Uważnie słuchałam wszystkiego, o czym mi mówił. Jednocześnie zastanawiałam się, czy naprawdę tego chcę. Z każdą sekundą miałam coraz mniej czasu. Czy mój brat i rodzina byliby dumni, gdybym zrobiła coś takiego? Co za pytanie. Oczywiście, że nie. Każdy o zdrowych zmysłach, nawet się nie zastanawiając, odmówiłby. Ja jednak widziałam w tej umowie całkiem spory wachlarz korzyści. Jedynie myśl o tym, że moja dusza po śmierci zostanie skonsumowana przez owego demonicznego mościa, nie była zbyt zachęcająca.
- Pakt zostaje zapieczętowany krwią, rozcinasz miejsce na dłoni razem ze mną i ściskamy je sobie w "przyjacielskim" geście. Musisz się przed tym dobrze zastanowić, gdyż to, co raz stracisz, już do Ciebie nie powróci. - powiedział, ani na sekundę nie przestając się uśmiechać. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zaczyna go już boleć twarz. - Przed uściśnięciem ze mną dłoni zastanów się, gdzie znak faustowski ma się znajdować; ramieniu, szyi, brzuchu; dosłownie tam, gdzie sobie zażyczysz - on się pojawi. Chciałbym jedynie podkreślić, że nie masz zbyt dużo czasu. Właściciel karczmy już wezwał Radę Magiczną za to, że wyrzuciłaś jednego z jego klientów w kosmos. - rozciął swoją dłoń i podał mi nożyk, co trochę mnie zaskoczyło. - Wolisz stracić duszę, czy swoje marne życie przeżyć w więzieniu? - jedna z jego brwi powędrowała do góry.
Patrzyłam przez chwilę na nożyk, a potem na niego. Wydawał się być bardzo pewny siebie. Słychać już było odgłosy armii Rady Magii. Westchnęłam cicho.
- Masz ci los. Niech ci będzie- powiedziałam biorąc od niego nożyk i rozcinając swoją dłoń.
Musiał być chyba zaskoczony, że tak szybko podjęłam tak ważną decyzję. To było jak powiedzenie sakramentalnego "tak" przed kościelnym ołtarzem, a nasz los miał być ze sobą związany już do końca, dopóki śmierć nas nie rozdzieli. Zabawne, jak wiele podobieństw w tym było. Uścisnęłam z nim dłoń jak starzy przyjaciele, myśląc jednocześnie o miejscu pod prawym żebrem. Można powiedzieć, że w tym samym momencie poczułam coś dziwnego. Chwilę później podgięłam koszulkę aby sprawdzić, czy oby na pewno znak się pojawił. Był!
- Ale czad!- przejechałam palcem po znaku- A teraz, partnerze, lepiej się zmywajmy. Nie mam dzisiaj ochoty na zabawy z armią Rady- uśmiechnęłam się i zaczęłam ciągnąć go za nadgarstek z dala od tej karczmy.
Ucieczka była zabawna. Jednak nagle poczułam, jak unosimy się w powietrzu. Chwila moment. Spojrzałam na Sebastiana i usłyszałam trzepot czarnych jak noc skrzydeł. Sekundę później zorientowałam się też, że trzyma mnie na rękach co sprawiło, że przez chwile poczułam się trochę niepewnie. W końcu nie codziennie jakiś mężczyzna, tym bardziej demon, unosi mnie nad miasteczkiem i zabiera z dala od gospody śmierdzącej brudną bielizną i pomyjami. Widok na pola i łąki w dole był niesamowity.
- A więc, gdzie mnie zabierzesz, partnerze?- zagadnęłam- Poza tym, nic o tobie nie wiem. Opowiedz coś o sobie. Należysz do jakiejś gildii?- można by rzec, że ponownie go zagadałam.
Poza tym, że był demonem, wydawał się być naprawdę interesującą osobą. Sama jego postać i ten nienagannie czysty, bez żadnej skazy garnitur. Garnitur, no właśnie. Dlaczego nosił garnitur? Nie ważne. Przynajmniej elegancko wyglądał. Interesowała mnie jeszcze jedna rzecz. Skoro zjadał dusze, to przecież przede mną też musiał jakieś zjeść. Ciekawe, jak smakują dusze. Czy ich smak za każdym razem jest taki sam, czy też może zależy od tego, jak dana osoba przeżyła swoje życie? Tyle pytań nadal oczekiwało odpowiedzi. Bądź co bądź, miałam przeczucie, że to początek nowej przygody w moim życiu.
Sebastian?
Ilość słów: 566
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz