18 mar 2018

Od Atalii cd. Mishuri

<poprzednie opowiadanie>

Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku dziewczyny, która właśnie czyściła sobie ubranie przy drzwiach. Nie jest dziewczyną do towarzystwa, nie musi aż tak bardzo przejmować się swoim wyglądem. Jeszcze to ja mam się zająć rozmową, więc po co? Raczej nie wyglądała na taką, której przeszkadzało odrobinę kurzu. Doświadczenie z ludźmi... No nie powiedziałabym. Zdecydowana większość moich rozmów kończyła się na tym, że mój rozmówca próbował skoczyć mi do gardła z nożem. Westchnęłam i spojrzałam na drzwi. Zwykłego pukania nie usłyszą, dzwonka nigdzie nie widzę. Ach, no tak. Podeszłam bliżej i chwyciłam za kołatkę, którą kilka razy uderzyłam, sygnalizując domownikom, że mają gości. Ze środka rozległo się krzyczenie, że ktoś zaraz nam otworzy, żebyśmy okazały cierpliwość. Mishuri, dlaczego tego nie zrobiłaś wcześniej? Szybciej by nam to poszło, a tak to musimy tracić czas na czekanie. Skończyła wytrzepywać spodnie z kurzu, a następnie postanowiła poprawić swoje włosy. No ślicznie wyglądasz, ale nie przyszłyśmy tutaj szukać ci sponsora. Miej, chociaż odrobinę godności! No i pokaż się od strony zapracowanego maga! Wiesz, włoski w nieładzie, ubrania podarte i w brudzie, a buty wymazane jakimś błotem. Nie może zabraknąć zmęczenia na twarzy i tego półmartwego spojrzenia...
– Przepraszam, że państwo musiało tak długo czekać.
Drzwi otworzyła nam mała dziewczynka, która miała założoną biało-czarną sukienkę pokojówki, a na włosach nosiła opaskę z króliczymi uszami. Widok tak niewinnej istotki odrobinę mnie zdziwił, co taka mała istotka robi na usługach takiego domostwa. Sierota? Przykre. Kiedy rozmyślałam nad niewinnością i urokiem tego małego cudeńka, Mishuri odrobinę się zniecierpliwiła i postanowiła przywołać mnie do porządku. Mocno szturchnęła mnie w ramię, a kiedy spojrzałam jej w oczy, skarciła mnie spojrzeniem.
– Szukamy pana i panią Fontaine, to ich rezydencja, prawda? – No proszę Atalia, jak chcesz, to potrafisz być milutka. Powinnaś zacząć chodzić na terapie, gdzie będą ci wpajać, że rozmowa z innymi nie jest udręką i da się z tym żyć. Przy okazji zabierz ze sobą twoją aktualną towarzyszkę, z pewnością ucieszy się, że i dla niej znajdzie się pomoc. Wyraz twarzy dziewczynki... odrobinę się skwasił. Chyba nie była zadowolona z tego, że ktoś obcy próbuje zająć czas bogatej rodzince, u której pracuje. Teraz miała dylemat, czy odesłać nas z kwitkiem od razu, czy może jednak zniechęcić do tego, byśmy same zrezygnowały z wizyty. – Mamy pilną informację.
– Inni też tak mówili, a później wynosili cenną biżuterię pani Lilii albo antyki pana Kyle'a. Nie znam pań, więc nie mogę was tutaj wpuścić. Jeśli dobrowolnie opuścicie posesję, nawet nie zawiadomię ochrony, o tym, że przekroczyłyście bramę bez pozwolenia.
Dziewczyna podeszła bliżej do dzieciątka i schyliła się, chcąc spojrzeć jej prosto w oczy. No ja chciałam to załatwić polubownie, tym bardziej że nawet mnie znęcanie się nad dziećmi nie sprawia zabawy. Miałam wrażenie, że Mishuri zaraz na nią huknie i siłą wtargnie do środka, ale spokojnie na nią patrzyła, a z jej ust powoli wypływały słowa:
– Zapewne słyszałaś o tych atakach w pobliżu na owce. Doszły nas słuchy, że wasz dobytek jest następny. Mamy misję temu zaradzić, ale jeśli nie zdobędziemy wystarczająco dużo informacji... Nic nie zdziałamy, więc z łaski swojej zaprowadź nas do twoich panów. Myślę, że jesteście kolejnym celem.
Wyglądało na to, że zadziałało. Brawo, czyli jednak umiesz rozmawiać z ludźmi. W takim razie już nie muszę się wtrącać w twoją misję. Znaczy, nie zostawię cię, ale ograniczę swoje działania do motywacji. Cieszysz się? To zaszczyt... Dziewczynka zaprowadziła nas do pokoju dziennego, gdzie przy stole siedział najprawdopodobniej właściciel tego wielkiego domu. Zmierzył nas niepewnym wzrokiem, a następnie groźnie obrzucił spojrzeniem swą młodą służkę, która wbiła wzrok w ziemię. Sprawiała wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłakać. W dodatku jej ton głosu... Zaczął się łamać i już nie była taka pewna jak przy drzwiach. Poinformowała go, że przyprowadziła gości. Zasygnalizowała, że nasza wizyta ma coś wspólnego ze zniknięciami owiec. Gestem dłoni wskazał, że mamy usiąść naprzeciwko niego.
– Zamieniam się w słuch – rzucił ochryple.

Mish? Hehe, nie wyszło XD

Ilość słów: 644

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz