6 kwi 2019

Od Satoru c.d: Manon

W domu wuja Henry'ego nigdy nie było takiego tłoku: mężczyzna ten wolał otaczać się dwoma, maksymalnie trzema osobami i to takimi, które lubił i szanował - znał... dłużej. Teraz, mogę rzec, było na prawdę tłoczno. Satoru w zasadzie nie wiedział, jak ma zareagować na przybycie swego brata - Salomon wypuściłby go z własnej woli? To przecież niemożliwe, prawda? Możecie mu zarzucić, że był głupi albo naiwny - logicznym jest to, że jeśli Cassiopeia Czarnodzioba wybiega blada z pokoju, gdzie przebywała sam na sam z Manon, po czym nagle z ramion demonów powraca brat Satoru nie może być "dobrze". Inteligentni stwierdziliby od razu, że to ewidentnie Manon maczała w tym palce, lecz teraz młody Yoshida wraz ze swą ukochaną wyczekiwał dziecko - jego myśli głównie krążyły wokół tej wiadomości, miał chore, dziecinnie naiwne przekonanie, że na razie są na prostej i wszystko jest w porządku. Nie okłamujmy się, każdy, po tylu trudach c h c i a ł b y tak myśleć. Kiedy zobaczył Arsene'a, swego starszego, okropnego brata, nie wiedział jak zareagować. Wyglądał tak, jak to zwykle on - dumny, puszący się łowieckim fachem Łowca z wypiętą piersią do góry i uniesioną głową wysoko. Arsene od dziecka wyglądał lepiej w łowieckich kurtach, a Satoru za to lepiej w eleganckich, rodowych garniturach - dwa inne oblicze, można by rzec. Kiedy jego brat spojrzał prosto w oczy młodszego z Yoshidów, wiedział, że to ten sam, arogancki Arsene, który rzucił mu pod nogi łeb kelpie i w dzieciństwie przypominał, że Satoru jest człowiekiem, a nie m a g i e m (choć i tak wszyscy wiemy, że grubo się mylił). Satoru tylko dostrzegł w spojrzeniu brata trochę smutniejszy połysk, człowieka, który widział więcej niż na swój wiek mógł widzieć. Arsene od razu przeniósł spojrzenie na Manon, a konkretnie na jej brzuch. Mruknął coś pod nosem, prychnął i podszedł do lodówki. Nie przywitał się prócz tego z nikim. Mechanicznymi ruchami nalewał sobie sok do szklanki i wychylił go tak szybko, że człowiek nawet nie zdążyłby mrugnąć.
- Wiedziałem, że tylko kłopoty wyjdą z ratowania was - syknął, mierząc wzrokiem Cassiopeię i Asterin w salonie. Wziął swoją kurtę i szal z wieszaka, który zostawił kilka miesięcy temu przed wyprawą; nikt nie śmiał go ściągnąć, tak samo ruszyć jego arsenału przy komodzie. Schylił się po strzelbę, przewiesił ją przez ramię, zapiął pas ze srebrnymi nożami, a na koniec, jakby prezentując swą siłę, chwycił pewnie w ręce jarzębinową dzidę.
Satoru napiął się cały, gotów mu tę dzidę wyrwać i złamać na pół albo osłonić białowłosą przed jej atakiem, ale jego brat tylko uniósł wolną dłoń do góry i wykrzywił twarz w nieodgadnionym grymasie.
- Gratuluję i idę na polowanie, Orusiu - nawet nie czekając na odpowiedź, otworzył drzwi i zniknął za nimi. Znając Arsene'a, wróci on pod wieczór, pomyślał Satoru. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie pobiec za bratem.
xxx
Arsene Yoshida szedł ulicami miasta z całym arsenałem i swoim agarem piekielnym u boku. W przeciwieństwie do ogara Satoru, ten był szczuplutki i niepozorny. Jakby jego cała ogarowatość... wyparowała. Mężczyzna ten miał niezły mętlik w głowie. Salomon nie powiedział mu, dlaczego go wypuszcza, ale Yoshida się domyślił, kiedy spojrzał w oczy partnerki swojego brata. Czyżby to ona była przyczyną jego wolności? Dziwił się wciąż, jak jego brat może przebywać, kochać i żyć z taką istotą jak czarownica - nie oszukujmy się, Arsene ich nie cierpiał, a zwłaszcza teraz, po... och, no ośmiomiesięcznym pobycie w Piekle. Białowłosa, chyba... Manon, z tego co pamiętał, była na prawdę w zaawansowanej ciąży. To oznacza, że w ów chacie musiało dojść do czegoś więcej niż pogawędki. Och, no oczywiście, że tak, ty bałwanie - dzieci przecież nie biorą się z kapusty, skarcił się w głowie, lecz się wzdrygnął. Współżyć z czarownicą? Dziwaczność. Wszedł do kamienicy, w której mieścił się pub i noclegi, miał ochotę spać właśnie tu. Sam. Podszedł do lady, kiedy brzydka brunetka o zębach powyginanych na wszystkie strony wcisnęła mu do ręki kluczyk i wysepleniła:
- Na piętrze na pana czeka jakiś... Bida? A nie, Yoshida.
Arsene pobladł na twarzy. Czyżby ich ojciec? Popędził na schody, jak najszybciej potrafił, i z brzęczącą bronią wspiął się na piętro. W kilku susach doszedł do drzwi o numerku tym samym, który widniał na kluczyki i otworzył drzwi. W istocie, siedział tam wielce kochany pan Yoshida. Usadowił się na obskurnym fotelu na tle zasłon i wyglądał, jak strasznie zmęczony człowiek. Nie spojrzał nawet nie swojego syna, gdy ten zamykał drzwi i siadał na krześle naprzeciwko. Arsene przyjrzał mu się dokładnie. Był wielce rad, że go widział.
- Gdzieś ty był, mój synu? - zapytał głosem ochrypniętym, takim, który od dawna był nieużywany.
- Długa historia, ojcze. Moje Łowieckie porachunki się przedłużyły. Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Podobno często tu nocujesz.
Zapadła nieprzyjemna, długa i niekomfortowa cisza, która wierciła dziurę w brzuchu Arsene'a.
- Widziałeś go?
Aha, a więc do tego prowadziła dyskusja, pomyślał Arsene.
- Oruśka? Tak, widziałem.
- I czy... czy on...
- Tak, jest z białowłosą czarownicą - Arsene odchylił się na krześle i przekrzywił głowę. - Możliwe, że za kilka dni będziesz dziadkiem, ojcze. I on się na prawdę cieszy. Żebyś ty widział, jak on ją broni, choć sam pewnie tego nie widzi.
- Dlaczego nie wbiłeś w niej strzały, wtedy, kiedy była taka możliwość?
- Powiedzmy, że... to coś innego, ojcze. Czy dobrego, czy złego... nie wiem. Na pewno pociągnie ich relacja i związek wszystko; Łowców, klany, magów... Łamie to naszą logikę i wierzenia. Nie zastrzelę ich, nie dlatego, że nie potrafię, dlatego, że nie chcę.
Pan Yoshida obdarzył syna spojrzeniem przerażającym i niebywale chłodnym.
- Zrobię to sam, w takim razie.
- A zatem pośpiesz się, tatusiu - Arsene syknął. - Odbierz synkowi sens jego nędznego żywotu. Zabije się, a kiedy będzie wiązał pętle, będzie non stop wypowiadał twoje imię, ojcze. W kółko, aż to słowo samo zaciśnie mu gardło.
Ojciec spojrzał na niego, jakby Arsene conajmniej miał problemy z głową i psychiką. Arsene? On? Przecież z nim wszystko było w porządku. Ha, ha. Co on tylko widział? Piekło, dzieła Łowców i kreatury od krasnali, bo słowiańskie stworza porównywane do chupacabry. On przecież był zdrowy psychicznie w stu procentach i świeżutki jak jabłuszko na placek.
- Nie patrz tak na mnie, ojcze. Lubię dramatyzować. Ja z kolei mam inne pytanie: czy znalazłeś dla mnie odpowiednią kandydatkę na żonę? - Arsene splótł dłonie ze sobą i przekrzywił głowę ponownie.
Arsene był duszą przepełnioną goryczą. Gdyby umarł teraz, trafiłby do Piekła tak, czy inaczej.

ajaj, powiało grozą i emo stylem :v Manon? 

ilość słów: 1069

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz