1 lut 2018

Od Blair - „Misja Sierocińca”

Wszystkie dni zaczynają się tak samo. Nie ma co tu opowiadać o nim. Choć tym razem zamiast pięknej pogody był deszcz. Niebo całe czarne owiane zimnym wiatrem, w powietrzu unosi się zapach spalenizny. Pewnie piorun gdzieś trafił. Nie miałam większej ochoty na nic, więc ruszyłam się cieplej ubrać. Założyłam jedną z moich słynnych sukienek. Strój miały dopełniać buty, zakolanówki oraz płaszcz. Włosy zaplotłam w moje słynne długie kucyki. Nie przejmując się czasem, ruszyłam, aby zrobić makijaż. Choć prawie nie muszę nic robić, to samo wychodzi. Obejrzałam się w lustrze i głęboko odetchnęłam, aby następnie ruszyć na odprawę. Podobnież jakiś bardzo ważna misja jest i każda para rąk, uszu i oczu się przyda. Serio, mistrz myśli o tym, aby mnie wysłać. Siva stała obok mnie już, nawet nie zauważył jej. Jest jak trzecia noga albo ręka. Więc nawet nie muszę jej wołać, ona sama przybiega, czasem się pojawia. Będąc w gildii czasem, nie chce mi się iść do domu. Ruszyłam się, aby zająć jakieś wygodne miejsce. Czy to początek, środek czy może koniec.? Jest to całkowicie obojętne. Zdziwiła mnie jedynie jedna rzecz. Nikogo oprócz mnie nie było. Może przegapiłam, gdy chciałam już wstawać, wtem podszedł do mnie mistrz.
- Blair dobrze, że jesteś. Jest dla ciebie misja. Teraz ci wszystko powiem, tyle, co wiem. Niedawno istniał pewien sierociniec, lecz zniknął w niewiadomych okolicznościach. Jednemu dziecku udało się zbiec, dziewczynka opowiedziała, że właściciele bodajże "domu opieki" to źli naukowcy, którzy testują działanie niektórych magii na niechcianych dzieciach. Nikt nie jest w stanie ich zlokalizować. Masz znaleźć to miejsce i uwolnić z niego wszystkie niewinne i młode osoby, resztę możesz mi dostarczyć, albo też zabić. To już jest twoja decyzja. Najlepiej, gdybyś teraz wyruszała. Ta dziewczynka mówiła o mieście duchów. Jest na północ stąd. Więcej ci nie pomogę, musisz sama sobie radzić. - powiedział. Zanim jednak odszedł, wręczył mi jakieś zbędne rzeczy. Był tam jakiś kompas, notes i coś dziwnego może to muszla albo też coś innego. Nic nawet nie powiedział, gdyż jak spojrzałam ponownie na miejsce, gdzie przed chwilą stał. Nie było, go już. Zniknął, szybko i niezwykle cicho. Wstałam, głaszcząc Sive po pysku. Zabrałam te rzeczy i ruszyłam się przebrać w wygodniejszy strój. Przecież nie zabawiłam długo w tym, co jeszcze. Oszczędziłby mi zachodu, gdybym wiedziała to wcześniej. Po dziesięciu minutach byłam w pokoju. Spakowałam do mini torby czy też plecaka te rzeczy oraz jakiś prowiant. Trzeba coś zjeść, zawsze też można okraść kogoś. Jak niekiedy to robiłam. Ubrana, wraz z mieczem na plecach, gdyż to nieodłączny element tegoż też stroju. Miałam już ruszać, lecz wpierw chciałam jeszcze raz sprawdzić, czy wszystko mam. Po sprawdzeniu miałam. Wyszłam na dach wraz z Sivą. Chciałam poczuć wiatr, ten północny. Zamknęłam oczy i można powiedzieć, iż połączyłam się z wiatrem. Pozwoliłam, aby mnie prowadził. Można też powiedzieć, iż to moje oczy i uszy. Słyszałam wiele głosów i wiele różnych rozmów. Wyłapywałam te najważniejsze.
Gdy ponownie otworzyłam oczy,udałam się w miejsce, gdzie było mówione o tych "porwaniach". Zjawiłam się obok nich niezauważona.
- Dobrze więc, znacie położenie sierocińca. Skoro wiecie, co się tam wydarzyło, to mnie zaprowadźcie. - mówiłam to naprawdę spokojnym głosem.
- Dziewczynka się zgubiła. Chłopaki patrzcie, przyszła się zabawić. - ryknął jeden. Tłusty jak beka. No skoro chce się tak bawić to w początku. Uśmiechnęłam się szyderczo. Wyjęłam miecz i przecięłam jego brzuch. Zrobiłam, to tak szybko nawet nie zauważyli mnie, gdy stanęłam za nimi. Jak tylko schowałam miecz, dopiero się zorientowali, co się wydarzyło. Ich kumpel leżał martwy z wnętrznościami na wierzchu. Ich oddechy były nie równe, może się wystraszyli. Choć wątpię w to.
- Pytałam się tak, odpowiadaj, albo twój drugi koleżka padnie. - wysyczałam. Jedynie się śmiał. Wyjęłam sztylet i pojawiłam się przy nim. Ostrze delikatnie przecinało jego szyję. Drugi się ruszył. Niestety wylądował na ścianie z moją stopą na gardle. Powoli zaczęłam dociskać. Tamten coś zaczął mówić do drugiego. Jak ładnie, można było tak od razu.
- Dobrze powiemy, co wiemy. Puść nas, zaprowadzimy cię tam. - tchórze, bo tylko tyle można powiedzieć. Zachęciłam ich do mówienia. W następujący sposób. Ten, co miał sztylet na szyi, jeździłam po jego odkrytej skórze owym ostrzem. Natomiast drugi oberwał w brzuch i nos. Nie ma tak łatwo.
- Mówią o kilku miejscach. Miasto duchów często się powtarza. Jest tam w głębi gdzieś laboratorium podziemne. Tuż pod sierocińcem. Zaprowadzimy cię, tam pokażemy drogę. - mówił to jeden to drugi. Szłam za nimi, aby mieć na oku. Nie chciałam tracić noży na rzucanie ich. Choć zawsze mogłam użyć magii. To dopiero na koniec naszej wędrówki albo bardziej ich. Nie przepadam za spoufalaniem się z takimi śmieciami. Siva szła obok mnie. Zrobiliśmy postój w lesie. Nie miałam ochoty na sen.
- Nie myślcie o ucieczce. Nie uda wam się ona. Jedynie stracicie swoje marne życia. - powiedziałam obojętnie, jedząc i podałam też wilkowi coś na ząb. Nawet nie zauważyłam, iż ta dwójka ma znaki gildii. Czy nie unią się bronić? Może zostawili to na koniec. Okazało się, jednak iż jeden wrócił, a drugi z kreską na szyi zakatował mnie jakaś magią. Obroniłam się skutecznie, wykorzystując do tego moja magie. Tworzyłam wokół niego tornado, odbierałam mu powietrze. Co chwila zaciskało się coraz bliżej niego. Skoro chce walczyć, to proszę bardzo. Dostanie to, na co zasłużył, ze mną się nie zaczyna. Jeśli to zrobisz, zginiesz. Wzniosłam go wysoko ku niebu, aby następnie rozszarpać. Pozostałości spadły jako deszcz krwi. Nie miałam, chęci już tu zostawać dlatego ruszyłam. Został jeden, doprowadził mnie na skraj wzgórza. Gdy spojrzałam na dół, dostrzegłam kryształy, diamenty, lodowce. W środku tych skał byli ludzi, choć może pozostałości ich. Lepiej to określa to, co się w nich znajdowało. Chłopak już nie chciał poprawnie funkcjonować, więc go zepchnęłam z krawędzi wzgórza. Krzyk, który wydobywał się z jego gardła oraz łamanych kości zaskoczył mnie nieco.
Delikatnie się wychyliłam i widziałam jego ciało nadziane na kryształ. Choć w sumie mogłam podziękować. Zabrał mnie tu, no ale po co mi świadkowie. Nie są tu potrzebni. Wykonam misje i wracam. Będę mogła zabawić się z po pierdolcami, bo kto normalny porywa dzieci i eksperymentuje na nich. Normalnie po pierdoleńcy, tacy ogromni i tak samo będą cierpieć. Gdyby wpompować im coś do krwi i patrzeć jak ich ciała zostają, rozrywane może odechce się im czegoś takiego.
Zeskoczyłam ze wzgórza i bezpiecznie wylądowałam z Siva. Ruszyłam, przyglądając się tym lodowym postaciom. Czasem przystanęłam, żeby się upewnić. Tak jak się spodziewałam, to były martwe dzieci. Miały ubytki w ciele, blizny. Musieli im coś pośmiertnie wycinać. Co oni wyprawiają? Tworzą zombie magów czy co. Może armię, nic dodać, nic ująć. Trzeba się ich pozbyć i uratować dzieciaki. Szłam drogą wyznaczoną z kryształów lodowych. Była mgła, spróbowałam użyć mocy. Jednak magia leczenia mi pomogła, ta mgła raniła ciało. Wzięłam głęboki wdech, po czym wypuściłam z ciała ogromny strumień ciemnego powietrza w stronę mgły. Co dziwnego zadziałało, mgła zniknęła. Czekałam kilka minut, zanim jednak ruszyłam dalej.
Po całkowitym zniknięciu mgły mogłam ujrzeć stary budynek. Ostrożnie podchodziłam, próbowałam wyczuć jakieś pułapki. Udało mi się wytworzyć wokół dłoni dwa strumienie ciemnego wiatru, które kręciły się wokół własnej osi. Następnie rzuciłam w stronę przeciwników, którzy byli ustawieni w grupie. Nim im się udało, już w ich ciała zostały pochłonięte w dużym czarnym huraganie. Nie mieli szans, a ja nie chciałam się zatrzymywać tutaj. Muszę znaleźć dzieci, pozbyć się tych śmieci. Zniszczyć to miejsce i uwolnić tutejsze dusze, aby mogły w spokoju udać się na spoczynek. Jeszcze trzeba wrócić do gildii na spoczynek. Nagroda to też istotne jest. Oby była wysoka niech mi wynagrodzą tą przygodę życia.
Po pokonaniu poczwarek ruszyłam dalej. Weszłam po cichu do budynku, Siva trzymała się blisko mnie. No nie wiem, czy to był dobry pomysł, aby ze mną wybierała się na tę niebezpieczną podróż. Przecież i tak by nie została, to teraz musi się mnie pilnować. Siva ułatwiłam nieco sprawę, gdyż znalazła drzwi prowadzące do piwnicy. Otworzyłam drzwi i powoli schodziłam po schodach. Była jakaś winda. Weszłam do niej z wilkiem i nacisnęłam przycisk na -20, piętro. Ciekawe to miejsce jest. Winda jechała, zagłębiając się w podziemie. Jednak po dwudziestu minutach stanęła. Drzwiczki powoli się otworzyły, kliknęłam, aby winda się zatrzymała i nic nie mogło się z nią stać. Będę mieć drogę ucieczki. Na wszelki wypadek wstawiłam między drzwiczki jakieś metalowe pudło. Ruszyłam, rozglądając się uważnie, wchodziłam do każdego pomieszczenia. Znalazłam dzieciaki. Były tak strasznie wychudzone i wymęczone. Pełne siniaków, blizn. Aż szkoda mi ich jest. Gdy mnie zauważyły, nawet nie ruszyły się z miejsca. Zapewne się bały. Po chwili usłyszałam jakiś huk. Spojrzałam tam i rzuciłam w człowieka sztyletem. Padł. Dzieci to widziały.
- Chodźcie ze mną, zabiorę was, daleko stąd. Znajdziecie dom, bezpieczne schronienie. Jeśli będzie trzeba mój opiekun, zostanie też waszym. - pokazałam im ruchem dłoni, aby kierowały się do windy. Choć nie chciały. Zostały ze mną i pokazywały to kolejne pokoje. Koniec końców znalazłam dwadzieściorga dzieci. Tylko tyle zostało. Pokazały mi pokoje, gdzie stawała im się krzywda. To było wyjęte jak z horroru albo kiepskiego żartu. Jednak zostaliśmy zauważeni przez strażników. Zmiotłam, ich delikatnie rozrywając. Szliśmy dalej. Było jakieś duże pomieszczenie. Na środku było łóżko, a na nim dziecko. Jakieś kable i różne ustrojstwa tam były. Inne były za hibernowane, kolejne martwe. Zabiłam wpierw sprawców. Dziecko na łóżku i w komorze hibernacji było ledwo co żywe. Starsze dzieci wzięły tego malca z łóżka, a ja zajęłam się tym w kapsule. Otworzyłam ją i niemal usłyszałam syreny. Dziecko dałam na wilka i nakazałam im zmykać. Wyjęłam miecz i ich po kolei zabijałam. Bez litości, bez skrupułów, bez żalu. Nie zasługują na to nawet. Widziałam jakieś błyskotki i zabrałam je, przypominały mi coś...
***
Aż dziwne udało nam się uciec, pokazałam dzieciakom, gdzie mają stanąć. Siva ich pilnowałam. Użyłam mojego specjalnego ataku, aby zniszczyć doszczętnie to miejsce. Zgromadziłam ciemny wiatr wokół dłoni, który następnie otoczył całe ciało, tworząc pierzaste powietrze w kształcie płatków róż, które następnie wysyłam w stronę starego budynku w postaci skrzydeł. Ten atak zniszczył doszczętnie, wszystko dodatkowo budynek zapadł się pod ziemie. Kryształy się rozpadły. To miejsce wyglądało jak po przejściu tornada.
Odwróciłam się przodem do dzieciaków. Wzięłam jednego malucha i szliśmy bezpieczną drogą, powrotną. Użyłam mocy leczniczej na dzieciach, może to coś pomoże. Użyłam też wiatru, aby nieco ulżyć im w drodze. To w sumie można powiedzieć, że ich niosłam. Jakoś nie czułam zmęczenia. Tylko miłoby było, gdyby Acnologia się zjawiła i nieco mi pomogła. Niemal na zawołanie się zjawił. Pod postacią człowieka, stał nieopodal.
- Wzywałaś. Widzę, iż dobrze ci misja poszła, no to czas zabrać dzieciaki. - powiedział. Kiwnęłam tylko głową, a następnie wyjęłam butelkę i się jej napiłam. Choć zaraz obok było czyste źródło wody. Wyjęłam notes, bo jakoś nie miałam jak wcześniej to zrobić. Były tam różne notatki, imiona i nazwiska dzieci. Acnologia zabrał na swoim grzbiecie większość dzieci. Kilka zostało ze mną. Choć tym razem mogłam z nimi ujeżdżać wiatr. Taką drogą była o wiele szybsza i łatwiejsza. W sumie to i tak musiałam się zatrzymywać, eh muszę szybko dotrzeć na miejsce. One nie dadzą rady. Jeszcze trochę i będziemy.
- Acnologia. - wymówiłam jego imię, a na swojej szyi poczułam chłodny oddech. - Musisz zabrać te dzieci, trzeba im pomóc. Jedno już umiera. - powiedziałam zła, choć było mi smutno. Wzięłam z wilka dziecko i nieco się oddaliłam od reszty. Chciałam zostać sama. Łzy same mi napływały do oczu, dziecko ledwo co otworzyło oczy. Jego dłonie tak się trzęsły, nie miał już siły. Mimo to udało mu się wytrzeć moje łzy.
- Dziękuje. - powiedziało. Ostatnie tchnienie i ręka opadła, oczęta się zamknęły. Przytuliłam delikatnie martwe ciało do siebie. Łzy dalej leciały, choć po chwili. Wstałam i ruszyłam się, zrobiłam grób dla tego chłopca. Wciąż miałam jego twarz przed oczami. Po skończeniu dzieła. Siedziałam jeszcze przez kilka godzin przy nim. Przypominało mi się, moi rodzice i siostra. Poświęcili się dla mnie, teraz moja kolej. Wstałam i wróciłam do miasta. Siedziałam na dachu i patrzyłam na złodziejaszków. Gdy byli sami, zabijałam ich. Pewnego dnia dotarłam do siedziby głównej. Miałam szansę, aby ich powybijać. Choć tylko ich obiłam, każdy z nich był nieprzytomny. Jednak zostawiłam jednego. Trzymałam go dzięki wiatrowi. Zaciskałam powoli dłoń, chciałam go zabić. Jednak ktoś mnie zatrzymał. Złapał mnie od tyłu, przytulając, no i oczywiście wyniósł. Trafiłam do gildii, nie mówiłam nic.
- Wiem, co czujesz. Rozumiem twoją złość, smutek i frustracje. Tak jednak nie możesz działać, choć jesteś w mrocznej gildii. Blair wykonałaś swoją misję bardzo dobrze. Dzieci są bezpieczne, zniszczyłaś zagrożenie. Dobrze teraz idź, odpocznij. Porozmawiamy o twojej nagrodzie jutro. Dobra robota młoda. - powiedział mistrz.
Puścił mnie, a ja poszłam na górę. Wpierw wzięłam prysznic, żeby nie było na mnie tej krwi. Chciałam być czysta. Tak czysta, to dobre słowo. Wyszłam czysta i pachnąca. Ubrałam się w piżamę, usiadłam na parapecie. Miałam na nim poduszki. Patrzyłam pustymi oczami na to, co jest na zewnątrz. Jednak po chwili zasnęłam, opierając się głowę o szybę.

Ilość słów: 2135

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz