Los sprawił, że Lyon akurat zabił stolik, przy którym siedziałam. Biedactwo pod ciężarem mężczyzny złamało się w połowie i z dość wielkim hukiem uderzył o ziemię. Między wrzaskami panikujących ludzi i trzaskaniami desek, dało się usłyszeć odgłos tłuczonego szkła. Szklanka wylała swoją zawartość, która powoli rozprzestrzeniała się po powierzchni, na której się znajdowała. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się z faktu, że sok zmarnował się z nie-mojej winy i nie będę musiała go dopijać, chociaż na upartego można by go zlizać ze stołu i z podłogi. Powinnam panu podziękować, ale zobowiązał się do odkupienia tego paskudnego napoju. Najpierw blokuje mi drogę, a teraz próbuje zgrywać miłego i fajnego, chcąc uśmiercić połowę moich kubków smakowych. Chciałabym mu odmówić, ale niestety nie miał zamiaru poświęcać mi dłużej swojego czasu, przynajmniej nie w tej chwili, gdyż był aż nazbyt zajęty niszczeniem lokalu i rozprawiania się ze swoim przeciwnikiem. Burknęłam na niego, ale tego nawet nie zauważył, co w pełni rozumiem. Kto by się przejmował jakąś głupią blondynką, kiedy tuż przed oczyma ma się prawdziwe wyzwanie. Oczywiście już na starcie wiedziałam, że to nie jest mój poziom i jedynie bym się ośmieszyła, próbując się wtrącić do tego pojedynku. Poza tym, kto wie, może to jakaś zaawansowana wersja pojedynku w siłowaniu się na rękę? To ten czas, w którym powinnam się ulotnić. Dłuższy pobyt tutaj nie wróży niczego dobrego, jeszcze mi się oberwie za niewinność. Jak na złość, podniosłam się z miejsca i byłam tuż przed wyjściem, ale ktoś pociągnął mnie za kaptur do tyłu i znów zaczęłam unosić się nad ziemią. Czułam, że znajduje się w wielkim zagrożeniu i niewiele mogę zdziałać. Sufit grozi mi zawaleniem na głowę, zaraz jeszcze rudowłosa mi wklepie, a tutaj któryś z walczących panów zapragnie latać i uderzy w nas, powodując, że przewrócą się na mnie i połamią wszystkie moje kości, nawet te najmniejsze.
– Zrezygnuj z nagrody! – warknęła.
Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami, czy ona nie ma innych priorytetów w życiu? Halo, niebezpiecznie jest rozmawianie o tym w takim miejscu, nie kiedy tutaj wszystko może zacząć fruwać. Nagle przez dziurę w dachu, do lokalu ponownie wpadł ognisty mag. Pokręciłam głową w ten sposób, żeby móc zobaczyć, choć odrobinę tego widowiska zza oblicza Grocelyn. Mężczyzna bronił się przed atakami... lodowej bestii? Skąd ona się wzięła? To niemożliwe, żebym jej wcześniej nie zauważyła... To niemożliwe, prawda? Spoglądałam na lodową rzeźbę, nie mogąc się nacieszyć jej urokiem. Figurki z lodu zawsze wzbudzały we mnie zachwyt, tego byłam pewna, ale oprócz tego... Było coś jeszcze. Nie wiem, jak to nazwać, ale w jednej chwili czuję, że chcę zwinąć się w kłębek i schować się, gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie. Odczuwam pustkę w serduszku, a tak naprawdę mam ochotę... eksplodować jak bomba, która zniszczy wszystko wokół. To chyba gniew, który stara się zagłuszyć złe wspomnienia, ale nie jestem co do tego przekonana... Nagle usłyszałam obok siebie świst, a rudowłosa kobieta przechyliła się na bok, a chcąc zachować pozycję stojącą, wypuściła mnie ze swojego uścisku. Chyba kręcą tutaj film na temat tego, jak zachowuje się ludzkie ciało w nienaturalnych warunkach. Zancrow wyleciał z lokalu, zabierając ze sobą drzwi. Lyon chcąc ewidentnie zakończyć tę walkę, wybiegł za nim i tam postanowił dokończyć swe dzieło. Postanowiłam, że chcę zobaczyć ten finał i mniej pewnym niż zwykle krokiem ponownie ruszyłam w kierunku wyjścia. Twórca jednak zapragnął, abym potknęła się o wystający kawałek drewna i upadłam na ziemię, zdzierając sobie skórę z kolan. Poczułam również ból w kostce. Nie no, to jest jakaś porażka. Jaką ciotą trzeba być, żeby się zranić, nawet kiedy się nie walczy i właściwie nie ma się, o co martwić? Oparłam się o futro swojego przyjaciela... Nie, było zbyt miękkie i delikatne, żeby nazwać je własnością Viena. Spojrzałam na zwierzaka, którego uważałam za swojego i moim oczom ukazał się biały wilk o normalnej ilości par oczu. Zamrugałam parę razy. Czyżbym go ostatnio umyła w wybielaczu o magicznych właściwościach? Nagle poczułam, jak z drugiej strony nosem szturcha mnie mój jedyny, prawdziwy przyjaciel. Zazdrosny? Och, nie powinnam się spoufalać z czyimś pupilkiem. Ostrożnie odepchnęłam od siebie wilczycę i swoją uwagę ponownie skupiłam na pojedynku magów... Było już po wszystkim. Odwróciłam się i mogłam stwierdzić, że panowie mają jeszcze gorsze poszanowanie dla cudzej własności od mojego. Nagle z budynku wybiegł karczmarz.
– Wy zwyrole! – krzyknął. – Trochę kultury! Jak mogliście doprowadzić do takich zniszczeń! Unieważniam konkurs, nagród nie będzie!
Lyon?
Ilość słów: 727
Ilość słów: 727
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz