~~*~~
Wiedźma cała w zaszklonych od łez oczach zmierzała tylko do jednego miejsca, do którego mogła właśnie pójść; skoro posłuchała jednej, teraz zamierzała posłuchać drugiej strony tej całej sprawy, czyli swojej własnej babki, Matrony Rhiannon. Wtargnęła do jej namiotu bez większej zapowiedzi, jak to się powinno robić i z zagubieniem w oczach patrzyła na babkę, która odkładała właśnie okulary na stół, ponieważ Manon odważyła się przerwać kobiecie ciekawą lekturę o Łowcach. Jej wzrok nie miał wyrazu, pozostawał mętny i bez uczuć jak przez te wszystkie lata, choć ewidentnie widać było w nim lekką zgryzotę, jakby babka już domyślała się z czym przyszła do niej białowłosa.
- Dlaczego napisałam do tego człowieka kiedyś informację, że go kocham, babko? Co mnie z nim łączyło, dlaczego moje ciało tak na niego reaguje i czemu wracają mi wspomnienia, o których uprzednio mi nie powiedziałaś, a co gorsza; twierdziłaś, że są tylko wytworem mojej młodzieńczej wyobraźni, przez nadmierne czytanie piorących mózg romansideł? - Manon nie wytrzymała, walnęła pięścią w stolik z taką mocą, że aż bardzo potrzebne okulary do czytania Rhiannon Czarnodziobej spadły na ziemie i roztrzaskały się na milion małych kawałeczków. Czarnowłosa wiedźma spojrzała na ziemię, później znowu na wnuczkę, wstała, podeszła do kobiety z o dziwo miłym wyrazem twarzy i zaczęła mówić.
- Pamiętasz, jak skończyła twoja matka, Manon? Pamiętasz, jak miłość ją zabiła? Otóż ta miłość też Cię zabijała, powoli stawałaś się coraz bardziej ludzka - na te słowa wiedźma mimochodem się wzdrygnęła - zaczynałaś uczyć się emocji, które nie były przeznaczone dla twojego ciała, jesteś zaprojektowana do zupełnie innych celów, do zabijania takich jak on, traciłaś swoje wewnętrzne ja, a poza tym.. - tutaj kobieta lekko westchnęła, jakby również potrzebowała czasu na wymyślenie godnej odpowiedzi; jakby ten pojedynek słów i faktów miała wygrać właśnie ona, nikt inny.
- Poza tym co? - warknęła w jej stronę wiedźma z Cierniową Koroną na głowie - Dlaczego emocje są takie złe? Zaraz nie, to tylko dobre emocje są złe, natomiast myśli o mordowaniu u nas jak najbardziej w porządku! - runy kobiety znów żarzyły się krwisto-bordowym odcieniem, które sugerowały, że jej ciało powoli szykuje się na wybuch potężnego gniewu i niech Bogowie mają w opiece wszystkie istoty obok.
- On Cię zdradził Manon - Rhiannon Czarnodzioba wyciągnęła asa z rękawa, który pozwolił na opadnięcie tarczy gniewu na babkę, którą przed chwilą tworzyła białowłosa. Asterin była jej zaufaną doradczynią, więc o wszystkich nowościach natychmiast informowała Matronę; nawet o istnieniu pewnej Emilii, z którą niedawno miło spędzał czas Yoshida - Skoro wspomnienia ci tak pięknie wracają, to czemu nie wróci wiadomość o tym, że Satoru dobrze bawi się teraz z inną, bodajże Emilią? Czy prawda boli? Ja jedynie chciałam Cię od tego uchronić, abyś nie mazała się nad chłopakiem, który tak cudownie mydli Ci oczy! - na te słowa dziewczyna poczuła znajome ukłucie, ukłucie, które oznaczało niedawno poznaną zazdrość; faktycznie, kojarzyła kobietę imieniem Emilia i świtał jej fakt, że stało się z tym wszystkim coś zupełnie niedobrego, aczkolwiek wspomnienia dziewczyny przychodziły w wolnym tempie, więc nie była w stanie ułożyć sobie tego na raz w całość. Cofnęła się o parę kroków, po czym szybko wyszła z namiotu; tyle wiadomości na jeden dzień, to była ewidentna przesada; dziewczyna powoli gubiła się w własnych myślach i nie wiedziała już do końca co ma z tym wszystkim zrobić, przez moment chciała poprosić samą Cassiopeię o radę, aczkolwiek tej nie było w jej namiocie, rozpłynęła się w powietrzu, jakby czekała, aż sprawy same się ułożą. Manon wróciła do namiotu, cała się trzęsąc ubrała piżamie i błagała wszystkie bóstwa świata, zarówno te dobre jak i niedobre o to, aby powiedziały jej, co ma teraz zrobić. Zasnęła szybko, ponieważ nie pozwoliła sobie na myśli, oczyściła umysł, lecz sen pojawił się z kolejnymi wspomnieniami; wspomnieniami, gdy dziewczyna zostawiła kartkę Yoshidzie i gdy umierała z rozkoszy od pocałunków, którymi ją obdarowywał.
~~*~~
Rano wstała o świcie, złapała się za usta, które teraz wydawały się takie suche, pęknięte i bolesne od niepocałowania, a wszystko to za sprawą momentów, które śniły jej się tej nocy. Dzisiaj miała odmierzyć sprawiedliwość Łowcom; Yoshidom, którzy zamierzali zaatakować jej Klan, nadal nie do końca wiedziała co ma robić, jak to ma wyjść i czy w ogóle to się uda, aczkolwiek ubrała się w czarny, obcisły strój, na głowę nałożyła tym razem również czarną Cierniową Koronę i wyszła z namiotu z miną, która wskazywała na to, że niedługo odbędzie się prawdziwa rzeź. Wszystkie Czarnodziobe dzisiejszego dnia były ubrane na ciemne kolory, co oznaczało "CZARNOdziobe górą, Łowcy pod ziemią"; ich odwieczne hasło, gdy miały pozbawić życia jakąś tyranię. Dwaj mężczyźni czekali na swój koniec, ponieważ siekiera, która miała odrąbać ich głowy od paru dni była jeszcze solidniej ostrzona przez ich klanowego kata, Katherę.
- Wypuścić ich, to nie są Łowcy - odrzekła Manon, a na te słowa uwaga całego tłumu natychmiast przeniosła się na Matronę, wiedźmy ze zdziwioną miną czekały, aż Rhiannon Czarnodzioba coś powie, odezwie się, zaprzeczy, albo rzuci na wnuczkę i wydłubie jej te ślepe oczy, aczkolwiek ta siedziała cicho, widać było po niej malujące się na twarzy nerwy, ale tylko lekko syknęła..
- Skoro Druga Matrona tak uważa, to niech tak będzie - spojrzała wzrokiem żywego mordercy na mężczyzn - Manon, rozkuj Panów, zaraz później odpływamy na Zaginioną Wyspę - Rhiannon specjalnie to powiedziała, aby uświadomić tym Satoru, że nie ma co liczyć na ich odnalezienie, Czarnodziobe raz na zawsze znikają z ich ziem - Niech to będzie akt zgody, że wynosimy się stąd raz na zawsze, nasze drogi nigdy więcej się nie skrzyżują - mówiła to z podstępem, bo tak naprawdę na Zaginionej Wyspie chciała jedynie odbudować siły, po czym za parę lat boleśnie zaatakować wszystkie Rody Łowców, a ten uprzejmy gest wobec nich uznała w sumie za bardzo dobrą okazję do zanurzenia haczyka. Wszystkie wiedźmy dookoła dały znać o swojej niezgodzie co do tej sytuacji, aczkolwiek nie odważyły się sprzeciwić Najwyższej. Białowłosa podeszła do brata Satoru i nie patrząc mu w oczy rozkuła go, po czym ruszyła w stronę Yoshidy, do którego jej uczucia tak boleśnie wracały, starała się nie patrzeć w te jego błękitne oczy, ale nie mogła się oprzeć, skoro miała je widzieć ostatni raz; sięgnęła po klucz i rozkuła również jego, po czym łagodnie musnęła jego rękę swoją dłonią, przez co gęsia skórka ponownie dała o sobie znać.
- Życzę powodzenia z Emilią, Satoru, żyj godnie - wyszeptała, aby nikt inny nie mógł tego usłyszeć, po czym wiedźmy zaczęły wlec ich w stronę lasu, ponieważ na moment otrzymali oni również miksturę, aby na czas oddalenia się od ich obozu nie mogli się ruszyć, dziewczyna przez chwilę wpatrywała się jeszcze w miłość swojego życia, a runy na jej ciele, które oznaczały amnezję i okropne emocje; ostatecznie zgasły..
Beznadzieja? D: Satoru^^
ilość słów: 1458
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz