20 lut 2019

Od Satoru c.d: Manon

Satoru wstał znacznie później od naszej białowłosej. Obudziły go zbyt odważnie pełzające po jego twarzy promienie Słońca. Zamrugał, by spędzić z powiek resztki snu i odwrócił się w stronę, gdzie spała obok niego Manon. Jakie jego rozczarowanie było, kiedy jego palce, zamiast dotknąć Manon, dotknęły już wyziębłej pościeli. A młody Yoshida wręcz pragnął obudzić się obok białowłosej i móc się do niej uśmiechnąć. Zaniepokojony zerwał się z materaca, a w głowie nadal huczały wspomnienia z poprzedniej nocy - tak świeże i żywe, że raniły go teraz jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że dla niego niebywale ważna kobieta, zniknęła. A może jest na dole? Już miał się zbiec na dół, już miał znowu nakrzyczeć na wuja za to, że wypuścił Manon, nic mu nie powiedziawszy, gdy zauważył karteczkę. Malutką, zgiętą na pół i na niej pochyłym pismem napisane: Tak gdybyś zapomniał... kocham cię. Satoru otworzył szerzej oczy. Wędrował wzrokiem po tej biednej kartce tak długo, że prawie wypalił w niej dziurę. Chwycił kartkę w swoją rękę, ubrał się w biegu (tak szybko, że nawet założył pasek od spodni na lewą stronę i dwie skarpetki różne) i z duszą na ramieniu rzucił się do drzwi wejściowych. Manon. Manon, gdzie ona właśnie była? Dlaczego tak nagle odeszła? Satoru wiedział, że musiała wrócić do swojego klanu, ale mogła go przecież obudzić! Powiedzieć mu, że idzie. Chłopak czuł się beznadziejnie. Ta błogość, którą osiągnął we wczorajszą noc, zniknęła - rozgruchotała się na kawałki zastąpiona wszystkimi pytania na temat bezpieczeństwa Manon. W czyich jest rękach, czy wszystko z nią w porządku? Czy ma się dobrze? Chłopak myślał, że dostanie od tego sporej migreny. Nie wiem, jak wy, ale gdy ktoś, kogo pragniecie - wręcz kochacie - co chwila jest wam odbierany! I to wszystko przez ten los, rzucający kłody pod nogi. To doprawdy frustrujące uczucie, jakie bolesne, jakie wręcz nie do zniesienia! Satoru upewnił się, że wszystko leży tam, gdzie leżeć miało, kiedy ktoś chwycił go za ramię. Yoshida odwrócił się do tyłu i zobaczył marsową minę swojego wuja.
- Oru - powiedział stanowczo - pamiętasz, co mówiła ci dziewczyna. Musi odejść, wróci, jak to najszybciej możliwe. Nie zachowuj się jak małe, rozwydrzone dziecko. Zdejmuj ten płaszcz i ubierz się porządnie, a nie w polo tył na przód. Będziemy dzisiaj mieć gościa.
Mag zamrugał. Wcale nie chciał tak po prostu czekać, aż Manon wróci. Musiał ją znaleźć i upewnić się, że wszystko jest w porządku... Chciał po prostu przy niej być. Chciał czuć jej ciepło, chciał czuć jej bicie serca przy swoim i chciał znowu móc ją całować tak jak wczoraj... może nawet trochę bardziej niż wczoraj, ale nie wińmy za te myśli biednego Yoshidę, w końcu to młody mężczyzna. Chciał po prostu całej Manon tutaj, co mogło być trochę egoistyczne. Nawet nie zorientował się, kiedy oklapł na stołek w kuchni i patrzył, jak wuj podsuwa mu pod nos chleb, masło i herbatę.
- No jedz, jesteś mężczyzną, karmić cię nie będę.
- Nie jestem głodny.
Dorosły mężczyzna przedrzeźnił go pod nosem i usiadł ciężko obok na niego, patrząc na chłopaka ze współczuciem. Satoru spuścił wzrok, modląc się, aby Manon była cała i zdrowa, aby gdzieś tam czekała na chwilę, by tu wrócić. A on będzie czekał, na prawdę, słowo daję. Nawet mięsa nie tknie! To będzie jak post dla niego - zero chodzenia po barach! Nawet nie śniło mu się, że mógłby stracić po pewnym czasie nadzieję na powrót Manon i zastąpić ją jakąś inną dziewczyną. Co to, to nie, tak sobie pomyślał. Pewnie i tak byłby za bardzo zajęty porównywaniem tamtej dziewczyny do Manon, doszukiwał by się białowłosej wszędzie.
- Jaki to gość? - przerwał ciszę lakonicznym tonem.
- Myślę, że znasz Emilię, prawda?
Yoshidzie prawie wypadły oczy z orbit. Tę Emilię? Jego pierwszą poważniejszą miłość, z którą no... cóż, przyznajmy się, nie wyszło za wiele. Satoru nie myślał o niej nawet czasami, a co dopiero szykować się na jej wizytę. I po co ona tutaj przyjeżdżała, co najświętszego tutaj miała niby robić? Przecież miała pracować hen daleko stąd, więc co ją nagle przywiało w te strony. I dlaczego akurat nią? W takiej sytuacji! Teraz, kiedy to on trząsł się przy stole, zbyt zajęty myśleniem o Manon, zbyt zajęty tym, jak ją znaleźć i jak ją ponownie trzymać w swoich ramionach.
- Emilia właśnie ma miesiąc przerwy, przyjechała do miasta na tydzień, właśnie dzisiaj. I dzisiaj nas odwiedza - wuj prawił i prawił.
Chłopak słuchał go, bo w prawdzie wstyd byłoby przyznać, że nie miał ostatnio czasu przejmować się takimi też rzeczami. Pamiętał, jak bardzo był zrezygnowany, kiedy jego pierwszy taki związek rozpadł się przez... zwykle rozgałęzienie torów dwójki ludzi. Choć wiecie, co wam powiem? Myślę, że Satoru bardziej rozpaczał nad tym, że jego p i e r w s z y związek tak się rychło rozpadł niż nad tym, że opuszcza go Emilia. Emilia, z tego co pamiętał chłopak, była fantastyczną dziewczyną, skromną, całkiem ładną, utalentowaną, ale teraz... teraz wydawała się być taka... zwyczajna. Na pewno nie była Manon, nie była taka fascynująca i przykuwająca uwagę jak białowłosa. Chłopak zawył z frustracji dokładnie w tym samym momencie, kiedy do drzwi wejściowych ktoś zapytał. Wuj klepnął Satoru, żeby poszedł z nim otworzyć drzwi. Mag, zmuszony, tak też uczynił. Wuj przekręcił klucz i otworzył drzwi na oścież z szerokim uśmiechem i papierosem w dłoni. Już zaczął coś mówić, kiedy oboje zobaczyli dokładnie, kto stoi w ich drzwiach. Oczywiście, była do śliczna, drobna Emilia, ale tuż obok niej stał...
- Arsene - wykrztusił Satoru, widząc chłopaka o ciemnych włosach jego matki i błękitnych oczach jego ojca. - ... bracie.
- Och, Satoru! - na sparaliżowanego chłopaka rzuciła się Emilia z uśmiechem i zamknęła go w uścisku.
A wuj, lekarz, znowu wypuścił z palców papierosa. To za dużo jak dla tego dojrzałego człowieka.

Manon? Uwielbiam Twoje odpisy nazwane przez Ciebie niewypałami

ilość słów: 943

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz