Angelo poradził sobie naprawdę dobrze z tym zadaniem, nie wiem jak wam, ale mnie czytało się to naprawdę świetnie.
Nagrodą za wykonanie tej misji jest 35.000 klejnotów i 1.300 punktów doświadczenia, chyba tak będzie w porządku...

18 maj 2018

Od Laxusa cd. Raito / +18

Jakoś to, że jej towarzysz mnie ugryzł nie wzruszyło. Stworzonko tylko nieufnie i wrogo spojrzało na Yoake i coś zamruczało wrogo.  Po dotarciu do wioski i wynajęciu pokoju Rai poszła do łaźni koedukacyjnej. Chyba widziała znak... Zresztą nie ważne.. Po dokładnym przyjrzeniu się stworzeniu stwierdziłem, że to samica, chyba. 
- Neharika, ci odpowiada? - spytałem
Stworzenie wydało z siebie słodki jak skowronek głos. Ucieszyło mnie, że imię jej odpowiada. Po tym wszystkim ubrałem ręcznik i wszedłem do łaźni. Usiadłem obok Rai, która jak się potem okazało bez ręcznika. odwróciłem się i go ubrała. Na każde jej stwierdzenie zaśmiałem się, choć muszę przyznać, że wizja, że ktoś inny by tu wszedł i zrobił coś złego Raito, a zwłaszcza wbrew jej woli napawała mnie gniewem, aby to ukryć zaśmiałem się głośnie. Rai chciała mnie uderzyć, ale w tym momencie ręcznik spadł z jej ciała ukazując ją przed moimi oczami jak ją Bóg stworzył... Przez chwilę staliśmy wryci i nic nie robiliśmy, po chwili Rai ubrała ręcznik i wyszła. Ja natomiast zostałem w łaźni.... Dosyć nieswojo bym się czuł w obecnej chwili w jej towarzystwie...  Po godzinie wyszedłem z łaźni i udałem się do pokoju, gdzie w ręczniku spała Raito.  Jeszcze lepiej.... Cicho westchnąłem... Muszę przyznać, że Rai to piękna kobieta... Delikatna, wrażliwa i o dobrym sercu.. Laxus ogarnij się! Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie myślę o Rai... Zdarza mi się to bardzo często... Muszę myśleć trzeźwo i racjonalnie... Co mnie napadło? Przestań myśleć? A może jak wrócimy zaproszę ją na randkę? Oszalałeś?! Spróbuję, a co mi szkodzi....  Położyłem się spać na swoim łóżku i szybko zasnąłem...


Z samego rana wstałem i starałem się dobudzić Rai. Po około 15 minutach udało mi się ją obudzić wstała i znów widziałem ją nagą... Szybko odwróciłem się i wyszedłem...  Po kolejnych 15 minutach Raito  była gotowa i ruszyliśmy w drogę powrotną do gildii. Po drodze to ja zacząłem temat i jakoś przez całą drogą rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach.... Wyśmienicie bawiłem się w towarzystwie Rai. Odprowadziłem ją do domu, a sam udałem się do swojego. Nadal nie potrafiłem się zdecydować czy ją zaprosić na tą randkę... Chwila, czy ja powiedziałem randkę?! Czemu by nie.... Ale... M-My się ledwo znamy! Jednakże, czuję się w jej towarzystwie komfortowo i przyjemnie się mi spędza z nią czas... Raz kozie śmierć... Poszedłem do jej domu po godzinie... Drzwi mi otworzyła jej matka... Zawołała Rai, która była zaskoczona moim widokiem, ale zaprosiła mnie do siebie. "Teraz albo nigdy" przemknęło mi przez myśl...
- Rai, chciałabyś wyskoczyć ze mną do baru? - spytałem
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTufB0a_FvuDeQ87BSO6x0-tFZkrnDWM0VJmS37SjG0O_dVBEBc3Q"Ty kretynie! Jest tyle lepszych miejsc, a ty wyskakujesz z obrzydliwym barem! I to ma być idealna randka!? Dobra, potańczymy - ja nie umiem tańczyć - zabiorę ją na spacer pod gwiazdami. To jest myśl. Oby się zgodziła" Wydawało się mi, że czekanie na jej odpowiedź trwało wieczność i zdradzam sobą wszystko, czego najbardziej nie chciałem... Na moje szczęście Raito zgodziła się ze mną udać do baru...  Umówiliśmy się, że około 18 przyjdę po nią.  Jej matka musiała nas podsłuchiwać, bo zaraz zjawiła się w pokoju Raito po moim wyjściu. Dziwnie by było się jakoś szykownie ubrać do baru, ale jednak miała być to randka... Ciekawe, czy Rai myśli podobnie? Co mnie zaczęło obchodzić, co o mnie pomyśli Raito? To nie było w moim stylu... Ubrałem garnitur, więc nie jest aż tak źle... Wypadało by coś kupić Rai... Poszedłem po jakąś biżuterię dla niej...  Znalazłem piękną bransoletkę, muszę przyznać, że Mira mi pomagała w wyborze jej... Za dziesięć 18 pojawiłem się pod domem Rai i zapukałem... Otworzyła mi jej mama... Po chwili zjawiła się sama Rai... Wyglądała ślicznie w tej lekko niebieskiej sukience.. Podkreślała jej urodę.. Złapałem się, że od kilku minut wpatruję się w Rai...  W lewej ręcę trzymałem pudełko, które wręczyłem dziewczynie... Spojrzała na nie, a po chwili otworzyła i zaniemówiła.. Podziękowała mi i założyłem jej bransoletkę na ręce...   Po kilku minutach byliśmy w barze... Ja wypiłem tylko jednego drinka tak samo jak Rai.... Dziewczyna słysząc muzykęhttps://pre00.deviantart.net/ac4e/th/pre/i/2015/079/4/3/lami_laxus_x_mirajane__render_png_by_genezizpa-d8mehqb.png zabrała mnie na parkiet.... Dosyć nie pewnie czułem się w tańcu, ale chyba Rai to nie przeszkadzało, gdyż śmiała się w głos nie zważając na moje skrępowanie. Wszyscy bili nam brawa za tańce i pozy jakie pokazywaliśmy... Rai miała rumieńce na twarz, kiedy ją pochyliłem do tyłu byśmy zrobili ala półokrąg. Pozostali bili nam brawa, kiedy skończyliśmy nasze tańce...    Posiedzieliśmy jeszcze z godzinkę, potem ją zabrałem na spacer do najwyższego miejsca w Magnolii by móc podziwiać gwiazdy.  Po dotarciu na miejsce położyłem się na https://cdn.discordapp.com/attachments/412531301908742144/445599936847806464/IMG_20180514_165433.pngziemi, a Raito zrobiła coś czego nie spodziewałem się.... Usiadła na mnie okrakiem...  Miała na sobie wypieki i oczy się jej szkliły od nie wiem czego....
- Laxus... muszę coś.. .ci powiedzieć - jąkała się lekko
Czekałem w napięciu, co chce mi powiedzieć, ale milczała... Trudno jej chyba było to powiedzieć...   Postanowiłem ją pocałować.... Była zaskoczona, ale odwzajemniła mój pocałunek..
- Może pójdziemy do ciebie? - zaproponowała
Przystałem na jej propozycję i nie przestawaliśmy się całować. Po dotarciu na miejsce poszliśmy do mej sypialni... . Powoli zaczęła  całować moją twarz, zostawiając ślady po krwistoczerwonej szmince - najpierw bardzo mocne, później o wiele słabsze. Błądziła  rozgrzanymi dłońmi po moim torsie, jeszcze osłoniętym wyprasowaną granatową koszulą. Gdy złożyła  kolejny pocałunek na mojej szyi, pomału zabrała się za rozpinanie pierwszych guzików koszuli. Podczas tego zajęcia oczywiście utrzymywała kontakt wzrokowy ze mną, gdyż jeszcze bardziej mnie to podniecało, a jednocześnie przeszywał na wylot. Ściemnione światła dodawały klimatu, widziany przeze mnie obraz był lekko zamazany, lecz nie na tyle, bym nic nie widział  -wręcz przeciwnie, ja wszystko dobrze widziałem, w tym łakomy wzrok Raito. Przy ostatnim guziku  przerzuciłem Rai na dół, dzięki czemu dokładnie mogła  zobaczyć każdy mięsień rozpalonego ciała. Tym razem to ja zająłem się zdjęciem jej ubioru i pierwsze, do czego się rzuciłem, było rozpięcie zamka od spodni, który rozpinałem bardzo powoli, wzmagając dziewczyny niecierpliwość. Spodnie wylądowały gdzieś daleko na dywanie, za nimi poszła również moja koszula , którą sama odrzuciła. Łapczywie zacząłem obcałowywać Raito uda, zostawiając gdzieniegdzie malinki. Na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech, na twarzy dziewczyny również, mimomimo że zaciekle ugniatałem jej uda, co chwila, pieczętując je pocałunkiem. Wyciągnęła  swoje dłonie w stronę mojego torsu, gładząc moją miękką skórę. Mój oddech  czuła na całym ciele. Delikatnie rysowała  szlaczki na mojej skórze swoimi paznokciami, zostawiając białe ślady. Moje ręce powędrowały pod jej bluzkę, na płaski brzuch i wyżej, do piersi, które zostawiłem na razie samotne. Sprawnym ruchem pozbawiłem ją górnej części ubioru, jakim była niebieska bluzka. Pozostała w samej bieliźnie, choć wiedziała , że na tym się jeszcze nie skończy. Obserwowała  dokładnie unoszenie się moich spodni,który coraz namiętniej obdarzał jej ciało pocałunkami, przyprawiając ją o kolejne dreszcze, które wstrząsały Raito ciałem. Niewyobrażalnie szybko   postanowiłem odkryć to, co ona chciała  ukryć - mianowicie dobrałem się do  jej klamry od biustonosza, na co białowłosa wydała  cichy pomruk zadowolenia. Klamra posłusznie ustąpiła, dzięki czemu jej biust odetchnął świeżym powietrzem - niemal widziała , jak mi zaświeciły się oczy. Przypadkiem, a może i celowo zahaczyła  dłonią o nabrzmiałe miejsce w moich spodniach, na co wydałem cichy syk.
-Cholera jasna, Rai...- chwyciłem ją delikatnie za lewą pierś, po czym znowu musnąłem językiem jej brzuch.
Posunąłem się dalej, językiem zacząłem krążyć wokół jeszcze nietkniętych twardych brodawek.Moje zęby ścisnęły jeden z guzków, na co jęknęła  i znowu musnęła  moje krocze. Gdy mi znudziła się zabawa piersiami, zszedłem niżej, zdejmując ostatnią część bielizny - koronkowe, czarne majtki.
Nie chcąc pozostać dłużna, chwyciła mój pasek od spodni i sprawnie go rozpięła. Już miała  rozpinać spodnie, by móc dojrzeć mój skarb, gdy chwyciłem ją za rękę.
-Na pewno tego chcesz?- zapytałem z nienacka, wstrzymując oddech.
-Tak, z Tobą zawsze.- odparła, kontynuując.
A więc gdy odchyliła  materiał dżinsów, ukazały jej się nabrzmiałe bokserki, które czym prędzej odchyliła. W nich siedział prawdziwy potwór - gruby, długi, śliski i napięty - każdy wie, co to było.
-16?- zapytałam, biorąc do ręki gorące moje przyrodzenie.
-18.- odpowiedziałem, uśmiechając się w moją stronę.
-Mogę?- znów zapytała , na co zadowolony pokiwałem głową. Tym razem to ona przejęła  pałeczkę z zadziornym uśmiechem i dobrze chwytając w dłonie mojego penisa, ręką zaczęła  jeździć w górę i w dół, czasami liżąc jego główkę, jedynie dla mojej przyjemności. Po kilku minutach jej nieustannych działań ... (nie wiem jak to inaczej nazwać) był gotowy do użycia, a ja wyraźnie dałem jej znak, żeby  kończyła swoją pracę. Zanim jednak odciągnęła swoje usta od mojego członka, poczuła  na swojej kobiecości język, przez co wbiła  z lekka paznokcie w brzuch przedstawiciela płci silnej. Ja jednakże nie zważając na wbite w swój brzuch szpony, kontynuowałem wcześniejsze zajęcie, doprowadzając ją do szaleństwa. Dosłownie chwilę przed wybuchem przerzuciłem Rai na spód i pocałował w usta, ręce kładąc na jej piersiach, po czym miażdżąc sutki. Mruknęła  cicho, dwie dłonie kładąc na mych barkach i zamykając fikuśnie oczy. Gdy otworzyła  patrzałki, trzymałem w ręce swojego potwora i jeszcze lekko przygotowywałem go ręką, powędrował do szafki nocnej, w poszukiwaniu zabezpieczeń, które wkrótce potem wyjął.
- Nie będą nam potrzebne.- uśmiechnęła  się, odkładając opakowanie kondomów ponownie na szafce nocnej. -Chcę mieć z tobą dzieci.- znów chwyciła moje przyrodzenie i chwilę je pośliniła  i "potrzepała ", następnie przekazując je w dłonie właściciela.
Znalezione obrazy dla zapytania laxus and mirajane danceChwilę się przymierzałem, a gdy już dobrze się ulokowałem, poruszyłem penisem kilka razy, po czym swoim przyjacielem wszedłem w Raito. Głośno westchnęła, uśmiechając się błogo, zacisnęła  dłonie na moich barkach, przez co coraz to bardziej przyśpieszałem swoje i tak szybkie ruchy. Co chwila zwalniałem, masując jej brzuch lub piersi, czasami składając na nich również pocałunki. Przeciągle mruczała, gdy moje ruchy były już bardzo szybkie, a w niej kumulowało się wiele energii i niezaspokojonej rozkoszy. Objęła mnie, gdy przybliżyłem swoje ciało do jej, rozpłaszczając cycki, z tyłu objęła  jego biodra nogami. Nigdy nie myślałem , że kiedykolwiek przeżyję coś tak wspaniałego!
-Ja, już...nie dam rady...- krzyknęła, zagryzając wargę, tak, że strużką popłynęła z niej krew, nie uniemożliwiło jej to jednak krzyku, który był objawem rozkoszy, jaką  sprawiałem jej swoimi piekielnie mocnymi pchnięciami.- Lax...Laxus!Laxus, Laxus!- krzyknęła, znów rysując na moich plecach krwawe blizny.
Nim się obejrzała, zasłoniłem jej usta, by choć trochę zagłuszyć jej krzyk. W swoim podbrzuszu czuła  pulsujące, nadal poruszające się w niej z niemniejszą prędkością żywe ciało, które w dodatku należało do mnie, gdzie z potem na czole powstrzymywałem  również zbliżający się wytrysk. Niedługo po tym, jak zablokowałem jej usta, ogarnęło ją błogie uczucie, przez które nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ja również długo nie wytrwałem, gorący biały płyn rozlał się we wnętrzu ciała Rai, a dla mnie była to jeszcze większa przyjemność. Padłem na Raito, przygniatając ją swoim ciałem, poczuła  znowu jego gorące usta.
-Poddajesz się?- zapytałem, gdy zamykałem ją w swoim objęciu.
-Ja? Nigdy.- powiedziała  całkowicie zgodnie z prawdą i uwalniając się z silnych moich  ramion, znów chwyciła mój  członek  i odgarnęła  włosy, biorąc go do buzi.
-Rai, cholero...- wygiąłem się, widząc i czując jej poczynania. Raczej wiedziałem, że dzisiejsza noc się na tym nie skończy... Kiedy dziewczyna skończyła robić nagłą i niespodziewaną rzecz, zapytała się zmęczona:
- Gorąco Ci, bo mi tak...
- Mi też... Ale nie mam zamiaru robić sobie przerwy- powiedziałem zdyszany.
- To chodź...- odbiła piłeczkę, po czym wstała z łóżka i podążyła w stronę łazienki. Poszedłem za nią. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nagle wciągnęło mnie coś pod prysznic. Drzwi od kabiny zamknęły się, tuż po tym, jak przekroczyłem próg. Stała tam Raito, która włączyła lodowatą wodę. Przez pierwsze kilka sekund było super, bo ciecz zmyła z nas pot, jednak po chwili zrobiło nam się cholernie zimno z powodu jej niskiej temperatury. Zacząłem namiętnie całować Rai. Ta podskoczyła i nogami owinęła mnie w biodrach. Przyparłem ją do ściany. Dziewczyna z każdym pocałunkiem zaciskała nogi coraz mocniej, po to, żeby mnie sprowokować... Yoru złapała mnie za kark, a potem za włosy. Jej palce jeździły po mojej mokrej głowie. Po tym, jak wszedłem w dziewczynę, ta zaczęła mruczeć z podniecenia. Jej jęki miały różne znaczenia. Te, które miały niski ton, a kończone były wdechem, pokazywały, że teraz odczuwa ból połączony z czymś przyjemnym, zaś takie, które miały wysoki ton oznaczały, że przeżywa uczucie błogości. Jednak był też trzeci. Taki, który był zarazem głosem pożądania, jak i chęci na mocniejsze wrażenia, ogólnie głos mówił "jeszcze". Oboje byliśmy lekko zmęczeni z powodu poprzednich igraszek, ale nie mieliśmy zamiaru przestawać. Po prostu połykaliśmy ściekającą po nas wodę. Ciało Raito wrzało i pulsowało, gdyby nie to, że byliśmy pod włączonym prysznicem, dziewczyna mogłaby mnie "poparzyć"… Chwyciłem zębami jej ucho, na co ona zareagowała jęknięciem. W zamian ona wbiła się w moją wargę, pociągnęła i nadgryzła ją. Z niej zaczął ciec cieniutki strumyczek krwi. Po godzinie prysznicowej zabawy padaliśmy z nóg. Wyszliśmy z kabiny i wytarliśmy się ręcznikiem. Położyliśmy się na łóżku.
- Chcesz coś do picia albo do jedzenia?- spytałem.
- I to, i to...- odpowiedziała zdyszana Rai. Z szafki wyciągnąłem wodę i sok o smaku wiśni, następnie poszedłem po coś do kuchni i coś zacząłem przygotowywać, za kilka minut będzie gotowe, więc na te kilka minut wróciłem do Rai. Kiedy zacząłem przytulać dziewczynę, jej plecy okazały się być zimne jak lód! I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że przyparłem ją do ściany, za którą biegną rury z zimną wodą... Otuliłem dziewczynę kocykiem. Obu nam zrobiło się zimno, więc chcieliśmy coś na siebie założyć, ale z racji tego, że Raito nic tu nie miała oprócz lekko brudnej sukienki dwuczęściowej, wyciągnąłem z szafy duży brązowo-biały polar, który zasłaniał jej ciało, aż po połowę ud. Nałożyłem jej na stopy duże, ocieplane skarpety, po czym zacząłem je całować i masować. Zszedłem na chwilę na dół, żeby nałożyć jedzenie dla niej, a gdy wróciłem Raito już słodko spała. Odłożyłem talerz z jedzeniem na mały stoliczek i usiadłem obok leżącej dziewczyny. Znalezione obrazy dla zapytania laxus and mirajane dancePołożyłem się obok niej i zakryłem ją grubą puchową kołdrą. Pocałowałem ją w policzek i zasnąłem. Rano obudził mnie pocałunek w czoło. Leniwie otworzyłem oczy. Przede mną leżała dziewczyna moich marzeń jak zawsze z uśmiechem na twarzy.
- Spałeś pod samym kocykiem...
- Taaaak…- ziewnąłem.
- Oj miśku...- wtuliła się we mnie dziewczyna.- Oj wariacie…
- Ale następnym razem powiedz, gdy będzie Ci zimno pod prysznicem...
- Okay... - odpowiedziała zarumieniona Raiś. Wstałem i podszedłem do talerza z jedzeniem. Mimo że  było ono zimne, smakowało pysznie! Leżałem obok Raito, patrząc na jej piękną twarz.
- Co się tak patrzysz? – zapytała.
- Po raz pierwszy widzę Cię bez makijażu…
- CO?!- dziewczyna zakryła twarz dłońmi, ale ja je odsunąłem i nadal wpatrywałem się w jej naturalną zarumienioną skórę.- Nie patrz… Jestem brzydka.
- Co ty gadasz? Wyglądasz ślicznie. Dla mnie nie musisz się malować…
- Ale to nie dla Ciebie! To po to, żebym nie czuła się brzydka…- zachichotała. - Powinnam wracać, jestem spóźniona, wiesz?
- Wiem, ale było warto.- odpowiedziałem.- Chodź. Odprowadzę cię.- uśmiechnąłem się. Ale gdy chciałem wstać i pójść do szafy to Raiś chwyciła mnie za rękę.- Tak?
- Wiesz… Tak sobie pomyślałam, że…-  przygryzła dolną wargę.- Głupio mi mówić, ale spodobało mi się… No wiesz.- Uśmiechnąłem się przebiegle. Zdjąłem z dziewczyny polar i zakryłem nas kołdrą i zacząłem całować…

<Raiś??>

Ilość słów: 2502

Od Kai c.d: Atalia

                                                     >poprzednie opowiadanie<
             
Zadała mi pytanie...
Czym ja się mogę pochwalić ?
- Nazywam się Kai Komosami -myśl, myśl i jeszcze raz myśl...- Jestem tutaj od niedawna...
Dziewczyna przyglądała mi się jak bym był co najmniej robakiem na którego nie ma sensu marnować swojego cennego czasu.
- Rekrut-podsumowała a ja z niechęcią skinąłem głową- Jest ci gorąco ?
- Co ?-w pierwszej chwili nie zrozumiałem jej pytania ale gdy pokazała na trzymany płaszcz w mojej ręce pojąłem - Uciekł mi i dopiero go złapałem...
Westchnęła, pomijając jej charakterek nawet mnie zaciekawiła.
Nie chciałem żeby sobie poszła, od dawna nie rozmawiałem z nikim i wyszedłem z wprawy, nudziło mi się i nie chciałem by ta Ciekawa osóbka sobie poszła.
Ale zdawałem sobie sprawę że nasza rozmowa jakoś się nie klei ...
- Będziemy tu tak  stać czy może coś zrobimy ? No, nie wiem. Mogę Cię odprowadzić do Domu ?-przekręciłem delikatnie głowę na bok, tak, z tej perspektywy dużo lepiej mi się ją obserwuje...
- Myślę że sama doskonale sobie dam radę-odpowiada
Nabieram powietrza do płuc
- Dobra, nudzi mi się a nie znam za wiele osób. Może...-no właśnie ..co może ? - zrobilibyśmy coś ?
Kontem oka zobaczyłem biegnącego w naszą stronę mojego wiewióra.
Dobrze że chociaż On jest chętny by mi towarzyszyć.
Gdy zwierzątko chciało przebiec koło nogi dziewczyny ta błyskawicznie się obróciła i przygwoździła mojego biednego zwierzaka do ziemi.
- Poczekaj ! On jest mój. Nic Ci nie zrobi...-Atalia zerknęła na mnie a potem podniosła biednego Titi- Nie trzymaj go tak mocno, ma problemy z oddychaniem i właśnie go przyduszasz
Dziewczyna popatrzyła się na mnie już zupełnie jak bym przynajmniej był chory psychicznie
- Nadal go dusisz-rzuciłem widząc jak wiewiór zaczyna bezwładnie zwisać- Atalia czy ty mogłabyś go w końcu puścić czy chcesz go udusić ?
Puściła, mały ostatkiem sił chwycił się jej dłoni i wspiął na jej ramie, za to Ona gapiła się na niego jak na kosmitę.
- Zaraz zacznie na ciebie piszczeć-ostrzegłem ją
Tak, mój wiewiór był strasznie ostrożny na swoim punkcie a gdy ktoś bezpodstawnie zaczął go atakować lub coś mu robił ten zaczynał na niego krzyczeć.
Titi staną na tylnych łapkach i zaczął wydawać najgłośniejsze piski prosto do jej ucha.
- Weź go ode mnie !-powiedziała próbując go strzepnąć
- Nie da rady, musisz wytrzymać-wzruszyłem ramionami
No, to teraz na pewno mnie polubi...
Po dwóch minutach zwierzak zeskoczył z jej ramienia i potulny jak baranek usadowił się na moim ramieniu.
- Co to za zwierzę ?! Czemu go nie wziąłeś ?-chyba się wkurzyła choć jak na razie kompletnie nie mogłem odczytać jej wyrazu twarzy i emocji tam się znajdujących
- Księżycowa Wiewiórka -odpowiedziałem- Trzeba było go tak dusić ?
- Nigdy nie wiadomo czy na pewno nie jest to wróg -prychnęła
- On ?-wskazałem na puszystego koleszkę siedzącego na moim ramieniu- Czy On wygląda na Seryjnego Mordercę ?
Przeczesałem ręką swoje włosy, boże co za Dziewczyna...
- Czyli jesteś typem Bardzo ostrożnej osoby która woli najpierw zaatakować a dopiero potem się zastanawiać czy to aby na pewno wróg ?-podniosłem jedną brew do góry
Może źle ją osądziłem ale widząc jej wcześniejsze zachowanie po prostu musiałem powiedzieć swoje spostrzeżenie


Atalia ??

                                                          Ilość słów: 522

Mnie też możesz zatłuc, nie wiedziałam jak to kontynuować. Może Ty wpadniesz na lepszy pomysł

17 maj 2018

Od Raito Cd Laxus

Po południu byłam już w domu. Tego co zastanę w środku nigdy bym się nie spodziewała…
- Mamo? Mistrzu? - uniosłam jedną powiekę patrząc na nich siedzących razem przy stole w salonie. Na mój widok obydwoje uśmiechnęli się w bardzo… dziwny sposób. - Coś nie tak? - zapytałam zdziwiona.
- Nie… Skądże znowu – kobieta zachichotała patrząc kątem oka na towarzysza. - Pochwalisz się gdzie byłaś?
- Um… No wiesz… Tu i tam – zaśmiałam się nerwowo. - Wybaczcie mi ale… mam coś bardzo ważnego do zrobienia! To nie może czekać! - i uciekłam do swojego pokoju. Zamknęłam się w nim i zaczęłam śmiać sama z siebie. To było cholernie niezręczne.
- Mówiłam ci! Wyskakuj z kasy dziadu! - pomimo odległości jaka nas dzieliła bardzo dobrze słyszałam krzyczącą mamę. Ta kobietka bardzo lubi zakłady. Zwłaszcza te, których wygranej pewna jest na sto procent. Ignorując kłótnię starszych, gdyż mistrz próbował się jakoś wykręcić z przegranej, a mama nie miała zamiaru odpuścić, ogarnęłam się trochę, przebrałam w luźniejsze ubrania i zaczęłam szukać w książkach jakichkolwiek wzmianek o symbolu, którym dziwne zwierze obdarowało Laxusa.
Siedziałam nad tym do późna. Nie zauważyłam nawet kiedy na dworze zrobiło się już ciemno.
- Raito ktoś puka do drzwi! Mogłabyś otworzyć? - usłyszałam krzyk matki. Od razu wstałam żeby zrobić to, o co prosiła. Leniwie się przeciągnęłam i wyszłam z pokoju.
- Idę już idę – mruknęłam kiedy pukanie zaczęło stawać się coraz głośniejsze. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Nawet nie zdążyłam zareagować. Drzwi otworzyły się z impetem i uderzyły mnie na tyle mocno, że przewróciłam się. Na przeciwko mnie stanęła zakapturzona postać. Spojrzała na mnie z góry.
- Gdzie on jest? - zapytał spokojnie.
- Kto? - zmarszczyłam brwi próbując się podnieś jednak nieznajomy zatrzymał mnie kładąc nogę na mojej klatce piersiowej.
- Gdzie on jest? - powtórzył, a ja wciąż nie miałam pojęcia o co dokładnie mu chodzi.
- Skarbie kto to przyszedł? - mama wyszła na korytarz żeby zbadać sytuację.
- Milcz – mężczyzna używając magii łańcucha obezwładnił starszą, która padła na ziemię. Nic nie mogła zrobić. Ponadto owinął go wokół jej głowy przez co nie mogła się odezwać. Yoake słysząc krzyki wyleciał z kuchni, w której prawdopodobnie spożywał posiłek. Zaskrzeczał przestraszony kiedy zobaczył co się dzieje. Od razu podleciał do mamy. - Tutaj jesteś… - więc to o niego mu chodziło. Kiedy nieznajomy chciał podejść do zwierzaka złapałam go za nogę przez co przewrócił się. Chwilowo stracił równowagę. Łańcuchy zniknęły.
- Yoake zabierz mamę w jakieś bezpieczne miejsce! - krzyknęłam podnosząc się z ziemi. Wokół moich rąk zebrały się energie. Magia ciemności i błyskawicy. Kilka więzów utworzonych z ciemnej materii owinęło się wokół włamywacza. Wiedziałam, że długo nie wytrzymają gdyż przeciwnik był bardzo silny. Czułam to.
- Myślisz, że pozwolę im uciec? - tak jak się spodziewałam mag uwolnił się z więzów.
- Oczywiście, że nie… Problem w tym, że ci na to nie pozwolę – stanęłam w pozycji gotowej do ataku. Nieznajomy zaśmiał się.
- A chciałem was wszystkich oszczędzić – zaczął przemieniać się w demona. Bardzo paskudnego demona. Odsunęłam się trochę przestraszona. Nie miałam jednak zamiaru pozwolić mu skrzywdzić mojej rodziny.
Monstrum wzięło zamach i wbiło zaciśniętą w pięść dłoń w ziemię. Udało mi się odskoczyć co uchroniło mnie od zmiażdżenia. Nasz dom w tym momencie zmienił się w ruinę. Wszystko zaczęło pękać i rozpadać się. Westchnęłam głośno.
- I tak nic już z tego nie będzie – zebrałam całą swoją magię w prawej ręce. Uformowała się na niej swego rodzaju dość dużych rozmiarów łapa zakończona szponami. Cała była czarna, tylko z wierzchu połyskiwała przez prąd jaki ją pokrywał. - Więc mogę sobie na to pozwolić – demon zaśmiał się i dosłownie na kilka sekund przymknął powieki. Wtedy była moja szansa. Z rozbiegu wyskoczyłam i uderzyłam go prosto w klatkę piersiową. Nieznajomy odleciał na kilka metrów jednak mój cios nie powalił go na ziemię. Nie dobrze…
Nasz dom znajdował się za miastem więc całe szczęście oprócz nas nikt tu nie mieszkał. Nie musiałam przejmować się tym, że komuś może stać się krzywda.
- Całkiem nieźle – zaśmiał się. - Ale zdecydowanie za mało – nim się spostrzegłam z powrotem znalazł się przy mnie. - Zaprezentuję jak powinno  to wyglądać – wyszeptał i uderzył mnie w ten sam sposób w jaki ja zrobiłam to jemu. Był o wiele silniejszy od mojego. Przeleciałam przez ścianę i zatrzymałam się dopiero na polanie za domem. Próbowałam nie stracić przytomności. - Widzisz dzieciaku – i znowu stanął przy mnie. Tym razem w ludzkiej postaci. - Zdenerwowałaś mnie, a ja bardzo tego nie lubię – westchnął. - Zabiję i ciebie i twoją matkę. Tak dla zasady – na jego twarzy zawitał uśmiech. Udało mi się go zauważyć spod kaptura.
- Nie – powoli próbowałam się podnieść. Zaśmiał się kpiąco i kopnął mnie tak bym nie mogła nic zrobić.
- Wiesz co? Zrobię coś bardzo złego – uśmiechnął się jak szaleniec. - Zabiję ci matkę na twoich własnych oczach! - spod jego płaszcza wyrosły skrzydła. Chciał wznieść się w powietrze ale owinęłam jego nogę pnączem utworzonym z cienia. Przyciągnęłam go do ziemi. - Że też możesz używać magii w takim stanie… - mruknął zaskoczony. - Będziemy musieli trochę to zmienić.
Leżałam na plecach. Wpatrywałam się w niebo próbując pozbierać chociaż trochę sił. To jedno uderzenie było zbyt silne. Nie wiem jakim cudem udało mi się nie stracić przytomności. Muszę to jakoś wykorzystać. Chociaż trochę spowolnić tego gościa…
- Nie dam się zabić… nie teraz – mruknęłam patrząc w gwiazdy.
- Nie ty decydujesz o momencie swojej śmierci – z pasa przy spodniach wyciągnął sztylet. Najwidoczniej stwierdził, że nie ma sensu zmieniać postaci żeby usunąć mnie z tego świata. - Wiesz czego jestem ciekaw? Dlaczego to właśnie ty zostałaś wybrana przez strażnika. Jesteś słaba – bawił się ostrzem.
- Jakiego strażnika? – zmarszczyłam brwi. Udawało mi się grać na czas. Chciałam kupić go jak najwięcej by mieć pewność, że mama i Yoake znajdą pomoc.
- Bez znaczenia. Taka wiedza trupowi nie będzie potrzebna – i wtedy nadszedł ten moment. Wziął zamach z zamiarem wbicia sztyletu w moje serce. Udało mu się jednak nie trafił tam gdzie planował. Ostrze przebiło moją dłoń dzięki czemu nie mogło pokonać dalszej drogi. Krzyknęłam głośno z bólu. Patrzył na mnie zdziwiony. Nie miał pojęcia co robię. Ja tylko uśmiechnęłam się nieznacznie. Ostatkami sił całą swoją magię błyskawicy przesłałam ze swojego ciała do sztyletu. Każdy wie, że metal jest świetnym przewodnikiem prądu. Mag został potraktowany śmiertelną dawką. Odsunął się na kilka metrów krzycząc z bólu jednak przeżył. - Ty mała… - warknął. - Rozpierdolę cię! - i ponownie przemienił się w demona. W tym czasie udało mi się wstać. Nie mogłam się wyprostować. Lekko skulona patrzyłam na potwora. Czułam się źle. Nie było to spowodowane licznymi obrażeniami po uderzeniu. Obwiniałam się przez bezsilność. Zapewne gdybym była silniejsza mogłabym pokonać przeciwnika i wszystko skończyłoby się dobrze. Nie miałam więcej pomysłów. Wraz ze zbliżającym się demonem czułam oddech śmierci na mojej szyi.
- Przepraszam – mruknęłam cicho i zamknęłam oczy.

<Plan jest taki że ją uratujesz no nie. XD Laxus?>
Ilość słów: 1146

14 maj 2018

Od Shizune do Kurona


Po krótkiej i jakże beztroskiej zabawie końcem futrzastego ogona, uderzyły ją mało miłe słowa wypowiedziane przez niewyglądającą zbyt przyjaźnie istotę, jaka natychmiastowo zwróciła się do chłopaka przemienionego w demona, którego cechy także posiadała Shizune, jednakże do tych można było zaliczyć tylko i wyłącznie nieatrakcyjne, lśniące, czerwone rogi pojawiające się zdecydowanie w momentach przepełnionych pechem. 
– Nie plątajcie się pod nogami, Wy pasożyty – dziewczyna wyjrzała zza pleców ciemnowłosego na człapiące stworzenie przyprawiające o ciarki na całym ciele. Dziwny odcień gołej skóry i jeszcze te szpony nie należały do cudownych widoków po kilku głębszych trunkach wypitych w obecności maga z tej samej gildii, aczkolwiek nieustannie nieznajomej osoby.
–  Musisz mnie puścić, naprawdę – nakazał drżącym głosem chłopak, a gdy dziewczyna w końcu to uczyniła, mag zaśmiał się triumfalnie i odsłonił zęby w podłymi uśmieszku. – Jednak jesteś głupia – zarechotał, po czym wyprostował plecy, spoglądając na nią z góry.
– Nie – prawdopodobnie pierwszy raz w życiu zaprzeczyła drugiej osobie, a poniekąd się sprzeciwia. – To Ty jesteś głupi – fuknęła cicho, stając na palcach. Dłonią delikatnie musnęła jeden z rogów demona, na co ten po raz kolejny przymknął oczy, a na jego twarzy, tym razem, zagościł błogi uśmiech.
Starszak osunął się na ziemię, by w następnej sekundzie dogodnie ułożyć swoją głowę pomiędzy piersiami dziewczyny, co wprawiło ją w szok, po prostu szok. Zimną ręką pogładziła jego policzek i z uwagą zaczęła przyglądać się, może i szczęśliwej, twarzy maga.
– Chyba powinnam już iść – mruknęła cicho i umiejętnie wypełzła spod cielska nieznajomego, jaki zdołał tylko unieść jedną powiekę na wiercącą się Shizune, jednakże gdy ta stanęła na nogi nieco zgarbiona, zmarszczyła czoło i odetchnęła głęboko. – Albo zostanę jeszcze chwilę, ale nie zamierzam się naprzykrzać – uśmiechnęła się słabo, odchodząc niepewne wgłąb mieszkania chłopaka, a gdy była pewna, że zmiennokształtny jej nie widzi, złapała za zamek od sukienki znajdujący się pod jej ramieniem i z wolna za niego pociagnęła, zsuwając z siebie kreację, gdyż uciążliwe duszności nawiedziły dziewczynę w tamtym momencie. Kilka drobnych kroków przed siebie wystarczyło, by dopadła gładkiej, chłodnej klamki, która po naciśnięciu ukazała białą łazienkę.
Weszła do pomieszczenia, zostawiając ubranie na progu i jak zahipnotyzowana; ze wzrokiem wbitym w okrągłe lustro, znajdujące się nad umywalką, dotarła do kranu, który natychmiastowo odkręciła z zamiarem przemycia twarzy lodowatą głową. Szkodliwe promile z pewnością nie wpłynęły dobrze na samopoczucie dziewczyny, a jeszcze ten cały nieznajomy mag wydawał się być taką tajemniczą osobą. Może i ostrą, jednakże jaką ciekawą – prawdziwa kopalnia tajemnic i zapewne była to pierwsza persona, jaka okazała jej więcej uwagi, mimo że chłopaczkowi prawdopodobnie zależało tylko na łóżkowej przygodzie.
– Wdech i wydech – nakazała samej sobie, zakładając kosmki włosów za ucho mokrą dłonią, jednak zastygła w bezruchu, gdy na podłodze zaczęły wybrzmiewać żwawe kroki. Już po chwili Shizu się spieła i zgarnęła gruby ręcznik, przewieszony dotychczas przez przyjemnie ciepły kaloryfer. Przycisnęła tkaninę do swego rozpalonego ciała, wbijając spojrzenie w uchylone drzwi. – Nic mi nie jest, zapewniam – nawet nie przypuszczała, że maga mogłoby obchodzić jej samopoczucie, lecz odezwała się tylko dlatego, gdyż nie chciała, aby starszy zobaczył ją w mało stosowanym stroju bądź nawet bez niego.
Szczelnie objęła się ramionami i przygryzła policzek od środka, jakimś cudem opanowując obawy, jakie ją nawiedziły. Kto może wiedzieć, cóż przyniosą najbliższe godziny? 

[ Pokemon czeka na odpis ze strony Gumballa ]
Ilość słów: 544

Od Angelo


Tawerna. Znane wszystkim miejsce pielgrzymek lokalnych tułaczów, zbierających się w jej przytulnym wnętrzu głównie z barku czegokolwiek lepszego do roboty. Szczerze mówiąc, wcale się im nie dziwiłem. Przebywanie w tego typu miejscu gwarantuje wachlarz swoistych atrakcji, pozwala spędzić czas w beztroskiej i poniekąd błogiej atmosferze, a na pewno znacznie lepszej niż tej towarzyszącej szwendaniu się po bezdrożach z cichą nadzieją, że może jednak coś się w końcu wydarzy.
Okazuje się, że uczęszczanie tam wiąże się dodatkowo z szeregiem innych niezaprzeczalnych korzyści, oraz nie jest tak wielką stratą czasu, za jaką przez wielu ciągle uchodzi. Przy odrobinie szczęścia na przykład można stać się posiadaczem wielu użytecznych informacji. Plotkujący kupcy, przybywający z dalekich stron turyści, dyskutujący na głos zapijaczeni tubylcy... wszyscy ci ludzie czynią z przydrożnych barów i pobliskich tawern lokalne mekki darmowych informacji. Wystarczy potrafić słuchać i odróżnić wyssane z palca farmazony od prawdziwych pereł, a w nad wyraz krótkim czasie można stać się jedną z lepiej obeznanych osób w okolicy.
W takich miejscach łatwo również wpaść na starych znajomych, którzy, jak się niekiedy okazuję, nawet jeszcze żyją, a wręcz mają się całkiem dobrze i świetnie im się powodzi, więc postanawiają postawić ci kolejkę za dawną przyjaźń, ewentualnie siedem. Upicie się w przednim towarzystwie to zawsze jakaś alternatywa na nudę, prawda? Tak, ale nie myślcie, że mówię tu o sobie. Raczej nie miałem w zwyczaju upadlać się jak świnia przy pierwszej lepszej okazji. Posiadałem jeszcze jakąś tam namiastkę godności.
O dziwo, tego dnia mój ulubiony lokal nie był wypełniony po brzegi. Kręciło się po nim zaledwie kilku typków spod ciemnej gwiazdy, może dwóch miejscowych głupków i garstka stałych bywalców powciskanych w krzesełka w rokach pomieszczenia. Nie chwaląc się, znałem pobieżnie niemal wszystkich obecnych i aż nazbyt dobrze wiedziałem, że nie było wśród nich nikogo godnego specjalnej uwagi. Wiedziałem o zgromadzonych już chyba wszystko, co mogło mi się przydać w najbliższej przyszłości. Nie zamierzałem toteż poświęcać nikomu swojego cennego czasu. Korzystniej było po prostu zająć się sobą.
Od niechcenia podniosłem się ze swojego skromnego, drewnianego krzesła. Uniosłem jedną zgiętą w łokciu dłoń na wysokość głowy i wygiąłem plecy, starając się je rozprostować. Przeciągając się, zamknąłem oczy. Zdecydowanie zbyt wiele czasu spędziłem w bezruchu. Zdrętwiały mi chyba wszystkie mięśnie.
Po chwili, nonszalanckim krokiem, pod którego wpływem deski zaczęły cicho jęczeć, zbliżyłem się do baru. Opierając się przedramionami o kontuar, uciąłem sobie krótką pogawędkę z barmanem i, jak na cywilizowanego człowieka przystało, zamówiłem sobie szklankę wody. Gdy po chwili czekania została mi wydana, odwróciłem się na pięcie z oczywistym zamiarem wrócenia do swojego stolika.
Byłem jednak na tyle zajęty sobą, że nie zauważyłem stojącej za mną osoby. Wpadłem w nią ze sporym impetem, sprawiając, że z trudem udało się jej zachować równowagę. Woda pod wpływem mojego gwałtownego zatrzymania się wylała się prosto na wcześniej wspomnianego człowieka, a szklanka, w wyniku uderzenia o jego klatkę piersiową wypadła mi z ręki i z charakterystycznym brzdękiem upadła na podłogę. Kruche szkło rozbiło się wokół naszych butów w drobny mak.
- Niech by to diabli... - mruknąłem pod nosem, kompletnie ignorując fakt, że powinienem przeprosić biednego bogu ducha winnego jegomościa, zamiast motać pod nosem obelgi na opatrzność. Jak to ja, wolałem skupić się na własnym nieszczęściu, bo i tak się niefortunnie składało, że zdewastowałem kolejny już bieżącego miesiąca przedmiot tego przybytku. Jakby niewystarczające było, że już miałem na pieńku z właścicielem z powodu niedawnego zdemolowania stolika i pary rzeźbionych krzeseł...

<Biedna poszkodowana osobo?>
Licznik słów: 562

13 maj 2018

OD Raito CD Laxus'a


- Gdzieś już to widziałam... - mruknęłam chwytając jego dłoń. Dokładnie przypatrzyłam się znakowi, który znajdował się na niej. - Nie mam pojęcia gdzie i kiedy ale na pewno ten znaczek nie jest mi obcy. Jak wrócimy zapytam mamy. Może ona będzie coś wiedzieć - puściłam go. - W każdym razie to stworzonko jest śliczne. Oczywiście nie tak bardzo jak Yoake - dodałam ciszej po czym wypuściłam towarzysza z plecaka. Sam się tam schował gdyż bał się bardziej niż ja. Wzniósł się w powietrze i słodko zaskrzeczał.
- Tchórzliwy ten twój zwierzak - blondyn spojrzał na niego na co ten przyleciał. Stali ze sobą twarzą w twarz. Na Laxusie nie robiło to większego wrażenia. Przejął się dopiero, kiedy Yoake ugryzł go w nos.
- Yoake! - krzyknęłam i odciagnęłam go od przyjaciela. - Dlaczego to zrobiłeś?! - nawet nie raczył pisnąć. Obrażony owinął się wokół mojej szyi i odwrócił się od nas głową. Westchnęłam głośno. - Wybacz za niego - spojrzałam na Laxusa i zaniemówiłam.
- Aż tak źle? - próbował zatamować krwawienie dłonią ale to nic nie dało.
- Czekaj. Zaraz to opatrzę. Usiądź tu - wskazałam na kamień stojący przy drodze. Posłusznie zrobił to co kazałam. W tym czasie wyciągnęłam z plecaka gazę, plaster i specyfik do odkażania ran. Stanęłam przed nim. - Naprawdę za niego przepraszam. Nigdy się tak nie zachowuje - namoczyłam gażę wodą utlenioną. - Może trochę zapiec - ostrożnie zaczęłam oczyszczać dość głębokie ślady po zębach Yoake. - Mam nadzieję, że nie zostanie żaden ślad - nowy towarzysz Laxusa dokładnie obserwował moje ruchy. Chyba bał się, że mogę mu coś zrobić. Założyłam magowi opatrunek z gazy, który przymocowałam do skóry przy pomocy plastra. - I gotowe - uśmiechnęłam się. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Czułam, że się rumienię ale głupio było mi odwrócić wzrok.
- Dziękuję - w końcu odpowiedział i się odwrócił. Zrobiłam to samo. 
- P-powinniśmy ruszać dalej! Jeśli nam się uda to przenocujemy w wiosce nieopodal - spakowałam wszystkie swoje rzeczy do plecaka.
- Jasne - i poszliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się w karczmie, która znajdowała się w wiosce, którą napotkaliśmy na swojej drodze. Wynajęliśmy pokój z dwoma łóżkami, gdyż wszystkie pojedyncze były zajęte. Nasze zwierzaki zostały zmuszone do spania w stajni. Przynajmniej poznają się lepiej.
- Marzyłam o kąpieli - przeciągnęłam się leniwie. Na stoliku leżała mała kartka. Przeczytałam ją szybko. - Moje marzenie zostało spełnione podwójnie! - pisnęłam.
- Mają tu coś więcej niż wannę - zaśmiał się.
- Tak! Dużą wannę! - podsunęłam mu kartkę pod nos. - Nie wiem jak ty ale ja tego potrzebuję. Prysznic mi nie wystarczy! - mówiąc to wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy z plecaka i wybiegłam z pokoju nawet nie kończąc ostatniego słowa.
Stojąc przed wejściem nawet nie zauważyłam, że to łaźnia koedukacyjna. Szybciutko weszłam do środka, rozebrałam się i owinęłam ręcznikiem. Nucąc cicho pod nosem ulubioną piosenkę weszłam do łaźni.
- Pusto? Jak cudnie - zdjęłam ręcznik i zanurzyłam się w gorącej wodzie. Uwielbiam to...
Siedziałam odprężona nie przejmując się niczym. Było mi tak dobrze, że mogłabym spędzić w tym miejscu cały dzień. Miałam przymknięte oczy więc tylko usłyszałam jak ktoś siada obok mnie. Dopiero po chwili odwróciłam się w stronę tej osoby i zaniemówiłam. Gdyby nie to, że moja twarz już była czerwona od ciepła łaźni moja twarz przybrałaby równie ciemny odcień.
- C-co... J-jak? - mój język się plątał. Szybko przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i mocno je objęłam.
- Coś nie tak? - spojrzał na mnie zdziwiony, a dopiero po chwili zauważył ręcznik leżący na ziemi. Zaśmiał się cicho. - Nic nie widziałem. Spokojnie - odwrócił się do mnie plecami. - Załóż sobie ręcznik. Nie podglądam! - szybko się podniosłam i owinęłam materiałem. Ponownie usiadłam w wodzie.
- Jak mogłam nie zauważyć tego znaczka... - westchnęłam.
- Jak widać bardzo ci się spieszyło do kąpieli - zaśmiał się na co odpowiedziałam mu delikatnym uderzeniem pięścią w ramię. - Przepraszam! - i znowu to zrobił.
- Dobrze, że to ty przyszedłeś... - spojrzał na mnie trochę zdziwiony. - Gdyby to był ktoś obcy prawdopodobnie nie wyszłabym z wody do czasu aż on nie opuściłby łaźni -tym razem Laxus zaśmiał się trochę głośniej. - No przestań! - jęknęłam. Kiedy brałam zamach żeby ponownie go uderzyć ręcznik osunął się z mojego ciała. Przez chwilę obydwoje staliśmy jak wryci. Byłam cholernej zażenowana. Ponownie skuliłam się zapominając o ręczniku. - Ch-Chyba już w-wyjdę... - jąkałam się przez zażenowanie.
- Wszystko dobrze? - przytaknęłam, owinęłam się ręcznikiem już nie przejmując się tym, że może cokolwiek zobaczyć. W końcu już widział. Wyszłam. Przebrałam się w szlafrok po czym wróciłam do pokoju. Płakać mi się chciało kiedy tylko rzuciłam się na łóżko.
- Jestem beznadziejna - mruknęłam w poduszkę. Przez dłuższą chwilę leżałam jednak sen bardzo szybko mnie zaskoczył. Nawet nie zdążyłam przebrać się w piżamę.

<Laxus?>
Ilość słów: 801