10 mar 2019

Od Manon c.d: Satoru

Dziewczyna na początku nie do końca wiedziała, czego chciała, czuła, że na pewno jego, całego, bez najmniejszych wątpliwości, aczkolwiek gdzieś w głębi siebie miała obawę, że tak nie powinno się dziać, że on nie jest dla niej, że życie łowcy i wiedźmy od samego początku skazane jest na porażkę, lecz w momencie, gdy tylko zdjęli z siebie ubrania za sprawą jakichś dziwnych czarów, ponieważ Manon nawet nie zorientowała się, kiedy to się stało; nie, żeby jej to jakoś szczególnie przeszkadzało; od razu straciła poczucie czasu, a jej mózg jakby wyparował, natomiast ciało krzyczało; więcej, chce więcej! Na nowo wróciły do niej pierwotne bodźce, które sugerowały, że potrzebuje tego wszystkiego, że może to ją zbawi... Da jej poczucie pewnego bezpieczeństwa i pewności; poza tym, zawsze chciała zrobić to z miłości, pewnie dlatego myśl, że miała zrobić to z Gravesem była.. Była po prostu nie do wytrzymania. Robiła to pierwszy raz w życiu, ale jakby z tych wszystkich emocji dobrze wiedziała co ma robić, jeszcze te jego palce... Palce, które zdawały się komunikować; widzisz Manon, tylko ja tak na Ciebie działam. Oj, dziewczyna dobrze wiedziała, że to wszystko jest złe, nienaturalne, niezgodne z prawem i obowiązującymi zasadami, ale tak bardzo miała to wszystko teraz gdzieś; nie chciała, aby skończyło się to jedynie taką małą zabawą; białowłosa czuła, że potrzebuje go całego, w całej jego okazałości, a gdy tylko na niego patrzyła, w jej oczach budził się tajemniczy płomień, którego gniew mógł ugasić tylko Satoru. Spojrzała chłopakowi prosto w oczy i w tym momencie zauważyła, że patrzy na nią tak samo, jak ona na niego; żarłocznie, niczym drapieżnik szykujący się do skoku; to rozpaliło naszą wiedźmę jeszcze mocniej; myśl, że ktoś ją pragnął i to tak bardzo, tylko budziły jej wewnętrzne instynkty. Komunikowali się myślami, bo słowa nie były im do niczego potrzebne, w tym momencie tworzyli harmonię niczym ying i yang w wersji współczesnej. Satoru wyczuł, czego potrzebowała białowłosa; albo nawet i lepiej, on sam też tego pragnął; w tym momencie nie liczyło się już nic, tylko ta nasza dwójka zupełnie odmiennych istot, ale z drugiej strony jakże do siebie podobnych. Mężczyzna wszedł w dziewczynę powoli, na początku odrobinę ją to zabolało, lecz pożądanie ostatecznie wygrało z chwilowym dyskomfortem; połączyli się w jedno ciało, nie bojąc się konsekwencji tego czynu, ponieważ świadczyło to od dziś, że istnieją już tylko dla siebie; dziewczyna wiedziała, że z nikim innym nie chciałaby spędzić swojego nędznego, wiedźmiego życia, było to dla niej nie do pomyślenia! Nie po tym wszystkim; miała nadzieję, chociażby tą najmniejszą, że Satoru i Emilia.. Nie, to nie czas na takie myśli, bo zaraz cały czar pryśnie. Ów akt wydawał się niemal sztuką, ponieważ gościły w nim różnego rodzaju emocje; każdymi pocałunkami czy nawet pchnięciami pokazywali ile dla siebie znaczą, że już nigdy w życiu nie chcą zostać rozdzieleni, że ich serca biją dla siebie, a moment, w którym dziewczyna uratowała Satoru od zagłady był... Po prostu niczym innym, jak przeznaczeniem, oni mieli się spotkać tego dnia, oni mieli się pokochać... I mieli przeżyć ze sobą całe życie, chociaż nie będzie im to dane w pełni. Nie wiadomo kiedy wiedźma będzie musiała wrócić do Klanu, jutro, pojutrze, a może za dwa miesiące, ale na pewno to kiedyś nastąpi; ich życie będzie widocznym melodramatem, ale cały czas udowadniali sobie, że jest warto i że przejdą przez to wszystko  r a z e m. W końcu doznali spełnienia oboje, a to było najlepszą chwilą, jaką dziewczyna dotychczas przeżyła.
~~*~~
Cassiopeia stanęła na środku drogi, ponieważ zalała ją fala cienia, cienia, który sugerował tylko jedno; wizję. Przez chwilę nie widziała nic, nie mogła nic z tego wszystkiego wyczytać, lecz po chwili pojawił się obraz; Szamanka widziała tam białowłosą, jej cudowną Manon, tylko jakby troszkę pulchniejszą.. Jej brzuch sugerował, że dziewczyna była w ciąży. Cassiopeię przeszył dreszcz, ponieważ dobrze wiedziała, kim mógłby być ojciec tego małego, tworzącego się stworka; Yoshida. Czarnowłosa pobladła, co z kontrastem z jej włosami wyglądało naprawdę komicznie, nie mogła uwierzyć, że Manon była tak nieodpowiedzialna i że dała ponieść się emocjom; jej dopiero rozwijające się dziecko było już zagrożone, zagrożone od samego poczęcia i prawdopodobnie pozostanie takie na wieki wieków. Jej babka nie zaakceptuje tego faktu, zwłaszcza, że miał być to syn; Cassiopeia wiedziała i widziała wszystko, a przyszłość tego dzieciaka nie miała być usłana różami, w tym momencie przebudziła się z wizji i postanowiła jak najszybciej odnaleźć dziewczynę, aby powiadomić ją o jej przeklętych tarapatach, zresztą kolejnych z kolei.
- Manon, ty podła diablico... - westchnęła Cassiopeia sama do siebie, lecz wiedziała, że zanim znajdzie tą okropną wiedźmę, dziewczyna już dostanie pierwsze oznaki swojego ciała, że coś jest nie w porządku, ale czy będzie w stanie przyjąć to do wiadomości?
~~*~~
Oboje razem z Satoru już "pozbierali się do kupy", ubrali w to, co im jeszcze zostało w "prawie nienagannym stanie", po czym uśmiechnięci od ucha do ucha wyszli na zewnątrz. Dziewczyna nie chciała na nowo zaczynać tematu Emilii, nie po tym wszystkim, a jeżeli to miała być ich ostatnia chwila, to ewidentnie była warta grzechu. Wiedziała, że w dzień Krwawego Księżyca, który miał wystąpić już za dwa miesiące, nie będzie w stanie oddać się innemu mężczyźnie; wiedziała, że jej ciało już należało do jednego, zostało zagarnięte, oddała je bez zawahania i pozostanie to z nią do końca jej marnego żywota. Nie do końca wiedziała jak wytłumaczy to babce, która teraz na pewno wysłała za nią chmarę wiedźm; ścieżki Manon i Satoru na nowo się połączyły, ale ich rozwidlenie widać było już za kolejnym rogiem... Jak za każdym razem, gdy przez chwilę zdawało się być dobrze. Miała plan, że powie, że nie chce być matką; poza tym na litość boską, nigdy nie chciała nią być! Wiedziała, że byłaby beznadziejna, poza tym sama wychowała się bez takiego wzorca, a jeżeli miała wydać na świat kolejną wiedźmę, która miałaby żyć w takich warunkach, to ona naprawdę wolała omijać Krwawy Księżyc. Próbowali odnaleźć Arsene, ale to, co zauważyli, odjęło im dech w piersiach. Starszy brat Satoru rozmawiał z Mefisto; księdzem, który specjalizował się w egzorcyzmach, a jak na ironię lubił posiadać wszystkie demony pod kluczem; dziewczyna dobrze znała tego mężczyznę, nie był on dobry, chociaż za takiego się podawał; lubił zatracać ludzi w nadziei, uczyć ich okropnych rzeczy, aby później wykorzystywać to i przenosić na własną korzyść; gęsia skórka u białowłosej ponownie wróciła, lecz teraz nie miała nic wspólnego z przyjemnością.
- Arsene, to naprawdę zły pomysł - odezwała się pierwsza Manon, a Mefisto, gdy tylko usłyszał głos Czarnodziobej; odwrócił się i zaczął uśmiechać; a uśmiech ten nie miał nic wspólnego z dobrocią.
- No i przywiało nam kolejnego demona - odparł swoim poważnym głosem ksiądz, naturalny wróg wiedźm.

Powiedz, że nie zostawiłam ci złego momentu;-; Satoru?^^

ilość słów: 1104

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz