17 maj 2018

Od Raito Cd Laxus

Po południu byłam już w domu. Tego co zastanę w środku nigdy bym się nie spodziewała…
- Mamo? Mistrzu? - uniosłam jedną powiekę patrząc na nich siedzących razem przy stole w salonie. Na mój widok obydwoje uśmiechnęli się w bardzo… dziwny sposób. - Coś nie tak? - zapytałam zdziwiona.
- Nie… Skądże znowu – kobieta zachichotała patrząc kątem oka na towarzysza. - Pochwalisz się gdzie byłaś?
- Um… No wiesz… Tu i tam – zaśmiałam się nerwowo. - Wybaczcie mi ale… mam coś bardzo ważnego do zrobienia! To nie może czekać! - i uciekłam do swojego pokoju. Zamknęłam się w nim i zaczęłam śmiać sama z siebie. To było cholernie niezręczne.
- Mówiłam ci! Wyskakuj z kasy dziadu! - pomimo odległości jaka nas dzieliła bardzo dobrze słyszałam krzyczącą mamę. Ta kobietka bardzo lubi zakłady. Zwłaszcza te, których wygranej pewna jest na sto procent. Ignorując kłótnię starszych, gdyż mistrz próbował się jakoś wykręcić z przegranej, a mama nie miała zamiaru odpuścić, ogarnęłam się trochę, przebrałam w luźniejsze ubrania i zaczęłam szukać w książkach jakichkolwiek wzmianek o symbolu, którym dziwne zwierze obdarowało Laxusa.
Siedziałam nad tym do późna. Nie zauważyłam nawet kiedy na dworze zrobiło się już ciemno.
- Raito ktoś puka do drzwi! Mogłabyś otworzyć? - usłyszałam krzyk matki. Od razu wstałam żeby zrobić to, o co prosiła. Leniwie się przeciągnęłam i wyszłam z pokoju.
- Idę już idę – mruknęłam kiedy pukanie zaczęło stawać się coraz głośniejsze. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Nawet nie zdążyłam zareagować. Drzwi otworzyły się z impetem i uderzyły mnie na tyle mocno, że przewróciłam się. Na przeciwko mnie stanęła zakapturzona postać. Spojrzała na mnie z góry.
- Gdzie on jest? - zapytał spokojnie.
- Kto? - zmarszczyłam brwi próbując się podnieś jednak nieznajomy zatrzymał mnie kładąc nogę na mojej klatce piersiowej.
- Gdzie on jest? - powtórzył, a ja wciąż nie miałam pojęcia o co dokładnie mu chodzi.
- Skarbie kto to przyszedł? - mama wyszła na korytarz żeby zbadać sytuację.
- Milcz – mężczyzna używając magii łańcucha obezwładnił starszą, która padła na ziemię. Nic nie mogła zrobić. Ponadto owinął go wokół jej głowy przez co nie mogła się odezwać. Yoake słysząc krzyki wyleciał z kuchni, w której prawdopodobnie spożywał posiłek. Zaskrzeczał przestraszony kiedy zobaczył co się dzieje. Od razu podleciał do mamy. - Tutaj jesteś… - więc to o niego mu chodziło. Kiedy nieznajomy chciał podejść do zwierzaka złapałam go za nogę przez co przewrócił się. Chwilowo stracił równowagę. Łańcuchy zniknęły.
- Yoake zabierz mamę w jakieś bezpieczne miejsce! - krzyknęłam podnosząc się z ziemi. Wokół moich rąk zebrały się energie. Magia ciemności i błyskawicy. Kilka więzów utworzonych z ciemnej materii owinęło się wokół włamywacza. Wiedziałam, że długo nie wytrzymają gdyż przeciwnik był bardzo silny. Czułam to.
- Myślisz, że pozwolę im uciec? - tak jak się spodziewałam mag uwolnił się z więzów.
- Oczywiście, że nie… Problem w tym, że ci na to nie pozwolę – stanęłam w pozycji gotowej do ataku. Nieznajomy zaśmiał się.
- A chciałem was wszystkich oszczędzić – zaczął przemieniać się w demona. Bardzo paskudnego demona. Odsunęłam się trochę przestraszona. Nie miałam jednak zamiaru pozwolić mu skrzywdzić mojej rodziny.
Monstrum wzięło zamach i wbiło zaciśniętą w pięść dłoń w ziemię. Udało mi się odskoczyć co uchroniło mnie od zmiażdżenia. Nasz dom w tym momencie zmienił się w ruinę. Wszystko zaczęło pękać i rozpadać się. Westchnęłam głośno.
- I tak nic już z tego nie będzie – zebrałam całą swoją magię w prawej ręce. Uformowała się na niej swego rodzaju dość dużych rozmiarów łapa zakończona szponami. Cała była czarna, tylko z wierzchu połyskiwała przez prąd jaki ją pokrywał. - Więc mogę sobie na to pozwolić – demon zaśmiał się i dosłownie na kilka sekund przymknął powieki. Wtedy była moja szansa. Z rozbiegu wyskoczyłam i uderzyłam go prosto w klatkę piersiową. Nieznajomy odleciał na kilka metrów jednak mój cios nie powalił go na ziemię. Nie dobrze…
Nasz dom znajdował się za miastem więc całe szczęście oprócz nas nikt tu nie mieszkał. Nie musiałam przejmować się tym, że komuś może stać się krzywda.
- Całkiem nieźle – zaśmiał się. - Ale zdecydowanie za mało – nim się spostrzegłam z powrotem znalazł się przy mnie. - Zaprezentuję jak powinno  to wyglądać – wyszeptał i uderzył mnie w ten sam sposób w jaki ja zrobiłam to jemu. Był o wiele silniejszy od mojego. Przeleciałam przez ścianę i zatrzymałam się dopiero na polanie za domem. Próbowałam nie stracić przytomności. - Widzisz dzieciaku – i znowu stanął przy mnie. Tym razem w ludzkiej postaci. - Zdenerwowałaś mnie, a ja bardzo tego nie lubię – westchnął. - Zabiję i ciebie i twoją matkę. Tak dla zasady – na jego twarzy zawitał uśmiech. Udało mi się go zauważyć spod kaptura.
- Nie – powoli próbowałam się podnieść. Zaśmiał się kpiąco i kopnął mnie tak bym nie mogła nic zrobić.
- Wiesz co? Zrobię coś bardzo złego – uśmiechnął się jak szaleniec. - Zabiję ci matkę na twoich własnych oczach! - spod jego płaszcza wyrosły skrzydła. Chciał wznieść się w powietrze ale owinęłam jego nogę pnączem utworzonym z cienia. Przyciągnęłam go do ziemi. - Że też możesz używać magii w takim stanie… - mruknął zaskoczony. - Będziemy musieli trochę to zmienić.
Leżałam na plecach. Wpatrywałam się w niebo próbując pozbierać chociaż trochę sił. To jedno uderzenie było zbyt silne. Nie wiem jakim cudem udało mi się nie stracić przytomności. Muszę to jakoś wykorzystać. Chociaż trochę spowolnić tego gościa…
- Nie dam się zabić… nie teraz – mruknęłam patrząc w gwiazdy.
- Nie ty decydujesz o momencie swojej śmierci – z pasa przy spodniach wyciągnął sztylet. Najwidoczniej stwierdził, że nie ma sensu zmieniać postaci żeby usunąć mnie z tego świata. - Wiesz czego jestem ciekaw? Dlaczego to właśnie ty zostałaś wybrana przez strażnika. Jesteś słaba – bawił się ostrzem.
- Jakiego strażnika? – zmarszczyłam brwi. Udawało mi się grać na czas. Chciałam kupić go jak najwięcej by mieć pewność, że mama i Yoake znajdą pomoc.
- Bez znaczenia. Taka wiedza trupowi nie będzie potrzebna – i wtedy nadszedł ten moment. Wziął zamach z zamiarem wbicia sztyletu w moje serce. Udało mu się jednak nie trafił tam gdzie planował. Ostrze przebiło moją dłoń dzięki czemu nie mogło pokonać dalszej drogi. Krzyknęłam głośno z bólu. Patrzył na mnie zdziwiony. Nie miał pojęcia co robię. Ja tylko uśmiechnęłam się nieznacznie. Ostatkami sił całą swoją magię błyskawicy przesłałam ze swojego ciała do sztyletu. Każdy wie, że metal jest świetnym przewodnikiem prądu. Mag został potraktowany śmiertelną dawką. Odsunął się na kilka metrów krzycząc z bólu jednak przeżył. - Ty mała… - warknął. - Rozpierdolę cię! - i ponownie przemienił się w demona. W tym czasie udało mi się wstać. Nie mogłam się wyprostować. Lekko skulona patrzyłam na potwora. Czułam się źle. Nie było to spowodowane licznymi obrażeniami po uderzeniu. Obwiniałam się przez bezsilność. Zapewne gdybym była silniejsza mogłabym pokonać przeciwnika i wszystko skończyłoby się dobrze. Nie miałam więcej pomysłów. Wraz ze zbliżającym się demonem czułam oddech śmierci na mojej szyi.
- Przepraszam – mruknęłam cicho i zamknęłam oczy.

<Plan jest taki że ją uratujesz no nie. XD Laxus?>
Ilość słów: 1146

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz