7 kwi 2018

Od Mishuri do Kuroo


Usta blondyna były cudownie miękkie, a jego tors doskonale wyrzeźbiony. Mimo, że pachniał papierosami miałam ochotę się na niego rzucić, jednak przeszkodziła mi w tym dłoń, która huknęła tuż obok uda jasnowłosego. Nad nami zawisł uciążliwy i karcący wzrok pseudo nauczyciela, jakiego miałam "przyjemność" spotkać w sklepie z bronią oraz na szkolnym korytarzu. Nie zdążyłam chociażby warknąć, a wykładowca już uprzejmie wyprosił nieznajomego z auli, co było dla mnie zdziwieniem. Już na pierwszej lekcji tak postępować z uczniami?
– Zwą mnie Kuroo. Kuroo Tetsurou. – zaczął coś pierdolić w tym stylu, ale szok na mej twarzy zapewne dawał we znaki, iż wciąż nic nie rozumiem. Z otępienia wybawił mnie dzwonek, jak i tłok na korytarzu, a także następne lekcje, podczas których zaabsorbowana byłam własną osobą i obserwowaniem uczniów z ostatniej ławki. Hole diametralnie opustoszały w chwili, gdy wszyscy wybiegli na świeże powietrze z zamiarem udania się do rodzinnych domów, którego nie posiadałam. Mieszkanie samemu było przyjemne, ale czasami dawało się we znaki na przykład kilkugodzinnym płakaniem w poduszkę i obżeraniem się czekoladowymi lodami z mnóstwem pustych kalorii.
Raz czy dwa razy okręciłam się wokół własnej osi, by następnie zauważyć sylwetkę wymykającą się za teren szkoły, jednakże po dłuższym przypatrywaniu się zaistniałej sytuacji, bez problemu mogłam stwierdzić, że był to bez wątpienia czarnowłosy mężczyzna, a takowego znałam – nauczyciel historii. Nawet nie hamowałam się przed sprintem, jakim puściłam się w stronę Pana Kuroo. Po pokonaniu następnych metrów, wyskoczyłam naprzeciw chłopaka bez najmniejszego celu, lecz usta wiedziały, co robić.
– Kim Ty do jasnej cholery jesteś? – uniosłam głos, wyczekując odpowiedzi Tetsurou, ale ten tylko zwinne mnie wiminął, burcząc coś pod nosem. – Nie waż się mnie ignorować, bo... Daj mi chwilę na wymyślenie dobrej groźby.
– Ty miałabyś mi coś zrobić, przepraszam bardzo? – pod sarkastycznym uśmieszkiem kryło się szczere rozbawienie, któremu jednak nie uległam, a wyprostowałam się, stając na równi z nauczycielem.
– Jeszcze mnie nie skreślaj, zaskoczę Cię kiedyś – wypięłam dumnie pierś i odważyłam się szturchnąć starszego w bok. Rozumienie różnych rzeczy zawsze szło mi nad wyraz opornie, ale w tamtej chwili nie umiałam nawet określić uczuć mną targających. Bycie miłym nie leżało w mojej naturze, więc dlaczego wtedy tak się właśnie zachowywałam?
– No dobra, dobra. Przekonamy się o tym obydwoje, ale – tutaj wystąpił uśmiech ciemnowłosego, jakby oznaczający coś więcej niż tylko wymuszoną uprzejmość – co powiesz na kawę? Powiesz w końcu coś o sobie i pokażesz się z lepszej strony, bo na razie kiepsko Ci to idzie – zauważył kąśliwie, ale jednak słusznie. Po dłuższej i nieco denerwującej chwili ciszy, zaproponował: – Może wszystko sobie omówimy przy kawie?
– Jesteś nauczycielem, – zauważyłam na moim poziomie IQ – a ja początkującą uczennicą. Czy to nie będzie dziwne, jeśli się spotkamy? Nie będziesz miał przez to problemów? – ja się... martwiłam?
– To w niczym nie przeszkadza – zaśmiał się pod nosem, a jego aksamitny głos w pewnym stopniu mnie uspokajał i cały czas czarował, jak nie wiem co, ale dalsze minuty przeszliśmy w całkowitym milczeniu. Ciepły wiatr wyciszał całe ciało, a obecność "znajomego" pokrzepiała.
Po dotarciu przed niewielki lokal, czarnowłosy otworzył szklane drzwi, przepuścił mnie pierwszą, po czym skierował się leniwym krokiem ku najbardziej oddalonemu stolikowi w kawiarni.
– Jakieś konkretne wymogi, Mishuri? – zrzucił z siebie ciemną kurtkę, odsłaniając dobrze umięśnione ramiona odkryte dzięki koszulce z krótkim rękawem. Powiesił ubranie na oparciu krzesła i wbił we mnie swój oziębły wzrok, od którego przechodziły ciarki.
– Liczę na Ciebie, Sir – uśmiechnęłam się sztucznie i odetchnęłam z ulgą, widząc jak oddala się w stronę lady z zamiarem zamówienia czegoś do picia. Wrócił z dwoma kubkami, jakie postawił elegancko na podkładkach, a następnie zajął miejsce naprzeciw mnie. Pokrótce uderzył mnie zapach czekolady mieszający się z nutą pomarańczy, co wywołało na mej twarzy szeroki, beztroski uśmiech.
– Może tak, hmm... Ja zadam pytanie, na które odpowiesz. Potem Ty zapytasz się mnie o pewne sprawy, jakie Cię interesują i tak dalej, i tak dalej. Odpowiada? – wzięłam pierwszego łyka cudownego napoju i podparłam się na łokciach, intensywnie patrząc chłopakowi w oczy. – A ja zacznę – zmarszczyłam brwi, rozpatrując ileż to miałam możliwości. Od razu mogłam zarzucić pytaniem z grubej rury, ale powstrzymałam się i westchnęłam – Na co Ci porządna lina oraz inne rzeczy, które zakupiłeś? Jak chcesz to ściemniaj, ale i tak się dowiem – wzruszyłam ramionami. – Tak nagradza uczniów? – zauważyłam w jego spojrzeniu dziki błysk. Kuroo odpowiedział tajemniczo, a w głosie chłopaka słychać było jakby grozę.
– Może kiedyś się przekonasz i to nawet w niedalekiej przyszłości. Założę się, że wtedy zmieniłabyś o mnie zdanie, a w ostateczności opuściła gildię Sabertooth – zaśmiał się gorzko. – Mniejsza. Teraz moja kolej – oblizał zęby, a po tym geście wiedziałam, że nie będzie się ze mną cackał jak pozostali nauczyciele, z którymi miałam sposobność rozmawiać oraz niekiedy spławić.

Ilość słów: 803

< Teraz Twoja kolej, Kuroo >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz