<poprzednie opowiadanie>
Chwilę przeteażałem słowa Angela.
Nie wiadomo co jest tam w lesie, ale czy ja mam coś aktóalnie do roboty ? Nie.
- Zgoda-uścisnąłem mu dłoń- Kiedy wyruszamy ?
- Teraz, zaraz, jak najszybciej ?-odpowiedział
- Tylko skoczę po parę drobiazgów i zaraz wracam-meugnąłem zadowolony do chłopaka i zwinnie wskoczyłem na konia
Alfaar z powodu swojego młodego wieku staną dęba i z dzikim rżeniem wywinąć parę susów wywalając tylne nogi do tyłu. Cierpliwie poczekałem aż się uspoki i najzwyczajniej w świecie pogalopowałem do domu.
Zacząłem się oriętować już dosyć dobrze w tutejszym ukształtowaniu terenu (choć jednak wolę swoją pustynię) i po chwili znalazłem się pod domem.
Zaciągłem mocno konia a ten zarył kopytami w ziemi, nawet nie zdążył się pożądanie zatrzymać a ja już zawiązałem go pobliską latarnię.
- Czekaj tu grzecznie-i wbiegłem do mieszkania
Spakowałem tylko jeden mini tobołek w którym znalazły się moje najważniejsze i najpotrzebniejsze żeczy i po chwili już dosiadałem tego dzikusa.
Czułem jak jest podekscytowany, co chwila brykał albo robił baranki. Doskonale wiedział że jedziemy na kolejną wyprawę a on to po prostu kochał, z resztą tak jak ja.
Zatrzymałem konia w tym samym miejscu w którym pozostawiłem blondyna, jeszcze go nie było więc zeskoczyłem z siodła i oparłem głowę o łeb konia.
Zacząłem mu przesyłać obrazy w których komunikowałem mu że to jest dosyć długa podróż i nie będę tolerował złego zachowania. Od teraz ma być opanowany.
Koń jak by w odpowiedzi parskną a ja pogładziłem go po szyi.
Moje plemię wywodziło się od zawsze z umiejętności "rozmawiania z koniem" jak to mówią zwykli przyziemni ludzie.
W tamtych stronach mamy posłuch u innych plemion, jesteśmy jednym z najstarszych rodów. Chodzą legendy że nasz rud wywodzi się z dzikich zrobionych z wiatru i piasku koniach...
Mój dom...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Angela
- Gotowy ?-patrzył na mnie uważnie a ja potwierdziłem skinienie mnie głowy
- Jak masz jakiś bagarz to go daj, przytroczę do siodła-zaproponowałem i po chwili nasze bagaże zwisały przypięte do siodła- Ruszamy przygodo !
Oboje zaczeliśmy się śmiać.
Szliśmy dobre dwie godziny, od czasu do czasu rozmawialiśmy, tak, Angelo to zdecydowanie dobry kompan na takie wyprawy.
Jest ogarnięty i sam umie o siebie zadbać nie trzeba go niańczyć. Jest pomocny i ogólnie uwarzny.
Szliśmy bitą drogą w lesie, wiał przyjemny ciepły wietrzyk a pomiędzy drzewami co jakiś czas było widać świetliki.
- Ładnie tu-stwierdziłem rozglądając się
- Tak, tutaj zawsze jest ładnie-potwierdza
Nagle do mojego umysłu wdziera się obraz czegoś kryjącego się w lesie.
Stanąłem i popatrzyłem uwarzny na Faara który staną i cały spięty opserwował las po naszej prawej stronie, tak to na pewno od niego dostałem informację.
- Mam nadzieję że tym razem to nie będzie wiewiurka-zwracam się do konia- Bo jeżeli tak to nie dostaniesz dodatkowej porcji siana-pogroziłem mu palcem ale doskonale wiedziałem że na pewno to nie jest wiewiurka. Koń wdychał zapachy niesione przez wiatr, jego nozdrza co chwilę pracowały to się rozszeżając to kurcząc
- Co jest ?-pyta blondyn
- Alfaar wyczuł coś w lesie-mówię
- Powiedział Ci ? Jak?-był wyraźnie zaciekawiony
- Przesłłał mi obraz do głowy-odpowiedziałem zdając sobie doskonale sprawę jak to brzmi
W tej samej chwili coś złamało gałązkę w lesie, wąż Angela zasyczał, Odala całą się zjeżyła a z jej trzewi wydobywał się dziki warkot a Alfaar zaczą przebierać nogami w miejscu.
- Co u diabła ?..
Angelo ?
Ilość słów: 554
Od razu mówię, to może być jakieś normalne zwierzę typu bodajże niedźwiedzia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz