14 sty 2018

Od Sashi "Karta z pamiętnika mistrza Hadesa"

Trzask. Stęknąwszy, wychyliłem głowę spod kołdry. Ojciec pewnie znowu wyszedł na jakąś misję... miałem dosyć tego, że wiecznie nigdzie nie mogłem go znaleźć. Dzisiaj miałem mieć jeden z leniwych, sennych poranków, lecz odgłosy krzątania się taty skutecznie mi to uniemożliwiły. Uważam, że nie powinien tak się zatracać w zadaniach, tylko skupić się na mnie i mamie. Co z tego, że w wolnych chwilach uczył mnie posługiwać się magią, skoro ograniczało się to do poleceń, strofowania, niekiedy i pochwał. Przykryłem głowę poduszką, licząc na sen, lecz ten postanowił ominąć mnie szerokim łukiem. Akurat teraz, kiedy miałem okazję wstać późno nie przyszła mi ochota na odpoczynek. Poleżałem jeszcze trochę w łóżku, a potem wstałem, żeby się ogarnąć. Moja matka była bardzo chora i potrzebowała leczenia, na które ojciec zarabiał w jednej z niezależnych gildii. Nawet nieźle tam płacili, zadania nie były trudne - wręcz idealne dla takiego maga jak mój rodzic. Uważałem jednak, iż zdecydowanie brakuje nam bliskości. Ja szkoliłem się głównie dla matki, bo w przyszłości chciałem zdobyć wystarczającą sumę na niezbędne lekarstwa i specjalistów. No właśnie... miałem dzisiaj spotkać się z przyjacielem. Powiedział, że zna parę technik magii, które mogłyby mi znacznie pomóc. Silnej magii, która umożliwi mi dostanie się do jednej ze sławnych i szanowanych gildii. Ubrałem się w ciepłe rzeczy, a następnie poszedłem zajrzeć do pokoju rodziców. Po lewej stronie łóżka leżała drobna i chuda osóbka. Cała się trzęsła i była bardzo blada, ale już mnie to nie przerażało. Przyzwyczaiłem się do jej ataków, których w żaden sposób nie można było zahamować. A właściwie rzecz ujmując - nie przy naszych funduszach. Pieniądze szczęścia nie dają, co? Brednie, zapewne wymyślił to jakiś bogacz znudzony swoją fortuną, ale biedni ludzie mogli być szczęśliwi za sprawą paru kryształów. Usiadłem koło kobiety i pogładziłem ją po włosach. Były suche, zniszczone i właściwie bez problemu mogłem wyrwać ich całą garść. Jej ciało wyglądało, niczym szkielet. Wstając, zauważyłem wystające spod łóżka trzy grube księgi. Może to były te o magii, których za nic w świecie nie pozwalał mi czytać tata? Pochyliłem się i dotknąłem jednej z nich. Poczułem pod palcami szorstką skórę, oraz miałem dziwne wrażenie, że okładka mnie wchłania, wciąga moje ciało wewnątrz opasłego tomu. Kiedy cofnąłem dłoń, wszystko wróciło do normy, a ja zacząłem zastanawiać się, co kryją strony tajemniczego znaleziska. Podszedłem do szafy z ubraniami i poszperałem w niej, szukając jakiejś starej pary rękawiczek mamy. Przewaliłem mnóstwo sukienek, bluzek, spódnic, kapeluszy i szali, jeszcze z czasów, gdy rodzice byli świeżo po ślubie. Wiedziałem doskonale, że przed chorobą matki mieliśmy o wiele więcej pieniędzy, ale wszystko rozeszło się w mig, kiedy zaczęła się kuracja. W końcu odnalazłem jedną parę butelkowozielonych z ozdobną koronką przy otworze do włożenia ręki. Naciągnąwszy je na dłonie, podjąłem kolejną próbę obcowania z księgą. Wziąłem ją, ale tym razem nic nie stało się ze mną, lecz z rękawiczkami. Jeśli mnie wzrok nie oszukiwał, z materiał z ciemnej zieleni, przeobraził się w czerń. Potem poczułem zimno, oraz towarzyszące mu uczucie wilgoci. Atłas zaczął się rozpływać, tworząc błyszczącą, czarną jak smoła ciecz. Powstała substancja kapała mi z rąk, brudząc księgę i wsiąkając w srebrną skórę, którą była oprawiona. Plamy rozprzestrzeniały się po księdze coraz bardziej, a ja przerażony pochwyciłem ją i zawinąłem w koszulę ojca, która leżała na fotelu obok. Bałem się, że i ona zamieni się w tę dziwaczną ciecz, lecz nic takiego nie nastąpiło. Wpakowałem ją do torby, w której miałem trochę jedzenia na później i w pośpiechu opuściłem dom. Udałem się główną drogą do skrzyżowania, które rozchodziło się na cztery inne kierunki. Jedna ze ścieżek prowadziła do lasu, gdzie często spotykałem się z przyjacielem, od którego uczyłem się potężniejszych zaklęć niż tych, które pokazywał mi tata. Był parę lat starszy, oraz uważałem go za o wiele lepszego maga, niż ojciec. Kiedy w końcu doszedłem do rozwidlenia, zobaczyłem tam biegnącego Gunna, który trzymał pod pachą cztery ogromne zwoje. Szybko podszedłem w jego kierunku i pomachałem. On zatrzymał się, odwzajemniając gest.
- Hej, co tam masz? - krzyknął z daleka, wskazując na torbę. Wyjąłem z niej znalezisko zawinięte w koszulę. Przy okazji odchyliłem rąbek materiału, aby zobaczyć, co stało się z okładką. Była idealnie czarna, bez najmniejszego znaku dawnej szarej barwy. W tym samym momencie dotarł do mnie chłopak. Klepnął mnie w plecy i z niekrytym zadowoleniem pokazał mi zwoje.
- Co to jest? - spytałem zaciekawiony i wziąłem jeden ze zwiniętych kawałków papieru. Chciałem go rozłożyć, ale przeszkodził mi w tym ich właściciel.
- Lepiej ich tu nie rozwijaj! Możemy mieć potem problemy... - podrapał się z zakłopotaniem po karku.
- Niech zgadnę, znów ukradłeś artefakty z mieszkania jakiegoś maga? - mruknąłem i odwróciłem się z zażenowaniem. Był to nie pierwszy raz, gdy Gunn "pożyczał" rzadkie książki z zaklęciami, instruującymi, jak korzystać z różnych rodzajów magii.
- Jesteś chyba jeszcze większym durniem, niż mi się wydawało. Przecież już raz cię aresztowali!
- Daj spokój, nic wtedy u mnie nie znaleźli. Poza tym, tylko my znamy nasze miejsce spotkań, więc nie ma co się bać. - pocieszył mnie i pociągnął w kierunku lasu. Kiedy do niego wszedłem, od razu uderzyła mnie woń żywicy. Szumiące sosny o tej porze roku rodziły całą masę szyszek, które leżały na ziemi po spadnięciu. Kiedy zapatrzyłem się we wspaniały widok drzew, poślizgnąłem się na jednej z zalegających na ścieżce, wcześniej wspomnianych szyszek. Uderzyłem o twardą ziemię, a torba z księgą wyleciała mi z rąk i stoczyła się po stromym zboczu przy dróżce. Przesunąłem się na bok i spojrzałem w dół. Mój problem zwieńczał wartki strumyk tuż przy skarpie. Znając moje szczęście, zguba wleci zaraz prosto do wody, a informacje z książki znikną wraz z nurtem. Zacząłem ostrożnie schodzić ku dołowi w nadziei, że uda mi się uratować choć trochę rzeczy z bagażu. Lecz czym są życzenia, wobec szarej rzeczywistości? Wszystko z pluskiem wleciało do strumienia. Przyspieszyłem, a ostatnie parę metrów pokonałem sunąc po ziemi i liściach.
- Halo, nic się nie stało?! - usłyszałem wołanie z góry.
- Mi nie, ale torba wpadła do wody! - odkrzyknąłem. Podszedłem do miejsca, w którym moje rzeczy zniknęły i wyjąłem całkowicie rozpuszczony chleb, pomięte i rozmoczone strony z rozmazującym się tuszem. Szlag by to trafił. Wziąłem skrawki papieru do ręki i wypuściłem je do strumienia. Nawet nie wyobrażałem sobie, co mógłby zrobić mój ojciec, gdyby się o tym dowiedział. Możliwe, że to było coś na prawdę ważnego, a ja głupi wszystko zniszczyłem. Miałem nadzieję, że uda mi się zdobyć taką księgę, lub odzyskać tą utopioną. Druga opcja nie była szczególnie kusząca, a wręcz jej perspektywa nieco mnie przerażała. Otrzepałem ubranie z kurzu i liści. Wspiąłem się z powrotem i kopnąłem jedną z idiotycznych szyszek.
- Chyba rozwaliłem ojcu księgę. - mruknąłem i usiadłem pod drzewem. Moje nastawienie do dnia dzisiejszego momentalnie uległo zmianie. Zamiast treningu, będę musiał jechać do miasta i znaleźć szybko coś, co chociaż przypominałoby feralne kartki oprawione w okładkę. Inna sprawa, że księga mogła być unikatowa, albo zakazana, bo to zmieniłoby całą sprawę w niemożliwą do rozwiązania. Pozostawało jeszcze jakość przywrócić zamoczoną do normalnego stanu, ale potrzebowałbym do tego maga Łuku Czasu. Tyle, że na moim kochanym zadupiu nie znalazłoby się żadnego człowieka posługującego się zapomnianą magią. A nawet jeśli, czy ktoś miałby czas i ochotę mi pomagać? Szczerze wątpię w to, że przejęliby się jakimś nastolatkiem, który musi naprawić książeczkę dla taty. Zostawała mi jeszcze nadzieja, że nie powiąże jej zniknięcia ze mną i zacznie węszyć gdzie indziej.
- A co było w niej takiego ważnego, że nagle zrobiłeś się wściekły, jak nie wiem co? - moje rozmyślania przerwał Gunn.
- Nie wiem... to było strasznie dziwne. Kiedy pierwszy raz wziąłem ją do ręki, miałem wrażenie, że mnie pochłania. Potem założyłem rękawiczki, a te zmieniły się w czarną, maziowatą ciecz. Poplamiła się tą substancją, więc chciałem ją zabrać do ciebie. Liczyłem, że znajdziesz sposób na wyczyszczenie jej. Zawinąłem ją w koszulę, ale ona pozostała normalna. Teraz nie wiem już, co mam zrobić. - ukryłem głowę w ramionach i westchnąłem. Przyjaciel popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Zapewne także nie wiedział, co począć w związku z zaistniałą sytuacją. Usiadł koło mnie.
- Słuchaj, nie wiem, co takiego mogła w sobie kryć ta książka, ale twój ojciec a pewno nie będzie zadowolony, że jej nie ma. Może powinieneś nie wracać do domu?
- Oszalałeś?! Przecież to nie jest powód, dla którego miałbym opuszczać mamę. Ona nie może tam zostać, bo on nie umie się nią opiekować! - krzyknąłem wzburzony. Najgorsze było to, że nie mogłem przewidzieć reakcji rodzica. Co mógł mi zrobić? Jak ważny był ten przedmiot? Czy naprawdę najlepszą opcją było ucieknięcie? Jeśli tak, musiałem zatroszczyć się o matkę, a najlepiej zabrać ją ze sobą. Postanowiłem jednak, że wrócę i poczekam na powrót ojca.

Kiedy przekroczyłem próg domu, było już całkowicie ciemno. Zastałem mamę siedzącą w fotelu. Chyba nie była prztomna, a już na pewno na taką nie wyglądała. Wziąłem ją na ręce i uniosłem. Jednak cały czas nie dawała mi spokoju księga. Były trzy, a teraz są dwie. Przeszedłem do sąsiedniego pokoju, aby położyć kobietę na łóżku. Przykryłem jej ciało ciepłą kołdrą, a następnie znów zajrzałem pod łóżko. Dwie pozostałe książki spokojnie leżały na podłodze, a obok nich... pięć dorodnych, czarnych plam. Poczułem, że sprawa coraz bardziej się skomplikowała. Nie dość, że nie odniosłem tego feralnego tomu, to dywan był poplamiony czarną cieczą. Wziąłem szmatkę, wodę i spróbowałem wyczyścić brudne miejsca, ale substancja za nic w świecie nie chciała zejść. Szrowałem coraz mocjniej, poszedłem po mydło, więcej wody i nową szmatę. Po żmudnych próbach dalszego mycia, dałem za wygraną. Jedyne, co zmieniłem to to, że zniszczyłem kolejną rzecz, a mianowicie - dywan. Odniosłem wszystko do schowka na tyłach domu, a kiedy odstawiłem rzeczy na swoje miejsca, wpadłem na wspaniały pomysł. Mogłem upozorować włamanie dla niepoznaki, a potem po prostu powiedzieć, że książka znikła. Miałem rozwiązanie pod samym nosem, genialne, idealne! Wróciłem do pokoju rodziców, klęknąłem przed łóżkiem i rozrzuciłem wszystkie rzeczy, przesunąłem się i wziąłem kawałek kartki z podręcznego notesu. Napisałem tak: " Jedna z ksiąg, które leżały pod łóżkiem została zabrana. Nie szukaj jej, bo nie przyniesie to skutków". Położyłem papier na szafce nocnej i poszedłem spać. Zdjąłem przepocone i brudne ubrania, rzuciłem je na krzesło przy biurku i wszedłem pod kołdrę. Jednak nie mogłem zmrużyć oczu, stresowałem się, że ojciec jednak się zorientuje. Obracałem się z boku na bok, czekając na sen, który uwolniłby mnie od problemów chociaż na parę godzin. Chociaż na małą chwilkę. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

Dzisiaj znów obudziło mnie stukanie i trzaskanie drzwiami. Czyli... wrócił. Teraz trzeba było się przygotować na najgorszy scenariusz. Wyszedłem z pokoju i przywitałem się z tatą. On zagdał mnie.
- Mógłbyś potrzymać mi pakunki? Musiałem kupić nową księgę, bo chyba moja pierwsza została obłożona klątwą.
- A... jakiego rodzaju... klątwą? - spytałem się niepewnie. On gestem zaprosił mnie do sypialni. Wyjął spod łóżka dwie księgi.
- Zaraz, a gdzie trzecia? - zapytał. W tym momencie dostrzegł liścik leżący na stole. Przeleciał po nim wzrokiem i parsknął śmiechem. Poczochrał mnie po głowie.
- Ty to masz pomysły. - wesoło rzucił. Założę się, że moje oczy w tym momencie przypominały dwa spodki. Co zrobiłem nie tak? Jak on się tego domyślił? Tata odstawił pozostałe książki na biblioteczkę i wyszedł z pokoju. Chyba do końca życia nie zrozumiem, co właściwie stało się podczas tych dwóch dziwacznych dni.

Koniec

Ilość słów: 1873

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz