29 gru 2017

Od Shirley do Shinaru

To był niezwykle... hm... ciekawy dzień? Nie, to zbyt prozaiczne słowo, które żadną miarą nie oddaje tych wszystkich spraw, które nagromadziły się zaledwie w przeciągu dwunastu godzin i czterdziestu minut! Był zajmujący! Tak, zajmujący to odpowiednie słowo. Ciężko byłoby znaleźć inne, równie dobrze pasujące do niego określenie. Kiedy podzieliłam się swoimi przemyśleniami z Miriam, która szła tuż obok i co jakiś czas łapała mnie za łokieć, mówiąc "Shirley, krawężnik" czy też "Uważaj, zaraz wejdziesz w krzaki!", stwierdziła, że równie dobrze mogłabym w takim razie opisać go jako chociażby interesujący czy niecodzienny.
- Ów wyraz, "zajmujący", nieodmiennie kojarzy mi się z romantyczną przygodą - wyjaśniłam, wzdychając cicho, pogrążona w zadumie. Chłodne, wieczorne powietrze przyjemnie owiewało moją twarz, gdy szłam z Miruś pod rękę przez miasto. Czułam się, jakby dobra wróżka prowadziła mnie tuż nad skrajem przepaści w stronę Dobrej Krainy, ale zaledwie jeden nieostrożny krok mógłby zabrać mnie w ciemne, piekielne otchłanie, w których, miast mleka, miodu i przyjemnej woni kwiatów, byłby jedynie przykry zapach siarki i kwasu. To wyjątkowo miłe uczucie, kiedy możemy całkowicie komuś zawierzyć. Rzecz jasna, było nieco straszne, szczególnie na początku, ale kiedy odkryłam, że przy Miriam nigdy nie dzieje się nic złego, na dźwięk imienia czy głosu dziewczyny w myślach zawsze stawał mi obraz anioła. Na dobrą sprawę, nawet nie wiem, jak naprawdę wygląda. Rzecz jasna, dotykałam jej twarzy, by wyłonić sobie jako taki obraz, a Braciszek wyjaśnił mi, iż jej długie, falowane włosy są kruczoczarne i błyszczące. Miał Willcio szczęście. - Mianem "interesującego" można określić równie dobrze człowieka, który miły wcale nie jest. A kiedy opisujemy coś jako zajmujące, od razu musi nasunąć się myśl, że i było to bardzo przyjemne doświadczenie. Z czym kojarzy ci się to słowo, Miruś? Mina sam jego dźwięk nasuwa się na myśl muzyka aniołów. Jak myślisz, na czym one grają? Ktoś mi kiedyś powiedział, że na wszelkich możliwych instrumentach, ale wyobrażasz sobie, żeby tak bajeczne stworzenia mogłyby grać na czymś tak przyziemnym jak chociażby... no, powiedzmy, perkusja?! Albo gitara elektryczna?!
- Kochana, może chodziło temu słodziakowi o jakieś takie bardziej... wiesz, stare instrumenty?- odparła Mir wesolutko.
Wydęłam wargi, chociaż częściowo mi ulżyło. Mimo to, owa kwestia nadal nie dawała mi spokoju!
- No to weźmy, na przykład, na saksofonie? To zupełnie nieromantyczny instrument!
- Ale piękny - uzupełniła moja towarzyszka, wielbicielka orkiestry.
- Jasne, jasne - przytaknęłam niemal rzewnie. - Ale kompletnie nie umiem wyobrazić sobie delikatnego lica anioła o miodowych włosach, odzianego w powłóczystą, białą szatę, który grałby na czymś takim! Nie, oni znają pewnie muzykę ze skrzypiec, harf i pianina!
- W swoim czasie się dowiemy - ugodowo uznała.
- Nie zniosłabym, gdyby się okazało, że w niebie nie ma muzyki, to byłoby straszne! - zgroza przejęła mnie na samą myśl. - Jeśli jest doskonałe, z pewnością cały czas będą się tam unosić jakieś słodkie nuty! No, ale dość. Jak z tobą? Z czym ci się kojarzy słowo "zajmujący"? Też czujesz taki przyjemny dreszcz, gdy je słyszysz? Brzmi prawie jak dźwięki harf!
- Nie wiem, Miśka - odparła rozbawiona, a ja byłam całkowicie niemal pewna, że w tym momencie jej oczy (błękitne niczym niebo, jak opisywał Braciszek) musiały patrzeć właśnie w nieboskłon. Przez chwilę szłyśmy w przyjemnej ciszy, aż w końcu dziewczyna zdecydowała się. - Chyba z gotowaniem!
Pocieszny ton i przyziemna przyjemność tak dobrze oddawały jej charakter!
- Naprawdę to kochasz, prawda? Bardzo się cieszę, że możesz oddać całą duszę pasji. Mam nadzieję, że i mnie kiedyś przyjdzie tak samo z biologią. Przechodzi mnie taki okropny, zimny dreszcz, niemający nic kompletnie wspólnego z przyjemnością, gdy nagle myślę sobie, że być może moje plany się nie powiodą. Wyobraź sobie tylko, musieć pogrzebać tak piękną ideę przez jakieś prozaiczne trudności! Byłaby to doprawdy tragiczna ofiara, nad której grobem z pewnością wylałabym morze łez. Czasem sobie myślę, że wszelkie nadzieje i marzenia muszą mieć swój własny cmentarz. Jak myślisz, kto się nim zajmuje? Osobiście zawsze wyobrażałam sobie, że te obowiązki musiały przypaść duszom narcyzów w niebie. Czyż to nie byłoby romantyczne? Gdybym mogła, po śmierci chciałabym stać się takim kwiatem. Może fiołkiem? Mają śliczny zapach, czyż nie? Mama też je podobno bardzo lubiła i kiedy jednego dnia wyszła z tatą na łąkę, gdy byli dopiero zaręczeni, ten oświadczył się jej właśnie z bukietem fiołków w ręku, pośród których ukryty był pierścionek! Myślę, że tak naprawdę ma duszę romantyka, chociaż dziadzio opowiada, że stąpa bardzo twardo po ziemi. Ale miłość wydobywa z człowieka wszystkie najlepsze cechy, nawet te ukryte bardzo, bardzo głęboko, prawda?
- Oj tak - potaknęła Mir cicho, a ja mogłabym przysiąc, że na jej blade policzki wstąpił delikatny rumieniec, który rozkwitł niczym róża w blasku zachodzącego słońca. Raz jeszcze przemknęło mi przez myśl, że Braciszek to wielki szczęściarz. Ja na dobrą sprawę też. - Też to kiedyś zrozumiesz.
- Przecież sama to właśnie stwierdziłam - odparłam buńczucznie, zaplatając ręce na piersiach.
- Kochana, ale wiedzieć to i rozumieć to dwa zupełni różne światy! Miłość romantyczna to jedyne w swoim rodzaju uczucie!
Miruś zazwyczaj była osóbką raczej przyziemną, chociaż bardzo uroczą, ale kiedy sprawy schodziły na romantyczne tematy, mogłaby stawać w szranki z samym Szekspirem. Kochała Willcia całym sercem, a ja obawiałam się, czy on kiedyś aby doceni, jak wielki ma skarb. Braciszek musi zdecydowanie ograniczyć te niebezpieczne wyprawy, obojętnie jak bardzo by nie kochał przygód. Doskonale rozumiałam jego żyłkę awanturnika, ale odkąd stał się się głową nowej rodziny, a jego dziecko musiałoby się wychowywać bez ojca, spirala nienawiści tylko coraz bardziej by się nakręcała. Miałam cudowną rodzinę, ale dobrze wiedziałam, czym jest ból niemożności poznania swojego biologicznego rodzica.
- To niezwykle zajmujące - szepnęłam wdychając zapach ciepłego wieczoru, który niósł ze sobą zapach róż i fiołków - myśleć tylko o drugiej osobie, prawda?
- Tak - przyznała. Mimo wszystko, częściowo ją i rozumiałam. Przecież z całego serca kochałam swoją rodzinę, nawet jeśli los nie postawił na mojej drodze chłopca, z którym chciałabym spędzić resztę życia. W marzeniach ów wybranek był dzielnym rycerzem na srokatym koniu, ale mi raczej było nieśpieszno. Zresztą, sama byłam zajęta raczej sprawami gildii, daleko od rodziny.

***

- No, ja już idę - oznajmiła Miruś, kiedy już odprowadziła mnie niemal pod samą furtkę. - Zaraz mam pociąg, więc muszę uciekać. Dasz sobie radę ze wszystkim?
- Jasne, dzięki za wszystko. Pozdrów tam wszystkich, dobrze? - przytuliłam mocno przyjaciółkę. Ta po chwili oddaliła się, a ja stałam jeszcze przez chwilę nieruchomo, słuchając jej lekkich kroków. Celowo przyjechała na tydzień, by nieco mi pomóc, za co też byłam jej ogromna wdzięczna, musiała jednak już wracać do rodziny, gdzie zostawiła męża i malutkie dziecko. Sami nie potrafią zawiązać sobie nawet butów!
Ostrożnie unosząc nogę, by nie zahaczyć o próg, weszłam do domu, gdzie powitało mnie wesołe szczekanie Akamaru.
- Idziemy do gildii? - ukucnęłam, a lisek wpadł w moje ramiona. Zaczęłam gładzić jego aksamitną sierść, a po ruchach stworzonka wywnioskowałam, że zapalczywie macha ogonkiem. - No to w drogę!
Weszłam tylko szybko w głąb mieszkania, lawirując, by nie natknąć się na żadne przeszkody. Aku warczał ostrzegawczo za każdym razem, gdy byłam bliska wpadnięcia na coś - wzięłam jedno z ciasteczek czekoladowych upieczonych przez bratową i narzuciłam na siebie cieńszą kurtkę.
Nieco niepewnie wyszłam na brukowaną ulicę - po tygodniu chodzenia z Mir pod ramię, dość ciężko było mi się przestawić na samodzielne wędrówki, nawet jeśli Aku dreptał tuż obok moich nóg. Całe szczęście, mieszkałam w cichej, spokojnej okolicy, gdzie ryzyko wpadnięcia na kogoś było doprawdy znikome.
Niestety, stało się - całkowicie pochłonięta rozmyśleniami o tym, co takiego smacznego można by upichcić w gildii, nie słyszałam korków drugiej osoby. Oczywiście, wyższej ode mnie, więc tylko odbiłam się i cofnęłam o parę kroków. Dosłownie parę kroków od siedzimy Blue Pegasus, jak też wywnioskowałam - jak mieć moje szczęście, to mieć je porządnie!
- Przepraszam! - złożyłam dłonie. - Nie zauwa... znaczy, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś idzie! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?
Miałam nadzieję, że chociaż mówię w  dobrą stronę...

< Shin~? >


Ilość słów: 1317

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz