Fiore, 783 rok
Blue Pegasus
Drogi Chłopczyku!Mój najpiękniejszy Pamiętniczku!
Pewnie za mną tęskniłeś - ja za Tobą też! Z której strony by na to przecież nie spojrzeć, milczałem bity tydzień. Wiesz, jak to jest, nowi członkowie, wariaty latające wszędzie dookoła i rozwalające co się da przy każdej możliwej okazji, sterta spraw organizacyjnych, przygotowywania, no i mnóstwo kochanych chłopców! Sam rozumiesz, nie miałem kiedy.
Innymi słowy, u mnie wszystko po staremu. Nikomu nic złego się nie dzieje, ostatnio tylko mieliśmy małą bójkę w gildii - jakiś rozeźlony sprzedawca wpadł z impetem do siedziby i zaczął wyklinać na paru członków, którym podczas ostatniej misji przydarzył się malutki wypadek - zabawy z wybuchowymi substancjami zdecydowanie nie są dla wszystkich. Koniec końców trzeba było rozdzielać dwóch, którym poszło o to, kogo należy obwinić o wywalenie stosu bardzo delikatnych fiolek. Pierwszy skończył z jelenim porożem na czubku głowy, a jego kumpel został obdarowany piękną, długą brodą, której nie powstydziłby się żaden sędziwy magik. Szkopuł tkwił tylko w fakcie, iż była właściwie dorodnymi porami, więc żeby je usunąć, trzeba było spędzić pół dnia w zakurzonej bibliotece, co niekorzystanie odbiło się na stanie moich ubrań. Widok lekko zawstydzonych po pouczeniu chłopców był jednak tego wart - nie ma nic bardziej uroczego, niż rumieńce na ich słodkich buziach, czyż nie?
Jak zatem widzisz, mój najdroższy Chłopczyku, dzień jak każdy. Nigdy bym nie pomyślał, że polubię rutynę, ale przy tej w Blue Pegasus naprawdę nie ma czasu na nudę. Tym bardziej, że przewija się nam tylu kochanieńkich paniczyków! Ach, nie musisz być zazdrosny, jesteś dla mnie Jedynym w swoim rodzaju - żaden inny Pamiętnik, choćby z wyszytym na nim najpiękniejszym chłopcem wszech czasów, nie zastąpi mi Ciebie!
Swoją drogą, jak już o chłopcach mówimy, trzy dni temu spotkałem jednego naprawdę, naprawdę uroczego! Zacznę od spraw najważniejszych - blondyn, kolczaste włosy, wzrost 171 centymetrów, waga 65 kilogramów, obwód... och, może tyle. Wspominałem o jego oczkach? Jedno niebieściutkie, zupełnie jak niebo w idealnie bezchmurne południe, drugie złote jak samo słoneczko... ach, to spojrzenie, nic, tylko kochać! Jeszcze ten głos, jak miód, krok lekki, śmiech jak dzwonki - ideał, anioł, który zstąpił na ziemię.
Szkoda tylko, że trzeba go było zabić. Zawsze to przykre, gdy tak cudowne istoty okazują się być w istocie demonami.
Ach, ale ja przecież nie pisałem do ciebie tyle czasu, nic nie wiesz! Było mówić wcześniej, teraz już nie będę mógł oddać, jak wspaniały być tamten chłopaczek. Mimo wszystko - spróbuję, a nuż nakreślę jego całkiem dobry obraz? Myślę, że zasługuje na pamięć, a kto nadaje się do tego lepiej, niż Ty? To swoją drogą zabawne, kartki są przecież tak cienkie, tak delikatne, a w ostatecznym rozrachunku wychodzi, że często przeżywają nawet nas, ludzi - tych silnych, potężnych, niepowstrzymanych. Ironia losu, czyż nie?
Tchnęło trochę pesymizmem. Raz, dwa, trzy, uśmiech w ruch, nie ma czasu na zły los! Och, byłbym zapomniał - od jednego z dzieciaków naszego członka dostałem ostatnio wierszyk! Mała to wierna kopia ojca, tylko charakter ma zupełnie jak matka, istny fiołeczek, nie sposób jej nie kochać. Idealny materiał na magiczkę, widzę w niej też potencjał na wspaniałą użytkowniczkę Ognia, zupełnie jak Tom!
Konik niebieski lata po niebie;
Piękny jak kwiatki na łące;
Świeci słoneczko złote;
Wieje wietrzyk milutki;
To miejsce jest dla mnie domem;
Tu gildia nasza stoi;
Blue Pegasus, czy wiesz o niej?
Dawno nic mnie tak nie rozczuliło. Nawet teraz, gdy patrzę na tę lekko pomiętą kartkę, czuję ciepło na sercu - ciekaw jestem reakcji małej, gdyby się dowiedziała, skąd właściwie wzięła się nazwa naszej gildii. Widzisz, ja nadal jestem przekonany, że wtedy z nieba wyleciał ten pegaz - i wciąż wierzę, że pewnego dnia wróci i będzie miał tu swoją przystań. Ostatnio przemknęło mi nawet przez myśl, iż to tamten chłopaczek mógł być ów cudownym stworzeniem - było w nim coś z wiatru, może błysk w oczach, może ruchy, które tak mocno świadczyły o jego naturze... nadludzkiej. Nigdy nie myślałem, że powiem tak o kimkolwiek, ale już od pierwszej chwili jego aura dała o sobie znać. Elektryzująca, przyciągająca - istny magnes, każdy mógłby to potwierdzić. Byłem tak pewny, że okaże się być dumą naszej gildii, członkiem, który dopełni jej piękna. Mam przecież nosa do ludzi. Zawiódł mnie tylko kilka razy - najpierw, gdy pojawiła się Karen, a teraz...
Zacznę jednak od początku. To zły zwyczaj, tak mówić od razu o finiszu historii. Nawet jeśli nie jesteś kroniką, mój drogi Chłopcze, w uczuciach też ważna jest chronologia. Ktoś mi kiedyś powiedział, że... jak on to ujął? Ach tak - miłość jest zależna od czasu. Może coś w tym rzeczywiście jest, kto wie? Jest największą potęgą na świecie, ale to też sprawia, że ma tak wiele słabości. Do istnienia potrzebuje mnóstwa rzeczy, a jeśli zabraknie choć jednej, całość zawala się niemal od razu, jak domek z kart.
Nie masz dziś ze mną łatwo, mój drogi, czyż nie? Wybacz, ale muszę komuś to powiedzieć. Mistrz Bob kocha wszystkich, nie chcę zarażać ich swoim smutkiem. Przecież oni nawet nie pamiętają tego chłopca. Zniknął z ich pamięci razem ze swoim ostatnim tchnieniem, podążając z pierwszym promieniem zachodzącego słońca, szkarłatnego jak jego krew.
Nie wiem, czy chcę pamiętać na zawsze ten dzień. To wcale nie jest przyjemne, gdy nosimy sobie wspomnienie tego bólu, choć czuję, że jestem mu to winien. Dlatego też opowiadam to jednak Tobie, mój drogi, by mieć pewność, że jego losy pozostaną spisane choć na kartkach ukrytych w jakimś kufrze. Pamięć ludzka jest bardzo ulotna, nawet jeśli jest się mistrzem tak wspaniałej gildii. Blue Pegasus to w końcu moje dziecko, moja najdroższa perełka, której poświęciłem całego siebie. Musisz mi przyznać, że nie mogłem dokonać lepszego wyboru, czyż nie?
Przy okazji, wiesz, że takimi właśnie myślami wypełniony był mój poranek w ten dzień, gdy spotkałem chłopca? Słoneczny, wesoły, taki jak każdy, gdy wesoło pomaszerowałem w stronę naszej siedziby, by zacząć kolejny dzień. I już na samym początku seria tak miłych niespodzianek!
Po pierwsze, Tom wreszcie wrócił z misji! Martwiliśmy się o dziadygę, bo wyruszył na nią dobry miesiąc temu i miał wrócić po tygodniu, więc mała wariowała - szczęśliwie jednak wrócił, choć nieźle pokiereszowany. Morskie potwory to bestie jakich mało, a ten wyprawił się całkiem sam na daleką wyprawę. Choć od kiedy zmarła Mary, ledwo wiąże koniec z końcem, a córka ciągle mu też rośnie. Gdy tylko nasza perełka go zobaczyła, wystrzeliła jak z procy prosto w ramiona ojczulka. Krótko potem wręczyła mi też swój wierszyk, szczerząc do mnie wesoło swoje białe ząbki - ostatnio wypadła jej jedynka, gdy biegała po lesie. Nasz mały promyczek - za tydzień świętuje swoje dziesiąte urodziny i Shirley zobowiązała się przygotować dla niej tort - nawet bez wzroku świetnie radzi sobie w kuchni, ma też przyjechać znowu jej bratowa - cudowna istotka, chciałbym poznać całą rodzinę - i pomóc przy dekorowaniu ciasta.
No i przede wszystkim - pojawił się chłopiec. Czekał sobie pod drzwiami gildii, zupełnie jakby już tu należał. Tak zresztą myślałem i ja - piękno dla piękna, wyglądał jak ktoś stworzony do bycia w Blue Pegasus. Te oczy, ta charyzma... ideał! wszyscy zresztą polubili go od samego początku, a nasza mała nie odstępowała go na krok - sam też zdawał się być nią urzeczony, opowiadał o młodszej siostrzyce, która podobno wyglądała zupełnie jak Mimi. Przysiadłem się do nich i zachęciłem go, by opowiedział o niej nieco więcej, zawsze staram się przecież dowiedzieć o naszych członkach tyle, ile to możliwe - jesteśmy przecież jedną wielką rodziną, stale to podkreślam. Chłopiec odpowiadał na wszystkie pytania, choć teraz, gdy wracam pamięcią do naszej rozmowy, wyłapuję coraz więcej rzeczy, które wtedy powinny dać mi do myślenia - używanie wyłącznie czasu przeszłego, ten żywiołowy opis, który koniec końców był jednak zupełnie pozbawiony emocji... anioł okazał się być diabłem.
Drogi Pamiętniczku, polubili go naprawdę wszyscy, nawet nasze kochane mruki - z każdym rozmawiał jak ze starym przyjacielem. Złotousty wąż, o tak... choć myślę, że w pewnym sensie był ofiarą samego siebie. Swojej przeszłości. Cóż, to właśnie ciężar, który dla wielu okazuje się być zbyt ciężki, by mogli uczynić z niego siłę i ulegają. Niektórzy wtedy się łamią i zostają roślinami, jeszcze inni skazują samych siebie na wieczną tułaczkę, by odpokutować nieswoje winy... i są też ci, którzy wlewają w swoją duszę mrok, przekonani o jego złudnej sile, jaką im może dać. Myślę, że do tej właśnie należał nasz chłopiec.
Jestem pewny, że byłby wspaniałym magiem. Może i ja nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem, by go ocalić. Wtedy jednak kierowałem się przede wszystkim bezpieczeństwem gildii. Gdyby zrobił z kimkolwiek to samo, co ze swoją rodziną... nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Wiesz, mój drogi, na jak długo teraz zawiesiłem pióro? Myślałem długo, jak najlepiej by tu ubrać wszystkie ostatnie zdarzenia w słowa, im dłużej jednak się nad tym zastanawiam, tym bardziej dociera do mnie, że to zadanie zbyt trudne. Jakby on siedział tu obok, piękny i uśmiechnięty, prosząc, bym zostawił jego dobry obraz. Sądzę, że w głębi duszy taki właśnie był - wspaniały chłopiec, który został złamany. Przeszłość zostawmy przeszłości, nie zarażajmy nią ani teraźniejszości, ani przyszłości.
Będę więc chyba musiał pochodzić i sam z tym bólem, mój drogi. Są takie rodzaje smutków, które człowiek musi ze sobą nosić - sądzę, że to nasz swoisty obowiązek jako ludzi.
Odrobinę Ci jednak powiem. Miotam się, mój drogi, a bardzo tego nie lubię. Jako mistrz gildii, powinienem być stały, pewny. Nie chodzi tu o jednolitość czy nudę - och, temu stanowczo odmawiam, jak sam dobrze wiesz, kochany! Ale jestem całkowicie przekonany, że każdy, kto bierze na siebie taką odpowiedzialność, zostaje równocześnie rodzicem - a to największa odpowiedzialność na świecie. Nawet jeśli dusza chłopca przepełniona była mrokiem, nawet jeśli dołączył, by nas zabić, nawet jeśli... jeśli próbował zabić Mimi, był moim synem. Dzieckiem, które się zagubiło gdzieś tam po drodze w mroku. Zadaniem rodzica jest wyprowadzenie dziecka w stronę światła.
Mam nadzieję, że tam, gdzie jest teraz, nie ma ciemności. Gdy zamykał oczy po raz ostatni, na jego twarz wszedł w końcu uśmiech. Nie ten wężowy, choć tak cudowny - ale ludzi, nieco krzywy, lewy kącik minimalnie wyżej, niż prawy. To on był właśnie tym najpiękniejszym. Niedoskonałym - i dlatego też tak wspaniałym.
Wiesz... myślałem wtedy, że przybyłem zbyt późno. Wziął Mimi na spacer, miała mu pokazać okolice - mała spryciula, zna wszystkie uliczki jak własną kieszeń. Gdybym przybył sekundę zbyt późno...
Drogi Pamiętniku, nawet nie wiesz, jakie to straszne uczucie - widzieć krew na znaku gildii. Krew niewinnego dziecka, które tak bardzo kochasz, a które leży, zwinięte w kłębek. Mimi jest dziś w dużo lepszym stanie, choć nadal leży w szpitalu. Prawie straciła rękę, prawą. Chłopiec też.
Ja go zabiłem, kochany. Ja, Bob, mistrz Blue Pegasus, który wciąż i wciąż powtarza członkom gildii, by przenigdy nie byli okrutni, nawet dla najgorszych wrogów. Wszyscy jesteśmy żywymi istotami, które czują, ludzi, Gwiezdne Duchy, nawet potwory.
Chłopiec był piękny, mój drogi. Dziś o nim nie pamiętają. Magia to dobra rzecz - myślę, że nic dobrego nie przyniosłoby nikomu pamiętanie o tamtych wydarzeniach. Niech zapamiętają go jako miłego, dobrego i uczynnego człowieka, który zmarł dzielnie. Wiesz, co mi powiedział tuż przed wydaniem ostatniego tchu?
Dbaj o nich, Mistrzu.
Zamierzam, chłopcze. Drogi Rudolfie.
Każdy zasługuje na pamięć, Pamiętniczku, czyż nie? Każdy zasługuje na to, by pomóc mu wyjść z mroku. On był zbyt jasny, zbyt młody, by zgasnąć. A jednak zgasł. Na moich oczach, na moich rękach.
P.S. W gildii wszyscy mają się dobrze. Parę głośnych osób wyruszyło na misje, więc jest dość cicho, ale zobowiązali się wrócić na urodziny Mimi.
Trzymaj się, Kochany. Buziaczki!
~Bob
Ilość słów: 1905
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz