30 sty 2018

Od Atalii cd. Lyona


Próbowałam zlikwidować ból, żeby na spokojnie móc odkicnąć od tych wszystkich zniszczeń. Już nie interesuje mnie nagroda, niech dadzą mi spokój. Powoli podniosłam się z ziemi, opierając się na Vienie i już miałam odwrócić się na pięcie, by ruszyć w kierunku domu, ale czyjaś dłoń złapała mnie za ramię i mocnym ruchem wyciągnęła mnie wśród tłumu gapiów. Zostałam rzucona między paru mężczyzn, którzy nie wyglądali aż nazbyt przyjaźnie. Spoglądali na mnie jak na człowieka gorszego sortu, przez chwilę miałam wrażenie, że mają ochotę splunąć mi prosto w twarz. Zaczęłam się szarpać, naprawdę nie wiedziałam, o co im chodzi, a nie uśmiechało mi się jeszcze umierać. Nie no, śmierć raczej mi nie grozi, ale naprawdę nie mam czasu, żeby go marnować na nie wiadomo co. Szarpałam się i chciałam stamtąd zbiec, ale jak wydostałam się z rąk jednego, drugi już mnie trzymał. Uderzyć ich nie uderzę, od razu wychwycą mój cios i wyląduję jeszcze na tej brudnej ziemi. Spojrzałam w kierunku karczmarza, to on na mnie wskazał, to on rozkazał mnie „brać". Dlaczego tak się mnie uczepił? Nic mu złego nie zrobiłam, ale chyba to był mój błąd. Gdybym tylko pokazała, gdzie jest jego miejsce, już nigdy by mi nie podskoczył, a tak? Chwila. Zauważyłam, jak do jednego ze strażników przyczepił się Lyon. Spoglądał to na mnie, to na niego i coś szeptał, pewnie próbował mnie w coś wrobić. Średnio mu to wyszło, ponieważ na polecenie karczmarza wolni panowie zajęli się też i nim. No dobrze, jestem w stanie zrozumieć jego winę, ale co takiego ja zrobiłam, że zostałam zatrzymana? Bez żadnych wytłumaczeń skuli nas w kajdany i zaczęli prowadzić, jak się później dowiedziałam, do siedziby Rady Magicznej. W czasie drogi podzielili się informacją dotyczącą zarzutu skierowanego w moją stronę. Ponoć użyłam czarnej magii w celu wygrania pojedynku. Użyłam zabójczej magii, aby zwyciężyć w durnym konkursie siłowania się na rękę... Czy ja naprawdę wyglądam na taką głupią? Rozumiem, że blondynka i należy zachować szczególną ostrożność, ale halo, ten blond jeszcze nie przeżarł mi mózgu do samego końca. Nie wiem, czy istnieją osoby, które posuwają się do użycia morderczych czarów, aby wygrać coś takiego, ale ja z pewnością, gdybym posiadła takie magiczne umiejętności, użyłabym ich do innych celów. Naprawdę. Ach no tak, tu chodzi o tego organizatora całego przedsięwzięcia. Nie może dopuścić do siebie myśli, że ktoś mojego pokroju wygrał pojedynek, gdzie pozornie wygrywa jedynie siła fizyczna, której niestety nie mam w nieludzkich ilościach. Z moich jakże ważnych i cudownych rozmyślań wyrwał mnie przeuroczy chichot niebieskowłosego. Bawi go to? Najwidoczniej tak. Wygląda, jakby świetnie się bawił. No tak, w końcu mag klasy S, który pokonał maga zabójcy bogów, on może sobie pozwolić na tracenie czasu na takie błahostki, z pewnością uda mu się z tego jakoś wywinąć i będzie czysty jak łza. Ktoś na pewno mu jeszcze pomoże uniknąć konsekwencji, a przynajmniej próbuje je złagodzić. Pff, ja będę musiała się męczyć, ba, jeszcze mnie wyśmieją, kiedy dowiedzą się, o co poszło. Brat mnie z domu wywali... On jest bardziej irytujący ode mnie, to aż przykre.
Nadeszła chwila prawdy. Stanęliśmy przy drzwiach, a do środka zostaliśmy po prostu wepchnięci, przynajmniej ja to tak odczułam. Pokuśtykałam nieco bliżej środka, stając obok Lyona. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale cała rada dopiero organizowała sobie miejsce pracy. Chciałam dopytać o swoją winę, ale koleżka mnie prześcignął i zaczął zupełnie od czegoś innego. Sądząc po jego mowie ciała i tonie głosu nie zależało mu zbytnio na szybkim rozstrzygnięciu sprawy, chciał odrobinę się podroczyć z przewodniczącym rady. Zorientowałam się, że musieli się poznać już wcześniej i całkiem możliwe, że w innych okolicznościach. Westchnęłam, czując w serduszku ból. Nie potrafiłam się tutaj odnaleźć, a przerywać nie wypadało nawet mi. Ambicje mojego tymczasowego towarzysza legły w gruzach, zaraz po tym, jak został skarcony zarówno wzrokiem, jak i słowami. Syknął przez zaciśnięte zęby, nie zamierzał się poddawać. Podszedł nieco bliżej i rękoma oparł się o drewniany blat. Nie potrafiłam sprecyzować, o czym dokładniej rozmawiali, ponieważ znacznie ściszyli własne głosy i w sumie wyglądało na to, że nie chcą, aby ktoś inny o tym słyszał. Lyon pewnym krokiem wrócił na swoje miejsce i odrobinę zdziwiony na mnie spojrzał, po czym się zaśmiał:
– Próbuje mnie zabić czarną magią!
Każdy skierował na mnie wzrok, a czający się za drzwiami strażnicy podeszli do mojej skromnej osoby. Opuściłam wzrok, nie będąc pewną, co właściwie mam teraz zrobić. Z jednej strony jestem pewna, że nie jestem żadną wiedźmą, a ten rodzaj magii jest mi obcy. Z drugiej liczyłam, że mają na mnie coś innego, że nie przejęli się oskarżeniami karczmarza i żarcik chłopaka nie wpłynął na ich sposób myślenia. Niebawem przekonałam się, że oni są pewni co do zarzutu. Nie potrafiłam w to uwierzyć, a raczej nie chciałam. Jak można podejrzewać o coś takiego na podstawie zeznań oburzonego koordynatora. Nie wiedziałam, jak mam się bronić, a wątpię, by moje słowa zostały wzięte na poważnie. Wezwanie mistrza gildii niewiele by dało. Jestem prawie przekonana, że nawet nie wie, jak się nazywam, ba nawet pewnie nie wie, że zasilam poczet magów w jego gildii. Postanowiłam poczekać na to, jak rozwinie się dalej ta sprawa. Może nie mają tak wiele do roboty, więc postanowili się poznęcać nad biedną siedemnastolatką?

Lyon?

Ilość słów: 859

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz