25 lut 2018

Od Atalii cd. Mishuri

<poprzednie opowiadanie>

Dlaczego oni wszyscy tak bardzo irytują? Zawalają masą roboty, a kiedy uda się z niej wygrzebać, dowalą więcej. Herbaty w spokoju nie dadzą wypić. Zmuszają do wykonania misji, która tak właściwie należy do innej osoby. No i najlepsze na koniec, jakaś panna nie wiadomo skąd uważa, że może mi wydawać rozkazy. Słuchaj się mnie, bo zrobisz coś nie tak i źle na tym wyjdziesz? Naprawdę, to ma mnie przekonać do bycia posłuszną sunią? Ja rozumiem, że bardzo często przy pierwszym spotkaniu wyglądam jak osoba naiwna, potulna, ale to nie znaczy, że ot tak wykonywać będę każdy rozkaz... Kazała mi się pośpieszyć i w dodatku nazwała mnie szczeniakiem. Przepraszam? Widzę, że jej pewność siebie nijak przekłada się w rzeczywistości. Poradzi sobie sama? Tak? W takim wypadku niepotrzebnie mnie w to wplątywała, skoro mogłaby to zadanie wykonać w pojedynkę. Rozkaz od mistrza mogłaby zaniedbać, a on i tak by się tym nie przejął, byleby zakończyła to zadanie bez większych problemów. Może chciała zwalić całą robotę na mnie? O nie, to się nie uda. Nie jestem kimś, kto ma dobre serduszko, a wolontariat rzadko kiedy mnie interesuje, więc nie mam zamiaru brać na siebie więcej pracy, niż muszę. A może po prostu szuka towarzystwa? Aktualnie sama cierpię na samotność. Obecności brata zaliczyć jako coś dobrego nie mogę, bo ostatnimi czasy częściej się na mnie wyżywa, niżeli wspiera i chwali. Nawet ten gościu sobie na chwilę odpuścił... Brr...
Dziewczyna żwawym krokiem pokonywała dalsze odcinki. Miałam wrażenie, że tak odrobinkę się zgubiła. No może to za mocne słowo, ale widocznie nie wiedziała, gdzie ma się teraz udać. Och, biedactwo pewnie zmaga się z poważnymi problemami i tak rzadko wychodzi z domu, że nie potrafi się odnaleźć na nieco bardziej oddalonej przestrzeni. Nie szło jej, ale tylko dlatego, że nie kojarzyła okolicy i jeszcze pracowała nad tym, aby zapanować nad kontrolą terenu.
– No przydaj się w końcu do czegoś! – burknęła.
Wzruszyłam ramionami, posyłając jej kpiący uśmieszek. Zmierzyła mnie wzrokiem, próbując mocy perswazji. Chciała, aby w moim interesie znalazła się potrzeba spieszenia jej z pomocą. Mini-misja była prosta, problem stanowiło położenie celu, który był w ciągłym ruchu i kryjówki miał zazwyczaj bardzo dobre. Mishuri westchnęła, po czym wykrzywiła usta w chytrym grymasie. Założyła ręce na kark i pewnym krokiem podeszła do mnie. Spojrzała mi prosto w oczy, po czym się odezwała:
– Jak zareaguje twój brat, kiedy powiem mu, że się obijałaś i byłaś jedynie utrapieniem? A co zrobi mistrz Jiemma, gdy dostanie ode mnie raport, że jedynie utrudniałaś mi wykonywanie zadania
– Hę? Nie przeszkadzam ci, daje ci jedynie wolną rękę w działaniu... no i motywuje, chyba o to chodziło? – Wyminęłam ją, zmieniając po chwili kierunek naszej wędrówki. – Powinnaś zacząć od zgromadzenia informacji, ponieważ masz ich zbyt mało, nie sądzisz? O ile dobrze pamiętam, ostatni atak był w północnej części wioski. Tam zresztą uderzają najczęściej. Żyła złota. Ogromne gospodarstwo jednej z najbogatszych rodzin to przecież smakowity kąsek, prawda?
– Jeśli jest ogromne, to pewnie mają mnóstwo zwierząt w tym owiec, a więc to oni zazwyczaj są celem ataku tej bestii. – Pokiwałam jej głową, motywacja na sto pro! – Północna część wioski, tam z łatwością trafię.
Wyprzedziła mnie o kilka kroków, dalej idąc w kierunku wioski. Zasygnalizowałam jej, że właściciele są dość... specyficzni i nie lubią obcych. Na początku nawet do mojego brata byli sceptycznie nastawieni, mimo że pomieszkiwał tu z wujem, zanim ten oczywiście zmarł, od siódmego roku życia.
– Postaraj się być dla nich miła, inaczej będziesz mordować się z tym znacznie dłużej.

Mishuri?

Ilość słów: 583

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz