21 sty 2018

Od Levy do Gajeela

   Biegłam przez miasto, mijając przeróżnych ludzi, którym nie poświęcałam nawet grama uwagi, którą w całości skupiłam na tym, by nikogo nie potrącić i przy okazji samej nie spotkać się z kamienną drogą. Co jakiś czas zerkałam w tył, by upewnić się, że Gardan nigdzie się nie zagubił, choć było to zupełnie bezcelowe. Jeśli ktoś z naszej dwójki miałby się zgubić, to prędzej byłabym to ja, niż ten kot z nadprogramowym ogonem. Mimo swojego bagażu, który wydawał mu się zupełnie nie ciążyć, całą drogę trzymał się tuż za mną.
   Tak bardzo nie mogłam się doczekać spotkania z przyjaciółmi i z mistrzem, tak dawno ich wszystkich nie widziałam! Brakowało mi naszych rozmów, śmiechów... Pozytywnego podejścia Natsu, waleczności Erzy, wspólnego czytania książek z Lucy i wymieniania się opiniami na ich temat. Miałam z nimi tyle wspomnień, każdego dnia żyłam z myślą, że kiedy tu wrócę. Tu do gildii Fairy Tail, do moich przyjaciół. 
   Zatrzymałam się przed wejściem do budynku gildii, czując jak ogarnia mnie nagłe wahanie i stres. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać nad tym jak bardzo zmienili się moi przyjaciele, sama gildia i ja sama. Czy ich poznam, czy w ogóle dalej tutaj są, może przenieśli się do innych miast, może są na jakiejś misji i zastanę praktycznie pustą gildię? A co jeśli...
 - Wybrałaś sobie kiepski czas na wahanie, Levy. - Chropowaty głos dobiegł moich uszu z dołu, gdzie zaraz potem skierowałam swój wzrok. Szerokie rondo kapelusza z uszami zasłaniało Gardana praktycznie w całości, jedynie dwa ogony poruszały się poza obrębem, który zasłaniał. 
 - Ale co jeśli mnie nie poznają? Albo jeśli ich nie ma? Albo zmienili gildię i nie należą już do Fairy Tail? A co jeśli na jakiejś misji coś poszło nie tak i... - Niebieskie kocie tęczówki popatrzyły na mnie z politowaniem, sprawiając, że natychmiast zamilkłam, nim zdążyłam wypowiedzieć jeden z gorszych scenariuszy narodzonych ze strachu w mojej głowie. 
 - Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. - Odparł spokojnie, przeżuwając w pyszczku źdźbło trawy. Podniosłam głowę, spoglądając na wejście do budynku. Kot miał rację, nie dowiem się, dopóki nie spróbuję, więc... Zacisnęłam dłonie w pięści, kiwając lekko głową, jakby chcąc pokrzepić samą siebie, po czym pchnęłam drzwi, wchodząc do głównego pomieszczenia. 
   Mój wzrok od razu padł na niską postać siwego mężczyzny, stojącego na drugim końcu głównej sali. Z reguły niewielkie oczy rozszerzyły się teraz do tego stopnia, że prędzej nazwałabym je złotymi monetami, a uśmiech, który wykwitł pod gęstymi wąsami był chyba najszerszym jaki przyszło mi widzieć przez ostatnie pięć lat. 
 - Levy, moje drogie dziecko! - Zawołał, rozkładając szeroko ramiona. Podbiegłam do niego szybko, zostawiając swojego towarzysza przy wejściu i przytuliłam mistrza. Początkowo czułam się trochę nieswojo, Makarov był jedną z niewielu osób niższych ode mnie, a będąc poza Magnolią zupełnie się ode tego odzwyczaiłam, gdyż otaczały mnie jedynie wyższe osoby. A tu nagle ktoś niższy... 
 - Levy-chan! - Wszędzie rozpoznałabym ten radosny głos tak dobrze znanej mi blondynki. Starszy mag puścił mnie, pozwalając się odwrócić do dwójki szeroko uśmiechających przyjaciół. 
 - Lucy! Natsu! - Krzyknęłam szczęśliwa, podbiegając do nich i przytulając ich najmocniej jak tylko umiałam, oczywiście z wzajemnością, co prawie skończyło się połamanymi żebrami. Potem pojawiła się jeszcze Erza, która także przywitała mnie ciepłym uściskiem. Mieliśmy tyle do nadrobienia, tyle do opowiedzenia sobie nawzajem o tym co się pozmieniało, kto przybył, kto odszedł... Jednak nim do tego doszło, mistrz poinformował mnie, że ma dla mnie zadanie i chciałby je ze mną przedyskutować. Obiecałam przyjaciołom, że wieczorem spotkamy się wszyscy razem, żeby opowiedzieć sobie najnowsze wieści, po czym udałam się wraz z Makarovem na krótki spacer po gildii. 
 - Levy, ostatnio do naszej gildii dołączył ktoś wyjątkowy... - Zaczął, kiedy tylko zostaliśmy sami. Rozglądałam się ciekawie po pomieszczeniach, sprawdzając jak wiele się zmienił, ale jednocześnie uważnie słuchałam słów mężczyzny. - Nie jest przyzwyczajony do takiego życia, jakie my prowadzimy. Potrzebny jest ktoś kto go w to wprowadzi, pokaże jak to wszystko u nas działa, a jednocześnie będzie miał na niego oko. Wiem, że dopiero wróciłaś i nie chciałbym cię juz na dzień dobry wykorzystywać, ale wydajesz mi się najodpowiedniejszą osobą do tego.
   Zatrzymaliśmy się przy jednym z okien, które wychodziło na miasto. Przez chwilę oboje w milczeniu przyglądaliśmy się ludziom za zewnątrz, którzy w pośpiechu mijali nasz budynek. Większość z nich była tak pochłonięta swoimi sprawami, że nawet nie wiedzieli o tym, że ktokolwiek im się przygląda. 
 - Mogłabyś to dla mnie zrobić, moja droga? 
 - Oczywiście, że tak, mistrzu. - Popatrzyłam na niego z szerokim uśmiechem. - Mogę zacząć od zaraz. 
   Ustaliłam z magiem jeszcze pewne szczegóły odnośnie tego zadania, między innymi, że ta rozmowa pozostanie tylko pomiędzy naszą dwójką. Następnie wyszłam na miasto, w poszukiwaniu mężczyzny o imieniu Gajeel. Niewiele mi to mówiło, ale nie miałam co do niego najlepszych przeczuć, podobnie zresztą co mój towarzysz, który oczywiście poszedł ze mną. Nimo nienajlepszych przeczuć, byłam naprawdę ciekawa jego osoby, dlatego przyspieszyłam kroku. 


<Gajeel? Zabij mnie za tą końcówkę, gomene! v.v >


Ilość słów: 817

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz