Dziewczyna wydawała się troszkę zamyślona, była również zaniepokojona. Było to wyczuwalne, po co pytała mnie o broń? Wiele pytań krążyło mi po głowie, nie zadałem żadnego. Może się to wydawać głupie, jednakże pilnuje aby nie zadać żadnego skonkretyzowanego pytania. Podązaliśmy ciemną ulicą, nie widziałem już ludzi, powracali do domów, gildii, rodzin. Kage był jakiś czujniejszy, nie rozumiałem o co chodzi, ciągle się przyglądał i zmieniał formę. Jakby chciał dobrze dobrać postać do przeciwnika. Starał się dalej rozmawiać z dziewczyną w ten sam sposób jak wcześniej, zdawaliśmy sobie oboje sprawę, iż to niemożliwe. Kage jest typem stworzenia, które czując zagrożenie jest w stanie spalić, zatopić, zmiażdżyć, jednym slowem zniszczyć całą okolice aby zniwelować zagrożenie do minimum. Nigdy nie starałem się to kontrolować, jest przydatny jako chowaniec, nie ugłaskane zwierzątko. Nieraz ignorował moje rozkazy co wychodziło mi tylko na dobre, niemniej jednak jest mi posłuszny, po prostu robi to, co wyjdzie mi na najlepsze.
- Jaką bronią dysponujesz? - zapytała niepewnie dziewczyna.
- Po pierwsze - nim - wskazałem na Kage. - Po drugie jestem pewny swoich umiejętności w smoczek magii, nie uważam tego jednak za wystarczające dlatego też posiadam kilka przedmiotów mogących kogoś poważnie okaleczyć.
- To dobrze. - uśmiechnęła się.
- Dlaczego o to pytasz? - mruknąłem. Nie miałem zamiaru zadawać tego pytania, jakoś mruknąłem to chyba do siebie. Dziewczyna trochę milczała. - Nie odpowiadaj. - dodałem.
Spacerowaliśmy ulicami śpiącego miasta. Panująca dookoła cisza była błoga i kojąca, niestety jednocześnie zdawała się niepokojąca. Wokół nie było już ludzi, zebrała się lekka mgła, która ograniczała widoczność. Zaprosiłem dziewczynę do nocnej kawiarni, była trochę nieobecna, widziałem, że czymś się martwiła. Zamówiłem czarną kawę a dziewczyna gorącą czekoladę, po chwili kelnerka przyniosła napoje. W środku było ciepło i przyjemnie, pusto jednak jak na tę porę. Mimo późnego wieczora zwykle ludzie się jeszcze kręcili.
- Coś się stało? - zapytałem spokojnie, przerywają tym ciszę, która zapadła między nami.
- N-nie. - odparła patrząc na swoje ręce.
- Evelyn. - wzdrygnęła się na wypowiedziane przeze mnie jej imię. - Patrz na mnie. - podniosła powoli wzrok. - Nie wierzę ci. - odparłem, patrząc jej prosto w oczy.
- Nic.. Naprawdę. - znów opuściła wzrok.
Westchnąłem. Przewidziałem to, iż nic mi nie powie. Zawsze było warto spróbować... Wziąłem łyk gorącego napoju i bardziej skupiłem uwagę na otoczeniu. Lokal nie duży, ciemnobrązowe ściany i tego samego koloru meble. Delikatne metaliczne akcenty idealnie wypełniały wnętrze. Wróciłem wzrokiem do dziewczyny.
- W takim razie dlaczego pytałaś... czy mam broń? Sama jej nie nosisz? - zapytałem że stoickim spokojem, co nawet zdziwiło mnie.
- To nie tak. - chrząknęła i podniosła na mnie wzrok. - Jutro sobie jakąś kupię. Pytałam dla pewności... - odparła.
- Tu pojawia się pytanie co rozumiesz za słowem broń. - mruknąłem.
-A co ty przez to rozumiesz?
Broń. Dobre pytanie.
- Czym jest dla mnie broń? Narzędziem, niczym więcej - przedmiotem do pomocy a także magią, którą dysponuje. - odparłem. - Powinnaś nosić broń. Co jak co ale nocą bez broni może być niebezpiecznie.
- Tak... Wiem. - opuściła głowę.
Miałem coraz większe przeczucie, że coś jest nie tak. Wyszliśmy z lokalu, przed czym zapłaciłem i ruszyliśmy w stronę parku. Uslyszelismy nagle płacz, kobiety, siedziała niedaleko mas na ziemi i zakochała gorzko. Evelyn chciała iść do niej, zatrzymując ją jednakże, mruknąłem:
- To może być pułapka. Kto szlocha nocą na chodniku? - uśmiechnąłem się delikatnie.
Evelyn? Wybacz mi proszę moje zniknięcie! >.< a także jeszcze raz Deer przepraszam..
Ilość słów: 562
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz