Dajcie mi wszyscy święty spokój
Imię: Ptaszki ćwierkają, że ma na imię Naira, ale pytając wprost, otrzymasz jedynie zaprzeczenie. Wzrusz ramionami i uznaj, że przecież przedstawia się Nana, więc tak powinna mieć na imię, prawda?
Nazwisko: Kahona.
Wiek: 30 lat.
Płeć: Kobieta.
Orientacja: Biseksualna.
Związek: Chcielibyście.
Gildia: Żadna, jeszcze nie ześwirowała na tyle, żeby wbijać w przyciasny trykocik, dawać się obtatuować pod cudze wymogi estetyczne (tatuaże?, pieczątki?, nie ma znaczenia, znaczek na skórze to znaczek).
Znak gildii: Próbuj doszukać się go dalej.
Typ magii: Brak.
Ilość klejnotów: 0
Charakter: Nana? Nana. W tych dwóch zdaniach można by zamknąć całą jej postać, postawę życiową i wrodzoną nienawiść do robienia rzeczy, które nie mają jakiegokolwiek sensu czy znaczenia. Naira należy do tej grupy ludzi, którzy potrafią się w życiu zakręcić, ustawić na odpowiednim poziomie, a przynajmniej orbitować wokół niego marzeniami. Bo z rzeczywistością to nieco różnie bywa, zdarza się. Przecież nie można cały czas wygrywać, o czym dziewczyna doskonale wie, ale nie przeszkadza jej to przeć uparcie do przodu. Postanowiła sobie za cel wyrwanie się z rodzinnego zadupia, co szybko osiągnęła. Zdecydowała spróbować przeżyć w mieście i przeżyła, choć jej warunki bytowe pozostawiają sporo do życzenia. Kosmiczne ceny mieszkań, czynsz, który sprawia, że biedna, uciemiężona klasa niższa musi wypruwać sobie żyły, aby utrzymać swoje cztery ściany, to wszystko składa się na obraz trzydziestolatki. Chodzące indywiduum, kuriozum, które z jednej strony nie ma ochoty ruszać tyłka ze starej i niewygodnej kanapy, a z drugiej nie może się powstrzymać przed podejmowaniem kolejnych aktywności fizycznych. Jak to sama zainteresowana mówi, najtrudniej jest wstać i się ruszyć, a potem wszystko idzie z górki. Nana jest doskonałym obserwatorem, a przy tym wśród dużych skupisk ludzkich czuje się jak w domu. Umiejętnie manipuluje ludźmi, rzuca nieco podszyte jadem komentarze, ale przy tym trzyma umiarkowany poziom - co moje, to moje, reszta mnie nie interesuje. Z kilku prostych przyczyn, Nana jest niezwykle empatyczną osobą, aczkolwiek nienawidzi wtrącania się w cudze sprawy - z wzajemnością, gdy ktoś pragnie wchodzić z butami do jej życia. Poszli won, na to mamy cztery ściany i sufit, żeby własne brudy w domu prać. Albo kogoś nimi lać, interpretacja dowolna. Na pierwszy rzut oka nieco trudno się z nią porozumieć, zdenerwowana lub zirytowana mówi bardzo dużo, bardzo szybko, przerzuca lekkimi komentarzami, atakuje szpilami w postaci mało przychylnych uwag czy marudzi na wszystko i wszystkich, choć sama nie przywiązuje do tego wielkiej wagi. Jest pełna życia, co widać po jej energicznych ruchach, gestykulacji, która często woła o pomstę do nieba. Charakterystyczny, wiejski akcent dodaje jej tylko dodatkowego animuszu, choć udało się jej go prawie całkowicie wyeliminować, pojawia się wyłącznie w chwilach wyjątkowego wzburzenia. Ale najczęściej Nana jest zmęczona. Jest zmęczona sobą, swoim życiem, swoimi marzeniami i kilkuletnim szczęściem, chodzącym promieniem słońca, będącym wynikiem "błędu młodości". Jej ruchy stają się wolniejsze, słowa bardziej wyważone, przez wsiowe naleciałości, zasypia na stojąco. Przełyka cicho ślinę, kiwa głową i ignoruje kolejne komentarze, rzucane w kierunku jej i reszty kelnerek w podrzędnej, podmiejskiej knajpie. Czasem chciałaby powiedzieć, że lubi się uczyć. Że jest w tym dobra, że połknęła słownik, że szybko nauczyła się pisać i czytać. Że nauka jest droga, więc jej nie stać, a na razie posłała do szkoły Hankę i to wystarczająco nadszarpnęło rodzinny budżet. Że chciałaby bawić się mechaniką, bo nie ma nic wspanialszego, niż obserwowanie jak magia krąży wyspecjalizowanym układem, uruchamia skomplikowany mechanizm, spełnia to, co wydawało się jeszcze kilka lat temu nierealne. Ale Nana milczy, bo już nie ma na imię Naira, nie ma za sobą wielopokoleniowej farmerskiej rodzinki, która zresztą odradzała jej nagły wyjazd po zaliczeniu wpadki z synem gospodarza z naprzeciwka, ale przede wszystkim: Nana jest dumna, dlatego zagryza tylko wargę, odbiera kolejne zamówienie i udaje, że nie czuje obrzydliwego klepnięcia na swoim tyłku. Przecież nie wróci po sześciu latach do domu z podkulonym ogonem. Nana? Nana.
Zwierzę: Nie jest w stanie zająć się sobą, zwierzakiem tym bardziej, córką już w ogóle.
Historia:
Tak umiera dziecko skazane na sukces.
Urodziła się jako ostatnia szansa na ratowanie kolejnego małżeństwa jej ojca, w rezultacie ma szóstkę rodzeństwa, z czego tylko dwoje jest z jednej matki. Wychowana na rodzinnej farmie, targana dziecięcą pewnością siebie, nadmuchanym szkolnymi sukcesami ego i ambicjami ojca, była skazana na sukces. Miała szansę, możliwości, odkrywała własne pasje, zdobywała mentalne szczyty. Ćwiczyła, pracowała i pomagała w gospodarstwie, uczęszczała do miejscowej szkoły podstawowej, choć nie oferowała ona edukacji na sensownym poziomie, to nauka czytania i pisania otworzyła przed dziewczyną całkowicie nowy świat. Świat książek, mechaniki, magii. Te wszystkie historie stały na wyciągnięcie ręki, ojciec wyjeżdżał raz na tydzień na miejski targ i nigdy nie zapomniał, aby wpaść do biblioteki i wypożyczyć dla córek trochę książek. Zaczęła czytać, uczyć się na własną rękę, próbować tworzyć, choć nie osiągnęła żadnego większego sukcesu. Czas mijał, życie trwało dalej i nagle się okazało, że pora dorosnąć. Wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Może nawet dać się zaprosić na jarmark chłopakowi z naprzeciwka, wyjść za mąż za podstawionego przez ciotkę, dobrze sytuowanego kandydata, ale przecież miała szansę. Ambicje. Możliwości. Marzenia.
Więc zanim się obejrzała, nagle się okazało, że młodzieńczy, trywialny romans zaowocował ciążą. Naira pokiwała głową, przyjęła na siebie burę, jak to możliwe, żeby panna szlajała się po stogach siana, niedopuszczalne i szczeniackie zachowanie. Poklepała pocieszająco po ramieniu tego wyrostka, który zapuścił się w rejony jej bielizny o parę błędów za daleko, mówiąc, że nie oczekuje od niego pomocy. Że sobie poradzi. Potem uśmiechnęła się, zamknęła w izbie z ojcem na godziną rozmowę i wyszła z domu z sakiewką, plecakiem i przeświadczeniem, że Naira już nie żyje. Tak rodzi się dziewczyna, która musi zasłużyć na własny sukces. Pierwszy rok był ciężki, pieniędzy nie wystarczyło na długo, a zanim się zorientowała, to już musiała ratować swój tyłek przed kolejną burdą. Znalezienie pracy graniczyło z cudem, miejsc na uniwersytetach nie było dla takich jak ona, wnioskując na fakcie, że jej edukacja właściwa, szkolna, zakończyła się na nauce pisania i czytania. Dlatego pracuje jeszcze ciężej, uczy się, zawiera nowe znajomości i wymienia lata cerowania, szycia na naukę języków. Uczy się szybko, choć zaczyna potrzebować okularów, bo słabe światło w szwalni nie pozostawia złudzeń, że długo tutaj nie będzie mogła zostać. Nie w tym zaduchu, nie w tym gwarze maszyn, to nie jest dobre miejsce na wychowanie dziecka. Więc uczy się, ile może i bierze tak dużo, jak może. Powoli wyzbywa się wiejskiego akcentu, zaczyna mówić płynnie po "obczyźnianemu", zaczyna uczyć się drugiego języka. Dostaje wikt i opierunek, na więcej nie może liczyć, a jednak, gdy odchodzi na miesiąc przed rozwiązaniem otrzymuje dodatkową wypłatę i polecenie do roboty. Tak pojawia się zmiana, bo teraz już nic nie robi dla siebie. Wynajmuje pokój, choć czynsz znacząco uszczupla budżet, więc kontaktuje się z właścicielem jednej z knajp, wyjaśnia od kogo jest. Otrzymuje pewne zatrudnienie po początkowym odchowaniu dziecka. Zanim się orientuje, już niedługo później siedzi w swojej norze, zapyziałym mieszkaniu, które ma jednak sprawne oświetlenie, okna, które się otwierają i częściowo wyposażoną łazienkę. Hanka jest cudowna, ma oczy swojego ojca, ale jej uśmiech i dziewczyna chyba sobie uświadamia, że jednak coś jej w życiu wyszło. Tak rodzi się Nana. Pracuje, wychowuje, żyje. Robi wszystko co może, co nie może też, w końcu jaki ma wybór?
Sterujący: Meian
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz