28 sty 2018

Od Kris'a c.d Alistair'a


Nie spodziewałem się po nim czegoś ....eee.. takiego. Nie chciał znać mej prawdziwej osoby... Oni znali mnie wcześniej i widzieli kim tak byłem, zwłaszcza jak traciłem panowanie nad demonem swoim. Dlatego nazywali mnie potworem. Mam momenty, że trudno mi się kontrolować i pierwszy demon bierze górę nad moją osobowością. Jednak musiałem mu przyznać rację w sprawie ignorowania wszystkiego. Jura mnie znalazł. Opowiedział mi o dziwnych tablicach  i opowiedział mi o misji, za którą otrzymał jajo. Pomyślał, że mi je da, bo ja lubię takie typu rzeczy, ale dodał iż nie wie co to za jajo. Poprosił mnie bym to - tą tablice i kawałek naszyjnika - zbadał, a w myślach pomyślałem iż poszukam również też informacji o tym jajku, choć jednocześnie kazał mi uważać, gdyż to może mieć związek z Tartarus. Skinąłem głową, że rozumiem. Dodał również, że na chwilę obecną sam mam robić zadanie aż do czasu dopóki nie znajdzie osoby, która ze chce mi towarzyszyć. Mówiąc szczerze wątpiłem by kogoś znalazł chętnego na mojego towarzystwa. Poszedłem do budynku gildii, ale skierowałem się bardziej w głąb gildii niż bym miał siedzieć przy innych. Poczułem jak wzrok Alistair'a mnie odprowadza za drzwi. W głównej sali zastałem Ooba'e, która pokazała mi dziwną tablicę. Nie wiem, ale skądś je znałem. Usiadłem i zacząłem rozszyfrowywać słowa z tablicy, by wiedzieć do czego się doczepić lub gdzie szukać. Było coś takiego na niej napisane:
ایک طویل سائے جادو کی تمام زمین پر ہے
شمالی سے، اندھیرے نے اپنے پرنٹ پھیلاتے ہیں
ٹاور ہلا کر رہا ہے اور قبروں پر گراؤنڈ کر رہے ہیں. فینکس اٹھیں گے ...
وقت مر گیا ہے ...

Siedziałem i sprawdzałem różne księgi z naszej gildii, ale nic. Westchnąłem i pogłaskałem mego pupila, który łaził po całej sali. W końcu znalazłem odpowiednią księgę, która opisała tylko te znaki, ale nie było wzmianki o jaju. Co to było za jajo, które Jura mi dał? Czy to, co z niego się ma wykluć ma coś wspólnego z tą tablicą? Nudziła mnie ta misja jaką zlecił mi Jura, mówiąc iż chce sprawdzić moją współpracę.. Ciekawe z kim?  Usiadłem na krześle i zacząłem tłumaczyć poszczególne wersy. Wynikało z nich, że gwiazda spadnie i umrze. Ale co to miało znaczyć? Musiałem więcej przetłumaczyć. Udało mi się to przetłumaczyć:
Na wszystkie krainy magii  długi cień się kładzie
Z Północy ciemność rozpostarła skrzydła
Drży wieża, a do królewskich grobowców podpełza zguba. Feniks się przebudzi..
czas bowiem nadszedł na śmierć... 
Z Północy? Jaki kraj lub miasto leży na północ od Fiore?  Veronica leży, ale nie rozumiałem dlaczego z tego małego królestwa ma nadejść ciemność i ten feniks ....  Dziwne, ale muszę to jakoś ugryźć, a to oznacza wypad do Veronicy... Postanowiłem nie marnować czasu, ale co mam zrobić z tym jajem? Nagle do sali wszedł Jura z Alistair'em.. Bardzo szybko zrozumiałem, że to z nim będę wykonywał to śledztwo...  Chłopak posłał mi uśmiech, odpowiedziałem mu tym samym. Jura poinformował mnie, że to mój partner... Święty mag zaczął się za kimś lub czymś rozglądać.... W końcu spytał się mnie, gdzie jest jajo, które mi dał...  Odparłem, że na chwilę obecną mój pupil się nim opiekuje. Alistair był tym faktem chyba zaniepokojony, albo mi się zdawało, jednakże Jura był spokojny i bez niepokoju odparł, że to dobrze. Pokazałem Alistair'owi, co udało mi się już odkryć. Chłopak zgodził się, że trzeba wyruszyć do Veronica'i. Umówiliśmy koło posągu w parku, że tam się spotkamy. Po około godzinie zjawiłem się w umówione miejsce.  Chłopak zjawił się punktualnie. Spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę Veronica.  Jakoś nikt się nie odzywał do siebie.. Nie byłem przyzwyczajony, że z kimś podróżuję. W sumie jakoś tak dziwnie się czułem w towarzystwie innej osoby. Szliśmy w milczeniu, ale co któryś raz - no w myślach - próbowałem zacząć rozmowę lub zagaić, by chociaż coś zacząć.. No cóż nie wyszło mi ...
- Skąd masz to coś? - spytał Alistair
Zrozumiałem, że chodzi mu o mojego pupila, który akurat był obok mnie.
- Sam nie wiem. Odkąd pamiętam zawsze był przy mnie. Jura powiedział, że to on mnie wychował - no w sensie - nauczył jak małego dziecko może przetrwać.... - wyjaśniłem i wyprzedziłem trochę chłopaka...
Nie lubiłem rozmawiać o swej przeszłości, którą znałem jedynie z opowieści Jury. To on mnie wychował razem z pupilem i to ich uważałem za rodzinę. Potwierdziłem, że Jura nie jest moim prawdziwym ojcem, a prawdziwych nie znałem. Zatrzymałem go gestem ręki i wyjaśniłem, że jesteśmy obserwowani....Szliśmy dalej będąc już czujni. Widać było, że ktoś nie chciał byśmy poznali prawdę albo potrzebowali tego naszyjnika, a w zasadzie połowy... Udawaliśmy, że nie wiemy iż jesteśmy śledzeni. W dość szybki sposób dotarliśmy do Veronici.  Było to cudne i piękne miasto... Na każdym kroku było czuć magię, co było niesamowite... Zatrzymaliśmy się w jakimś hotelu. Alistair spytał mnie czy nie chcę wyjść pozwiedzać miasto, ale odmówiłem. Po chwili chłopak wyszedł, a ja zostałem sam, no prawie sam. W pokoju był mój pupil z jajem. Wyszedłem na balkon i spoglądałem w niebo, gdy .... ktoś mnie zaatakował. Kazałem pupilowi zabrać jajo i naszyjnik.  Byłem gotowy na walkę, ale przeciwnik zniknął, no tak mi się zdawało.  Po jakimś czasie wyszedł widząc, że nie dam się tak łatwo nabrać. Oznajmił, że nie dam mu rady, gdyż jest silniejszy ode mnie. Na jego ramieniu dojrzałem znak Tartarusu, czyli należał do nich, a więc to demon. Nie bałem się go, a nawet postanowiłem mu stawić czoła.  Ruszyłem pierwszy do ataku, co chyba było moim najgłupszym pomysłem iż dałem się tak łatwo sprowokować. Wróg użył nieznanej mi magii, co spowodowało, że szybko przeszedłem do defensywy. Po pewnym czasie zranił mnie, gdyż udało mu się złamać moją obronę. Kazał mi oddać naszyjnik, na co ja mu odmówiłem. W jego ręce dostrzegłem drugi kawałek naszyjnika. Wystarczyło go pokonać i zdobędę drugą połowę, ale co potem? Nie wiem. Co się stanie jeśli dwie części naszyjnika połączy się? Czy to właśnie po połączeniu naszyjnika ma odrodzić się feniks?  A może jednak źle zrozumiałem słowa? Spoglądałem na przeciwnika i myślałem czy nie użyć formy demona... Tej pierwszej....Jura mi zabronił jej używać, gdyż uważa iż nie mam nad nią kontroli. Druga forma jest słabsza od tej pierwszej, ale bezpieczna.  Zamknąłem oczy, ale moją chwilę nieuwagi wykorzystał mój przeciwnik by zadać śmiertelną ranę, przez co stękną i syknąłem z bólu... Czy w ogóle może jednocześnie syknąć i stęknąć?  Psiakrew! Muszę się skupić, bo będzie kiepsko ze mną!  zganiłem się w myślach ciężko wstając. Tym razem użyłem magii Skrytobójstwa. Miałem nadzieję, że da mi to przewagę, chociaż również mogłem się mylić, ale wolałem się upewnić przed użyciem formy demona. Nie myliłem się, no przynajmniej podejrzewałem to. Miałem rację, atak z ukrycia nic nie wskórał, ponieważ go uniknął.  Prychnąłem cicho i zastanawiałem się, co zrobić. Jak odkryć jego słabość, o ile on ją ma...   Chciałem zaatakować, ale upadłem przez ranę, która mocno krwawiła. No cóż ... Jednak nie miałem wyboru i postanowiłem użyć formy demona. Zamknąłem oczy i zmieniłem się w go. Ludzie wokół zaczęli krzyczeć i uciekać w popłochu... Ryknąłem głośno i przeraźliwe. Zaraz po tym ruszyłem do ataku na mego wroga. Nie kontrolowałem swego gniewu i nienawiści w tej formie, a za to ta forma pobudzała te uczucia. Zamknąłem go w klatce, a potem nabiłem go na swój kolec, który wystawał z mej ręki. Jednakże przeciwnik również stał się demonem i nasza walka była prawie wyrównana. Prawie, ponieważ ja byłem ranny, a on nie zatem miał on przewagę nade mną. Rzucił mną aż na chwilę straciłem przytomność... Kiedy się ocknąłem przede mną stał Alistair, a obok niego jakiś duch. Ja natomiast byłem w formie demona jak i tamten. Mój towarzysz spojrzał na mnie, ale jego wzrok wyrażał lekkie przerażenie... Chyba dobrze odczytałem jego wyraz twarzy, jeśli nie to przepraszam. Podniosłem się z trudem, ale byłem gotowy na dalszą część walki. Alistair rzadko się wtrącał do walki jak mi mówił Jura... Zaskoczyło mnie to lekko, ale po chwili znów straciłem kontrolę nad demonem. Alistair coś tam krzyknął, ale nie wiem tylko co to było. Ja po prostu w tej formie szalałem.  Mimo iż mój przeciwnik był silniejszy ode mnie. Przerzucił mnie za siebie, a sam rzucił kulą ognia w stronę Alistair'a. Chłopak był w pułapce, gdyż po moim upadku na tamten budynek on się zawalił i zagrodził drogę ucieczki. Część demona chciała walczyć, lecz ja - ten prawdziwy ja - chciał pomóc Alistair'owi. Udało mi się chociaż na chwilę uzyskać kontrolę nad ciałem i osłoniłem Alistair'a, przyjmując na siebie siłę ataku i obrażenia. Spojrzałem na chłopaka, który również na patrzył, ale z uśmiechem. Coś tam rzekł o współpracy i miał rację, ale muszę wrócić do swej ludzkiej formy by to się udało. Jednak nasz wróg mnie zaatakował swymi kolcami czym mnie przebił na wylot. Moje oczy zaczęły świecić - a to był zły znak - zaatakowałem go potężnym zaklęciem, ale jednocześnie Alistair dorzucił od siebie coś, po czym wrócił on do swej formy. Możliwe iż bym szalał jeszcze, ale byłem wycieńczony i osłabiony po walce. Jednak wiedziałem, że musimy zniszczyć jeszcze naszyjnik, jeśli chcemy uniknąć odrodzenia feniksa. Jednakowoż przed śmiercią mężczyzna rzekł, że jest za późno. Ja w tym czasie wróciłem do swej ludzkiej formy.
- Wreszcie jestem sobą - westchnąłem z ulgą w głosie.
Wiedziałem, że to Alistair przywoływał mnie do porządku i nie pozwolił by demon całkowicie przejął kontrolę nade mną za co byłem mu wdzięczny. Chłopak podtrzymywał mnie bym nie zemdlał ani nie upadł na ziemię. Po uśmiechu przeciwnika stwierdziliśmy, że było ich więcej i udało im się zdobyć naszyjnik i go chyba połączyć. Nie czekaliśmy długo na potwierdzenie naszych obaw, gdyż poczuliśmy trzęsienie ziemi jak również usłyszeliśmy krzyki ludzi... Na serio? Nie mam ani krzty magicznej mocy, a nawet jeśli to starczy mi na jedną przemianę, jeśli to zrobię i przyjmę postać pierwszego demona to może się skończyć o wiele gorzej niż wcześniej. Trzeba było coś wykombinować. Zdjąłem ramię z chłopaka, który mnie podtrzymywał i powiedziałem mu, że musimy się rozdzielić. Mężczyźnie ten pomysł nie przypadł do gustu, a zważając na mój stan to mogło doprowadzić do tragedii..
- Tu nie chodzi o moje życie. Jeśli czegoś nie zrobimy to inni będę cierpieć  - powiedziałem w końcu lekko podniesionym głosem i go opuściłem.
Mężczyzna był lekko zaskoczony tymi słowami, ale chyba zgodził się na moją propozycję, gdyż odszedł w innym kierunku... Muszę tylko dostać się na jego grzbiet jakoś i tam poszukać słabych stron. Udało mi się doczłapać mimo rany na samą górę jakiegoś budynku, a teraz pozostaje tylko wskoczyć na tego feniksa... Wziąłem głęboki oddech i skoczyłem... Poczułem ulgę, gdy okazało, że udało mi się. Próbowałem różnych ataków, ale jego skóra była twardsza niż mogło się wydawać. Zakląłem w duchu, że nie mam dość siły, ale są jeszcze oczy! Tak, oczy. Przecież ich nie mógł mieć niezniszczalnych! I to jest pewnie jego słabość! Eureka! Chyba... Jednakże nie mam dość siły w tej formie, ale jakby zamienił się w drugą formę demona? To by może dałbym radę ...  Kiedy już miałem zamiar przystąpić do przemiany zostałem zaatakowany... Kątem oka dostrzegłem mężczyznę w średnim wieku, ale o bardzo dobrze zbudowanej sylwetce. Miał krucze włosy, a oczy błyskały czerwienią. Uśmiechał się wrednie. Był dość dziwacznie ubrany... Miał na sobie krótką, czarną  bluzkę, a spodnie fioletowe i na to narzucony żółty płaszcz... To nie pasowało do siebie ani trochę, ale nie mnie to oceniać...  Czekałem aż to on wykona pierwszy ruch, a w moim obecnym stanie każdy ruch był na wagę złota. Musiałem się oszczędzać, bo jeśli teraz stracę przytomność nie uda mi się pomóc Alistair'owi pokonać feniksa, a na najlepszym sposobem jest wspólny atak w oczy.. Kątem oka dostrzegłem wybuchy, czyli mój towarzysz również napotkał przeszkodę? Wiedziałem, że da radę pokonać swego przeciwnika, gdyż jest silny. Może na takiego nie wygląda, ale po oczach można to stwierdzić. Jest doświadczonym magiem, którego nie powinno się lekceważyć. Uśmiechnąłem się sam do siebie... Zaiste ta misja jest intrygująca i dziwna. Przyjąłem postawę do obrony i udało mi się w ostatniej chwili uniknąć ataku. Po czym sam następnie wyprowadziłem atak i to na dodatek celny. Jednak mój przeciwnik jakoś wytrzymał atak i przyznał, że mnie nie docenił. Dyszałem ciężko, ale wiedziałem iż nie mogę teraz się poddać... Za daleko zaszliśmy by powstrzymać feniksa... No w sumie mieliśmy przeprowadzić śledztwo, a nie walczyć.... No cóż kto by przewidział taki obrót wydarzeń? Dobra, można było przewidzieć taki obrót zdarzeń. Przemieniłem się w demona, a po chwili pojawiły się skrzydła. Ruszyłem do ataku, gdyż nie mogłem już dłużej zwlekać. Wróg również pokazał demoniczną formę, no po prostu świetnie! Czy raz coś nie może iść gładko bez jakiś problemów? Chyba jednak nie.... Wiedziałem, że będzie trudno mi walczyć z nim jak równy z równym, ale nie dam rady, więc muszę stawiać na podstęp. Jednakże gdybym nie był ranny to walka byłaby wyrównana?  Na razie wolałem się nad tym nie zastanawiać, a skupić się na walce by jak najszybciej ją zakończyć. Musiałem sobie jakoś radzić, chociaż ledwo trzymałem się na nogach czy widziałem. Jaki oni mają w tym interes? Później się zastanowimy, a teraz priorytetem jest pokonanie ich i powstrzymanie feniksa.  W tym samym momencie ruszyliśmy do ataku, a po zderzeniu powstał dość widowiskowy wybuch.... Mój wróg został pokonany, a ja nie wyszedłem bez szwanku z tego starcia. Upadłem na kolano i wróciłem do ludzkiej formy. Dyszałem oraz ledwo widziałam jak i poruszać się prawie wcale nie mogłem. Zmusiłem się do wstania i chodzenie, chociaż kilka razy upadłem i czołgałem czasem się to, i tak wstawałem później. Po kilku minutach dotarłem na głowę feniksa... A czy ja wam go opisałem? Chyba nie! Ale za mnie gapa! Na pewno był ogromnym stworzeniem, który sięgał prawie do niego! Jak już wspomniałem jego skóra była twarda jak kamień,więc tylko oczy musiały być jego słabością. Kiedy upewniłem się, że Alistair jest w idealnej pozycji... Wykrzesałem ostatnie pokłady magii i zmieniłem się w demona. Alistair przyzwał strzelca, który wystrzelił kilka strzał wprost w oczy stwora.  Jedna z nich się wbiła w oko feniksa, więc postanowiłem ją wepchnąć głębiej... Może uda nam się go pokonać... Gdy wzbiłem się w powietrze feniks zaatakował mnie swą łapą, czym mnie mocno poturbował i pełno krwi ciekło z mego ciała. Upadek do najprzyjemniejszych nie należał.. Moje ciało drżało z bólu przy najmniejszej próbie ruchu.. Muszę wstać.... ehu ehu ehu. .... zacząłem kaszleć krwią... Chwilę później zjawił się Alistair, który pomógł mi wstać..  Musimy jeszcze raz spróbować go zaatakować.  Mężczyzna nie był zadowolony z mojego uporu, ale zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Wziąłem głęboki wdech, musiałem ten jeszcze raz się wysilić... Po prostu musiałem. Alistair spytał czy dam radę. Odparłem mu, że muszę dać, gdyż od nas zależy czy to miasto przetrwa. Uśmiechnął się, czym mnie zaskoczył. Jednakże nie dałem po sobie tego poznać... Zamknąłem oczy i mocno się skupiłem, by zmienić swoją ludzką formę w demoniczną. Udało mi się to, ale z wielkim trudem. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy ostatnią szansę na pokonanie tego stworzenia. Musieliśmy się skupić i współgrać. Jedynie działając razem i czytając swoje myśli damy radę go pokonać. Spojrzałem na Alistair'a, który dał mi znak, że mogę ruszać do ataku. Tym razem zdam się na jego intuicję i plan jaki mi objaśnił. Przykułem uwagę feniksa na sobie... Musiałem mu zapewnić najlepszą pozycję do strzału i na trochę go unieruchomić. Z pozycją będzie łatwo, no mam taką nadzieję. Jednakże mam pewne zastrzeżenia, co do unieruchomienia stwora.. To może sprawić nie mały kłopot... Na coś tak wielkiego będzie trzeba jakiś grubych łańcuchów lub silnej magii, która mi się kończy..  Pozycję miał idealną, ale się ruszał...  Już wiem! Pozwoliłem by mnie złapał... To chyba był mój najgłupszy pomysł na jaki wpadłem w mym nudnym życiu! Feniks po złapaniu mnie zaczął miażdżyć mi kości, przez co czułem przeogromny ból. Cudem powstrzymywałem się od krzyku. Mój towarzysz zaatakował w odpowiednim momencie, przez co stworzenie mnie wypuściło, a ja złapałem strzałę, która wbiła się w jego oko. Zacząłem ją na siłę wpychać dalej używając przy tym ostatnich rezerw magii. Udało nam się! Feniks rozsypał się w drobny mak.. Ja na ten atak zużyłem całą magię i razem z feniksem, no w sensie z jego kamieniami spadałem na ziemię. Gdyby nie Alistair, który mnie złapał mogło być ze mną kiepsko. Rzuciłem mu, że nie musiał tego robić, ale mimo wszystko podziękowałem mu za to. Po wylądowaniu podeszliśmy do miejsca, gdzie prawdopodobnie upadła twarz tego stworzenia. Zauważyliśmy iż naszyjnik został zniszczony, co mnie bardzo ucieszyło z tego powodu. Jednakże ogrom zniszczeń mnie zasmucił. Wiele osób nie zdążyło się ewakuować i zostali ranni albo zabici... Alistair zabrał mnie do hotelu, który o dziwo przetrwał. W pokoju zaczął mnie opatrywać. Powiedział, że jestem jak dziecko, które się wierci i nie może się usiedzieć na jednym miejscu parę minut. No cóż, musiałem mu przyznać rację, ale jak mógłbym wysiedzieć na jednym miejscu kiedy ci ludzie potrzebują pomocy? To przez naszą walkę ich miasto zostało zniszczone, a chciałem chociaż rannych powyciągać z zawalonych budynków. Kiedy Alistair usłyszał mój pomysł skarcił mnie spokojnym głosem. Jego argumenty były słuszne i miał całkowitą rację, ale moje serce mi mówiło, że powinniśmy to zrobić... Dlaczego tak bardzo chciałem pomóc tym ludziom? Szczerze sam nie wiem.. To tak nie w moim stylu... Jednakże moje sumienie nie dawało mi spokoju, jak i honor, który mówił mi iż powinienem naprawić szkody jakie wyrządziłem. Mężczyzna wiedział, że długo nie uda mu się mnie powstrzymać, ale obiecałem mu iż nie będę się przemęczał. Jednakże on zdecydował się iść ze mną, na co nie protestowałem. Mijane osoby dziwnie na nas, a w szczególności na mnie się patrzyli... Czy to przez to, że obok mnie szedł mój pupil z jajem w ogonie? Czy przez iż widzieli mnie w formie demona i lekko dawnego mnie? Nie dziwię im się z tego powodu... Jednak miałem lekką nadzieję, że gildia nie będzie mieć przeze mnie kłopotów... Zwłaszcza, że złamałem polecenie Jury, by nie używać swej pierwszej formy demona ...  Jura może być wściekły, chociaż to spokojny mag... Ciekawe, co sobie myśli o mnie Alistair? Na chwilę obecną nie chciałem wiedzieć albo wolałem uniknąć tego tematu w naszym położeniu na dzień dzisiejszy. Zauważyłem przed nami dziewczynkę, która płakała i wołała o pomoc. Gdy podeszliśmy do niej poprosiła nas o pomoc. Jej mama została uwięziona w zawalonym domu. Razem z mym pupilem weszliśmy do środka i ostrożnie posuwaliśmy naprzód, by nie zniszczyć i tak już chwiejnej konstrukcji. Alistair gestem ręki dał mi znać iż muszę uważać na schodach i to bardzo mocno uważać. Wołania kobiety o pomoc dochodziły właśnie z góry. Wolnym tempem, ale bezpiecznie dotarliśmy na górę. Kobieta była przygwożdżona szafką, którą razem z Alistair'em podnieśliśmy i wyciągnęliśmy kobietę spod niej. Droga na dół również była mozolna, zwłaszcza, że pomagaliśmy dziewczynie iść to nasza ostrożność była podwojona. Po krótkiej chwili byliśmy na zewnątrz, gdzie czekali medyczni, a chwilę później pojawiła się córka tej kobiety. Pomogliśmy jeszcze kilku osobom, a gdy uznaliśmy iż nikt więcej nie potrzebuje pomocy, więc wróciliśmy do hotelu, a jutro z samego rana mieliśmy wyruszyć w drogę powrotną do gildii. Z samego rana zaczęliśmy pakować swoje rzeczy, których nie mieliśmy za dużo, więc z tym uwinęliśmy się bardzo szybko.  Podróż podróżna minęła o wiele przyjemniej niż dotarcie tutaj.. Można rzecz, że trochę się otworzyłem na Alistair'a, ale nie żeby od mu wszystko mówić, ale jakoś jego obecność dla mej narwanej natury uspakajała i jakoś tak inaczej się czułem. W sensie już nie czuję takiej pustki.. Ech...Ciężko to wyjaśnić, no ale cóż na to poradzić.. Ta misja pokazała mi, że mogę mu zaufać, chociaż sam nie byłem do końca pewny, co do mojego pochodzenia i pewnie to był powód, dla którego unikałem rozmów o mnie... Ależ nie mogę przecież przez całe życie uciekać przed przeszłością, prawda?  Przed wejściem do gildii czekał na nas Jura... Podejrzewałem, co mnie czeka i nie myliłem się. Jura bardzo ostro mnie zganił za użycie tej formy demona. Szczerze to jednym uchem słuchałem, a drugim wypuszczałem. W końcu Jura zwrócił się do Alistair'a, który wybuchnął cichym śmiechem, który był wręcz niedosłyszalny. Tutaj nasze drogi na chwilę obecną się rozdzielały, mężczyzna wszedł do budynku, a ja udałem się do lasu. Uwielbiałem szum drzew czy różne odgłosy natury.
Czy dobrze zrobiłem dołączając do tego Lamia Scale? Czy ogólnie dobrze zrobiłem? Czy uda mi się utożsamić się z tą gildią i jej członkami, czy pozostanę odludkiem do końca życia?Może powinienem uznać iż w pełni dobrze rozwinięta tożsamość społecznie nie potrafi rozwiązać problemów dla jednostki.  Może, gdzieś w głębi serca miałem nadzieję, że mogę przysłużyć się gildii czy nawet postarać i ułatwić oraz zrobić tak by moje relacje z nią czy z otoczeniem było o wiele bardziej satysfakcjonujące, albo podnieść własną samoocenę bądż postarać się z łatwością poruszać i mieć orientację w życiu społecznym. Moje pytanie, które brzmi: " Jednostka, która nie jest przystosowana jak ja to na jaką grupę powinna liczyć?"  Zazwyczaj na pierwszym kroku mogą liczyć na pozytywną identyfikację z grupą innych jednostek takich jak oni. Ale jeśli jednostka natrafi na negatywną identyfikację to może to przyśpieszyć jej -jednostce- marginalizację. Każdy z nas powinien zwrócić uwagę, że identyfikacja z grupą to ważny aspekt w rozwoju naszej osobistej tożsamości. Jednakowoż czy ja potrafiłbym nawiązać taki stosunek ze społeczeństwem, a zwłaszcza z całą gildią?  W obecnych świecie istnieją modele, które wpływają na procesy wychowawcze, a są to same ambicje jednostki, która posiada w swej świadomości silne JA, które składa się z osobistej tożsamości. Czasem uważam, że należę właśnie do takich jednostek. Według mnie ukształtowanie, już takiej dojrzałem tożsamości prywatnej, w sensie osobistej następuje pod koniec młodości. Zawsze uważałem, że silne Ja to osoba, która jest świadoma własnych osądów przez siebie wydanych przez nią samą...  Na co nakładać musi się świadomość swego potencjału rozwojowego, swych talentów - umiejętności,  dość wysokie i stabilne poczucie swej wartości, pozytywna samoocena, poczucie wsparcia ze strony osób, z którymi dana osoba się identyfikuje, i które postrzega jako swoich bliskich. Chociaż uważam, że warunkiem skutecznego rozwoju własnej tożsamości jest wyodrębnienie się z otoczenia, które potrafi trwale potrafi przekonać, że jest się osobą niepowtarzalną, niezależnie od odgrywanych ról i relacji z otoczeniem, chciałem taką osobą być. Może byłem,ale nie zdawałem sobie z tego sprawy lub nie przywiązywałem wagi.O ile dana jednostka posiada własne talenty, a otoczenie ją doceni za to, to  kształtowanie własnej tożsamości nastąpi prawie automatycznie. Chyba, że nie posiada jakiś własnych talentów, a jej wychowanie odbywało się bez wrogości, ale z przyjaźnie to taka jednostka umie otrzymać informacje na własny temat, a te pokazują iż jest wartościową osobą, która nie jest taka sama jak inny.  Jeśli w swym kształtowaniu tożsamości jednostka miała mniej problemów to nie potrzebuje szukać informacji na temat kim jest i co jest warta taka jednostka. Jednostki, u których zostały dostrzeżone talenty są skupione na osobistej tożsamości i lubią podkreślać różnice między sobą, a innymi, aniżeli afiszują się przynależnością do jakiejkolwiek grupy... Ja natomiast starałem się silne Ja ukształtować, co mi się udało, ale nie uzyskałem odpowiedzi na pytania: kim jestem i ile warty jestem. Pozostawało pytanie: Co ja wniosę do tej gildii ,by mogła  się rozwijać nawet jeśli nie znam siebie? 
Moje rozmyślanie przerwał mi mój pupil, który wtulił swój łeb w moje ramię.. Spojrzałem w niebo i uśmiechnąłem się. Pamiętaj Kris to twoje serce decyduje i ukazuje kim jesteś i ileś warty. Jednakże nie zapominaj de facto, że osoba nie ceniąca swych przyjaciół jest nic nie warta. Zawsze ceń swych przyjaciół i bądź gotów dla nich poświęcić swe życie. To te słowa Jury sprawiły, że zacząłem kształcić w sobie silne JA i starać się słuchać serca, które miałem nadzieję, że w pewnym momencie powie mi jaką drogę obrać i kim jestem. Czy warty jestem czegoś... A może moje życie jest do niczego i ślepy los chciał bym żył na tym świecie. Spojrzałem na swego pupila, który wbrew wszystkim opiniom miał oczy, ale zakryte i osłonięte. Pogłaskałem go z uśmiechem... 
- Nie zbadane są ścieżki losu, który nami kieruje - rzekłem sam do siebie i na dodatek na głos 
- Masz rację - odparł Alistair, siadając obok.
Zaskoczył mnie swoją obecnością, ale uśmiechnąłem się na jego widok. Siedzieliśmy w milczeniu, aż do czasu kiedy jajo zaczęło się ruszać. Nadeszła chwila, która pokaże mi, co za nowego przyjaciela będę miał. Jajo jeszcze kilka krotnie się poruszało, aż w końcu skorupka pękła na zewnątrz wyleciał coś ala tygrysa, ale miało skrzydła i zrogowaciały naskórek od nosa aż po głowę i był ciemny z białymi kropkami.. Na tylnych nogach miał coś w rodzaju pióropuszu, a ogon też zakończony jak u gryfa. Na dodatek uśmiechał się! To coś było niesamowite.. Jak by go nazwać?  Spojrzałem się na niego i jak na chwilę obecną pustka... Czy to przez szok, że z jaja wykluł się tygryso-podobne-coś-tam... Wziąłem go na ręce i spojrzałem na Alistair'a.. Mężczyzna również nie wiedział, co to za gatunek może być. Razem ruszyliśmy w stronę gildii, a potem do jej biblioteki. Następnie mój pupil pilnował tygroso-coś-tam, a my szukaliśmy informacji na jego temat.  Nawet Ooba nie wiedziała czym to jest. Jura uznał go za słodkiego tygrysa. Spojrzałem na Alistair'a... Czyżby mógł być to nowy gatunek? Żadna książka nie opisywała go ani nikt go nie znał.. Było jedno wyjście!Uznaliśmy razem z Alitair'em, że tygrysoptak pasuje do gatunku jego i taka nazwa zostanie. Może imię by pasowało Night Guardian? Pytanie podstawowe to dziewczyna czy chłopiec? Przyglądałem mu czy tam jej się uważnie w oczy... Moje skupieniu zostało przerwane liźnięciem tego malucha i jego zabawą w berka z nami. Uśmiechnąłem się pobłażliwie na to wydarzenie i spróbowałem go złapać, co musiało wyglądać komicznie. Mężczyzna się uśmiechnął na ten widok... To musiała być samica albo samiec ... Sami nie wiedzieliśmy jak u tego stworka można określić płeć czy mniej więcej przewidzieć jak duży będzie, jego zachowanie. A przede wszystkim pożywienie. Malec wylądował na mych ramionach i zasnął. Trzeba przyznać słodko wyglądał jak spał i nie tylko wtedy. Ooba zwróciła mi uwagę, że malec wbrew pozorom szybko rośnie, co mnie zaskoczyło. Tak, będzie zwał się Night Guardian. Powinno pasować niezależnie od płci tego stworzenia. Następnie udaliśmy się do Jury, by zdać mu raport, który powinniśmy zaraz po przybyciu zrobić, lecz nie zrobiliśmy. Gdyż Jura zaczął mnie karcić za złamanie zasady, a potem to jajko. Święty mag był zaniepokojony tym, co usłyszał. Do czego Tartarus potrzebował feniksa albo jego mocy? Nie potrafiłem znaleźć realnej czy logicznej odpowiedzi na to pytanie.. Jednakowoż jedno było pewna. Tartarus coś szykuję i nie zawaha się sięgnąć do odrażając środków by osiągnąć swój cel jaki by on nie był. Westchnąłem w duchu i spojrzałem na tygrysa, który spał otulony ogonem mego pupila. Alistair gdzieś zniknął, a ja jak zwykle opuściłem budynek gildii. Zastanawiałem się kto może coś wiedzieć na temat Night Guardian'a, który w tym momencie zaczepiał mojego pupila.. W sumie jego też przydało się jakoś nazwać, a nie mówić tylko pupil. Tylko jakie imię by do niego pasowało? Tajtan? Nie, za bardzo dziwne... Shadow? Spojrzałem się i bacznie mu się przyjrzałem, a on - w sensie mój pupil - również spojrzał się na mnie. Zanim opuszczałem gildie miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią... Dziwnie się z tym czułem, ponieważ chyba wolę jak udają iż mnie nie ma albo od czasu do czasu rzucą jakąś obelgę niż gapią się na ciebie przez cały czas jakby dopiero się zorientowali iż żyję i chodzę po tym świecie. Dobra, wróćmy do wymyślenia imienia dla mojego pierwszego zwierzaka. Shadow by pasował, a więc zostaje Shadow. Tak, więc mamy Shadow i Night Guardian. Pasujące imiona, no miałem taką nadzieję. Czy gdyby żyli moi rodzice? Ci prawdziwi to byłbym inną osobą niż teraz jestem? Czy inaczej spoglądałbym na świat? Może miałbym więcej przyjaciół, a mój poprzedni rozdział w życiu nie opierał by się na mordowaniu innych i chęci pokazania jaki to ja silny jestem, więc się mnie bójcie. Położyłem się na ziemi i przysnąłem... Po prostu przysnąłem...
- "Unus anulus omnes regare, unus anulus invenire,
Una est eos cogere et in tenebras ligare." - mówił formułę jakiś mężczyzna, który potem wykonał znak pieczętujący jakiegoś demona w ciele dziecka.

- Zabierz go i uciekaj! - krzyknął potem do kogoś
Druga osoba posłusznie spełniła polecenia zabierając ze sobą jakieś dziecko, które zaczęło płakać. Kobieta, tak to była miała taki aksamitny głos, który potrafił to dziecko szybko uspokoić, ale i ona nie uciekła przed śmiercią. Zostało już tylko płaczące dziecko... Czarna, zakapturzona postać zbliżała się do malca i już wyciągała swą paskudną dłoń by zadać śmiertelny cios, kiedy jakieś zwierzę ją odpędziło od malca. Stworzenie zaczęło podchodzić do chłopczyka, który wyciągnął w stronę zwierzęcia swe małe rączki i zaczął gaworzyć oraz śmiać się. Zwierzę wzięło malca na swe plecy i zniknęło w czeluściach ciemności.... Znowu dziecko zaczęło płakać, ale ktoś je podniósł. Moje ciało dziwnie drżało ze strachu podczas snu, ale ciało mego Shadowa mnie uspokoiło podczas snu...  Krew na obdartym materiale nie należała do mnie... Uciekałem, ale przed czym. Osobą goniącą mnie była zamaskowana postać z szyderczym uśmiechem. Próbowałem walczyć, ale nie umiałem używać już magii - tak jakby została mi ona odebrana... Czułem strach, a przede wszystkim czułem bezradność i wściekłość zarazem, że nie byłem wstanie z nim walczyć. Tajemniczy osobnik zbliżał się do mnie i coś szeptał... Nie byłem wstanie dosłyszeć co takiego mówił...  Nie zdążyłem uniknąć ataku, który przeszył moje serce .... Obudziłem się z krzykiem... Obok mnie stał, a raczej kucał Alistair...Wyglądał na zaniepokojonego moim stanem.. Z mego ciała spływał pot, a moje ciało lekko drżało.  Starałem się uspokoić, wiedziałem iż to był sen... No miałem taką nadzieję, że to był wyłącznie sen, a jeśli nie? Na chwilę obecną nie chciałem za bardzo się zagłębiać w ten temat. Było późno, zrozumiałem, że Jura się martwił o mnie i poprosił Alistair'a by mnie poszukał. Powiedziałem, by się nie przejmował mną, chociaż mój obecny stan nie potwierdzał moich słów, a wręcz przeczył im. Alistair spojrzał na mnie. Wiedziałem już, że nie uwierzył w ani jedne moje słowo...  Cicho westchnąłem i wyjaśniłem, że to przez sen, który jednocześnie nie wydawał się snem. Bardzo szybko zmieniłem temat i powiedziałem mu jak nazwałem moich towarzyszy. Zwrócił mi również uwagę, że Night Guardian jest większy niż wcześniej i miał rację. Mężczyzna uśmiechnął i chyba by się upewnić czy aby na pewno wszystko dobrze, że mną ponowił pytanie
- Tak... Nie. - odparłem po chwili

Trochę chaotycznie, ale wyjaśniłem mu na czym polegał problem jaki mnie dręczył. Jednak czy on potrafiłby mi pomóc go rozwiązać? Czekałem na jego odpowiedź czy radę, jednocześnie spoglądając w niebo. Nie za bardzo w takich sytuacjach jak ta umiałem się zachować...
<Alistair??? >



<Następne opowiadanie>


Ilość słów: 5041

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz