— Jaką bronią dysponujesz? — przygryzłam wargę. Normalnie nie zadałabym takiego pytania, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Teraz jednak pytanie wydawało mi się jak najbardziej na miejscu, zważając na mój stan ducha.
— Po pierwsze - nim — ruchem ręki wskazał swojego chowańca, który najwyraźniej był groźniejszy niż się z pozoru wydawał. — Po drugie jestem pewny swoich umiejętności w smoczek magii, nie uważam tego jednak za wystarczające dlatego też posiadam kilka przedmiotów mogących kogoś poważnie okaleczyć — Taka odpowiedź wydawała mi się w pełni satysfakcjonująca. Podobało mi się także, iż wprost o tym mówił. Zatajanie faktu posiadania broni zazwyczaj budziło we mnie jeszcze większy niepokój.
— To dobrze — poczułam jak kąciki moich ust lekko się noszą.
— Dlaczego o to pytasz? — odwróciłam wzrok, jednak chyba wiedział, że słyszałam o co pytał. Najwyraźniej nie interesowało go to jednak aż tak bardzo, bo prędko dodał jeszcze kilka słów. — Nie odpowiadaj.
~~*~~
Po wyjściu z kawiarni zadrżałam. Chłód panujący na dworze zdawał się przenikać przez ubrania. Wcześniejsza rozmowa dotycząca broni wydawała mi się taka nierealna. Ledwo pamiętałam co odpowiadałam, tak bardzo pochłonęło mnie wyglądanie przez okno. Zlustrowałam okolice niespokojnym wzrokiem, wpierw zauważając dziewczynę, dopiero potem uświadamiając sobie, iż z jej gardła wydobywał się szloch. Zrobiłam zaledwie krok w jej stronę, kiedy Fushime mnie powstrzymał:
— To może być pułapka. Kto szlocha nocą na chodniku? — mruknął cicho, ledwie mogłam go usłyszeć.
Pewnie poruszył ważną kwestię, ale wydawało mi się nieco dziwne zastawiać na mnie lub na nas w mieście. Nawet nocą, kiedy ulice były opustoszałe, co jakiś czas mijali nas inni przechodnie. Dodatkowo niedaleko stąd znajdowała się nocna kawiarnia, a jej goście mogliby nas zapewne nadal usłyszeć, gdyby ktoś krzyknął wystarczająco głośno.
— Wydaje się być przerażona — odpowiedziałam niemal równie cicho. — Podejdę bliżej, mógłbyś mnie kryć?
Nie zaczekałam na odpowiedź, tylko ruszyłam w kierunku dziewczyny. Ukucnęłam przy niej, nie chcąc jej przestraszyć. Nie do końca wiedząc jak powinnam się zachować, wyciągnęłam ku niej dłoń. Postąpiłam tak, jakbym miała do czynienia z przestraszonym zwierzęciem, a nie człowiekiem. Kurtyna włosów uniemożliwiła mi spojrzenie na jej twarz, jednak w sekundę zdałam sobie sprawę, iż Fushime miał rację. Zanim zdążyłam się odsunąć, dało się zobaczyć błysk dobywanej broni, a następnie poczułam tępy ból w lewym ramieniu. Niemal nieświadomie aktywowałam magię związku, więc kiedy stęknęłam z bólu, mogłam dosłyszeć także przekleństwo z ust dziewczyny. Oniemiała wstałam i podniosłam sztylet, który dziewczyna upuściła. Najwyraźniej musiała być leworęczna. Myśli szumiały mi w głowie, ale w sercu czułam ulgę. Gdyby dziewczyna była wysłana przez mojego ojca, nie popełniłaby tak głupiego błędu. Ojciec doskonale zdawał sobie sprawę, iż magia związku jest u mnie dobrze rozwinięta, a korzystanie z niej nawet w przypadku zaskoczenia nie było trudne.
Powoli podniosłam się z ziemi i stanęłam nad nią, rejestrując jak poważnie wygląda cięcie na jej ramieniu. Krew zdoążyła już przesiąknąć przez kilka warstw ubrań i teraz barwiła śnieg na szkarłaty kolor. Zapewne oznaczało to, iż moja rana jest równie poważna, jednak chwilowo nie czułam bólu. W milczeniu obserwowałam postać zwiniętą u moich stóp.
— Fushime? — spytałam niepewnie — Co powinniśmy z nią zrobić?
<Fushime? Przepraszam, że tak długo, poprawię się :')>
Ilość słów: 514
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz