3 mar 2019

Od Satoru c.d: Manon

Młody Yoshida nadal nie mógł zapomnieć tego, jak wszystkie czarownice ich osaczyły, jak wycelowały w ich pierś swoje szpony i jaka żądza mordu tańczyła w ich oczach, a on po prostu stał tam ze spokojem, oddychał normalnie, bo wiedział, że jest tu Manon i sytuacja się rozwiąże, prawda? Głupia wizja, niemalże idiotyczna, ale była to wizja człowieka postępowego, który ma dość rozlewu krwi, dość tego wszystkiego, bo wiedział, jak ten rozlew jest bezsensowny. Kiedy wstawali z ziemi, otoczeni przez kobiety, czuł na sobie pełne wyrzutów spojrzenie Arsene'a, niezwykle zawiedzione, wręcz pytające, co w niego wstąpiło. Pojawiła się też w nim furia, czysta wściekłość i nienawiść... do własnego brata. Ale Satoru stwierdził, że jego starszy brat musiał być głupi, jeśli myślał, że w dwójkę uda im się napad na tak duży obóz czarownic. A może Arsene chciał tylko się zakraść i wydobyć jakiekolwiek informacje? Satoru w to nie wnikał. Nie chciał. Poprowadzono ich przez zastęp syczących i plujących im pod stopy wiedźm. Mag o to nie dbał, szedł pełen nadziei i ufności, że jego ukochana jakoś... przemówi swojemu, jak widać, ludowi. Za to postępowanie jego brata było wręcz ofensywne, jakby mimo kajdan, to on był atakującym. Bluźnił, wyrywał się, nawet kłapał zębami. Jak potwór. Może po prostu za dużo czasu spędzał w ich otoczeniu? W końcu dotarli przed białowłosą... Satoru dostrzegł od razu, że coś się w niej zmieniło. Jej ręce, nogi, każdy osłonięty kawałek skóry, pokrywały czerwone runy. Włosy opadały jej luźno na plecy, w oczach nie lśnił żaden, znajomy ognik, który chłopak tak dobrze pamiętał, a to wszystko przyozdabiała cierniowa korona na głowie. Wiedział, co pomyśli o tej koronie Arsene - że kpią w ten sposób z korony Chrystusa, Boga Łowców - ale Satoru nie wiedział sam, co ma myśleć o tejże koronie. Bał się, ale nie ukrywał tego. Nie ukrywał również ufności do Manon. Patrzył na nią, a kiedy w końcu skupił na nią swoją uwagę... powiedziała:
- Jak wam na imię i kim jesteście?
Młody Yoshida zadrżał, to przecież niemożliwe, że go nie pamiętała, pewnie udawała, by wiedźmy nie wykorzystały jej uczuć przeciwko samej Manon. Na pewno musiało tak być. Ale ta obojętność, gdy tylko przez chwilę zatrzymała na nim spojrzenie... pożerała go od środka. Nie kocha cię już, wrzasnął zdradziecki głos Łowcy w głowie. Już miał odpowiedzieć coś za siebie i swojego brata, kiedy to właśnie Arsene wysyczał:
- Co będę z tego miał, gdy odpowiem takim gównom jak wam?
Satoru chciał go kopnąć, nazwać skończonym sukinsynem, kiedy syk i obrażone prychanie czarownic wzmógł głos Manon - właśnie tej Manon - kobiety, którą... na prawdę kochał i mógł kochać tylko i wyłącznie dla siebie:
- Ściąć go.
Satoru pobladł, gdy tłum czarownic zawył z zachwytu. Nie, to nie możliwe, powtarzał sobie w głowie Satoru. Nadzieja w jego sercu gasła. Mimo że nie cierpiał Arsene'a, to był to jego brat - nie mógłby patrzeć, jak zabija go właśnie Manon! W ogóle nie sądził, że tak też kiedyś się stanie! Że taki wyrok padnie z ust białowłosej. To niemożliwe, nie, po prostu nie. Młody mężczyzna chciał błagać o życie swojego beznadziejnego brata, którego nie raz chciał zabić. Chciał nawet paść na kolana i prosić Manon, aby darowała mu życie! Jak mogła to robić?! Co jej się stało! Może i to była skóra Manon, ale ewidentnie nie jej duch! Zamiast błagań, które na pewno by ośmieszyły chłopaka tylko wydostał się z jego gardła szept:
- Nie, proszę, Manon.
Nie chciał wierzyć, że to właśnie chciała zrobić. To niemożliwe. Tuż obok niej syknęła czarownica o włosach typowych dla Czarnodziobych. Satoru widział ją wcześniej, teraz widział ją ponownie - taką samą, z wyciągniętymi szponami i syczącą na niego jak wściekły wąż z jadowicie żółtymi oczami. Arsene poruszył się nieznacznie obok chłopaka z głową uniesioną do góry. Z głową kogoś, kto nie szedł na ścięcie, ale po tron. Lekko drgnął, gdy usłyszał jak Satoru wymawia imię czarownicy, z jaką... idiotyczną nadzieją się na nią patrzy. Chłopak myślał, że oszaleje z tego napięcia, że rzuci się na podłogę, by przekonywać Manon, gdy obwieściła:
- Zamknijcie ich w lochach, jutro zdecyduję, co z nimi zrobić.
Wraz z tym wyrokiem, Satoru stracił resztki nadziei, a kiedy ostatni raz spojrzał na twarz Manon, poczuł tak bolesne ukłucie w klatce piersiowej, że chciał zgiąć się w pół i szczerze zapłakać, choćby świadczyło to o jego jakże wielkiej słabości. Chciał do niej krzyknąć raz jeszcze, chciał jej przypomnieć wszystko, kiedy po prostu cichy, ochrypły głos, który zawsze był w kącie jego głowy syknął głosem kata: Czyżby twoja miłość przestała cię kochać?
Oby nie, odpowiedział w myślach Satoru, modląc się, by negatywne emocje nie zawładnęły nim całym.
xxx
Nastała noc, a Yoshidowie, przykuci w lochach łańcuchami, zrezygnowani, jak złamani żołnierze, klękali i wyczekiwali do rana. Arsene ciągle mamrotał o poniżeniu. W kółko i w kółko, a jeszcze częściej powtarzał to, że wymorduje wszystkie czarownice, powtarzał to jak swoją mantrę. Chwilę po północy przyszła do nich wcześniej wspomniana Asterin, ale chyba tylko po to, by popatrzeć na ich zdobycze i podroczyć się tym, że teraz to czarownice będą patrzeć na cierpienie Łowców, a nie na odwrót. Satoru zacisnął wtedy oczy, nie chciał słuchać ani jej docinek, ani gróźb Arsene'a pod całym gatunkiem czarownic. Wizyty kobiety polegała na tym, że przechadzała się przed nimi jak czarownica, rzucając uwagi, jakby od niechcenia, a Arsene pluł jej pod nogi i składał soczyste obietnice tego, jak to będzie ją zabijał na tysiąc sposobów. Powiem wam szczerze, że ta wizyta nie ograniczała się do niczego innego. Przejdę do nastepnęgo "gościa", który zaszczycił dwóch Yoshidów swoją obecnością. Była to wiedźma znacznie starsza, jej twarz zdobiły bruzdy i poprzecinane pasami siwizny ciemne włosy. Było coś również innego w jej spojrzeniu, budzącego bezpodstawne zaufanie i wrażenie tego, że każdy mógłby się wypłakać jej w pierś i sobie ulżyć. Gdy tak podeszła do pozbawionych już nadziei i energii młodych mężczyzn, owiała ich woń tytoniu. Satoru spojrzał na nią, zmęczony, zrezygnowany i smutny. Ciągle dręczyły go myśli o Manon - ściskały jego pierś i wierciły dziurę w brzuchu.
- W taką miłość, jaka was łączy; nie wolno wątpić, drogi człowieku - jej świszczący głos dotarł do uszu ich obojga, ale były skierowane do Satoru; mężczyzna czuł, jak automatycznie podnosi głowę, jak pragnie posłuchać tej kobiety i tego, co ma do powiedzenia... Czy wiedziała o tym, co łączyło go z Manon? Ewidentnie tak... - Manon nie jest sobą. Jej przemiana jest spowodowana emocjami, z którymi nie potrafiło sobie poradzić, nie wiń jej za to, to Czarnodzioba, emocje nie są wpisane w jej krew. Nie pamięta kim jesteś, bo jej ciało przejął pradawny duch, to reakcja obronna, dostała informację, że dobrze żyje ci się z inną kobietą.
Satoru zadrżał. Nie wiedział, dlaczego kobieta dzieli się z nimi takimi informacjami; chłopak zastanawiał się, czy mając na myśli inną kobietę mówiła o Emilii... Mag miał ochotę zacząć się tłumaczyć - prawie jak osaczone zwierzę - przecież to nie prawda! To ona się do niego przystawiała, nie on do niej, on już nie mógł sobie wyobrazić większej relacji z Emilią niż przyjaźń. Po prostu nie. Nie po tym, jak spotkał Manon. Nie po tym, co z nią przeżył, nie po tym, co sobie nawzajem wyznali! Na Boga, nie po tym, jak prawie całą noc darzył ją czułością i jak wtedy zdawał sobie sprawę, że pragnie właśnie Manon! Yoshida uniósł głowę, już otworzył usta, aby coś powiedzieć, aby się zapytać, w jaki sposób Satoru musiałby pomóc Manon, aby pradawny duch ją opuścił, ale czarownica go wyprzedziła:
- Zrób z tą informacją co chcesz - ukłoniła się i zniknęła wśród dymu, zostawiając mocną i tytoniową woń. Ukłoniła się. Przed nim. Przed klęczącym, uwięzionych Yoshidą - Łowcą.
Chłopaka nagle opuściły wszystkie uczucia beznadziei, chciał wręcz się zerwać, pobiec do Manon i wszystko jej wyjaśnić - przypomnieć, ale nadal tkwił w lochu. Nadal sterczał w kajdanach, nadal nie mógł się ruszyć. Nie pamiętał, ile czasu minęło od tego, kiedy był ostatnim razem w toalecie, kiedy ostatnim razem wstał. Po prostu musiał coś zrobić. MUSIAŁ. Już miał się szarpać bezsensownie w okowach, kiedy jego uwagę przyciągnął cichy głos Arsene'a, o znacznie innym tembrze, którego Satoru nigdy nie usłyszał z jego ust:
- A więc zakochałeś się w czarownicy, zdrajco? - nie bracie, nie Satoru, ale zdrajco. Ale za to jakim tonem wypowiedział to słowo; spokojnym, prawie że współczującym. Nie czekał na odpowiedź, ciągnął dalej: - opowiedz mi, jak to było. Pamiętam, jak ojciec pojmał tę wiedźmę, opowiadał mi o tym, ale zniknęła. Ty również. Opowiedz mi wszystko, jak zacząłeś do niej coś czuć, dlaczego wasze ścieżki się spotkały i dlaczego dla czarownicy zdradziłeś nazwisko?
I Satoru zaczął opowiadać.

Manon? mam nadzieję, że nie nudne w uj

ilość słów: 1416

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz