Mard Geer jeszcze przez chwilę pokonywał slalomy po całym pomieszczeniu, a jego podopieczni obserwowali go w milczeniu. Nie chcieli odezwać się nawet słowem, aby bardziej nie rozjuszyć swego Mistrza, którego nerwy właśnie sięgały zenitu, albowiem nie rozumiał on jednej, bardzo technicznie złożonej sprawy - dlaczego Sebastian bawi się jeszcze w te gierki? Oczywiście rozumiał -> Bóg, Honor, Ojczyzna i te sprawy, oczywiście żartuję ->, że był przywiązany do demonicznej legendy i do własnego, przyszywanego ojca - Parathorna, ale zastanówmy się najpierw nad jedną, najbardziej ważną kwestią - jak skończył ów demon? Parathorn, dzięki swojej magii, potrafił pokonać nawet jednego ze Świętych, ludzkich Magów, ale...! No właśnie.. Podpisał pakt - zgonu, znowu żartuję, chociaż... - z jedną ludzką istotą, należącą wtedy do Członków Rady Magii - nawiązali oni dosyć solidny romans. Nie muszę wspominać, że był to jego śmiertelny błąd? Parathorn, nauczył się kochać, mieć i wykorzystywać uczucia - już samym przygarnięciem Sebastiana Michaelisa udowodnił, że nie jest bez serca - a to koszmar! Tak czy inaczej, dowiedział się o tym jej ojciec, Gran Doma, gdy przypadkowo ich przyłapał. Demon został skazany na wieczne potępienie - no przecież raczej do raju nie poszedłby i tak - oraz śmierć. Mard Geer Tartarus wcale nie dziwił się, że Sebastian ma żal do Rady, a po całej ceremonii odejścia Parathorna - zabił córkę Gran Domy, tą, z którą demon miał romans i przez którą stracił życie, chociaż nadal zdumiewała go ta jego porywcza ciekawość, co do ludzkiego istnienia. Później jeszcze ta cała sytuacja z Cornelią... Mistrz Gildii przeczuwał, że tak jak w Parathornie, u Sebastiana zaczynają korzenić się namiastki uczuć, które prowadziły do autodestrukcji demona, ponieważ było to niezgodne z jego naturą, miał zamiar go od tego odciągnąć, sprawić, aby skończył z tymi wszystkimi paktami, w końcu po Cornelii zrobił sobie niekrótką przerwę, aż do dnia dzisiejszego. Co Ci chodzi po głowie, Sebastianie Michaelisie? Dlaczego nie doceniasz swej mocy i usługujesz robactwu? Nie jesteś już Czarnym Lokajem, jesteś Czarnym Demonem z Księgi Apokalipsy.
~~*~~
Czarny Demon z Księgi Apokalipsy - to zdanie jeszcze przez chwilę syczało w mojej głowie, niczym cicho skradający się wąż, jednak wiedziałem, przez kogo zostało ono wysłane. Mard Geer Tartarus twierdził, że tak jak oni wszyscy (nie licząc pół-demoniątek), jestem kimś, kogo stworzył Zeref na własne podobieństwo, co dawało mi naprawdę niewiarygodne zdolności, które już raz użyłem i nie mogę sobie tego wybaczyć. Margaret odrobinę ją przypominała, ten niecodzienny uśmiech, odwaga, która z niej biła, była zapowiedzią nieszczęścia, powrotem do przeszłości, której nie chce znać. Nie potrafiłem wytłumaczyć co mnie ugryzło, że wybrałem akurat ją. Myślę, że był to po prostu odruch, przypadek, siła wyższa - coś, co było nie do pojęcia przez mój mózg. Dziewczyna po chwili ciszy, zapytała mnie, dlaczego nie przygotowałem sobie filiżanki herbaty i przy okazji zganiła mnie, za nazywanie jej tak oficjalnie, ale taki już niestety byłem.- Ponieważ Demony nie potrzebują waszego jedzenia, Pani - odpowiedziałem, a ta znów posłała mi gniewne spojrzenie, prawdopodobnie wywołane reakcją na ostatnie, dodane przeze mnie słówko - Ciesze się, że Ci smakuje. Zaraz naścielę łóżko, przygotuję kąpiel.. - zacząłem wyliczać, ale mi niekulturalnie przerwano.
- Dosyć - mruknęła - Naprawdę dosyć tego! Jestem dużą dziewczynką, nie potrzebuję niańki - westchnęła, aż całe napięcie odpłynęło z jej ciała. Zerknęła na mnie ukradkiem, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, szybko uciekła wzrokiem na ścianę - Czy Ty naprawdę jesteś jednym z najpotężniejszych demonów w Earthlandzie? - odparła, chociaż już nieco ciszej, niż resztę wcześniejszych słów.
- Jestem Czarnym Lokajem, Sebastianem Michaelisem, gotowym, aby Tobie wiernie służyć - uśmiechnąłem się. - Ale jeżeli już tak bardzo zżera Cię ciekawość, to byłem kiedyś zwykłym chłopcem, dawno, dawno temu, aż napotkałem na swojej drodze demoniczną legendę, Parathorna. Uczynił mnie on swoim uczniem i wykreował na swoje podobieństwo - mruknąłem, a moja mina odrobinę zrzedła, gdy moja przeszłość zaczęła skakać kolumnami nieopodal mojego wzroku. Do tego wszystkiego, doszedł jeszcze niewielki podmuch wiatru i czarne jak noc, płatki róż.
Margaret? c:
Ilość słów: 709
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz