21 mar 2018

Od Mishuri cd. Atalii

<poprzednie opowiadanie>

Gdy dziewczyna łaskawie stanęła koło mnie, zdobyłam się tylko na nikłe spojrzenie w jej stronę, po którym od razu chwyciła za kołatkę i zastukała nią energicznie. Usłyszałyśmy natychmiast zduszone wołanie z wnętrza domu oraz pospieszne kroki. Po sekundach wyczekiwania, grube drzwi otwarły się, a w nich stanęła dziewczynka. Zaledwie siedmiolatka. Jej wzrok błądził to ode mnie do Atalii, a dziwna, włochata kulka w gardle nie pozwalała na chociażby piśnięcie słówka.
— Przepraszam, że Państwo musiało tak długo czekać — wydukała, unikając kontaktu wzrokowego. Na dodatek jej strój niebywale przykuwał uwagę. To niewinne spojrzenie, małe rączki wywoływały we mnie litościwe spojrzenie, które chciałam ukryć za wszelką cenę. Zagryzłam policzek od środka i po raz kolejny tego dnia westchnęłam jak niespełniony romantyk. Musiałam być tą ogarniętą, a zauważając, że Atalia ma ochotę paść na kolana przed dzieckiem i rozryczeć się na dobre, szturchnęłam ją mocniej w ramię, karcąc wzrokiem.
— Później sobie porozmawiamy, dobrze? — warknęłam cicho do blondyny, ale ta po raz setny mnie zignorowała.
— Szukamy państwa Fontaine. To ich rezydencja, prawda? — zapytała, ale odpowiedź była przecież oczywista. Natomiast ja stałam z założonymi ramionami na piersi i biernie uczestniczyłam w interesującej wymianie zdań. — Mamy sprawę niecierpiącą zwłoki — dodała blondynka szybko, gdy wyraz twarzy dziewczynki zaczął się zmieniać. Coś nie pasuje? Chcemy przecież ocalić Wasze cudaczne stado baranów, a przy okazji tyłki oraz dobre miano! Co znowu jest nie tak?! Źle wyglądam?
Zamkęłam oczy, cicho wzdychając. Większe oparcie miałabym we własnej szafie, przepełnionej czystymi ubraniami. Gwałtownie przykucnęłam, oddychając już nieco spokojniej. Dziecko... Jak się obchodzi z dziećmi? Na co komu bachory? Trzeba się tym czymś zajmować, rozmawiać, a przecież to nie należy do mych mocnych stron. Wystarczyła sekunda, abym wypowiedziała kilka, nic nieznaczących słów, które jakimś cudem wpłynęły na dziewczynkę. Chcieć, to móc, prawda? Bez zbędnych ceregieli i innych błahostek typu zapytania się o to, czy nosimy broń białą bądź palną, odeszła wgłąb domu, co uznałam za zaproszenie. Bez zawahania udałam się za nią, a tuż za sobą słyszałam ciche kroki Atalii.
Przy tym ogromnym, bogato wystrojonym budynku, moje wątłe mieszkanko w gildii wydawało się być szałasem albo nawet i tratwą. Mahoniowa boazeria niebywale przyciągała spojrzenie, a kryształowe żyrandole wiszące na drewnianym suficie wzbudzały o zachwyt, respekt oraz gdzieś tam również zazdrość. Nie rozejrzałam się zbytnio uważnie, ponieważ malutki sługa zaprowadził nas do swego pana. Zatrzymałam się obok młodziutkiej, która stała na baczność, jakby się czegoś obawiając. Jej wzrok smętnie zawisł na frędzlach od grubego dywanu, a ciszę przerwał głos jegomościa, który rozkazał nam zasiąść naprzeciwko niego, czego nie uczyniła dziewczynka, tylko odeszła, szurając chudymi nogami. Rozmyślałam przez ułamek sekundy nad tym, czy jest źle traktowana, hmm... Zapewne miała trudne dzieciństwo, ale nie mój problem. Atalia najwyraźniej w tamtym momencie okazała się być tą bardziej uważną osobą — pociągnęła mnie na kanapę (jakkolwiek to brzmi) i zaczęła truć dupę temu zacnemu pantoflarzowi.
— Wystarczą nam conajmniej dwie sztuki owiec i wszystko załatwimy, naprawdę — opowiedziała w bardzo, baardzo szybkim skrócie. I zaraz, zaraz... Wystarczą NAM? Mój głos sprzeciwu uprzedziło westchnięcie właściciela.
— Jeśli jesteście tak łaskawe i biegłe w swym zawodzie, to proszę bardzo! Najlepsi łowcy nie dawali rady z tą bestią, a co dopiero dwie dziewuszki, ha! — mimo tajemniczego wstępu Atalii, mężczyzna w mig załapał, o co nam chodzi, ale w sumie... Czym prędzej wszystko załatwimy, to tak też się rozstaniemy.
— Ustalone? Tak? Ustalone! — zerwałam się z sofy i z uniesioną głową podreptałam do drzwi wyjściowych, jednakże pilnie rozglądałam się po wnętrzu,szukając dziecka, którego i tak nie mogłam znaleźć.
— Po dwóch dniach ma Was tu nie być, jasne?! - huknął z salonu przydupas, nawet nie wstając z skórzanego fotela. — A wiem o was dlatego, że sam Jiemma pofatygował się, aby skontaktować się z właśnie mną. Jak coś będzie nie tak — tutaj pogroził palcem — za przyjemnie nie będzie, uwierzcie.
Dopowiedział coś jeszcze, lecz byłam zajęta wychodzeniem z tej obskurnej chatki. Atalio, jędzo, wymyśl kurwa coś, bo zginiemy.

Niee, serio umrzemy. Wstydzę się tego, a umiem tak zajebiście pisać *chwali się*

Ilość słów: 656

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz