Odetchnęłam głęboko, aby na nowo zacząć czytać tę samą stronę. Tym razem dokładnie się wczytywałam, w każde słowo. Levi przybliżyła się do mnie i dała mi dodatkową książkę. Czasem warto mieć taką osóbkę wśród swoich. Dokończyłam czytać stronę i wzięłam się za czytanie, tej księgi od Levi. Przeczytałam pewien fragment i spróbowałam złożyć je w całość. Po chwili pokazałam, Levi te fragmenty co ich szukała i pomogłam. Gdy już na coś wpadła, wzięła książki i pociągnęła za sobą Gajeel'a. Ten nawet się nie sprzeciwiał. Oho czyżby Levi go sobie nastroiła, heh. O reszcie nie można było tego powiedzieć, choć Lucy coś próbowała powiedzieć Natsu. Dalej już mi się nie chciało w to brnąć. Zmniejszyłam księgę i schowałam, moja mała Ive trzymałam w dłoniach i głaskałam, wychodząc z gildii. Jakoś nie specjalnie mnie tam potrzebują, więc warto się przespacerować. Ive jak z procy zeskoczyła z moich dłoni na ziemię. Nagle Levi wraz z Gajeel'em się zjawili. Ive przybrała swoje naturalne rozmiary. Niektórzy się zatrzymali, aby popatrzeć sobie na nią. Wiedziałam, że pewnie będzie ona im potrzebna. Eh, nie lubię się z nią rozstawać, no ale skoro może pomóc to w początku.
- Ive bądź grzeczna. Opiekuj się nimi i obroń, jeśli będziesz musiała. Co do ciebie Gajeel to spokojnie nie będziesz chciało ci się wymiotować na niej. Levi mam nadzieje, że Ive wróci do mnie cała i zdrowa. - powiedziałam do całej trójki po kolei. Żelazny zabójca na mnie spojrzał, lecz nic nie powiedział. Levi tylko kiwała głową. Odwróciłam się na piecie i ruszyłam na spacer. Co do moich przyjaciół i towarzyszy jestem bardzo opiekuńcza, ale to nieliczni mnie taka widują. Szłam, mijając to różnorakie osoby. Po staruszki, po młodych i zakochanych do dzieci bawiących się przy wodzie. Po drodze pomogłam paru osobom, choć nie musza czasem dostaje coś w nagrodę, to słodkie i miłe z ich strony. Szłam dalej, patrząc co jakiś czas to na pogodę, to na ludzi. Tak tu pięknie, na co czasem niezbyt zwracam uwagę, bo w sumie po co. Jeśli znajdę, miejsce mogę sobie dalej poczytać. Na świeżym powietrzu to zawsze jest miłe. Czasem wole posiedzieć w swoich czterech ścianach niż wychodzić do ludzi. No, ale cóż skoro już wyszłam, to warto się rozejrzeć i poszukać. Może znajdę coś ładnego, żeby do mnie pasowało.
Po jakimś czasie poszłam do pobliskiego parku, bo co innego w taką cudną pogodę można porobić. Szłam, przez park szukając jakiegoś przyjemnego miejsca. Jakoś nie musiałam iść daleko, gdyż po chwili usłyszałam ciche mruknięcia albo i miauknięcia. Kierowałam się w tamtejszym kierunku, aż doszłam do krzaków. Sięgnęłam i odrobinę odsłoniłam. W kartonie leżał mały kotek. Jaki on cudowny. Poszłam usiąść na altankę i zaczęłam, patrzeć co tam ma. Jakieś butelki mleka, obróżkę i kilka kocysiów.
- Widać, że ktoś cię maluchu porzucił. Biedactwo. Co tu mamy napisane. - powiedziałam i spojrzałam na obróżkę. - Miso. - uśmiechnęłam się i pogłaskałam kotka. Mały kotek, choć wydawał się karmiony i zadbanym, mimo iż jest porzucony. Troszkę to podłe, zawsze też mogę też znaleźć dom Miso.
<Kyo?>
Ilość słów: 696
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz