15 sty 2018

Od Shinaru c.d Shirley


- Aaaaa Kamuri nie wierć się — Stęknąłem, gdy mój puszysty przyjaciel po raz enty zaczął zmieniać pozycje. Gdy on się wiercił, ja traciłem mięciutkie oparcie, a raczej poduszkę, gdyż przez ostatni czas w gildii nie pojawiło się ani jedno interesujące zlecenie. Większość z nich dotyczyła prostych rzeczy jak pilnowanie bezpieczeństwa, czy pomaganie w czymś. Potrzebowałem akcji...ciekawych zdarzeń i adrenaliny, by móc w spokoju stwierdzić, że wykonałem dobrą robotę.
- Weź znajdź se inną poduszkę Shiiiin mee — W głowie rozbrzmiał mi nieco meczący głos elektrycznej owieczki wywołując mój cichy śmiech. Brzmiał po prostu śmiesznie, a w szczególności, gdy miał jakieś pretensje czy uwagi. Do tego dodawał swoje "meee" na końcu każdego zdania, które raczej nie miało większego znaczenia. - Nie śmiej się ze mnie mee!
- Nie śmieje przecież — Prychnąłem podnosząc się do siadu. Mięciutka sofa w siedzibie gildii była wystarczająco zadowalająca, więc czemu wykorzystywałem Kamuri? Bo zawsze może być lepiej dzięki jego wełnie.
- Śmiejesz się me — Owieczka stanęła na kopytka oburzona , a nawet jednym tupnęła. Czasami podejrzewam, że nabawię się jakiejś cukrzycy... jak można nie uznawać go za najsłodsze zwierzątko pod słońcem?
- Wiesz może, na co mam dziś ochotę? — Palnąłem pierwszą lepszą rzecz, by jeszcze bardziej go wkurzyć , co mi się udało, gdyż na jego włosiu można było zauważyć małe iskierki, a ogonek zaczął świecić jak żarówka. - No hej hej...spokojnie — Pomachałem rękoma — Po prostu jestem głodny, a ty już się elektryzujesz.
- Jesteś niemożliwy mee — Odwrócił ode mnie wzrok i zszedł na podłogę od razu kierując się w stronę schodów.
- Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze? - Czym prędzej ruszyłem za nim nie chcąc zostać sam. - Chodźmy coś zjeść, bo jestem bez śniadania — Założyłem ręce z głowę i spojrzałem na hol gildii.
Zazwyczaj, gdy ktoś słyszy nazwę "Blue Pegasus" od razu ma w głowię utalentowanych członków, którzy grzeszą urodą, jak i siłą. A co za tym idzie? Oczywiście piękna siedziba, w której aktualnie się znajduję. Nadal lekko nie dowierzałem, że mistrz Bob od tak mnie przyjął... przecież nie jestem jakoś przystojny, czy coś w ten deseń...a bez tego praktycznie nikogo nie przyjmują. Szczerze w to wątpiłem, że przyjął mnie tylko przez Magię Smoczych Zabójców....w końcu ta gildia i tak jest silna, a jeden członek więcej tego nie zmieni.

Wzruszyłem ramionami zabierając owieczkę na jej miejsce- czyli na moje ramie. Przeszedł mnie lekki dreszcz wywołany impulsem elektrycznym z jej futerka, co tylko poprawiło mi humor. Posiadanie zwierzaka produkującego energie elektryczną jest niezwykle przydatne dla mnie, gdyż miałem dostęp do źródła mocy w razie rozładowania. Bycie Elektrycznym Zabójcą jest trudno niestety, gdyż o prąd nieco ciężko podczas jakiejś walki. Nie to, co w domu, gdzie mogę sobie usiąść obok gniazda i w spokoju pochłaniać...póki nie przyjdzie rachunek za prąd oczywiście.
Pchnąłem drzwi wejściowe, by po chwili zostać oślepiony przez promienie słońca. Zmrużyłem oczy osłaniając je ręką, lecz nie był to najlepszy pomysł.
- Shin uważaj mee — Mój przyjaciel mnie ostrzegł, lecz było za późno. Poczułem lekkie uderzenie w moją klatkę piersiową, co świadczyło o tym, że nie byłą to latarnia, czy jakikolwiek przedmiot.
Otworzyłem lekko oczy, by spojrzeć na niziutką dziewczynę z uroczą czerwoną kokardką wczepioną w kasztanowe włosy.
- Przepraszam! — złożyła ręce w geście przeprosin. — Nie zauwa... znaczy, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś idzie! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? - jej zakłopotanie jak troska była na swój sposób urocza. Uśmiechnąłem się ciepło i podrapałem po policzku.
- Nic mi nie jest, nie musisz się martwić — czułem się nieco dziwnie. Rzadko spotykałem kogoś niższego ode mnie, gdyż cóż... moje marne 165 cm nie było zbyt normalnie dla panów w moim wieku. Do tego smukła postura godna kobiety... zazwyczaj mnie mylono z kobietami, gdy ktoś nie znał mnie za dobrze. Uznawałem to jednak za komplement...w końcu kobiety są tą płcią piękną. I wszystko jasne, z jakiej racji mnie tu przyjęto.... miałem wtedy włosy upięte w kucyk, a ubrania nie wyglądały jak typowe męskie.
- Bardziej bym się martwił o ciebie urocza panienko — Taki drobny komplement musiał mi się wcisnąć do rozmowy. Nie kojarzyłem jej, choć możliwe, że przyczyną było moje niedawne dołączenie do tej Gildii. - Coś cię sprowadza w te okolice? - Postanowiłem zapytać. Nic się przecież nie stanie, jak wyjdzie, że nie znam ludzi.
<Shirley? >


Ilość słów: 716

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz