27 sty 2018

Od Sebastiana c.d: Margaret


Wodę napełniłem po sam brzeg wanny i dodałem nieco olejku lawendowego, który powodował unoszącą się i cudownie przy tym pachnącą, białą pianę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, chociaż był coraz trudniejszy do utrzymywania. Po chwili sprawdziłem temperaturę cudownej cieczy, by odpowiadała w każdym calu mej drogiej Pani - 40'C, gorąca. Przez jeden krótki moment zastanawiałem się, czy nie napuścić odrobiny zimnej wody, lecz Margaret już szykowała się do odprężającej kąpieli. Demon, który przejmuje się temperaturą wody, dla zwykłego człowieka - ironia losu, czyż nie? Zapewne większość osób to bawi. Długowłosa w końcu weszła do łazienki - na jej twarzy zauważyłem nutkę niepewności, którą starała się ukryć każdą zmarszczką, spowodowaną zbyt szerokim uśmiechem, żeby można było uznać go za prawdziwy, ale w końcu dała mi znak, że mam opuścić to pomieszczenie. To przecież oczywiste, że nie mogłem oglądać nawet małego skrawka jej ciała. Cielesne żądze dla demonów takich jak ja, były czymś wyimaginowanym, wręcz nieistniejącym. Wartością samą w sobie, jest ludzka dusza, która pożywia nas na kilka dobrych lat. Usiadłem wygodnie na bujanym fotelu i zacząłem czytać "Boską Komedię" Dantego, przy której zastanawiałem się, w którym kręgu Piekła ja bym się znajdował. Moim miejscem ewidentnie byłby Krąg 9 i jego czwarty podokręg - siedziba samego Lucyfera - to nie tak, że się chwalę.
Najbardziej gorące miejsce w piekle jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego, zachowują swą neutralność.
Dante Alighieri
Książki potrafią otworzyć umysł na nawet najmniej warte przemyślenia, aspekty życia. Bo czymże jest śmierć, jak nie kolejnym krokiem ku egzystencjalnemu upadkowi? Rodzisz się, dojrzewasz, żyjesz, później ptaki cicho ćwierkają, na wieść o twojej nieuniknionej śmierci, nic nadzwyczajnego. Możemy sobie tylko wyobrazić, co czeka na nas po drugiej stronie, chociaż niektórzy odgórnie skazani są na piekło. Dante, uroczy pisarz - który opisał Piekło, Czyściec i Raj - przypomina o obowiązku pokuty oraz kieruje pragnienia i dążenia ludzkości, na właściwą drogę, aczkolwiek nawet to nie zawsze pomaga. Skończyłem czytać bodajże na dwusetnej stronie, a Margaret jak nie było, tak nie ma. Nie żebym się martwił, gdyż swoją kolację mogę odbyć nawet dzisiaj, ale coś kazało mi pójść i sprawdzić stan mej Pani - jakiś dziwny mus, wołający "a co, jak się utopi?", "zapomniałeś już o czymś, czy może odświeżyć ci troszkę pamięć?". Wolałem ruszyć mój zgrabny tyłek i zapukać do drzwi łazienki.
- Moja Pani?- mruknąłem możliwie jak najciszej - Wszystko w porządku? Proponowałbym, abyś już wyszła. Woda mogła stać się zimna i możesz się przeziębić - bo przecież nic tak nie raduje sługę, jak kichająca mu Pani w twarz, prawda? Choróbsko, zarazki; zaraz będę musiał pośpiesznie łazić do apteki, żeby kupić najpotrzebniejsze rzeczy - witamina C! O tak, muszę sobie to gdzieś zapisać, żebym nie zapomniał po to skoczyć. Różnego rodzaju apapy, ibupromy, sromy, też się przydadzą, aby były na wyciągnięcie ręki. Przynajmniej mam co robić, chociaż wychodzenie do ludzi nie jest moją ulubioną formą rozrywki. Herbata! Jak mogłem zapomnieć o herbacie? Święty napój na różnego rodzaju dolegliwości, a tak się składa, że Earl Grey jest na wyczerpaniu, bo Mard Geerowi zachciało się przejść z kawy na herbatę, złodziej patentowany. Powinni wywiesić ulotkę "Uwaga, pożeracz herbaty w sporych ilościach, nie wpuszczać do szafek, bo wyżre wszystko". Nie usłyszałem odpowiedzi, więc zapukałem raz jeszcze i już miałem wyważyć drzwi, gdy..
- Tak tak, już wychodzę!- byłem pewien, że odpowiedziała mi tylko przez wgląd na to, iż zaraz wparuje jej do łazienki i zobaczę ją nagą jak kura do rosołu. Nie ukrywam, że zrobiłbym to tylko dla własnej satysfakcji i ujrzenia jej zawstydzonej, nieco zdezorientowanej miny.
- Wybacz, że tak się zasiedziałam. Po prostu lubię siedzieć w wodzie - powiedziała nieco skrępowana, gdy po długich godzinach spędzonych w wannie, udało jej się w końcu wyczołgać z na wpół przytomną twarzą. Nie chciała się przyznać, że po prostu, najnormalniej w świecie; zasnęła. Mimo wszystko uśmiechnąłem się kulturalnie, zabrałem jej rzeczy i wyszedłem, aby udać się do pralni. Jak się później okazało, przeklęty Geer zainwestował w nową, funkcjonalną pralkę, o której używaniu nie wiedziałem kompletnie nic. Włożyłem ciuchy Margaret do środka i powciskałem kilka przycisków na raz - mając w tym nadzieję, że pralka nie wybuchnie, a co gorsza; nie zniszczy ubrań mej Pani. Urządzenie zawyło parę razy, wypluło kilka kropelek wody z proszkiem, niczym wiejska lama, ale ostatecznie podjęło walkę z brudem materiału. Westchnąłem, pozbywając się jednego problemu i wróciłem do pokoju, w którym już Margaret nie było. Początkowo nie wiedziałem gdzie mam się udać, żeby odnaleźć ciekawską dziewczynę, ale uchylone drzwi do mojego pokoju dały mi ewidentny trop. Zastałem ją, leżącą na moim łóżku. Najwidoczniej delektowała się właśnie jego miękkością i uroczym wyglądem.
- Na litość boską, Sebastian! Nie strasz mnie tak! - przysięgam, że jej oczy właśnie wyszły z oczodołów w momencie, gdy cicho wszedłem do pomieszczenia. Mimowolnie się zaśmiałem (zaśmiałem, a nie uśmiechnąłem, jakieś zmiany trzeba wprowadzać. Nowy rok, nowy ja), bo ta sytuacja wyglądała niemal komicznie, gdy Margaret musiała przytrzymać się kołdry, aby nie upaść z impetem na zimną posadzkę z kamienia. Upadek byłby bolesny, przyznaję.
- Przepraszam - odparłem, dalej się śmiejąc. Po raz enty dzisiaj, długowłosa zgromiła mnie swoim przyciągającym pioruny wzrokiem - i to dosłownie, bo za oknem właśnie rozbrzmiewały początkowe symfonie burzy. W pewnym momencie poczułem coś w umyśle, jakby.. Jakby ktoś mnie wołał. Coś było nie w porządku.
- Wybacz mi na chwilkę, Pani - odparłem już trochę skołowany - Muszę tylko coś sprawdzić - chwila moment i już zniknąłem za drzwiami. Ruszyłem w stronę wielkich schodów i szybkim krokiem mijałem je nawet co 4,5 "schodków". Na parterze przywitał mnie ironicznym uśmiechem Geer. Uśmiechem, który nie zwiastował nic innego, jak kłopoty. Gestem głowy wskazał mi solidne, mosiężne drzwi wejściowe do Gildii. A jednak, znaleźli nas. Najwidoczniej ktoś musiał przekazać informacje Radzie, że razem z Margaret był tam również niejaki legendarny demon, który praktykował od jakiegoś czasu u Tartarusa. Przytaknąłem mistrzowi głową, gdy kazał mi się pospieszyć. Bez uprzedniego namysłu ruszyłem, aby otworzyć drzwi natrętnym gościom.
- Azriel, Dowódca Sił Specjalnych Rady Magicznej - powiedział nieco wystraszony osobnik, gdy przywitałem go najmilszym, diabelskim uśmiechem, na który było mnie w tym momencie stać. Byłem od niego o co najmniej 3 głowy wyższy, więc jego pewność siebie spadła trzykrotnie. - przyszliśmy przeszukać ten budynek, żeby odnaleźć zbiegów. Czy Pani Margaret Veena i nijaki Sebastian Michaelis, ukrywają się u p-państwa? - na końcu już zaczął się jąkać, chociaż był otoczony wieloma kompanami. Grali w niebezpieczną grę i właśnie sobie to uświadomili. Uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
- A cóż cie za jedni, że macie sprawę do jednego z najpotężniejszych demonów w Earthlandzie? Nie sądzę, aby nasz jegomość miał dla was teraz odrobinę czasu - odparłem wzruszając jedynie ramionami - coś przekazać?
- Słuchaj no ty - odepchnął mnie Dowódca, gdy zorientował się, że mimo wszystko mają przewagę liczebną. Niestety pod względem IQ właśnie odrobinę spadli w rankingu. Nadal nie przestawałem się uśmiechać, co zadziałało na niego jak czerwona płachta na byka. W jednej z rąk mężczyzny uformowało się jasne światło - Jeżeli zaraz nie powiesz mi, gdzie oni są, skończysz marnie.
Powietrze zaczynało nabierać rozpędu, liście ledwo trzymały się gałęzi, a woda ciągnięta przez podmuch wiatru, zaczynała płynąć żwawszym strumieniem w pobliskiej rzece. Takim oto sposobem stanąłem przed ciężkim wyborem. Jeszcze nie tak dawno temu sam ostrzegałem dziewczynę, żeby nigdy, przenigdy nie kazała mi przeistoczyć się w pełną wersję demona, aczkolwiek teraz nie miałem jakby wyboru. W myślach poprosiłem Mard Geera Tartarusa, aby zabrał gdzieś dziewczynę, dopóki nie mógłbym odzyskać kontroli po przemianie, prawda była taka, że ów osoba, którą się stawałem, pod żadnym względem, nie przypominała ludzkiego mnie. Byłem wtedy bestią samą w sobie, narodzoną z mroku i stworzoną w gwieździstą, cudowną noc. Odetchnąłem spokojnie. W ludzkiej postaci nie miałem chociażby cienia szans z magiczną armią, ale dało się przełożyć ów szalę zwycięstwa na drugą stronę, jeżeli... I w tym momencie kolczaste rogi uwolniły się z mojej głowy, czarne włosy, a może i futro, zaczęło obrastać moje ciało razem z kruczymi piórami. Dziąsła zapulsowały bólem, gdy wydostały się z nich ostre, jak brzytwa kły, a z rąk wyrosły nienaturalnie długie pazury. Moje plecy uwolniły drapieżne, czarne skrzydła, gotowe ponieść ich wszystkich do krainy zmarłych. Nie przypominałem już człowieka, a raczej bestię, nawet z czarnymi gałkami ocznymi. Mój głos również się zmienił - nabrał takiego tonu, że zdawało się, iż nie mogłem pozbyć się cały czas denerwującej chrypy. Mój ryk poniósł się po całej, pobliskiej dolinie. Zanim ruszyłem do ataku, zauważyłem tylko satysfakcjonujący uśmieszek mistrza, gdy wchodził na schody, aby ostrzec dziewczynę nie przed Radą, a przede mną. Ziemia chwilowo zatrzęsła się, gdy wleciałem w tłum magów bez kropli współczucia.





Mam nadzieję, że się podoba c: Margaret?




Ilość słów: 1425

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz