— Dlaczego mi znowu wszystko utrudniasz? Tak trudno wbić sobie do głowy, że ja tutaj prowadzę misję, a Ty masz mi pomagać i być na każde skinienie palcem? — zadałam retoryczne pytanie, gdy oddaliłam się na bezpieczną odległość od blondynki. — Może i masz trochę więcej w tym łbie niż ja, ale przyłóż się do tego trochę bardziej, dobrze? — słowami próbowałam ukryć, jak głęboko myślałam nad wskazówkami dziewczyny. Nieprzyjemni gospodarze, taak?
— Chcesz dodać coś jeszcze? — towarzyszka ziewnęła teatralnie i w jednej chwili znalazła się tuż obok mnie, na co prychnęłam, odwracając głowę.
— Może Ty coś rzekniesz, co? Mogę na Ciebie liczyć w każdej sytuacji, czy jesteś takim tchórzem, że zwiejesz przy pierwszej, lepszej okazji? — mówiąc, nawet nie patrzyłam jej w oczy, a przed siebie.
Północ, ponoć straszliwa bestia, wiele komplikacji i prawdopodobieństwo zginięcia z łap, bądź rąk, wroga. Następne kilka dni zapowiadało się cudownie, pięknie, wyśmienicie.
— Zrozum, że chcę mieć nad wszystkim kontrolę. Zamierzam poukładać sobie plan na spokojnie, a Ty to najwidoczniej utrudniasz. Kim jesteś? Mag Klasy S, mam rację? Elita, czy jakoś tak? Mam to gdzieś, uwierz, człowiek z Ciebie taki, jak każdy inny — warknęłam na odchodne i przyspieszyłam kroku. Trucht znacznie dopomógł, a zatem już pokrótce znalazłam się przed dosyć... awangardową bramą. Ostre dzidy sterczące z płotu z pewnością zachęcały odwiedzających do milutkiego spotkania z właścicielami. Nie zważając na mosiężny dzwon, wiszący z metr ode mnie, wzięłam rozbieg i wskoczyłam na pręty żelaznej, czarnej konstrukcji. Towarzyszł temu charakterystyczny, metaliczny dźwięk, który rozniósł się echem po sąsiednich błoniach.
— Mam nadzieję, że to tutaj — mruknęłam do siebie, nie zaprzestając wdrapywania się. Brama bujała się niebezpiecznie, ale zdołałam spojrzeć przez ramię na nijaką Atalię, która stała pode mną z założonymi ramionami. Na jej twarzy gościł uśmieszek, a przez ułamek sekundy wydawało mi się, że spoglądała na... Nie! To przecież Wszechmocny Super Mag, któremu nie w głowie wszelkiego rodzaju przyjemności związane z oglądaniem cudzych tyłków! Wyzbyłam się tych jakże obrzydliwych myśli szybkim pokręceniem głowy.
— Zgaduję, że masz większe doświadczenie, co do ludzi, więc czy to właśnie TY mogłabyć pogadać z tymi uprzejmymi ludźmi? — dopowiedziałam, gdy w końcu znalazłam się na posesji. Jedno rzucenie okiem wystarczyło, aby stwierdzić, że niezaprzeczalnie to domostwo zamieszkiwała parka bogatych i gburowatych ludzi. Zadbane grządki, poprzetykane gdzieniegdzie barwnymi kwiatami oraz okropnymi krasnalami ogrodowymi, od których momentalnie przeszły mnie ciarki. Westchnęłam i podeszłam do krat siatki, otaczającej podwórko. Jasnowłosa grzecznie stała po drugiej stronie i najwyraźniej nie miała ochoty się ruszyć.
— Mam Cię zanieść czy jak? Chodź, nie musisz się mnie bać. Jeszcze nie — zaśmiałam się cicho i, o dziwo, całkiem szczerze. — Mam nadzieję, że uwiniemy się z tym całym zamieszaniem stosunkowo szybko, a każda pójdzie wtedy w swoją stronę, czego oczekujesz, tak? — rozciągnęłam jeszcze obolałe plecy i ukradkiem stanęłam na palcach, aby być chociaż równego wzrostu z Atalią. To wszystko wydawało się dziecinnie proste, ale w praktyce — ojć. Przyszło mi nauczyć się cierpliwości do młodszych i wykazać się sprytem, jakim dotąd nie zabłysnęłam. Ponadto z pracą zespołową również było u mnie kiepsko.
— Jeszcze coś? — ponagliła mnie dziołcha.
— A wiesz, że tak? Wiemy o sobie totalne nic, a mimo to już pajamy do siebie wzajemną niechęcią czy innym takim tam. Nie mówię, że pragnę dowiedzieć się o Tobie tajemniczych tajemnic, ale chyba coś jednak powinnyśmy powiedzieć, nie uważasz? Tak na luzie, spokojnie i bez żadnych rękoczynów — kąciki ust uniosły się wysoko, nie wyrażając nawet znikomego pragnienia mordu czy wkurwu, lecz tylko na sekundę. Odwróciłam się plecami do młodej i bez zawahania udałam do potężnych drzwi, za którymi kryli się posiadacze tego całego cyrku. Wyczyściłam spodnie z pyłu i kurzu, w międzyczasie posłusznie czekając na łaskawe objawienie się blondyny przy mym boku. Znowu mam tracić swe cudne życie na bachory?
Ilość słów: 631 *jara się*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz