8 maj 2018

OD Raito CD Laxus

Kiedy tylko blondyn odszedł od naszego stolika i miałam pewność, że nie będzie widział moja głowa bezwładnie opadła na stół. Jęknęłam cicho z bólu.
- Ty wiesz, że ja kojarzę dziewczynę, która idealnie pasuje do tego opisu? - uniosłam wzrok żeby na nią spojrzeć.
- O kim mówisz? - naprawdę nie wiedziałam o co jej chodzi. W sumie w głowie tej kobiety jest wszystko.
- Taka białowłosa piękność. Po mamusi rzecz jasna – zaśmiała się wrednie na co wróciłam do poprzedniej pozycji. - Weź córcia nie dramatyzuj. Przecież to bardzo miły chło… mężczyzna – poprawiła się po chwili namysłu.
- Zapłacę ci jeśli zmienisz temat – mruknęłam piorunując ją wzrokiem.
- Matko jaka piękna dziś pogoda! - przewróciłam oczami, a już po chwili obydwie się zaśmiałyśmy.

~~**~~

Dwa dni później przygotowywałam się do wyjścia na misję. Spakowałam wszystko co trzeba do niewielkiego plecaka. Kilka razy upewniałam się czy wszystko mam, a kiedy byłam już w stu procentach pewna, że niczego nie zapomniałam poszłam pożegnać się z mamą.
- Pani Lee będzie codziennie do ciebie wpadać na ploteczki i partyjkę pokera. Poza tym poprosiłam ją żeby wyszła z tobą na spacer przynajmniej raz dziennie – przytuliłam kochaną rodzicielkę.
- Dobrze dobrze. Wracaj szybko. Nie bierz trudnej misji, której sama nie podołasz!
- Jasne jasne – zaśmiałam się po czym odsunęłam od niej. - Kocham cię! - i wybiegłam z mieszkania, a zaraz za mną poleciał Yoake, który również pożegnał mamę głośnym skrzekiem.
Już po kilkunastu minutach stałam w budynku gildii przy tablicy z ogłoszeniami. Nie miałam pojęcia na co się zdecydować. „Pomóż odnaleźć zaginionego kota”? Nie. Zbyt proste. „Pozbądź się plagi żab z ogródka barona”? Nope. „Zabij potwora terroryzującego miasteczko”? Nie ma opcji, że sobie z tym poradzę… Westchnęłam głośno zawiedziona.
- I co ja mam teraz zrobić? Nie chcę szukać zaginionych kotów – jęknęłam.
- Koty są mało przekonujące - zwróciłam się do Yoake, jednak odpowiedział mi męski głos. Przez chwilę myślałam, że zwierzak nauczył się mówić. Poczułam, że ktoś stoi za mną. Odwróciłam się w jego stronę. Laxus.
- Wyjścia chyba nie będę miała.
- Zaprzeczę – w jego dłoni znajdowała się kartka ze zleceniem. Przeczytałam ją uważnie.
- Nawiedzony zamek? - zaśmiałam się. - Ktoś sobie zażartował?
- Zerknij na nagrodę i podpis – przypatrzyłam się uważnie na sam dół kartki, a moje oczy aż zabłysnęły widząc dość sporą ilość zer przy jedynce. A podpis? Sam mistrz zatwierdził to zlecenie.
- Jeśli to prawda… Ten zamek naprawdę jest nawiedzony… - otworzyłam szerzej oczy. - O nie nie nie nie nie – odsunęłam się trochę. - Nie ma opcji. Nie nie nie. Wszystko co związane z zjawiskami paranormalnymi trzymaj z dala od mojej osoby – zaśmiał się na moją reakcję.
- Skłamię jeśli powiem, że nie spodziewałem się tego. Duchy nie istnieją moja droga. W zamku prawdopodobnie siedzi jakiś mag, który bardzo lubi straszyć ludzi. Trzeba go zdemaskować – wzruszył ramionami. Nie wiem dlaczego ale wydawało mi się, że coś kręci i mówi to tylko po to żeby zachęcić mnie do wyjścia.
- Jeśli zobaczę coś przerażającego, wychodzę – mruknęłam mierząc go wzrokiem.

<Laxus?>
Ilość słów: 502

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz