30 gru 2017

Od Snow do Hikaru

Nienawidzę podróży. Ta dłużyła mi się wyjątkowo niemiłosiernie. Miarowy stukot kół pociągu, chrapanie mężczyzny, który siedział naprzeciwko mnie, a w dodatku deszcz bębniący w szyby. Krople wody biegły po szybie w moją stronę, jak gdyby naśmiewając się ze mnie, że są po drugiej stronie, podczas gdy ja tkwię w środku. Jakby tego było mało, do przedziału co chwila zaglądał uśmiechnięty chłopak w mundurze i w kółko pytał, czy czegoś mi nie potrzeba, jak gdyby jeszcze bardziej chciał mnie zirytować. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie wziąć przykładu z gościa naprzeciwko, ale stwierdziłam, że nie ma sensu udawać, że śpię. To i tak by nie wyszło. Nie minęło dużo czasu, zanim zdecydowałam się przejść, byleby tylko uciec od tej irytującej monotonii. Nie rozglądając się zbytnio pozwoliłam nieść się nogom w pierwszym lepszym kierunku. Że też musiałam jechać aż do Clover Town! Kto w ogóle wymyślił, żeby robić tylko jeden sklep z kocimi akcesoriami na całe królestwo? Nie wybierałabym się w tą podróż, gdyby moje własne nie ucierpiały podczas pewnego nocnego spaceru, kiedy to przypadkiem wpadłam na niewłaściwe osoby i na popsutych uszkach się nie skończyło. No ale cóż, konsekwencje to konsekwencje. Co w ogóle nie zmieniało faktu, że zwymyślam właściciela za tylko jeden lokal. Nie do pomyślenia… Nagle moją uwagę przykuło coś za oknem. Biały jeleń? Czy mi się tylko wydawało? Natychmiast przylgnęłam do szyby. Zwierzę, i to takie tak blisko miasta? Może nie powinnam się dziwić – w końcu wiele osób miało swoich czworonożnych przyjaciół, no ale. Jelenia jeszcze nie widziałam, a białego to już w ogóle chyba nigdy w życiu. Może kiedy wreszcie wysiądę z tego przeklętego pociągu uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. Ale najpierw kocie uszy! Tak, definitywnie nie mogę tracić swojego celu z oczu. Zdecydowałam się wrócić do przedziału, jednak w drodze powrotnej cały czas wypatrywałam jakichś śladów po majestatycznym zwierzęciu, które jakby rozpłynęło się pośród deszczu. Na próżno – jeleń równie dobrze mógł być wytworem mojej wyobraźni. Drzwi do przedziału były otwarte, dokładnie tak samo jak zostawiłam je wcześniej, jednak chrapiący mężczyzna wreszcie się obudził. Nie wyglądał jednak na rozmownego, co bardzo mi odpowiadało. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu przy oknie i wlepiłam wzrok w coraz bardziej przybliżające się miasto. Jeszcze chwilka. Po kilku strasznie długich minutach mogłam wreszcie wyskoczyć na deszcz z tej przeklętej maszyny. Nie spiesząc się zbytnio i podziwiając urokliwe ulice miasta ruszyłam prosto do mojego ukochanego sklepu. Tutaj spotkała mnie kolejna niespodzianka. Następny punkt do listy rzeczy niszczących ten dzień. „Zamknięte do odwołania” uderzyło we mnie znienacka sprawiając, że miałam ochotę po prostu zamrozić całe to miejsce, z przeklętym pociągiem włącznie. Tyle czasu… Tyle męczarni. I wszystko na nic. Naburmuszona odwróciłam się i powstrzymując irytację jak najszybciej skierowałam się do mojej ulubionej kawiarni. Ona na szczęście miała więcej niż tylko jeden lokal i do tej pory trafiłam na nią w każdym mieście, które miałam okazję odwiedzić. Weszłam do środka, uprzednio wycierając buty. Nie chciałam zbezcześcić tego miejsca błotem. Przywitał mnie zapach czarnej herbaty, cytryny, goździków i pomarańczy. Piękne powitanie. Cały lokal, jak większość w których byłam był utrzymany w jasnej tonacji. Kremowe ściany, małe, dwuosobowe stoliki wykonane z jasnego drewna, krzesła o fantazyjnym kształcie nóg z tego samego materiału. Każdy stolik otoczony półprzezroczystą, beżową półścianką, gdzieniegdzie poustawiane duże donice z roślinami idealnie wpasowującymi się w klimat kawiarni. Na ścianach obrazy, głównie stałych bywalców z właścicielem, jak wszędzie. To chyba jakaś tradycja w tej sieci. Zamówiłam swoją ukochaną herbatę i usiadłam przy jednym z tych lepiej ukrytych stolików – w samym koncie, ale przy oknie zajmującym całą frontową ścianę budynku. Perfekcyjne miejsce na obserwacje. Nagle coś mnie tknęło. To samo uczucie, kiedy zobaczyłam jelenia. Wytężyłam wzrok, próbując zobaczyć coś na ulicy, jednak nikt nie miał zamiaru w taką pogodę wychodzić z domu, więc wręcz ziało tam pustkami. Pobieżnie przeleciałam wzrokiem po ludziach w kawiarni. Nie było tu nikogo godnego uwagi. Chociaż… Zaintrygowana wróciłam do chłopaka wciśniętego w najdalszy kąt. Może nie miał najmniejszego związku ze zwierzęciem, ale… Coś mi podpowiadało, że jest inaczej. Wbrew mojej zasadzie, według której nigdy nie podchodzę pierwsza, wstałam i dosiadłam się do niego. Całkowicie mnie zignorował. No cóż, ale spróbować warto.
-Wybacz, że przeszkadzam, ale nie widziałeś może gdzieś w okolicy białego jelenia?

*Hikaru?*


Ilość słów:  697

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz