1 lip 2018

Od Laxusa cd. Raito

<Poprzednie opowiadanie>
Po oprowadzeniu chociaż kawałek Rai poszedłem do gildii w celu znalezienia jakieś misji. Evegreen  pogratulowała mi wreszcie odwagi, Bisclow coś tam się powyśmiewał, ale też życzył mi powodzenia. Fried płakał z niewiadomych przyczyn dla mnie, ale on zawsze był dziwny.  Wziąłem szybki prysznic,a następnie się położyłem spać. Miałem okropny sen, śniło mi się, że ktoś krzywdzi Raito, a mnie nie ma przy niej. Tak koło północy ktoś dobijał się do moich drzwi. Lekko zaskoczony, kto może być o tak późnej porze,lecz miałem okropne myśli i przeczucia... Mówiąc szczerze obawiałem się otworzyć drzwi. Po otworzeniu drzwi zastałem matkę Rai i Yoake. Matka Rai zaczęła chaotycznie opowiadać, co się stało. Jedną rzecz zrozumiałem, że Rai jest w wielkim niebezpieczeństwie, więc ruszyłem natychmiast z odsieczą. Szczerze nie zastanawiałem się jak silny może być ten demon, bo dla mnie liczyło się bezpieczeństwo Rai... Nie pozwolę jej zginąć, choćby za cenę mojego życia. Po dotarciu na miejsce, mogę rzec, że w ostatniej chwili uratowałem Rai od śmiertelnego ciosu. Spojrzałem się na nią, nie wyglądała mi na śmiertelnie ranną, ale na wyczerpaną i poturbowaną. Rozpętała się wyrównana walka,choć demon był silniejszy ode mnie. Jednakże to on był moim przeciwnikiem i nie pozwoliłem Raito się wtrącać,gdyż zaczęła wstawać. Pokryłem swoje ciało błyskawicami i zaatakowałem salwami różnych ataków. Walka była długa i nużąca. Dosyć łatwo pokonałem jego sługusów,których wysłał na mnie  samą magią błyskawic, że tak to nazwę. Po pokonaniu ich został sam demon. Powiedział mi bym sobie odpuścił, bo i tak przegram z nim walkę. Gdy miałem zamiar już zaatakować demona, zostałem zaatakowany od tyłu, ale Rai mnie ochroniła. Kazałem
Rai zaczekać, ponieważ zaatakuje w innym momencie. Spojrzała zaskoczona, ale kazałem jej użyć swej magii, a sam zaatakowałem przeciwnika piorunem, ale na nim nie zrobiło to wrażenie, a nawet się uśmiechem. Był szybki i zmierzał w kierunku Rai. Krzyknąłem by zrobiła unik, bo martwiłem się, że coś mogło mej lubej się stać. Zasłoniłem ją w ostatniej chwili i oberwałem dość mocnym atakiem. Stanąłem nieźle wkurzony i użyłem wściekłego piorunu na przeciwniku, który po tym ataku powinien polec, ale tak się nie stało. Cholerny uparciuch z niego...   Obserwowałem go i zauważyłem małą ranę, może gdybym w niego trafił to bym go pokonał? Musiałem tylko celnie wycelować podczas, gdy on ruszył na mnie... Raito krzyknęła bym się odsunął, lecz nie miałem zamiaru tego zrobić.  Użyłem Sięgającego Nieba Oszczepu Smoka Piorunów, który trafił w jego ranę... Demon padł i znikł po chwili. Uznałem to, że udało mi się go pokonać.  Ruszyłem w stronę Rai, objąłem ją ręką i zaprowadziłem do domu,  gdzie jej matka z Yoake była.  Pomogłem matce Rai w leczeniu Rai. Chociaż Porlyusica najlepiej by jej pomogła od nas, ale nigdzie jej nie mogłem znaleźć. Dziewczyna przespała dwa dni, a gdy się obudziła czułem ulgę i radość.  Pocałowałem ją i objąłem.
- Jesteś już bezpieczna, Rai... - szepnąłem
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i objęła mnie, wtulając twarz w mą klatkę piersiową. Głaskałem ją po głowie, czekając  jak sama zdecyduje kiedy mi wszystko powiedzieć. Nie chciałem jej zmuszać do niczego.... Raito wiedziała, że może na mnie liczyć. 

<Raito??? Nie uśmiercaj jej >

<Następne opowiadanie>
Ilość słów: 508

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz