Krzątał się po całym domu, nie mogąc sobie znaleźć żadnego zajęcia. Ciągle hałasował, a kiedy pytałam, czy wszystko w porządku, przybiegał do mnie wielce wzruszony i zaczynał się martwić o moje zdrowie. Za każdym razem, gdy zmienia swoje zachowanie o te sto osiemdziesiąt stopni, zastanawiam się, co dokładniej do niego czuję. Mówią mi, że to szacunek i wdzięczność. Miał około osiemnastu lat, gdy mnie przygarnął. Jego młodość właściwie się dopiero zaczynała, a on już musiał wychowywać kilkuletnie dziecko. Włożył wszelkie starania w opiekę nade mną, raz wychodziło gorzej, a raz lepiej, ale... Nigdy nie wykrzyczał mi, że mnie za to nienawidzi. Czułam pewnego rodzaju ulgę, ponieważ wiem, że takie sytuacje zdarzają się naprawdę często i mnie na szczęście nie dotknęła. Momentami bywał wredny i miałam ochotę się go pozbyć, jednak zawsze chciałam do niego wracać. Po treningu z którymś z jego kolegów uwielbiałam wbiegać w jego szerokie ramiona i zasypiać w jego objęciach. Nie bronił mi tego, mimo że zawsze się skarżył. Był dla mnie nie do odgadnięcia. Posyłał mi tyle sprzeczności i bardzo często pragnął tego, bym go zrozumiała. Chyba czuję się niezręcznie, widząc, jak bardzo przejął się moimi obrażeniami. To naprawdę nic takiego – bywało gorzej, a on zdaje się robić z tego wielką sprawę... Powinnam się przejść. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. Przerzuciłam kołdrę na bok i zsunęłam się z łóżka, pod które zaraz zajrzałam. Zagwizdałam i usłyszałam, jak coś szura po podłodze. Vien obrócił do mnie swój łeb i przez chwilę mi się poprzyglądał. Oblizał swój pysk, po czym powoli wygrzebywał się ze swojego skromnego legowiska. Położyłam dłoń na jego głowie, a następnie przejechałam nią wzdłuż jego szyi i grzbietu, delikatnie burząc ład jego sztywnej sierści. Kiedy podniosłam się do pionu, podszedł do mnie bliżej i szturchnął nosem moje kolano. Dlaczego jesteś taki milutki, kiedy nikt nie widzi? Później, kiedy tłumaczę, że wcale taki groźny i straszny nie jesteś, to mi nie wierzą. Nawet utrudniasz mi sprawę, bo co non stop warczysz, jak ktoś podejdzie bliżej lub krzywo na ciebie spojrzy. No zrozum, masz nietypową urodę i przyciągasz ludzkie spojrzenia. Basior ocierał się o moją nogę niczym kot. Pragnął być głaskany, czesany i pielęgnowany. Uwielbiał, gdy się nim zajmowałam. Wyglądał wtedy na tak bardzo zadowolonego, że nie szło przestawać. Gestem ręki dałam mu znać, że chwilowo potrzebuję od niego odpocząć, a obudziłam go tylko dlatego, aby szykował się na spacer. Muszę go również nakarmić i napoić, zanim wyjdziemy. Wątpię, by chciał przyjąć cokolwiek podczas drogi. Powoli ruszyłam w stronę kuchni, w której urzędował Lloyd. Uśmiechnął się do mnie, po czym zaprosił do środka i kazał sobie zająć miejsce. Niebawem przed sobą ujrzałam solidną porcję słodkich naleśników i szklankę kolorowego soku. Pogłaskał mnie po głowie, po czym zaczął bawić się moimi włosami. Uniosłam na niego wzrok, a on się zaśmiał i stwierdził, abym się nim nie przejmowała. No skoro tak chce. Wzruszyłam ramionami i zajęłam się jedzeniem. Swoją drogą, lubiłam, kiedy próbował swoich umiejętności niby fryzjerskich. Nie chodziło o efekt, bo on był koszmarny w stylizacji włosów, tylko o sposób, w jaki to robi. Jest delikatny niczym baranek i zapominam o tym, że na zazwyczaj utrzymuje w stosunku do mnie chłód, a jego odzywki są zazwyczaj obraźliwe i szorstkie.
– Wybierasz się do lasu? – zapytał, kiedy odpuścił sobie poranne czesanie. Miałam zamiar mu odpowiedzieć, ale prawie naleśnik wypadł mi z ust, gdy chciałam to zrobić. Dlatego też pokiwałam twierdząco głową. – Uważaj tam na siebie. Jesteś ranna, a jakieś ptaszysko usilnie walczy ze strażnikami, którzy przyszli się go pozbyć. Od zwykłych przechodniów ucieka, jak dotąd tylko ci ze służb specjalnych zostali ranni.
– W takim razie nie mam, o co się martwić.
Raz jeszcze usiłował mi wmówić, że mogę znaleźć się w wielkim niebezpieczeństwie. Próbował też zasugerować inne miejsce do spaceru, gdzieś gdzie jest całkiem sporo ludzi i w razie czego na pewno znajdą się osoby, które chętnie mi pomogą, gdyby ktoś mnie zaatakował. Nie potrzebowałam spacerować wśród innych osób. Vien zresztą też nie lubi zatłoczonych miejsc, po co więc rezygnować z przyjemnej wycieczki po lesie?
~*~
Nie musiałam długo czekać, aby znaleźć stworzenie, którym się zainteresowałam, gdy usłyszałam o nim od brata. Nasze ptaszysko okazało się dość ładną dziewczyną, która widocznie była zmęczona pobytem między tutejszymi drzewami. Gdy przyjrzałam się bliżej jej rysom twarzy, rozpoznałam osobę, która jest poszukiwana przez bliżej mi nieznaną grupę kolekcjonerów. Pamiętam, że straż prosiła o jakiekolwiek informacje, ponieważ szukają jej od dłuższego czasu. Pragną ukarać ją za przewinienia, których się dopuściła. Nie wiem właściwie, co takiego złego zrobiła, ale raczej dobrze jej patrzeć z oczu... No tak mi się przynajmniej wydaje, bo jak na razie czaję się na nią w krzakach. Nie potrafię przewidzieć jej reakcji, gdy mnie zobaczy. W dodatku to zwierzę, które przy niej stoi... Ogromne, w dodatku wygląda na groźne.
– Wyłaź, nie mam ochoty na żadne podchody. Jeśli chcesz walczyć, proszę bardzo.
Odwróciła się w naszą stronę, a w swej dłoni trzymała coś na wzór sztyletu, którym celowała prosto we mnie. Kątem oka spojrzałam na Viena, który zajął pozycję przygotowawczą do skoku. Był gotów zaatakować, w sumie dawno nie pozwalałam mu walczyć z przeciwnikiem. Treningi już mu nie wystarczają, co? Westchnęłam, po czym krzyżując ręce na piersi, wyszłam ze swojej kryjówki i dokładniej się jej przyjrzałam. Przez to, że odrobinę przypominała ptaka, uznałam ją za uroczą. W dodatku kolory, które przeważały w jej wizerunku. Typowo dziewczęce, a więc i urocze. Zmierzyłam ją wzrokiem. Szczególną uwagę przykułam do jej rany na lewym ramieniu. Okropna, musiało boleć.
– Nie zamierzam walczyć z ranną osobą, to jest po prostu nie fair.
– W takim razie odejdź.
Prychnęłam, po czym zaczęłam podchodzić do niej bliżej. Nie wiem, co sobie wtedy myślałam, ale zaproponowałam jej pomoc. Oczywiście nie będę nalegać, jeśli się nie zgodzi, ale mam wrażenie, że w tym momencie została przyparta do muru. Ścigają ją strażnicy, a ona kryje się w tym lesie. Jest to dobra kryjówka na maksymalnie dwa dni, o ile przeciwnik nie zna tutejszej okolicy. W rzeczywistości ilość drzew, które tutaj rosną, jest mała. Nie ma też za bardzo kryjówek w postaci nor czy jaskiń. Można biegać, chcąc zgubić pościg, ale to nie zadziała na dłuższą metę. Szczególnie kiedy jest się zmęczonym...
– To jak?
Xayah?
Ilość słów: 1029
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz