1 lut 2018

Od Margaret cd Sebastiana




Spało mi się całkiem przyjemnie. Nawet jeśli były to kamienne schodki przed domem. Byłam zmęczona do tego stopnia, że każde miejsce stawało się nagle niesamowicie wygodne. Chciałam po prostu spać. Jednak nie było mi to najwyraźniej dane. Zostałam dosyć brutalnie obudzona. Nie ważne że wcale tak nie było, ale czyż nie każda pobudka z miłego snu nie jest brutalna? Mocne potrząsanie mną wyrwało mnie z jakże pięknej krainy. Szkoda tylko, że było to tak gwałtowne. Ujrzałam przed sobą dobrze znaną mi twarz.
- Sebastian!- padło na niego karcące spojrzenie z mojej strony. Pospałabym jeszcze, nawet jeśli miałabym zachorować. Mimo wszystko zauważyłam uśmiech na jego twarzy.
- No już nic nie mów- odparł cicho, po czym zapatrzył się w jakiś odległy punkt.
Gdy nie patrzył, machnęłam ręką w stronę obudzonego już Tyksa, aby wracał do Magnolii. Lepiej, żeby się za mną nie przypałętał do Tartarusu, bo zapewne tam Sebastian chciał mnie zabrać. Chwilę później pomógł mi wstać, a po wielu sprzeciwach wziął mnie na ręce. Wbrew pozorom było to całkiem przyjemne, być ponownie niesioną w ramionach demona. Gdyby moje siły na to mi pozwoliły, szłabym oczywiście o własnych siłach. Miałam też trochę poczucie winy, że pomimo iż sam nie był w najlepszym stanie to niósł mnie. Po godzinie zasnęłam, bo jednak długie wędrówki mnie nużyły.
Obudziłam się w łóżku, które już dobrze znałam. Tej miękkości nie dało się porównać z niczym innym. Była wręcz niepowtarzalna. Kiedy się obudziłam, pokój był pusty. Podniosłam się i rozprostowałam ręce. Promienie słońca wpadały przez wielkie okna (czy w tym pokoju wszystko było dużych rozmiarów?) sprawiając wrażenie, że na zewnątrz jest całkiem ciepło. Do biurka przyciągnął mnie zapach torebki Earl Grey pozostawionej wcześniej przez Sebastiana. Ta woń stała się już wręcz moją ulubioną, a samą herbatę uwielbiałam i gdyby się dało, to piłabym ją hektolitrami codziennie. Jednak jak wiadomo, co za dużo to niezdrowo, czyż nie? Moje upajanie się tym jakże kojącym aromatem przerwał Sebastian, który wszedł do pokoju. Przyniósł ze sobą herbatę, a ja po raz drugi tylko trochę skarciłam go za brak filiżanki dla niego samego. Usiadł na jednym z krzeseł, które po chwili uległo pod wpływem jego nacisku i najzwyczajniej w świecie połamało się.
- No cóż, życie nie jest dzisiaj po mojej stronie, może dlatego, że jeszcze wczoraj chciałem się go pozbyć - odchrząknął - Posłuchaj - mruknął, jakby starając się nieco rozluźnić - Postaram się wymówić to jedno słowo, które od lat sprawia mi problemy, więc nawet się nie śmiej - na sam dźwięk słów “nawet się nie śmiej" kąciki moich ust powędrowały ku górze - Dzię..., Dz.. Dzięk..j...Dz.., cholera by to! - kopnął złamane już i tak krzesło, po czym zrobił coś, czego przyznam szczerze, że się nie spodziewałam.
Podbiegł i mocno mnie przytulił.
- Dziękuję - ledwo słyszalne, ale dotarło do mojego ucha.
Zamknął oczy, więc nie mógł zobaczyć ciepłego i serdecznego uśmiechu, który wtedy przywdziałam. Jego zmagania z powiedzeniem tego jednego słowa były całkiem zabawne, ale doceniłam jego trud.Nie mogłam się powstrzymać, aby również go nie przytulić. W końcu tyle się namęczyłam, żeby go stamtąd wyciągnąć. Nawet sobie pewnie nie wyobrażał jak cieszyłam się, że stoi przede mną w jednym kawałku, niemalże cały i zdrowy, pomijając skrzydła. Staliśmy tak dobrą chwilę, a potem Sebastian odsunął się. Jasnym było, że raczej nie często kogoś przytulał i z wzajemnością, a nawet było to tak rzadkie, jak zobaczenie latającej świni.
- Nie ma sprawy. Jesteśmy w końcu partnerami, czyż nie? Ratujemy się nawzajem, na tym to polega- odparłam, a z mojej twarzy nie potrafił zejść ten delikatny uśmiech.
Podeszłam i wzięłam filiżankę z herbatą, aby później ulokować się na łóżku. Martwiło mnie to, jakie mogą być konsekwencje tego wszystkiego. Jednak byłam gotowa ponieść każdą karę za uprowadzenie więźnia samej Rady Magii, choć wolałabym tego uniknąć. Miałam już plan w razie ewentualnej rozprawy. Chciałam za wszelką cenę bronić Sebastiana pomimo tego, że zabił tylu ludzi i prawie mnie. W moim planie było wzięcie całej odpowiedzialności za to i nadzorowanie go, aby nie zrobił już nigdy więcej nikomu krzywdy. Dziwne wrażenie, że Sebastian jednak potrafi być dobry nie potrafiło mnie opuścić. Żeby niepotrzebnie się nie denerwował odrzuciłam te wszystkie myśli na bok. Gdyby zauważył, że coś mnie trapi, zaraz by zaczął drążyć temat i zacząłby monolog o tym, jak bardzo nieodpowiedzialna jestem. A przecież go uratowałam i chciałam cieszyć się tą chwilą jak najdłużej. 

Sebastian? Może być? ;-;

Ilość słów: 711

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz