17 lut 2019

Od Satoru c.d: Manon

Zacznę od tego momentu, kiedy to Satoru z ulgą przebierał się w coś wygodniejszego do spania. Skończyło się na tym, że stał przy umywalce i myślał o tym, jak to los płata i jemu, i Manon figle. Jak chciał odebrać mu kogoś tak ważnego, którego dopiero co odzyskał. Nie powiem, to frustrowało chłopaka, i to jeszcze jak. Zazgrzytał zębami ze złości i poprzysiągł, że i tak ich ścieżki nie rozejdą się - to nie mogło się tak skończyć. Przez cały ten czas wracał do tego, jak Manon trzymała go za rękę przez całą drogę do domu i kiedy mówiła o jakże dziwacznej i nieludzkiej tradycji rozmnażania czarownic (fakt, że mężczyzna, który zaprowadził Manon do jego kamienicy miał ku temu służyć, Satoru przebolał). Chciał, aby trzymała jego rękę przez jeszcze długi, długi czas i jej nie puszczała. Nie przeszkadzała mu w tym ani dziwaczny zwyczaj Czarnodziobych, ani nic innego, na prawdę. Miał gdzieś wszystkie przeszkody, wszystkich, którzy kategorycznie temu zaprzeczali i zakazywali. Po prostu pytał się sam siebie, losu, czy też nawet ludzkiego Boga, czy choć raz mogliby wysłuchać jego próśb i pozwolili mu się cieszyć tym, czego chciał - a chciał Manon, chciał spędzić z nią możliwie jak najwięcej czasu. Pytał się sam siebie, dlaczego było jego tak mało. Dopiero co udało mu się ją odzyskać, jak oszalały rzucił się ku niej na chodniku i powiedział, że ją kocha, a ona już musiała odchodzić. To tak potwornie bolało młodego Yoshidę, ale zacisnął swoje zęby, wziął kilka głębokich oddechów i wyszedł z małego pomieszczenia. Jeśli mieli czas do rana to chciał go spędzić właśnie z białowłosą. Zamknął cichutko drzwi od łazienki i już szykował się noc spędzoną w kuchni, przy stole, na rozmowach, kiedy czarownica wyrosła przed nim na schodach i zaapelowała, że chce spać z nim tej nocy.
Satoru otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nie potrafił wydobyć w ogóle żadnego odgłosu. W końcu tego również chciał - po prostu móc się położyć obok Manon, poczuć jej ciepło, przytulić i zasnąć, otulony zapachem białowłosej. Można powiedzieć, że marzył o tym, aby mógł patrzeć, jak dziewczyna zamyka przy nim oczy i zasypia, co świadczyłoby o tym, że czuje się bezpiecznie przy nim, Czarnodzioba przy Yoshidzie. Miał bolesne wrażenie, że serce zaraz rozłupie mu żebra, o które tak szaleńczo biło, kiedy wychrypiał:
- Tak.
Patrzył wtedy na Manon, kobietę, na której mu zależało, jak Diabeł. Już nie miała na sobie tej samej, czarnej sukienki, która posłużyć miała jako sidła na jakiegoś mężczyznę w barze - była ubrana w jedną z koszul Satoru, na tyle długich, że przykrywała więcej niż sama jej wieczorowa kreacja. Zapragnął widzieć Manon w jego koszula codziennie - wieczorem, kiedy by szli zasnąć razem, i rano, kiedy budziliby się również we dwójkę. Powstrzymywał się wręcz własną siłą woli, by nie schylić się do kobiety i nie zagłębić nosa w fałdach jego koszuli, by zobaczyć, czy materiał pachnie chociaż trochę nią.
Chwycił Manon za rękę, może trochę niezgrabnym ruchem, ale kiedy czarownica splotła swoje palce z jego palcami, poczuł, że ich dłonie na prawdę do siebie pasują. Więc dlaczego los aż tak ich ścieżki rozwidlał, zastanawiał się z żalem.
- Panie Satoru, pański gość miał przecież spać w pokoju gościnnym - zza ich pleców dosłyszał głos Kate - gosposi jego wuja.
Chłopak już szykował się na długi i jakże mądry monolog, zahaczający o poglądy światowe, wycinanie lasów i drugą wojnę magiczną, ale uprzedziła go Manon, która z taką zaciętością w głosie powiedziała:
- Sama nie zasnę.
I to chyba wystarczyło gosposi, bo odwróciła się zaskoczona w swoim fartuszku i pokuśtykała na schodkach. Chłopak nie dostrzegł wyrazu jej twarzy, ale mógł się założyć o swoją pensję, że ściągnęła mocno brwi do dołu, a jej policzki trochę zarumieniły się, jakby stała troszkę za długo na mrozie. Satoru ukradkiem spojrzał na Manon, wyraźnie zadowoloną, że dopięła swego i wpuścił ją do swojej sypialni. Wuj specjalnie wyszykował jedną dla niego - chłopak już wcześniej bywał u niego i jej wystrój bardziej odpowiadał wiekowo dla... może trzynastolatka niż dla młodego mężczyzny. Na półkach roiło się od samolotów z drewna i metalu, od dinozaurów z rozdziawionymi paszczami i gwiazdami z papieru na suficie. Jedno jednak przez te wszystkie lata pozostawało niezmienne - łóżko - długie, szerokie i z puchową pościelą, na której bez problemu zmieszczą się dwie osoby. Położyli się oboje, obok siebie i Satoru jeszcze bardziej czuł jej ciepło obok siebie. Przysunęli się do siebie w tym samym momencie, oboje chcieli po prostu cieszyć się swoją obecnością, swoim ciepłem. Chłopak przytulał Manon, patrząc w sufit i ciepło białowłosej przyjemnie rozgrzewało jego klatkę piersiową. Czuł się... jak w domu, na prawdę. Błogi spokój rozlewał się w jego sercu, oddech zwolnił i co chwila przyśpieszał, przypominając chłopakowi, jak blisko jest obiektu jego... westchnień, więc na zmianę atakowało go gorąco od tych wszystkich emocji i spokojny oddech.
Manon również patrzyła się w sufit, na papierowe gwiazdki i wyraźnie nad czymś się zastanawiała. Satoru chciał wiedzieć, o czym myślała. Przejmowała się czymś? Chłopak domyślił się, że to było dla niej wszystko nowe, dziwne, ale całkowicie mu to nie przeszkadzało. Wizja tego, że to on mógł jej wszystko pokazać, mógł ze wszystkim ją zapoznać napawała go jeszcze większym ciepłem i radością. Mag chciał jeszcze tyle jej powiedzieć... nie wiedział, od czego zacząć, aby jej nie zanudzić, aby jej nie zniechęcić... kiedy to właśnie Manon się odezwała. Wypowiedziała jego imię, na co chłopak od razu się odwrócił w jej stronę i spojrzał jej w oczy. Chciał się zapytać, czy coś się stało, czy czegoś potrzebuje, kiedy białowłosa przybliżyła się do niego i przycisnęła swoje wargi do jego. Pocałowała go. Satoru zadrżał, próbując poskładać swoje myśli i dowiedzieć się, co właśnie się dzieje, ale postanowił sobie, że nie będzie na to marnował sił i czasu. Po prostu zrobił coś, co chciał - również ją pocałował, trochę mocniej, ale z czułością. Manon miała miękkie wargi, których faktury i smaku Satoru nigdy w życiu by nie zapomniał. Przyciągnął czarownicę do siebie, nie odrywając swoich ust od jej. Chciał skorzystać z tej chwili, przekazując jej wszystko, co czuł - lekkimi pocałunkami, mówił, jak cieszy się, że wróciła; tymi pieszczotliwymi, jak ją uwielbia; tymi dłuższymi, jak chce, by przy nim została, a tymi wolniejszymi, kiedy nieświadomie się uśmiechał, że po prostu cieszy się chwilą. Czuł, że nie potrzebuje słów, po prostu cieszył się, że mógł całować kogoś, kto okaże się być dla niego niebywale ważny. Mógłby to robić przez całe swoje życie... to wiedział... i przekazywał jej to, składając pocałunki pełne uczucia na jej ustach. Chciał, żeby została, mimo iż wiedział, jak mało to możliwe.

Manon? Twój odpis był przynajmniej o czymś sensownym, a nie to co ja - "a se walnę nudne refleksje na pół opowiadania" kocham <333

ilość słów: 1097

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz