Leżałem na dachu patrząc na przesuwające się, pierzaste chmury. Odprężało mnie to i pomagało się zrelaksować. Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad spacerem, jednak byłem na tyle leniwy, że nie chciało mi się wstać. Dopiero gdy Lancelot wylądował obok mnie i spojrzał karygodnym wzrokiem, zebrałem się i podniosłem.
-Zawsze musisz mi robić na złość-mruknąłem, podchodząc do krawędzi wieżowca.
Gryf jedynie przekręcił oczami, a ja uśmiechnąłem się cwanie. Przechyliłem się do przodu, a mocny opór powietrza uderzył w moje ciało. Widziałem, jak ludzie z przerażeniem kierowali spojrzenia na moją osobę. Pewnie pomyśleli, że kolejny nastoletni samobójca nie mogący znieść bogatych rodziców i braku zakazów. Gdy byłem już blisko ziemi, użyłem runy i bezpiecznie wylądowałem. Przechodnie nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli, a ja ruszyłem chodnikiem na spacer. Przez jakiś czas błądziłem bez określonego celu, dopiero po jakimś czasie zdecydowałem się zajść do pobliskiego parku.
W między czasie zaszedłem do mojego ulubionego sklepiku po małe słodkości. Pracował tam starszy pan, z którym zawsze wymieniałem chociażby parę słówek. Wszedłem do środka, a gdy jego wzrok skierował się na mnie, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Kyo!-zawołał wesoło.
-Dzień dobry-przywitałem się chodząc między półkami.
-Na co masz dzisiaj ochotę?
-W sumie sam nie wiem, chyba na wszystko po trochu-odparłem ciepłym głosem.
W końcu zdecydowałem się na dwa wafelki i małą paczkę chipsów.
-Jak tam u ciebie, tak w ogóle?-zapytał biorąc ode mnie słodycze.
-A dobrze, a u pana?-odpowiedziałem z uśmiechem.
-Jakoś leci, ostatnio przychodzi coraz więcej klientów-oznajmił podając mi zakupy.
-A nie mówiłem, że niedługo się ułoży.
-Mówiłeś, mówiłeś. Na następny raz bardziej będę cię słuchać.
-Do widzenia!-zawołałem wychodząc.
W drodze do parku zacząłem rozkoszować się smakiem chipsów i zastanawiałem się, czy nie pora znaleźć kolejną zdobycz. Moje nogi same kierowały się do celu podróży, a przez zamyślenie, nawet nie zauważyłam, że dotarliśmy na miejsce. Dopiero lecące w moją stronę frisbee mi to uświadomiło. W ostatniej chwili złapałem przedmiot i odrzuciłem właścicielom. Rozejrzałem się po parku, a mój wzrok od razu przykuła siedząca na altance dziewczyna z kotkiem na kolanach. Zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się cwanie, co było do mnie nadzwyczaj podobne.
Zmierzyłem w jej stronę, a gdy byłem już blisko, nieznajoma zauważyła mnie i lekko zmarszczyła brwi. Stanąłem przed dziewczyną i posłałem jej miły uśmiech.
-Hej, mogę się przysiąść?-zapytałem.
-Umm... jasne-odparła lekko zmieszana.
-To twój kotek?-powiedziałem usadawiając się obok.
-Nie, nie dawno go znalazłam, ktoś go porzucił i chcę znaleźć mu dom-oznajmiła głaszcząc zwierzę po główce.
-Mogę ci pomóc-zaproponowałem-znam parę osób, które mogłyby się nim zainteresować.
Nieznajoma spojrzała na mnie z nutką ciekawości w oczach.
-Na prawdę? Byłoby świetnie!-ucieszyła się.
-Jeśli to nie problem. Tak w ogóle jestem Kyoya, ale możesz mówić mi Kyo, a ty?-przedstawiłem się.
-Seara i z chęcią skorzystam z twojej pomocy.
Wystarczyło parę miłych i przyjacielskich słówek, aby chodź w małym stopniu zdobyć ich zaufanie. Chodź przyznam szczerzę, że pierwszy raz, gdy spojrzałem na jakąś dziewczynę, byłem pewnie zdecydowany na jej "poderwanie". Przeważnie rozglądałem się za lepszymi, jednak tym razem nie czułem takiej potrzeby.
-To może zrobimy tak, pójdziemy do jakiejś kawiarni, a ja w między czasie zadzwonię do paru znajomych, co ty na to?
Seara?
Ilość słów: 517
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz