31 sty 2018

Od Nairy, CD Stefka


Z jednej strony to wciąż był dzieciak, a z drugiej doskonale mogłam dostrzec w nim nieco młodszą siebie. Znoszone, nieco starszej daty, zresztą już dawno niemodne, ubrania wołały o pomstę do nieba. Higiena zachowana w normie, co prawda za mężczyzną unosił się lekko kwiatowy zapach, dosyć dziwne rzecz jak na nasze rejony tego miasta, ale nie mnie oceniać, z jakimi dziwkami zabawiają się miejscowi studenci, skoro ich stać...
— Cokolwiek, co jest tanie, co mnie nie zatruje, się nie rusza i nie przyprawi mnie o wrzody żołądka, o ile istnieje taka możliwość — odparł, przyjmując nieco bardziej wyluzowaną postawę. Ręce na stole, łokcie podobnie, głowa do góry. Na tyle, że mogłam uważniej przyjrzeć się jego twarzy. — Chociaż najchętniej skusiłbym się na ten wasz tutejszy gulasz z podwójną porcją mięsa, o ile macie go o tak wczesnych porach. — Przewróciłam oczami, doskonale znając zawartość kociołka, znajdującego się w kuchni. I zdecydowanie tego również nie powinien chcieć jeść, ale jego wybór, nikt normalny nie przychodzi do nas się i tak najeść, więc tylko skinęłam głową wyuczonym ruchem, prawie powstrzymując odruch wzruszenia ramionami. Wróciłam do kuchni, pozdrowiłam szefa machnięciem dłoni i rozdałam zamówienie, żeby po chwili z powrotem wrócić do stolika tajemniczego jegomościa.
— Poczekasz pół godziny przynajmniej, ale Mark ruszy dupę i zaczął już podsmażać mięsne, więc jak dobrze pójdzie, to wyjdziesz stąd bez szkód na ubezpieczeniu — poinformowałam prędko chłopaka, poprawiając fartuch i lecąc już do następnych klientów. Wczesna godzina wczesną godziną, ale widać zbliżające się obchody jakichś pomniejszych świat skłoniły ludzkość do wstania wczesną godziną. Szkoda, że lewą nogą.
Zdążyłam opierdolić Adelę na stanie w kącie i piłowanie paznokci zamiast zajmowanie się obsługiwaniem gości czy nalewaniem pierwszych kufli wina tego dnia. Zazwyczaj starałyśmy się dzielić robotą przy większej ilości ludzi, gdzie jedna stawała na barze, żeby podawać zamówienia z kuchni i rozlewać alkohole, a druga miała biegać miedzy stolikami, ale póki co dawałyśmy sobie radę we dwie. Powiedzmy.
— Złoteczko, poratuj no nas. — Obrzydliwy rechot zasłyszany z daleka wystarczył, żeby druga z kelnerek na zmianie czmychnęła prosto za kontuar, zabierając się za polerowanie szklanek. Pod ladą, pochylając się na tyle nisko, żeby nie było jej widać. Cudownie, jakby kłopotów nie mogła zostawiać poza robotą, a nie zwalać nam je dodatkowo na głowę. Wieczorami było w lokalu wystarczająco dużo burd, nie potrzebowaliśmy porannych bójek, a, nie ukrywając, nie pracował tutaj nikt, kto miał jakikolwiek inny wybór. Zadłużone laski na kredycie, który pewnie będą spłacać jeszcze ich wnuki. Chłopak ze zmywaka, który przychodził każdego dnia z siniakami w całkowicie innym miejscu, a którego nikt nie pytał dlaczego tu jest, bo wszyscy przecież znaliśmy odpowiedź. Jeżeli już miałabym porównywać, to jednak "Pod magami" 
— Zaraz podejdę — rzuciłam, rzucając Adeli, wychylającej głowę zza lady, zirytowane spojrzenie. Zebrałam zamówienia i w końcu odniosłam dziwnemu osobnikowi ze stolika w kącie jego upragnioną zupę. — Prosz, póki gorąca — mruknęłam, odwracając się zaraz i podążając do innych stolików. Jeszcze trochę pracy dzisiaj przede mną, czas płynął nieubłaganie, ale lokal powili wypełniał się bardziej lub mniej świeżą klientelą. Zaczęły postukiwać pierwsze kufle, jakby dopiero teraz grupy okolicznych pijaków odbyły grupową pobudkę. Dodatkowe wołania przez pół baru nie pomagały mi się skoncentrować.
— Idę, idę, pali się gdzie? — prychnęłam pod nosem, zabierając talerz z pół dojedzoną zupą od jednego klientów i ruszyłam zebrać zamówienie do trzech facetów, którzy rozsiedli się w stoliku na o wiele większą ilość osób, za to cały czas zerkali prowokacyjnie w kierunku drugiej kelnerki. Niedoczekanie chyba ich. Akurat przechodziłam obok stolika gościa od gulaszu, gdy standardowy pech zrobił swoje, tak samo jak jeden z (już, choć pora nadal zdawała się być wczesna, zważywszy, że nikt jeszcze nie myślał o południu) nieco napitych gości, który podłożył mi nogę. Raz, dwa, trzy i cała resztka zupy wylądowała na gulaszowym jegomościu.
Cudownie.


628 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz