Drgnąłem nieznacznie, gdy wielki, opasły szczur przedreptał żywo tuż obok mojego buta, popiskując cicho, trwożnie, ledwie słyszalnie tuptając szybkimi łapkami. Leżący na szynkwasie gruby kot uchylił jedną powiekę, poruszył gęstymi wąsami, ziewną leniwie, ponownie zamknął oczy, zwinął się w nieco ciaśniejszą kulkę, by odegnać snujący się po izbie chłód, czepliwy jak żebrak, dający się we znaki jak nieproszony gość.
- Głupi kocur - mruknął właściciel, z dezaprobatą spoglądając na śpiące na kontuarze zwierzę. Westchnął rozdzierająco, lekko zatarł spracowane ręce, usiadł ciężko na swoim miejscu za blatem. Był stosunkowo młodym mężczyzną, ale obszerne, krzaczaste brwi i mars na twarzy dodawały mu lat, podobnie jak wyświechtane odzienie i tląca się w zębach fajka.
- Utuczyłeś go tak, że to prawdziwy cud, że jeszcze się rusza, Arno - z rozbawieniem pogładziłem kota po grzbiecie. Po izbie rozeszło się głośne mruczenie, a pazury, raz po raz wyciągane i chowane, czepiały się pokrytego niewielkimi drzazgami blatu. - Nie oczekuj, że z taką tuszą upoluje kanarka bez skrzydeł.
Właściciel naburmuszył się, stęknął coś niezrozumiale pod nosem, machnął niecierpliwie ręką. Fajka niemalże wypadł mu z ust, gdy rozdziawił je, słysząc wicher uderzający o okna, walący głucho w ściany, kołyszący drzewami na zewnątrz z taką siłą, że kora skrzypiała złowróżbnie, a gałęzie, wyszarpywane i gruchotane o siebie, trzaskały głośniej niż ogień w małym piecyku, ustawionym w kącie. Ciepła dawał tak niewiele, że gdyby w nim nie palić, nikt z obecnych nie poczułby różnicy.
Nie planowałem zatrzymywać się tej nocy w oberży. Zmusiły mnie do tego okoliczności, a mianowicie - srożąca się nawałnica i gwałtowny deszcz. Teraz co prawda przestało lać, a przynajmniej nie padało na tyle obficie, by słychać było krople wody trzaskające o gonty. Mimo to na dworze wciąż panowała niezła zawierucha, pierwsza taka od bardzo dawna. Arno starał się nie dać tego po sobie poznać, ale widziałem, że aż dygotał ze strachu, by jego nędzna chudoba nie została przypadkiem zdmuchnięta z powierzchni ziemi. Szczerze mówiąc, rozumiałem jego niepokój. Ściany, choć solidne, zdawały się z trudem opierać się wiatrowi, uderzającego w nie z, można by pomyśleć, mocą rozpędzonego taranu. Bardziej martwił mnie jednak dach. Był stary, lichy, do tego w dwóch miejscach nieszczelny, co sygnalizowały ustawione pod dziurami misy na wodę. Za każdym razem, gdy Arno unosił oczy ku sufitowi, wyglądał, jakby bał się, że wiatr zaraz zedrze mu go znad głowy.
- Opowiedziałbyś, co ciekawego słychać w świecie. Do nas, na prowincję, wieści zawsze docierają późno... poza tym markotno tak siedzieć w ciszy.
- Szczerze powiedziawszy, sam nic nie wiem - wyznałem, uśmiechając się przepraszająco. - Dawno nie byłem w żadnym dużym mieście, nie mam wieści od znajomych, w gildii również nie widziano mnie dawno. Od miesiąca jedynie tłukę się po bezdrożach, wypełniam misje, gdyż terminy gonią, a sakiewka wymaga uzupełnienia. Nie mam ostatnio czasu na plotki, miałem więc nadzieję, że od was dowiem się czegoś ciekawego.
Arno podrapał się po brodzie, która zachrzęściła nieprzyjemnie. Zmarszczył brwi, co oznaczało, że zastanawia się nad czymś intensywnie. Rudozłoty płomień świecy oświetlał jego twarz zimną, bladą łuną.
- Słyszałem co nieco tylko o incydencie we Fiore, ostatnio to dość głośny temat, przejezdni czasem o nim rozprawiają, wiem też co nieco. Podobno kilka dni temu podobno doszło do utarczki między kimś z Szablozębnych a magiem z Raven Tail, miało to miejsce w jednej z wiosek nieopodal stolicy. Podobno któryś z nich został ciężko ranny, sprawa jest głośna, bo do pojedynku doszło przy świadkach, poza tym są całkiem spore zniszczenia... coś obiło mi się też o uszy, że sprawą tą interesuje się sama Rada.
Uśmiechnąłem się tajemniczo.
- O tym akurat wiem. Byłem wtedy we Fiore. Powiem nawet więcej, nie tylko we Fiore, ale również we wiosce, o której mówisz.
- I co? Rzeczywiście doszło tam do jakiejś bójki? Plotki są prawdziwe choć w niewielkim stopniu? - zapytał bez większego zainteresowania, zaniepokojonym wzrokiem błądząc po dawno nieodnawianych ścianach przybytku. Woda rytmicznie zaczęła spadać urywanym wodospadem do dwóch naczyń jednocześnie, deszcz wściekle zabębnił o gonty, grom huknął, a jaskrawe światło na chwilę oślepiająco rozświetliło całe pomieszczenie.
- W zasadzie tak. Tyle że zniszczenia nie są aż tak poważnie - ucierpiał bruk, ale żadna to szkoda, bo i tak nie był w najlepszym stanie. Poza tym ten mag z Szablozębnych nie został ciężko ranny, jedynie... lekko poturbowany, kilka dni i stanie na nogi. Zresztą nie rozumiem, skąd cały ten szum, bo i ów mag, to nie była żadna figura, jedynie jakiś nikomu nieznany rekrut, podlotek, oszołomiony tym, że w ogóle dostał się do jakiejś gildii. Tacy uwielbiają prowokować, wydaje im się, że już ją sławnymi na cały Eatrhland nieśmiertelnymi arcymagami, co zwykle naiwnie starają się udowodnić każdej napotkanej osobie, zwykle ku własnej zgubie.
Arno oderwał wzrok od ścian, przyjrzał mi się uważnie. Milczał chwilę, bacznie włócząc po mnie swoimi dociekliwymi, żółtymi oczyma.
- Widziałaś tę bitkę na własne oczy, skoroś taki pewny? - zapytał powoli.
- Widziałem.
- A może brałeś też w niej udział?
- Ależ nie - zaoponowałem słodko. - Skąd ten pomysł?
- Angelo.
- Hm?
- Coś ty zrobił temu młokosowi?
Uśmiechnąłem się nader niewinnie.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Arno wypluł fajkę, zazgrzytał zębami, nachylił się przez kontuar, ku niezadowoleniu kota, nagle gniecionego jego szerokim torsem.
- A n g e l o.
- Nic mu nie zrobiłem - zapewniłem aksamitnie, łyskając na niego intensywnie zielonymi oczami. Nieco zaskoczył mnie swoją przenikliwością. Nie sądziłem, że tak szybko powiąże informacje i domyśli się, że maczałem w tym palce. Mimo to nie dałem nic po sobie poznać. - Wierz mi na słowo, nic mu nie będzie. Dostał małą lekcję, to wszystko, kiedyś jeszcze mi podziękuje. Koniec końców, nie stało się nic wielkiego.
Arno zaniemówił na chwilę. Lekko drżały mu ręce, a oczy łypały groźnie - cała ta wichura sprawiła, że przypomniał krzyczący kłębek nerwów.
- Jak to nic - syknął, po czym zaczął wyliczać na palcach: - Złamałeś prawo, stworzyłeś bezpośrednie zagrożenie dla obywateli, wyrządziłeś krzywdę magowi innej gildii, zniszczyłeś mienie należące do wsi... Jeśli Rada rzeczywiście o tym wie, nie puści tego płazem. Dreyar może mieć przez ciebie poważne kłopoty. Poza tym - szepnął z mocą, powoli, dobitnie - zadzieranie z Sabertooth to szczyt głupoty, ta gildia to nie w kij dmuchał... ktoś może zażądać od ciebie satysfakcji... Wpakowałeś się w niezłą kabałę, kolego.
- Dramat układasz - zbyłem go.
Arno nic nie odpowiedział, podniósł wzrok na postać, która wychynęła z kąta izby, tego, przy którym szyba stukała najgłośniej, a wiatr gwizdał najbardziej przenikliwie. Podążyłem za jego przykładem.
Dziewczyna była stosunkowo młoda, ubrana z grubsza po podróżnemu i jak uznałem po chwili pobieżnej obserwacji, całkiem przyjemna z aparycji. Jako że pocierała z zimna ręce, uznałem, że zapewne zechce zamówić coś ciepłego do picia. Poza tym wyglądała nader nieszkodliwie, toteż uznałem, że nie ma co specjalnie przejmować się jej obecnością przy szynkwasie.
- Zresztą, nawet jeśli, to i cóż? - prawiłem dalej wyjątkowo protekcjonalnym tonem, opuściwszy arogancko powieki. - Sabertooth od dawna nie ma w swych szeregach prawdziwych magów; niewielu znalazłoby się tam godnych przeciwników, bo i każdy szanujący się mag już dawno poszukał sobie lepszej gildii, co zresztą jest najzupełniej logiczne, sądząc po tym, co ten napakowany kretyn, Jiemma, ostatnio wyczynia... Mania wielkości uderzyła mu do głowy, zupełnie postradał rozum. Wcale sobie ze sobą nie radzi, nie potrafi pogodzić się z tym, że Sabertooth zostało zdeklasowane w rankingu i ciągle wmawia sobie i całemu światu, że wciąż są niepokonanym i absolutnym hegemonem wśród gildii. Doprawdy, żadna osoba już dawno nie budziła we mnie tyle litości, żaden mag nie stał się ostatnio tak żałosny, cudaczny i paradny - uśmiechnąłem się urągliwie, mrużąc ironicznie oczy. Pozwoliłem, by maska sympatycznego wesołka spędzała z mojej twarzy. Ale tylko na jedną chwilę.
Atalisia? ;D
broń honoru Szablozębnych!XD
Ilość słów: 1314
broń honoru Szablozębnych!XD
Ilość słów: 1314
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz