2 maj 2018

Od Mishuri cd. Kuroo

<poprzednie opowiadanie>

Na moją twarz wkradał się coraz to szerszy uśmieszek, dopóki czarnowłosy nie zarzucił pytaniem dotyczącym niestosownych zabaw czy czegoś w ten deseń. Spojrzałam na niego, niby grając głupią, chociaż nie musiałam udawać tępej laski. Jeszcze kilka mdłych, nudnych pytań od każdej ze stron, aż stanęło na ulubionej kwestii, czyli zainteresowaniach.
– Mogę Ci pokazać pewne rzeczy tuż po skończeniu kawy – szepnął, a jego ciepły oddech owiał mój kark, na co nieznacznie się spiełam, tak samo jak przy następnym pytaniu o mojej familii jaka, swoją drogą, była iście królewską rodziną. Tak zajebistą, że aż miałam ochotę ich opuścić, mając niespełna dwunastkę na karku.
Wymieniliśmy dodatkowo parę opinii na temat zróżnicowanych wydarzeń w gildii bądź jebanej pogody do momentu, w którym mężczyzna nie postanowił zakończyć uprzejmej wymiany zdań, zapłacić za napoje i wyjść z kawiarenki bez słowa czy zwolnienia kroku.
– Ej, miałeś mi coś pokazać, pamiętasz? – po uśmiechu, naburmuszyłam się niczym rozpieszczony bachor.
– Może kiedy indziej – mruknął chłodno, na powrót zmieniając się w chłopaka typu "Zimny Głaz", co nie spodobało mi się, więc nie zamierzałam tego ukrywać.
– Przecież coś obiecałeś! – zauważyłam zaciekłym warknięciem.
– Może tak, może nie, ale nie zrozum mnie źle. To coś do Ciebie nie pasuje, po prostu nie, zrozumiano małolacie? – na ułamek sekundy zwrócił twarz ku mnie. Obojętne spojrzenie miażdzyło i kazało nie ruszać się z miejsca, jak uczyniłam. Wlepiłam tylko wzrok w plecy wysokiej sylwetki, zapalającej papierosa i odchodzącej z wolna, jakby nie przejmując się niczym i nikim. Znowu zostajemy sami, taak? No ja pi*rdolę, najwyraźniej ku*wa tak.
~***~
Chodziłam do szkoły z przymusu, nie uczyłam się, miałam w dupie cały świat. Lizałam się po kątach, spotykałam się między szemranym towarzystwem, a nie dostarczało mi to przyjemności. Nawet dawanie tyłka byłoby mi obojętne, ale od początku roku wytrwałam bez większych wpadek, a zatem powinnam dorwać jeszcze dłużej, lecz dostanie w ryj następny raz mi nie wadziło; postanowiłam ogarnąć się jako tako i grzecznie spytać się zastępcę naszego nieobecnego wychowawcy, gdzie przesiaduje nauczyciel historii. Dostałam adres dzięki nijakiemu Francisowi oraz oczywiście za pomocą mych całuśnych warg, jakimi zjechałam po ciele wykładowcy nieco niżej niż powinnam.
Zadowolona z faktu, że otrzymałam karteczkę z miejscem zamieszkania naszego czarnowłosego przystojniaka, wybiegłam z uczelni, zlewając dwie lekcje, jakie mi pozostały.
~***~
Błądziłam wśród domów dobre kilka godzin, a w międzyczasie wprosiłam się do klubu w celu wypicia niewinnej ilości głębszych trunków, które nijak mogły mi zaszkodzić.
Po upragnionym czasie, pozwoliłam sobie na wyżyciu się na biednych drzwiach domu ciemnowłosego. Z początku usłyszałam burknięcie, następnie pospiesznie kroki, żeby w końcu ujrzeć nieco bladą, acz wciąż pełną chęci do życia, twarz Kuroo.
– To teraz mi wszystko wyjaśnisz, skoro mamy czas – wybiłam kostki u dłoni, aby na chwilę zdezorientować starszego i przecisnąć się do jego mieszkania. Uderzył mnie zapach mocnych, ale pociągających męskich perfum wraz z dymem papierosowym, jakie idealnie się ze sobą komponowały. Zagościłam w salonie seksownego łgarza, zajmując miejsce na wygodnej kanapie i próbowałam, chociaż w najmniejszym stopniu, przygniatać chłopaka wzrokiem, jednakże ten odwrócił się i skierował w bliżej nieokreślonym kierunku. Po chwili mego cierpliwego wyczekiwania, wrócił z kubkami, jakie postawił przede mną. Nie zajął miejsca blisko mego boku, a naprzeciw.
– Powiesz mi w końcu o co chodzi? – spytałam, przechylając głowę w lewą stronę. Pozwoliłam przesunąć się długim włosom po odsłoniętym biuście, jednak ten nie przykuł uwagi nauczyciela.
– Naprawdę nie wiem o co Ci chodzi, Mishuri – zapewnił i oparł łokcie na kolanach, przecierając twarz gładkimi dłońmi.
Objaśniłam mu to, jak wszystko wygląda z mojego punktu widzenia. Przyjął to na klatę, ze stoickim spokojem, ale coś zmusiło chłopaka, by poprosić o opuszczenie jego mieszkania.
W momencie, kiedy odszedł odstawić brudne naczynia, zgarnęłam puste kartki leżące na szklanym stoliku i nabazgrałam na jednej z nich numer telefonu wraz z nazwiskiem i imieniem osoby, do której on należy. Gdy do moich uszu dobiegł głuchy odgłos leniwych kroków, zwinnie i szybko wymknęłam się z domu, mimo wszystko, nieznajomego. Czy ja naprawdę myślałam nad czymś więcej? Znaczy, nikomu nie zaszkodziłaby jedna nocka w tę czy w tę stronę, ale chyba nie tylko nad tym rozmyślałam. Tajemniczy, zadziorny chłopak i na pewno niezaliczający się do głupiej grupy osób, bo przecież musiał edukować dzieciarnię i to dosyć dobrze, skoro sam Jiemma kazał udać mi się do jego klasy, grupy czy czego tam jeszcze, jednakże zapewne znowu coś nie pyknie i zamiast wylądować w dole – wyląduję w kanionie z burbonem, wódką, whiskey, seksem, HIVem i byciem dziwką na posyłki.
Do nocy snułam się po własnej sypialni, bez śladowych chęci na prowadzenie bolesnego żywotu.
~***~
Z rana otworzyłam ciężkie powieki, dzięki wibracjom, wydobywającym się z leżącego nieopodal urządzenia. Budzik w telefonie, ustawiony idealnie na 7.00, obudził mnie, wprawiając w zły nastrój. Westchnęłam, niby będąc wkurwioną tudzież zawiedzioną i niestety wciąż żyjącą. Zamknęłam oczy, ale nawet Kraina Snów nie pozwoliła na ukrycie smutków i żali, których tak cholernie bardzo nie chciałam wydać światu.
~***~
Wieczorem nawiedziło mnie połączenie od niewiadomego numeru, lecz po usłyszeniu chrapliwego głosu po drugiej stronie słuchawki, poczułam dziwne skurcze w podbrzuszu, a te mógłby być spowodowane tylko i wyłącznie jedną osobą – to dzwonił Kuroo.
– Spotkajmy się za chwilę w klubie Dark Rose. W sumie to musimy się spotkać – po wypowiedzeniu tych słów, szybko przerwał połączenie, a mnie zostawił nad typowym dylematem, jakim był "Co ubrać?". W pośpiechu zarzuciłam krótką, jednokolorową bluzkę i spódniczkę, którą w sumie był samotny pasek materiału odkrywając zbyt dużo, a na dodatek o szerokości nie większej niż ludzka dłoń. Wypadłam z mieszkania, nie fatygując się nawet, by je porządnie zakluczyć, i truchtem pobiegłam do wyznaczonego mi miejsca. Już na wstępie powitał mnie mężczyzna prowadzący zajęcia za naszego Tetsurou – Francis. Podszedł bardzo blisko dziarskim krokiem i zamruczał do ucha:
– Chyba poproszę Kuroo, by częściej znikał, bo jesteś genialna w sprawianiu mi przyjemności. Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, niegrzeczna – złapał mnie za policzki i zachłannie wpił w wargi. Nim objęłam jedno z jego bioder nogą, poczułam palce wbijające się w ramię, które tym samym nakazały do wycofania się z namiętnego pocałunku. Odkleiłam się od Francisa i na ułamek sekundy potulnie skierowałam się za osobą, jaka przerwała nam tę cudną chwilę. Dopiero wtedy, gdy zorientowałam się, że był to Kuroo, wyrwałam się mu z narastającym gniewem.
– No co jest?! Co znowu nie tak?! K*rwa jego mać, Kuroo! No powiedz w końcu, co jest nie tak! – krzyknęłam w jego stronę, lecz ten zajęty był papierosem. Wypuścił z drżących warg obłoczek dymu, jako uderzył mnie w twarz, wprawiając w krótkotrwały kaszel. – Przecież mieliśmy porozmawiać. Nic w tym nie przeszkadza – zaczęłam lamentować, ale z opłakanym skutkiem. Czarnowłosy zwrócił się ku mnie, a jego oczy wyrażały "Jak to nic w tym nie przeszkadza? Gdybyś się tylko z nim nie lizała, byłoby inaczej, sama wiesz". Mimo wielu przeczności, wypluł peta i przyciągnął mnie do siebie. Nasze twarze były zbyt blisko, zdecydowanie za blisko, lecz starszak i tak to wykorzystał. Już po chwili poczułam jego gorące wargi na swoich, składających mokre pocałunki, jakie zostały przerwane. Mężczyzna odwrócił się i poszedł w swoją stronę, zostawiając mnie na bruku i okrzykami z wnętrza klubu.
Zniknął i zostawił.
~***~
Gdy znalazłam się pod drzwiami Kuroo, wiedziałam że będą one zamknięte, podobnie jak jego serce i mały świat, jakim się otaczał i w którego skład wchodził alkohol oraz samotność. Okrążyłam dom, łapiąc w dłoń nieduży kamień, jaki nawinął mi się pod nogi. Zatrzymałam się przed jednym z okien lokum i bez chwili namysłu – rzuciłam w szybę niewielką skałką, tak czy siak tworząc niezły hałas. Okręciłam się wokół własnej osi, chcąc przybrać formę lisa, w jakiej od dawna nie pokazywałam się innym na oczy. Przeskoczyłam między odłamkami szkła, nieco kalecząc futrzany bok, ale jednak dostając się do upragnionego środka. Na poduszkach małych łap, niemalże niesłyszalnie podkradłam się do salonu, gdzie zastałam chłopaka z kieliszkiem w dłoni. Szybko go przechylił i wypił całą zawartość szkła w tym momencie, w którym do niego doskoczyłam. Wypuścił kieliszek z dłoni, tłukąc naczynie na małe kawałeczki, natomiast ja niezgrabnie wylądowałam na puszystym tyłku, powoli odzyskując ludzką postać. Nieco kręciło mi się w głowie, ale zdołałam wstać i chwiejnie dopaść się do miejsca obok chłopaka. Popatrzył na mnie, nie kojarząc już faktów, a wprawiłam go w totalne zdumienie, kiedy z ogromną chęcią zasiadłam na jego kolanach, przodem do chłopaka. Oparłam dłonie na jego silnych barkach i popchałam na oparcie kanapy.
– Pokaż mi to, co obiecałeś, a potem porozmawiamy. Wtedy Ciebie zrozumiem, naprawdę. Tylko wyjaw mi to, co tak dręczy Twoją osobę od naszego pierwszego spotkania – przesunęłam palcem po dolnej wardze mężczyzny, na której złożyłam delikatny pocałunek. – A Twój przyjaciel Francis, to ciota, nie przejmuj się nim – na ten fakt, Kuroo uniósł kąciki ust.
– Tylko ode mnie nie ucieknij, jeśli pokażę Ci, o co tak naprawdę chodzi, dobrze? – poprosił z niewinnym uśmiechem, który po prostu mnie oczarował.
– Daj zobaczyć, a po tym porozmawiamy. Powiesz mi, co Ciebie skłoniło do wzięcia chwilowego chorobowego i tak dalej, i tak dalej – mówiąc, ocierałam ustami o jego. – Daj poczuć, co czułeś przez ten czas – zakończyłam tajemniczo, a chłopak mocno złapał mnie za biodra.
– Skoro takie Twe życzenie – uśmiechnął się szeroko i drapieżne.

[ Kotku? Chyba się domyślasz, o cóż chodzi mi i Mishy, prawda]
Ilość słów:
1531

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz