10 maj 2018

Od Atalii cd. Mishuri

<poprzednie opowiadanie>

Cudownie, po prostu świetnie. Nie dość, że nie mogłam w spokoju sobie odpocząć od natłoku obowiązków i zadań narzuconych przez starszego, kochanego braciszka, to jeszcze wkopałam się w większe bagno, niż mi się wydawało na samym początku. Halo, miałam tutaj tylko się przyglądać, pomagać, zarzucić radą, ewentualnie posprzątać, ale nie być mózgiem całej operacji. Dlaczego ta cała Sushi musi być na tyle głupia, by nie potrafić czegoś wymyślić. Rozumiem, zgodziłam się poprowadzić dyskusję z właścicielem tejże wspaniałej posiadłości, ale kurcze, liczyłam, że coś wymyśli i kulturalnie wtrąci się z propozycją rozwiązania problemu znikających owiec. Żałuję, że jednak nie jestem genową samicą alfa. Kobiecina o obfitych kształtach z niebywałą urodą, która inteligencją nie grzeszy. To nie, matka natura wolała, żebym była złośliwą deską do prasowania, która zabiera się za niemalże każde wyzwanie. No tak, ktoś musi przecież świecić przykładem, w końcu jestem taka zdolna i w ogóle cudowna. Spojrzałam z ukosu na włóczącą się za mną Mishę. Dziewczyna wyglądała na... dość zmęczoną i znudzoną. Cała sytuacja była po prostu niedorzeczna. Aktualny problem lokalnej społeczności nie wymaga interwencji dwóch magów, jeden jest wystarczająco dobry, by sobie z tym poradzić w pojedynkę. Nie wiem, może mistrz Jiemma postanowił zacieśniać więzy pomiędzy członkami gildii... Paranoja.
– Co zamierzasz z tymi owcami? – zapytała odrobinę zainteresowana moim planem. Musi posłuchać, bo przecież to jej misja i w razie czego musi wyglądać, jakby to ona wszystko obmyśliła. Jako osoba asystująca powinnam dążyć do tego, by jej pomóc na tyle mocno, by wykonała zadanie w sposób mało męczący i szybki, ale na tyle słabo, by nie zabrać wszystkich laurów dla siebie.
– Strategia najprostsza ze wszystkich możliwych. Fakt, że atakuje losowo, oznacza, że nasza bestia nie jest tak bardzo sprytna, na jaką się wydaje lub jest po prostu zbyt pewna siebie. Jak myślisz, jak zareaguje na oczywistą przynętę? – Rękoma pokazała, bym sobie nie przerywała i kontynuowała. Ona wiernie mnie słucha i z miłą chęcią pomoże! Na jej twarzy było to dokładnie widać. Determinacja, poświęcenie, honor, duma, jakby walczyła za swoją matkę, jakby jej następna walka miała skończyć się pewną śmiercią. Chęć działania wręcz z niej tryskała! – Zobaczy prostą pułapkę, więc już nie będzie tak bardzo ostrożny, odpręży się i będzie próbował nas ośmieszyć. Rozumiesz, straci czujność i tak naprawdę nie zauważy prawdziwego zagrożenia. Będzie łatwo go zgarnąć.
– Jak zamierzasz go złapać? – kolejne pytanie. Oj, naprawdę pragnęła zrobić to samo. Jej ton głosu, jej ruchy, one to wszystko zdradzały!
– Ja? Pomogę ci zastawić pułapkę z owcami, ale nie licz na nic więcej. Złapać go musisz sama, dlatego... ciotka, masz czas do wieczora, żeby zastanowić się, jak zamierzasz go schwytać. No, chyba że będziemy mieć pecha i zaatakuje jutro albo pojutrze, albo jeszcze później.
Uśmiechnęłam się do niej najszczerzej, jak tylko potrafiłam, jak braciszka kocham! Był tak szczery, że nawet nie musiałam starać się ukrywać sztuczności, jaką ociekał. Ze sztuczności, która w rzeczywistości była nieodłącznym elementem mojej osoby, która emanowała z każdej komórki mojego młodego ciałka. Przepraszam, że nie potrafię być prawdziwa i użyteczna, ale cóż... Gdybym była taką, jaką zaplanowali mi rodzice, byłoby najzwyczajniej nudno i prawdopodobnie siedziałabym w jakiejś taniej knajpce, zachęcając klientów do tego, by zdzierali swoje portfele dla zobaczenia bielizny wszystkich kelnerek, które udają lub naprawdę są nieśmiałe, przynosząc słodkie deserki.
– Ne, Misha, masz już kogoś na oku? – Zagadnęłam, nie chcąc pogrążać się w bezsensownej ciszy. – Wiesz, bo ja kocham swojego brata ponad życie i zastanawiam się, czy dobrym rozwiązaniem nie byłoby mu znalezienie kogoś lepszego. Wiesz, pytam, czy kogoś mam, bo może znasz typowe preferencje gości zbliżających się ku trzydziestce.

Coś jest... Mishuri?

Ilość słów: 594

1 komentarz: