16 lut 2019

Od Manon c.d: Satoru

Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, drżała od emocji; nie rozróżniała już co jest prawdą, a co sobie właśnie wymarzyła. To wszystko działo się tak szybko, pod wpływem nieznanego impulsu rzuciła wszystko "w pizdu", cała jej wiedźmia natura, obowiązek i honor wobec Klanu; szlag trafił i to w jeden moment. Nie mogła się już wycofać, nie wiedziała też; czy dobrze zrobiła.. Ah co za głupota! Oczywiście, że jak zwykle nie myśli, co robi! Nie sądziła też, że Satoru się do niej odwróci, wypowiedziała te słowa tak lekko, w niemym krzyku, jakby obawiała się, że słowa Kocham Cię zadziałają na nią niczym woda święcona na demony, przez chwilę musiała sprawdzić, czy się nie roztapia; jak to mówią "przezorny zawsze ubezpieczony". Chłopak podbiegł do niej szybciej, niż zdążyła przemyśleć to, co właśnie zrobiła; typowa Manon; najpierw mówi, później analizuje.
- Boże, Manon, ja ciebie też - wychrypiał przez zaciśnięte gardło i zaczął się śmiać, to była chyba jedyne słuszna reakcja, jaką mogli w tym momencie okazać. Białowłosa nie spodziewała się, że chłopak ją kocha; miłość była bowiem poważnym słowem i dziewczyna to wiedziała. Robił dla niej wiele, ale nadal nie wierzyła, że można kochać wiedźmę; stworzenie z legend, zimną, stanowczą i okrutną bestię, która potrafi przemienić się w naprawdę krwiożerczego potwora. Miała mu tak wiele do powiedzenia, tyle do wytłumaczenia, aby nie brał ją za zwykłą ladacznicę szatańskiego nasienia, która kusi bezbronnych mężczyzn niczym namiętne sukuby. Przez chwilę jeszcze tak siedzieli, w ciszy, ciesząc się swoim własnym towarzystwem, ale zaraz ten czar miał prysnąć, bowiem co zrobi Manon z samego rana? Będzie musiała wrócić, inaczej będą ją szukać i nie spoczną, dopóki tego nie zrobią; bez następczyni nie wrócą na drugi koniec oceanu.
- Mamy czas do jutra - wyszeptała, opierając głowę na ramieniu Yoshidy - z samego rana będę musiała wrócić, nie wiem na jak długo, nie wiem co zrobimy, nie wiem, ja po prostu już nic nie wiem - pomrukiwała te beznadziejne słowa jeszcze przez jakiś czas, w końcu oboje uznali, że pójdą do domu Satoru, a raczej jego wuja, w końcu musieli sobie jeszcze wiele powiedzieć i wiele wytłumaczyć, a co gorsza; obmyślić plan co dalej. Szli w ciszy, ale trzymali się za rękę; dziewczyna uważała, żeby swoimi metalowymi pazurami, które miała od urodzenia jako "pełnokrwista wiedźma" nie zrobić krzywdy swojemu... ludzkiemu chłopakowi? Właściwie kim po tym wszystkim byli dla siebie? Białowłosa westchnęła cicho i skupiła się na tym, aby równomiernie oddychać, co było nad wyraz ciężkie, ponieważ sama obecność Satoru powodowała, że dziewczyna miała ochotę się na niego rzucić, jeszcze ten przeklęty krwawy księżyc, którym powinna przejmować się dopiero jutro. Mijali wiele par, dziewczyna nie do końca wiedziała jak to jest być w związku, być dla kogoś ważnym i być "tylko dla tego kogoś" już do końca swoich dni. Bardzo chciała być kimś takim dla Satoru, ale nie miała pojęcia; jak ma się zachowywać, była tylko dziką bestią. Starała się przyglądać innym, mijanym parom; niektórzy się przytulali; to akurat Manon potrafiła, lecz reszta dziwnie przybliżała swoje twarze do siebie; co oni tak właściwie robili? Uczono ją jak ma się posługiwać męską płcią, ale było to tylko na pokaz i na jeden cel. Nikt nigdy nie opowiadał o...
- Nigdy się nie całowałaś Manon? - chłopak niespodziewanie odezwał się, poruszając tym taki temat, że nasza białowłosa zrobiła się trochę czerwona. Satoru po chwili również przeobraził się w buraka, próbując karcić się w głowie za to, że nie potrafi trzymać języka za zębami. Jak długo nasza wiedźma przyglądała się innym, że aż młody brunet połapał się, iż białowłosa nie ma pojęcia o tym, co robią? Prawdopodobnie już jakiś czas.
~~*~~
W końcu dotarli do domu Henry'iego Tygellius'a, wuj otworzył im drzwi, ujrzał białowłosą i wypuścił papierosa z ręki w taki sposób, że przez chwilę jego rozżarzona końcówka przypalała okoliczną, niesamowicie zieloną trawę. Nie wierzył, ewidentnie nie wierzył, że jeszcze tego samego dnia odwiedzi go "bardzo lubiana" wiedźma z Klanu Czarnodziobych, za którą tak tęsknił jego bratanek, był w szoku, przez chwilę nie wiedział, co ma powiedzieć, ale ostatecznie wpuścił dwójkę do swojego mieszkania. Na prośbę naszej białowłosej, usiedli wszyscy razem przy stole w dużym salonie, Manon bardzo chciała im trochę opowiedzieć o wiedźmich zwyczajach i o tym, jak została wychowana; przez cały ten czas nie przestała trzymać Satoru za rękę, co nie obeszło się wzrokowi samego Henry'ego; jej wiedźmie ja zaczęło przez chwilę pomrukiwać, że właśnie sprzedaje tajne informacje o Klanie samym Yoshidom, ale serce zagłuszało jego beznamiętny krzyk. Opowiadała o tym, jak się urodziła i jak została potraktowana jej matka, później co nieco o własnej babce, która jest, była i będzie wzorem prawdziwej Czarnodziobej; krwiożerczej żony Szatana. Nie ominęła nawet faktu, że wszyscy synowie wiedźm zostają natychmiast zaszlachtowani, albo kończą jako posiłek dla wywern; mężczyźni słuchali, ale widać było po nich, że byli niesamowicie w szoku; nie wierzyli, że tak można żyć czy też się zachowywać i mieć to za całkowicie naturalne. W końcu nadszedł czas na finałową scenę, która miała miejsce dzisiaj.
- Krwawy księżyc - powiedziała cicho, jej ręce zaczęły drżeć, ponieważ dziewczyna nie miała pojęcia, jak zareagują na ten odwieczny zwyczaj zwykli ludzie - co roku, albo co dwa lata, każda wiedźma musi zajść w ciążę, aby odrobić straty w Klanie, które zapoczątkowała uprzednia wojna pomiędzy Łowcami, a Czarnodziobymi. W tym roku przyszedł czas także i na mnie, dlatego tutaj jestem - w tej chwili starała się nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z mężczyznami - Jeżeli tego nie zrobię, przestanę być Czarnodziobą i doszczętnie zdradzę swój Klan, co już się aktualnie dzieje. Mimo wszystko i tak będę musiała tam jutro wrócić, nawet, jeżeli byłby to mój wyrok - wysapała, kończąc już swoje wszystkie, denne monologi.
- Nie pozwolę Ci - warknął Satoru, który był już nieco poddenerwowany, właściwie kto by nie był, dopiero co odzyskał osobę, którą tak kochał, a teraz miał ją ponownie stracić. Dziewczyna mocniej złapała chłopaka za rękę, chciała go w ten sposób, nie wiem, pocieszyć? Słaba była w sprawach damsko-męskich.
- Oru - powiedział stanowczym tonem jego wuj, który być może nieco zmienił nastawienie co do Manon i zaczął ją bardziej rozumieć - Jeżeli nie wróci, to i tak ją znajdą, lepiej, żeby nie znalazły was razem - dziewczyna przytaknęła dorosłemu mężczyźnie. Wuj więc zgodził się, aby do jutra została tutaj, ponieważ Satoru wykazywał sprzeciw, żeby wypuścić wiedźmę na szał krwawego księżyca na zewnątrz; ten dzień i tak nie był dla nich łaskawy.
~~*~~
Nie wiem co padło naszej przebojowej wiedźmie do głowy, ale skoro mieli jeden dzień, jeden głupi dzień i nie wiadomo, czy jeszcze jakieś, Manon uparła się, żeby mogła spać obok Satoru; chciała się do niego przytulić, chociaż raz móc przestać udawać zadziorną i niezłomną bestię; przebrała się w byle jaką koszulę, którą dał jej brunet; była na tyle długa, że zasłaniała na pewno więcej, niż jej uprzednia suknia. Przez większość czasu leżeli obok siebie, ciesząc się na nowo ciepłem swoich ciał, które mogły ponownie się zetknąć; metalowe pazury Manon stawały się coraz mniejsze, na co dziewczyna reagowała dziwnymi "wzdrygnięciami", gdy traciły na długości co parę minut; prawdą jest, że wiedźmy mogą ukryć pazury, lecz nigdy w obecności ludzi, którzy powinni wyzwalać w nich najgorsze emocje i chęć bezlitosnego mordu. Dzięki Satoru dziewczyna stawała się bardziej ludzka, co nie należało do ich bezwzględnej natury. Białowłosa przez dłuższą chwilę patrzyła się w sufit, nie mogła przestać myśleć o tych wszystkich ludziach, którzy tak dobrze czuli się w związkach, tak naturalnie wiedzieli co robić, bowiem nasza wiedźma nie miała pojęcia o niczym.
- Satoru - Manon wypowiedziała te słowo celowo, aby zwrócić na siebie jego uwagę, aby tylko chłopak spojrzał jej prosto w oczy, ponieważ zapragnęła czegoś spróbować; czegoś cholernie zakazanego, ale miałaby przecież co wspominać jutro, na drugim końcu oceanu. Zbliżyła się do niebieskookiego, przywołała obraz tamtych par i pocałowała mężczyznę prosto w usta; w tym momencie doznała znów nieznanego uczucia, jej serce podczas tej sytuacji prawie wyleciało z piersi, a naszej Czarnodziobej zrobiło się tak gorąco, jakby była w samym środku pustyni, w centrum promieni nieugiętego słońca.

Czy to jest tak beznadziejne, jak mi się wydaje? Satoru?;-;

ilość słów: 1316

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz