19 lut 2018

Od Cornelii do Daigo

Oración Seis nigdy nie grzeszył w byciu dobrym i przemiłym; nawet dla członków, którzy byli tam od urodzenia; od bycia małą, bezbronną dzidzią, rzuconą w otchłań rozpaczy i gniewu. Nasz mistrz, Brain, nie do końca przestrzegał zasad "5 rano to jednak za wcześnie" i wstawał przed nieznośnym pianiem koguta. W sali narad ów gildii, panował aktualnie taki tłok, że trzeba było się modlić o świeżą dawkę powietrza, jednak ja; przemierzając korytarz; otrzymywałam tyle miejsca, ile ma wątła dusza aktualnie zapragnęła. Każdy, nawet najbardziej doświadczony Mag, odsuwał się, gdy przechodziłam obok, zamierzając stanąć twarzą w twarz z samym Mistrzem. To mnie wzywał i wszyscy chcieli dowiedzieć się dlaczego. Zwykle nie otrzymywałam misji typu "złap świerszcza, bo w jednej ze stajni Chryzantemy przeszkadza koniom spać", więc cała potworna gromada była ciekawa tego, co mnie czeka.
- Jest piąta rano - odparłam, ziewając. Reszta nicponi - za takie słowa skierowane do Braina, zapewne nie posiadałaby już głowy, a ich krew, będąca aktualnie głównym życiodajnym płynem w żyłach, staczałaby się do otchłani samego Tartaru. - Mam nadzieję, że to coś na wskroś ważnego - nie przestawałam ziewać, bo od jakiegoś czasu nie mogłam się porządnie wyspać. Białowłosy spojrzał na mnie z ukosa, a ja przybrałam najbardziej wiarygodny, obojętny wyraz twarzy, na jaki było mnie w tym momencie stać. To spotkanie musiało być ważne, Brain nigdy nie kłopocze się wysyłając swoich sługusłów, aby mnie obudzono, gdy coś nie jest warte jednej z najświętszych uwag.
- Jeden z naszych został pojmany - odchrząknął Brain - Przytrzymują go w Magicznej Radzie, ale to nie koniec tej jakże przyjemnej i zabawnej anegdoty. Nie bardzo zależy nam, żebyś go odbijała; skoro dał się złapać, to cóż... Jego sprawa. Niepotrzebni nam są ludzie słabi i nieumiejętni. Naszym celem są zabójcy z zimną krwią, tacy jak ty, Cornelio. - uśmiechnął się do mnie półgębkiem, zachowując tą samą, lodowato statyczną pozycję. - Przechowują tam antyczny relikt, który pozwoliłby nam dowiedzieć się, gdzie znajdują się pozostałe Klucze do Bram Zerefa - na te słowa oczy zaświeciły mi się żywym blaskiem. Zerefa.. Czarnego Maga; czy on.. Czy on mógłby należeć do nas? Jak wyglądałby świat, w którym rządziłby Król Ciemności? Wszystkie spróchniałe i niewdzięczne osobniki, które nie potrafią władać magią, zamieniłyby się w popiół. Nastąpiłaby Era Zerefa; Era Magów! Uśmiechnęłam się do swojego mistrza i skłoniłam się przed nim nisko, żeby pokazać, iż zdobył moje pełne poparcie. Był doskonały w tropieniu kluczy, ale bez mapy byliśmy w kropce. Nie zastanawiając się zbyt długo; zrobiłam "w tył zwrot", a moja czerwona peleryna uderzyła "całkiem niechcący" jednego ze starszych przedstawicieli naszego grona. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni malutki nożyk, wycelował w moją głowę i rzucił; w mgnieniu oka wykonałam skręt głowy, a ostre narzędzie zadrasnęło mnie w ucho (zostanie mi po tym dość nieładna blizna, ale czymże są dla mnie blizny? To dowód na to, że pozostaje niezłomna w bitwie, we wszelkich znaczeniach tego słowa), z którego powoli zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Był to najprawdopodobniej ostatni moment, w jego kruchym życiu - moja w tym głowa, żeby zapamiętał go raz na zawsze; podeszłam do niego, a cała sala zaniemówiła, lecz..
- Cornelio - po sali rozniosły się głuche grzmoty, spowodowane słowami Braina - Nie warto, dopilnuję, żeby dostał nauczkę, a teraz idź - wskazał mi gestem dłoni drzwi. Cicho sapnęłam i warknęłam na mężczyznę, jakbym była zwierzęciem, a nie człowiekiem rozumnym.
- Dobrze, ale nie liczcie na moją litość, gdy przyjdzie czas i na was - uśmiechnęłam się diabelsko do całego tłumu, raz jeszcze oddałam pokłon mistrzowi, po czym zniknęłam za mosiężnymi drzwiami naszej głównej siedziby; nie zmieniając soczystego wyrazu mojej surowej twarzy.
~~*~~
Duch bojowy zamiast posłać mnie prosto do Rady Magicznej, postanowił dać mi krótką przerwę i pozwolić napoić moje spragnione od paru dni usta. Chodzenie po dachu, wspinanie się po rynnach; skradnie w cichą, bezbronną noc, potrafi człowieka wykończyć, zwłaszcza wtedy, gdy wędrówka ta trwa całe 3 dni. Usadowiłam się wygodnie na drewnianym krześle i zarzuciłam kaptur na głowę w taki sposób, ażeby zdradzał mnie tylko i wyłącznie mój własny kolor włosów. Swój napój otrzymałam z lekkim opóźnieniem, ale postanowiłam nie pozbawiać barmana życia z tego powodu; zważając na to, iż był stosunkowo młody; niedoświadczony; już niedługo te robale pozbędą się same, gdy w Earthlandzie na nowo odrodzi się Zeref, a woń śmierci przykryje nasze ziemie czarną, smutną płachtą. Po którejś minucie odpoczynku, usłyszałam drobne, choć kluczowe w całym zajściu słowo "relikt" i prawie się przez to zadławiłam; kto jeszcze o tym wiedział? Jak z bicza strzelił przyjęłam swoją niewidzialną i niewyczuwalną dla innych postać; zanim zastosuje te bardziej drastyczne środki, najpierw postaram się podsłuchać ile ów człowiek wie i co zamierza z tymi informacjami zrobić. Powoli podeszłam do najbardziej oddalonego od hałasu pijanej i niskiej warstwy społeczeństwa stolika, w którym zawzięcie toczyła się dyskusja na temat tajemniczego reliktu, który może być kluczem do.. Zaraz, co? Zlikwidowania klucza, aby żadne podstępne łapska się do nich nie dobrały? Od razu poznałam, że byli to magowie z Legalnych Gildii. Błagam, panowie - zlikwidowanie klucza? Po moim trupie, a założę się, że to wasz polegnie w tej walce szybciej.
- Ponoć Mroczne Gildie z Sojuszu Balam mają zamiar niedługo go dopaść - mruknął pierwszy, drapiąc się przy tym po nosie. - Trzy, potężne; Mroczne Gildie? - rzucił kolejny - Jak mamy; zdaniem Makarova; ich powstrzymać? - dokończył swoje jakże cudownie przemyślane zdanie, jednak moją uwagę przykuł chłopak, który jako jedyny nie brał udziału w dyskusji, a tylko siedział i zmęczonymi oczami obserwował resztę swoich kompanów. Za tą zaciekłą tajemniczością; musiało się coś kryć. Czekałam cierpliwie, aż do zamknięcia Karczmy; mężczyźni rozdzielili się (co dobrze o nich nie świadczyło, bo kto późną nocą łazi w takich odstępach samotnie?). Chłopak, który wyróżniał się z całej czwórki, ruszył tą najbardziej odludną częścią ulicy (nie, żeby było mi przykro z tego powodu). Szłam za nim dzielnie; bacząc na to, aż znajdziemy się poza zasięgiem istot żywych. W końcu wyszłam z kryjówki, przystawiając białowłosemu diamentowy nóż do gardła; nie spodziewał się niczego; cóż za naiwna istotka!
- Kim jesteś i co wiesz o relikcie? - warknęłam, będąc do niego tyłem i uważnie przyglądałam się każdemu z jego ruchów; wyczuwałam nawet drgnięcie pojedynczej, malutkiej kosteczki. - Jeżeli macie zamiar zataić takie informacje, to ostrzegam, że dobry los was nie spotka. Jestem Cornelią; najlepszym magiem Oración Seis, mogłeś coś o mnie usłyszeć w niedalekiej przeszłości; na pewno to, że lubię mordować z zimną krwią tych, którzy nie są mi posłuszni - przytwierdziłam bardziej nóż do jego delikatnego gardła, aby poczuł na sobie; jak blisko znajduje się jego spotkanie ze śmiercią, o białych, długich włosach, nucącą drastyczną kołysankę do snu, z którego nikt się już nie zbudzi.
Daigo?

Ilość słów: 1104

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz