Pierwszy raz trafiłem na paktowicza, który nazwał mnie "partnerem", więc odrobinę się zdziwiłem na słowa mojej Pani. Wyczuwałem każde, kotłujące się w jej głowie pytania. Była naprawdę ciekawską osobą, nie powiem. Gdy zapytała, do jakiej gildii należę, wzruszyłem tylko ramionami, bo miałem zamiar zabrać ją do Tartarusa, gdyż to jedyne miejsce, które nie odwiedza Rada Magiczna w poszukiwaniu zbiegów - nikt nie odważy się przecież wejść do piekła. Lecieliśmy już w ciszy, bo na resztę pytań miałem czas, aby jej odpowiedzieć. Dużo, dużo czasu. Moje czarne jak smoła skrzydła, były nieco targane przez wiatr, gdyż źle dobrałem prędkość lotu, do warunków panujących na dworze. Chwilę później staliśmy na zupełnym pustkowiu, w otoczeniu skał i kamieni. Budynek wyglądał jak olbrzymi, lekko zniszczony zamek - bardzo dużych rozmiarów. Margaret wybałuszyła oczy, gdy zrozumiała, że jest na terenie jednej z "Mrocznych" Gildii. Byłem kimś złym, potworem, bestią - nie mogłem przecież należeć do milutkich 'Obozów Prac Magów', prawda? Gestem zaprosiłem ją do środka. Otwarcie przyjęło nas wilgotne, zimne powietrze.
- A więc Tartarus - odparła nieco zamyślona -Najmroczniejsza i najniższa część krainy podziemia, w której przebywają dusze skazanych na wieczne cierpienie? -zapytała, a jej dolna warga zaczęła odrobinę drżeć, jakby martwiła się, że czas mojego posiłku przyszedł wcześniej, niż oczekiwała, jakbym.. Jakbym ją okłamał. Niestety, demony są ściśle związane z paktem, więc przy wymawianiu jego zasad, nie mogą chociażby zahaczyć o nieprawdę. Szliśmy powoli, a przy wieszaku pozwoliłem sobie zdjąć jej kurtkę i powiesić elegancko, żeby się nie pogniotła. Jako "Czarny" Lokaj, miałem w tym niebywałą wprawę. Mimo wszystko, moja Pani musiała być przygotowana na to, jak ją powitają. Mard Geer Tartatus nie jest wielkim fanem "ludzi". Siedział jak zwykle na swoim kolczastym tronie. Wszyscy zaczęli nam się badawczo przyglądać i szeptać po kątach.
- Przyniosłeś nam posiłek? Miło z twojej strony - uśmiechnął się do mnie. Wiedziałem, że to demon, który nie jest tradycjonalistą - tzn. nie praktykuje starodawnych "paktów", jak Parathorn, który był największym demonem wszech czasów - Mard prosił, abym się zmienił, abym pożerał duszę jedna po drugiej, nie prosząc o przyzwolenie, ale tak nie można. Nie jestem święty i nigdy nie będę, aczkolwiek demonicznych praw nie złamię, choćbym miał i umrzeć. Uśmiechnąłem się do niego mimochodem, zdjąłem rękawiczkę i ukazałem świecący na fioletowo, pentagram.
- A więc tak to jest - zwrócił się do Margaret - Wykorzystujesz swój urok, aby uchwycić jednego z najpotężniejszych demonów? Robactwo! Co tutaj robi robactwo? - zaczął krzyczeć. Tak jak wspominałem, nie lubi on istot ludzkich, a nawet humanoidalnych.
- Mard, od dzisiaj nie możesz nazwać tak mej Pani - na dźwięk ostatnich słów, dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie, jakby się tego po prostu nie spodziewała - Będę jej bronił nawet przed Tobą, o ile Magaret sobie tego zażyczy - odparłem grzecznie, a demon spojrzał na mnie wprost wyzywającym wzrokiem, aczkolwiek tylko ostatecznie przytaknął. Powiedziałem mojej Pani, że pójdę zrobić jej herbaty na czas oczekiwania, aż Radzie znudzą się poszukiwania. Wyciągnąłem z kieszeni marynarki czarną różę i rzuciłem w jej kierunku. Gdy ją spostrzegła, ja już zniknąłem.
~~*~~
Mard Geer siedział na swoim tronie i ciągle przyglądał się nowo przybyłemu robactwu. Nie potrafił zrozumieć, jak ktoś tak potężny, jak Michaelis, może podporządkować się istocie, której duszę ma na wyciągnięcie ręki. Na chwilę wstał i podszedł do długowłosej, aby pokręcić się wokół niej niczym bestia, czyhająca na upadek swej ofiary, na jej bezbronność, która nastąpiła, gdy Michaelis odszedł. Wiedział jednak, że nie mógłby zrobić czegoś takiego własnemu kompanowi, ponieważ to dla tradycjonalisty, takiego jak Michaelis, znaczyłoby wywołanie wojny. Ziemia sama bała się myśleć o tym, że ktoś taki, jak oni, mogliby rozpętać ze sobą wojnę. Świat byłby zrujnowany.- Zmarnujesz mu tylko życie - westchnął - Nie wiesz, kim on jest, prawda? To demon, którego moc nawet Ci się nie przyśni, w życiu nawet o nią nie zahaczysz, a teraz należy do Ciebie. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego wybrał tak nędzną duszę, może dlatego, że jesteś tak podobna do Cornelii - odparł, ale dostał w brzuch od Sebastiana, który nagle pojawił się przy nim, niczym Czarna Zjawa. Jego moc była doprawdy imponująca, nawet sam Tartarus nie mógł go wyczuć.
- Nigdy nie wymawiaj więcej tego imienia - rzekł Sebastian i odwrócił się do swej Pani - Zaparzyłem Earl Grey, mam nadzieję, że zasmakuje - uśmiechnął się, ale za jego uśmiechem kryła się ponura historia demona, który mimo wszystko posiadał uczucia.
Margaret?
Ilość słów: 767
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz