27 mar 2019

Od Manon c.d: Satoru

Pewnie zastanawiacie się jak przebiegało życie naszej cudownej Asterin, która nie do końca przyzwyczajona była do życia w ludzkim świecie. Ciągle wracała wspomnieniami do Klanu, który jeszcze niedawno miał dla niej sens, znaczenie.. Dalej była tą wielką, krwawą Czarnodziobą, ale teraz może troszkę mniej straszną, co powoli ją przerażało. Przechodziła ulicami, a ludzie zamiast uciekać, raczej uśmiechali się do niej ciepło, co zupełnie nie podobało się wiedźmie. Czasami patrząc tak na Manon i Satoru, pragnęła zaznać czegoś tak...magicznego, ale wiedziała, że jej życie nie było do tego przystosowane; Następczyni od zawsze wydawała się inna, miała swój świat, a ona? Żyła z nazwiskiem rodowym pełną parą! Nigdy nie odmawiała bitew, zawsze planowała rzezie, nie brakowało dni, w których nie musiałaby zdrapywać zeschniętą krew z dłoni, a teraz potulnie zajmowała się Manon razem z czujnym okiem Cassiopei. Często chodziła do rzeźnika, który tłukł dla niej swoje najlepsze bydło (nie, żeby musiała mu przy tym grozić, przecież to milutka wiedźma), w każdym bądź razie mężczyzna z obawy o własne życie zwykle zabijał mięso wtedy, gdy Asterin do niego przychodziła, aby było jak najbardziej krwawe i świeże, przecież małe dziecko, które gościło w brzuchu jej kuzynki musiało mieć wystarczająco wartości odżywczych, nie było do końca człowiekiem. Czarnodzioba nie gościła zbyt długo w domu Yoshidów, czuła się nieswojo, nie wyobrażała sobie, że mogłaby siedzieć z nimi przy stole, spać na łóżku z materacem czy brać prysznice pod tymi dziwnymi urządzeniami, do których widocznie przywykła już jej białowłosa kuzynka; Asterin czuła się dziwnie, wiedziała, że Manon zdradza nazwisko, robiąc te wszystkie ludzkie rzeczy, ale za wszelką cenę chciała ją chronić, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Aby być jak najlepszą, przyszłą, prawie ciotką; chodziła po sklepach, po rynku a nawet do pubów, w których starała się poznać ludzi, poznać ich zwyczaje i może troszeczkę lepiej zrozumieć, przychodziło jej to z trudem, ale już nie miała tego dzikiego musu, aby rzucać się wszystkim do gardeł. Raz nawet pozwoliła sobie pójść do fryzjera, ponieważ Manon stwierdziła, że jej włosy, które powoli dotykały kolan, mogłyby stać się nieco problematyczne, a zwłaszcza, że malutki Henry, gdy już się urodzi, zapewne będzie lubił dotykać wszystkiego. Pomińmy fakt, że nożyczki fryzjerki raz prawie wbiły się w jej czoło, a jej fotel został doszczętnie zniszczony przez wbijane w niego pazury Czarnodziobej; chciała dobrze, prawda? Ostatecznie skończyła z włosami do pasa, mniej więcej takiej samej długości, jakie miała teraz białowłosa. Czasami marudziła, że był to błąd, bo włosy wiedźm są dla nich święte, ale skoro miała ten przywilej opiekowania się później pierwszym, żywym, męskim potomkiem Manon, mogła na to przystać. Starała się unikać Yoshidów, jak ogień wody, zwykle syczała, gdy tylko jeden z nich podchodzili za blisko.. jej przestrzeni osobistej, którą dla nich można było odmierzać już na kilometry. Pewnego dnia, gdy słońce powoli zachodziło na horyzoncie siedziała na dachu domu Yoshidów i jak każdego wieczora wypatrywała względnych zagrożeń, których teraz dla ciężarnej białowłosej nie brakowało, aż nagle przysiadła się do niej Cassiopeia, z wyrazem twarzy nieco dziwnym, jakby zaniepokojonym, cała trzęsła się ze strachu.
- Coś się stało Manon? - Asterin od razu wstała; czuła, że zawiodła, może przysnęła na warcie i wtedy ktoś zdołał się prześlizgnąć? Albo były to te wstrętne cieniste zjawy, które ciężko wypatrzeć pod wieczór. Jej tętno znacząco wzrosło podczas milczenia starszej z wiedźm, która przecież posiadała dar jasnowidzenia, do jej talentu potrzebna była mowa wyszkolona do perfekcji, aby raniąc słowami, nie zadawać bólu.
- Manon dokonała wyboru, Asterin. Opuszcza nas i to już całkiem niedługo.. Henry jest gotowy do przyjścia na świat, pozostały nam dni, godziny, może minuty z.. - powoli łamał jej się głos, jakby dalej nie mogła uwierzyć w to, co się stało - Związała pakt z Salomonem, że.. - jej twarz spoczęła na dłoniach, próbowała ukryć płynące łzy - ona umrze podczas porodu i nic nie możemy z tym zrobić - dokończyła, nigdy wcześniej też nie widziała tak bladej, czarnej jędzy, jej skóra praktycznie przypominała teraz skórę Manon; pozbawioną czerwieni i chęci do walki, obie opadły na ziemię, wiedziały, że z demonicznymi mocami nie można walczyć, z nimi się nie paktuje, a jeżeli już, to nie wchodzi w drogę. Siedziały przez chwile obie w ciszy, spoglądając na błyszczące niebo, które swoim wyglądem jak na ironię usposabiało się ze spokojem; spokojem, którego im właśnie brakowało.
- Przysięgam Ci Manon, że Henry mimo wszystko przeżyje - szepnęła cicho Asterin; cicha obietnica wiedźmy, która ma za zadanie chronić członka rodziny.
~~*~~
Salomon zniknął z pokoju tak szybko, jak się pojawił; runy i wszelkie znaki na to, co przed chwilą tutaj się zdarzyło również rozmyły się w niepamięć. Cassiopeia wyszła, pierwszy raz targana takimi emocjami, przed którymi właśnie Manon ją postawiła, nie dała rady spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że tym paktem wszystkich straci, a raczej to wszyscy stracą ją na dobre; mieli być partnerami z Satoru, tworzyć związek, tymczasem to ona właśnie podjęła decyzję sama, którą chłopak na pewno nie zrozumie; ba, nawet nie pozwoliłby jej ją zrealizować! Chociaż teraz nie ma już wyjścia, jej zegar tyka coraz szybciej, Henry powoli daje coraz większe znaki, że pora wydostać się do świata; Manon przez chwilkę miała ochotę zapłakać; nie zobaczy, jak dorasta jej syn, jak pierwszy raz wymawia niewyraźnie nowe słowa.. Jak staje na nogi i jak przeżywa przełomowy moment, gdy ludzkie paznokcie zamieniają się w te żelazne, wiedźmie i śmiercionośne pazury. Cieszyła się, że będzie miał Cassiopeię, Asterin, a przede wszystkim Satoru, Henryiego i Arsene, bo oni wydawali się być dla niego rodziną idealną; będą go wspierać... Ah, Manon tak bardzo chciałaby w tym wszystkim uczestniczyć, chociaż wiedziała, że już nie ma szans; jej dusza została sprzedana. Chwilę później, a właściwie zaraz po wyjściu Czarnodziobej, do pokoju wbiegł przerażony Satoru, jakby sądził, że stała się tutaj właśnie krwawa masakra, dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Cassiopeia i te jej okropne wizje - mruknęła, próbując jakoś wytłumaczyć to, dlaczego starsza wiedźma wyszła stąd taka załamana - musi powiedzieć kolejnej wiedźmie, że jej czas niedługo się kończy, coraz ciężej to znosi - westchnęła i opierając się na dwóch rękach spróbowała powoli wstać, aby przytulić się do Satoru, mocno, z całej siły, uhh będzie jej tego brakowało. W tym samym czasie w salonie usłyszeli głośny huk, jakby otwierały się bramy piekielne i to dosłownie; Satoru wziął Manon za rękę i ostrożnie wyjrzał przez uchylone drzwi, jakby próbował sprawdzić, czy grozi im teraz niebezpieczeństwo.
- Cześć braciszku - usłyszeli ten sam, wredny głos Arsene, Satoru znacznie spiął mięsnie, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie się dzieje, oboje zeszli na dół.. Jego brat.. Dalej wyglądał tak samo dostojnie, jak typowy Łowca, choć Manon widziała co próbował ukryć; troszkę złamali jego nieustępliwą duszę w piekle.

Satoru?^^ Tez im współczuję..

ilość słów: 1092

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz