– Atalisio! – Usłyszałam za sobą wesoły głos, a niebawem poczułam, jak ktoś próbuje mnie udusić. Ktoś miział mnie noskiem po szyi i dopiero później zrozumiałam, że to jest ta osoba, której wolałabym nigdy więcej nie spotkać. – Słyszałaś? Jacyś obcy goście szlajają się nam po gildii! To nie do zniesienia... Nie jesteśmy przecież żadnym muzeum, nie proponujemy wycieczek po naszym budynku!
Wzruszyłam ramionami i spróbowałam się wyswobodzić z ramion nielubianej koleżanki. Dziewczyna była naprawdę irytująca gorsza od tych wszystkich gości i gościówek z Blue Pegasus czy z Lamia Scale, dlaczego nie dołączyła tam? Przeniosła cały swój ciężar ciała na mnie, wieszając się mi na szyi i licząc na to, że nie pozwolę jej upaść. Było za późno, bo już dawno upadła... na głowę.
– Swoją drogą... Spotkałaś jednego turystę, dlaczego go nie pogoniłaś? – zapytała z wyrzutami.
Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty na kolejne użeranie się z podrzędnymi robaczkami. Cierpię na nudę, ale nie ucieknę się do tego, by pojedynkować się z kimś, kto nie ma dla mnie najmniejszej wartości. Przeurocza blondyneczka, która molestowała każdego, kto się napatoczy, postanowiła dać mi spokój i odsunęła się na kilka kroczków. Zastukała palcem parę razy po policzku i stwierdziła, że naskarży na mnie mistrzowi Jimmie. Nie chcę wykonywać jego rozkazów? Należy mi się kara! Szkoda, że nie wspomniała o tym na początku, tylko droczy się, że tak nie wolno... Egh, pogubiłam się w tym wszystkim...
No i cóż, znów stałam przed naszym zwiedzającym. Odrobinę zziajany wpatrywał się we mnie, oczekując czegokolwiek. Czym się zmęczył? W ręku trzymał swój płaszcz... Nie potrafił go założyć? Potrzebował do tego pomocy, ponieważ wcześniejsze próby zawiodły? A może tak mu ciepło, że postanowił go nie zakładać? Dobrego wrażenia to on raczej nie zrobił... Jeszcze ta męcząca cisza. Dlaczego nie może mnie po prostu wyminąć? Nie, powinnam zbadać, czy podczas zwiedzania nie dowiedział się niczego dziwnego, o czym nie wiem jeszcze ja. Jestem w ogóle ciekawa, czy ktoś zareagował na to, że nieznajomy chłopak włóczył się po okolicy, a jego zamiary raczej nie były znane wszystkim. Zauważyłam, że nieznajomy na chwilę się wyłączył. Nie całkowicie, bo czułam, jak dokładnie mi się przygląda, a jego wyraz twarzy, choć odrobinę pusty, zdradzał, że nad czymś główkuje. Postanowiłam go wyrwać z tego transu. Jeszcze zaatakuje i będę miała problem. W końcu ja również jestem przeuroczą blondynką, prawda?
– Z jakiej jesteś gildii? – zapytałam oschle, a on podskoczył lekko zaskoczony. Tak znienacka zadawać pytania, Atalio... Wstydziłabyś się.
– Przepraszam... O co pytałaś? – Podrapał się po tyle głowy, starając się złagodzić uczucie zażenowania tym, że nie usłyszał mojej wypowiedzi. – Gildia? Jestem z Fairy Tail... A ty, jak mniemam, jesteś stąd, to znaczy z Sabertooth.
Skinęłam mu na potwierdzenie głową... Cóż, kolega z Fairy Tail... Chyba nie przepadam za tą gildią i nie potrafię wyjaśnić tej niechęci. Właściwie nic takiego mi nie zrobiła. Ludzie z niej są całkiem w porządku, więc... No nie wiem, po prostu nie wiem.
– Całkiem fajnie tu macie – powiedział przygaszonym tonem głosu, tak jakby się bał mojej reakcji. Uniosłam jedynie brew, sygnalizując, że nie rozumiem, o co do końca mu chodzi. Fajnie? Co właściwie oznacza to słowo? Ma na myśli, że pogoń za siłą jest fascynująca? Może jest pod wrażeniem naszej architektury albo zauroczył się górzystą okolicą? Kto go tam wie? Zrozumiałam, że rozmowa też nie jest jego mocną stroną, a wyglądał na dość sympatycznego gościa. Hm, może dam mu szansę i pozwolę mu zdobyć moje zaufanie. Dawno nie próbowałam kontaktu z mróweczkami...
– Nazywam się Atalia Weinberg i całkiem niedawno zostałam magiem klasy S, a ty? Czym możesz się pochwalić?
Ilość słów: 596
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz