1 mar 2018

od Daigo - cd Cornelii

Daigo przełkną ślinę i poczuł, jak chłodne ostrze na ułamek sekundy jeszcze mocniej przyciska się do jego gardła, niemal przecinając delikatną skórę. Uśmiechnął się swoim łagodnym, nieśmiałym uśmiechem do ciemności zaułka, w który właśnie tak niefortunnie skręcił, i postarał się rozluźnić. Jego urocza towarzyszka prawdopodobnie przejrzała jego zamiary, gdyż uścisk przybrał na sile.
Nóż na gardle i groźby. Ha, jak za starych czasów!
- Oczywiście, słyszałem o kimś takim, jak Cornelia - zapewnił ugodowym tonem, jakby ucinał sobie właśnie przyjemną pogawędkę z sąsiadką z naprzeciwka, która po raz kolejny wpadła pochwalić się swoimi robótkami ręcznymi i wyłudzić od niego nowe szydełka. Poruszył głową; zamierzał skinąć, ale nagle się rozmyślił, uznając, że taki ruch mógłby skończyć się dość...niefortunnie. - Trudno było nie usłyszeć po tym, co ostatnio wydarzyło się...
- Nie zmieniaj tematu - syknęła mu wściekle do ucha.
Zamilkł, gdy nóż zmniejszył odległość od jego szyi o dość znaczący milimetr, dając źródło cienkiej stróżce krwi, która wydała się magowi zaskakująco chłodna. Tak, bez wątpienia miał do czynienia z kimś, kto władanie ostrzami opanował mistrzowsko, a i najwyraźniej zabijanie nie było mu obce. Może i nawet faktycznie dziewczyna była TĄ Cornelią, kto wie. Z pewnością używały tego samego rodzaju magii.
Powinien zaryzykować i uderzyć już teraz? 
Bez wątpienia zdążyłby zmaterializować ostrze i dotkliwie ją zranić, nim by z nim skończyła. Właśnie, tylko zranić. Jego towarzysze - oraz prawdopodobnie przypadkowi przechodnie również - wciąż byliby zagrożeni; szczególnie jeżeli nie przybyła do Magnolii sama.
Nie, to nie miało sensu. Powinien najpierw znaleźć sposób na ostrzeżenie członków gildii...tylko jaki?
Gonitwę myśli niespodziewanie przerwał kolejny syk rzekomej Cornelii, ewidentnie tracącej już cierpliwość.
- No? - Poczuł jej ciepły oddech na uchu, tak zabawnie kontrastujący temperaturą z chłodem nasiąkającego wciąż powoli krwią kołnierza. Wydało mu się, że coś mignęło w głębi zaułka, ale nie miał czasu głębiej się nad tym zastanowić. Z zaskoczeniem odkrył, że przestaje czuć zimno ostrza, które powoli nagrzewało się od jego skóry.
Cóż, musiał jej przyznać, że jak na kogoś o takiej prezencji, miała w sobie zaskakujące pokłady cierpliwości.
 - Nie ma potrzeby uciekać się do przemocy - odezwał się znowu tym samym łagodnym, uspokajającym tonem. Czuł się jak głupiec próbujący przemawiać do dzikiej bestii w nadziei, że tej spodoba się brzmienie jego głosu i nie rozszarpie go na strzępy. Wiedział, że miarka powoli się przebierała, że jeżeli będzie zwlekał jeszcze chociaż chwilę, stróżka zamieni się w morze krwi. Ale już prawie to miał. Jeszcze tylko chwila... - Jakkolwiek dziwnie nie brzmiałoby to z ust kogoś takiego, jak ja, przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem. Porozmawiajmy - poprosił, lekko zmieniając tonację. Idealnie, idealnie. Kontynuował, nie pozwalając, by pomyślała, że znowu zamierza zmienić temat. - Powiem ci, do czego ja i moi towarzysze zdążyliśmy dotrzeć, odkąd powierzono nam misję odszukania reliktu. A jest tego naprawdę niewiele - jak sama wiesz, dokładne położenie ruin jest nieznane, a z pozostałości starożytnych skryptów i zapisków podróżników trudno wywnioskować cokolwiek. Mam jednak to.
Nie stawiała oporu, gdy oswobodził rękę i powoli wsunął ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Strużka magii zatańczyła dyskretnie na jego palcach i zgasła, pozostawiając w kieszeni świstek papieru - dokładną kopię mapki z jego obecnie ulubionej, ręcznie ilustrowanej księgi. Przedstawiała parę punktów na zalesionym, górzystym terenie, przypominającym wszystko i nic, szczególnie gdy pozbawiło się ją rzeczy tak istotnych jak legenda i tytuł.
- Według jednego z tekstów, którego fragment udało nam się znaleźć, relikt można zlokalizować na podstawie ustawienia pewnych posągów. - Bał się kłamać, nie zamierzał jednak też wyjawiać jej pełnej prawdy. W wyniku tego otrzymał półprawdę okraszoną właściwymi instrukcjami, mapką z książki relacjonującej wyprawę naukową ornitologa sprzed dwóch dekad, kurhanami przeistoczonymi w posągi i stekiem całkiem nowych, prawdopodobnie brzmiących informacji. Miał tylko nadzieję, że nie uzna, że za szybko udało jej się wyciągnąć z niego takie informacje.
Wyrwała mu świstek z dłoni i podejrzliwie otaksowała wzrokiem jego zawartość, na chwilę minimalnie rozluźniając uścisk.
To była chwila, na którą czekał.
Napiął mięśnie, gotowy do działania...I nie zdążył nawet kiwnąć palcem.
Nagłemu rozbłyskowi towarzyszyło uderzenie gorąca. Daigo poleciał do tyłu, a gdzieś między chwilami przytomności a zaćmieniami powodowanymi bólem dostrzegł, jak Cornelia uderza o ścianę budynku naprzeciwko.
Ktoś, kogo w obecnym stanie mag był w stanie opisać jako istotę składającą się wyłącznie z połów powiewającego karminowego płaszcza, zbliżył się do dziewczyny i przycisnął ją butem do ziemi. Wydobycie mapki z jej zaciśniętej dłoni zajęło mu chwilę, a gdy w końcu mu się to udało, ponownie cisnął nią o ścianę. Następnie posłał ku Daigo kolejną falę energii i...cóż, magowi trudno było określić, czy zniknął, czy po prostu odszedł, bo na chwilę urwał mu się film.
Nie mógł być nieprzytomny zbyt długo, bo gdy się obudził, zaułek - nie licząc leżącej na wznak Cornelii i jego - wciąż był ciemny i pusty. Jęknął i postarał się usiąść, a gdy mu się to udało, spojrzał badawczo w stronę członkini mrocznej gildii. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem w milczeniu.

Cor? Odżyłam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz