12 sty 2018

Od Seary ”Fioletowe niebo, czyżby to ten dzień?”

Polana pełna przeróżnych kwiatów oraz roślin. Bujała się popychana przez wiatr. Ive biegała sobie wśród tej zieleniny. Łapała lecące kuleczki jedzenia. Jej ulubione przysmaki. Śliczna istotka, która porusza się jak wiewiórka i ukrywa jak kameleon. Wciąż ma w sobie coś do odkrycia, ale idzie to zadziwiająco powoli. Tak jakby nie chciała, pokazywać kim jest albo czym. Taki ciekawy i tajemniczy stworek. Przez ten cały czas siedziałam na wysokim dachu jakiegoś domu i patrzyłam na nią to na ludzi wokoło. Nic się nie działo. Słyszałam tylko rozmowy o jakiś święcie. Po kolei każdy powtarzał. Fioletowe niebo, czyżby to ten dzień? Nie miało to końca. Cały czas w kółko. Ciekawiło mnie to. Pamiętam, że wtedy moce są silniejsze oraz coś się dzieje. Choć mało co pamiętam. Byłam jeszcze mała dziewczynka.
Wiem, że to jest co kilka lat, stuleci albo wieków. Nigdy nie wiadomo kiedy nadjedzie. Wszyscy inaczej je widzą. Czasem może czas stanąć w miejscu i ktoś schodzi na ziemie. Jakieś postacie. Czasem też pojawia się pył. Innym razem dzieje się coś zupełnie innego. Wstałam i zeskoczyłam na ziemię. Usiadłam i spojrzałam w niebo.
 Aby fioletowe niebo się pojawiło. Słońce i księżyc muszą być w tym samym momencie na niebie. Planety ustawiają się w jednej linii. Wtedy niebo zmienia swój kolor. Słońce przybiera inny kolor tak samo, jak księżyc. Ruch planet się zatrzymuje. Trwa to przez krótką chwilę. Choć dla nas to jest nieco dłużej. Nigdy nikt nie wie. - te słowa powtarzane były przez pewną dziewczynkę. Tą dziewczynką, była ona. Miała zaledwie cztery i pół roku. Tak jakby to ona to wymyśliła. Choć z czasem tez inny to powtarzali.
Miałam ruszać do gildii, ale jakoś nie chciałam się ruszać. Chciałam poczekać, na zadziwiające i kosmiczne wydarzenie. Ive nagle dokonała swej zmiany na rumaka. Choć przypomniała siebie, ale też coś zupełnie innego. Nie mogłam jej rozgryźć. Wsiadłam ostrożnie. Ive ruszyła.

Miejsce, z którego miałyśmy zniewalający widok. Był to oaza otoczona drzewami. Jakieś źródełko. Położyłam się i czekałam na zjawisko. Ive się przemieniła i położyła na moim brzuchu. Dałam jej kilka kuleczek, czekając na początek. Nawet nie wiem czemu, aż tak się cieszyłam.

Nadszedł czas.
Chmury zniknęły słońce i księżyc były na niebie, planety powoli ustawiały się w linii. Wtedy nastąpił rozbłysk i niebo zaczęło przybierać fioletową barwę. Patrzyłam wyczekująco na rozwój dalszych wydarzeń. Niedaleko usłyszałam jakiś hałas. Wstałam, Ive weszła mi na ramie i powoli ruszyłam. Hałas coraz bardziej narastał. Schowałam się za drzewem. Ktoś walczył z dziwnymi istotami. Czyżby to się działo. Ten dzień nastał. Przecież, to te stwory, to one atakują. To musiał się stać. Celował w nich, ale nagle wydobył się ogłuszający ryk. Stwory zniknęły. Powoli podeszłam do tej osoby.
- Nic ci się nie stało? Nie można ich atakować w pojedynkę. - powiedziałam.
- Wszystko w porządku. Znasz te stwory? - spytał mnie ktoś.
- Jest legenda o nich tak samo, jak i o fioletowym niebie. - powiedziałam. Choć jest w starożytnym języku. Może kiedyś ją opowiem. Teraz ciekawi mnie czemu ta osoba je zaatakowała. Nie są one zagrożeniem, chyba że się je zaatakuje.
- Czemu atakowałaś/eś te stworzenia? - spytałam.

Ktoś?

Ilość słów: 514

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz