- Mogę w czymś pomóc? - zapytał sprzedawca.
- Potrzebuje liny polipropylenowej, kolor mi odpowiada wszelki, bez rdzenia. Jakoś na długość dwudziestu metrów. - mruknąłem.
- Do tego coś jeszcze? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
Wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się po sklepie.
- Mógł by Pan pokazać mi te linę najpierw?
Podał mi ówcześnie odcięty kawałek tejże liny. Związałem ją sobie na nadgarstku, rozciągnąłem, dokładnie obejrzałem.
- Do czego panu ta lina, że tak pan sprawdza? - zaśmiał się.
- Prywatne potrzeby. - mruknąłem. - Poproszę jeszcze nóż motylkowy i dwa sprężynowe. - przyniósł i położył na ladzie. - Ma Pan może... łańcuchy? - dodałem.
- Co Pan, porwać kogoś chce czy się nad kimś poznęcać?
- Prywatne potrzeby. - odparłem beznamiętnie.
Dziewczyna z uwagą mi się przyglądała, co rusz wzdychała i śmiała się z zachowania sprzedawcy.
- Przykro mi, łańcuchów nie posiadam. A dla panienki? - zapytał zliczając sprzęt.
- Nóż. - położyła na ladzie ostry Karambit.
Westchnąłem płacąc za zakupy, spojrzałem na sprzedawcę po raz kolejny.
- Niech Pan jeszcze nie da Clip Pointa. - mruknąłem.
Sprzedawca podał mi jeszcze ten nóż, po zapłaceniu znów wybyłem z lokalu. Za chwilę wybiegła za mną ta dziewczyna.
- Powiedz po co ci To? Zamordować kogoś zamierzasz? - dorównała ze mną kroku.
Dziewczyna była ładna, to trzeba było przyznać. Szczupła figura, długie jasne włosy, tylko strój jej nie pasował. Przez styl wyglądała na zadziorną, zaśmiałem się lekko pod nosem.
- Co Cię tak bawi? - fuknęła.
- Nic mała. Po prostu, kojarzę Cię skądś. - odparłem.
Zacząłem szukać jej w pamięci. Przypomniało mi się. Była na jednych moich zajęciach. Nie tyle moich, ale byłem tam chwilowo. Wyzywała się z nauczycielem, po czym wyszła z sali trzaskając drzwiami.
- Doprawdy? Ciekawe skąd staruszku! - zaśmiała się.
- Nie pozwalaj sobie. - warknąłem, łapiąc ją za nadgarstek.
- Puszczaj. - syknęła, patrząc na mnie z nienawiścią w oczach.
- Dzieci chyba w szkole powinny siedzieć. - mruknąłem, utrzymując kontakt wzrokowy.
- A dziadki w domu. - warknęła.
Westchnąłem męczeńsko i oddaliłem się wolnym krokiem od dziewczyny. Wróciłem do mieszkania i schowałem świeżo zakupione przedmioty do wielkiej komody znajdującej się w jednym z pokoi. Niechętnie usiadłem do biurka i zacząłem sprawdzać wypociny tych niedorozwiniętych dzieci. Nawet nie zauważyłem kiedy nastał wieczór, a tylko jedna na pięć kartek miała ocenę pozytywną. Prace skończyłem dość późno, po zjedzeniu kolacji i umyciu się szybko poszedłem spać, aby następnego dnia znów użerać się z dzieciarnią. Mimo, że studia jeszcze robię, mogłem prowadzić już zajęcia. W międzyczasie nauki własnej, edukowaniem dzieciarnie udało mi się zdobyć pozwolenie na nauczanie w wyższych szkołach. Zawsze szybko szła mi nauka, więc nie było problemu abym parę testów napisał wcześniej i dzięki temu również mógł szybciej uczyć. Obudziłem się jakoś chwilę przed szóstą, chciałem iść dalej spać ale wiedziałem, że nie mogę. Wstałem niechętnie i zacząłem się ubierać, aby iść do pracy. Na uczelnie dotarłem na siódmą trzydzieści, zobaczyłem dziewczynę ze wczoraj, westchnąłem. Dziewczyna szybko wyłapała mnie w tłumie i podeszła.
- No, no. W nauczyciela się bawisz? - zaśmiała się.
- Dzień dobry. - mruknąłem i jak gdyby nigdy nic minąłem ją wchodząc do pokoju nauczycielskiego.
Zapytałem znajomego jak nazywa się ta dziewczyna, głównie ze względu, że to na jego lekcji się kłóciła i wyszła. Wróciłem na hol i znalazłem dziewczynę.
- Mishuri. Zaszczycilas dziś nas obecnością z konkretnych powodów? - mruknąłem z tajemniczym uśmiechem, patrząc jej prosto w oczy.
Mishuri? Późno ale jest.
Ilość słów; 674
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz