- Dobry, w jakiej cenie to dziadostwo? - wymruczał i wskazał na przedmiot. Dziewczyna wydawała się miła, choć też zadziorna; zupełne przeciwieństwo tamtej, bezdusznej panny. Nie był do końca przekonany, czy kupuje dobry towar, więc... - Przy okazji, czy to są chimerze rogi? Jeśli tak, chcę 4. - w dalszym ciągu omijał kontaktu wzrokowego z osobą za ladą.
- Nie, jelenie - odparł sarkastyczny, kobiecy głos. Serafin przysiągł, że mógł ją nawet polubić; oczywiście w innym świecie. Dowiedział się o ich cenie, zapytał również czy ma na sprzedaż jakąś trującą, wężową ślinę, na co dostał ponownie pytającą odpowiedź typu; Jaki gatunek węża szuka? Dobre pytanie, białowłosa zjawa ze sklepu z trutkami powiedziała mu jedynie o dwóch słoikach trucizny węża, nic więcej. Czy misja chłopaka mogłaby skomplikować się bardziej? Patrzył na blondynę jak osłupiały, był wkurzony na siebie, ale bardziej chciał zabić tamtego białowłosego demona. Poszli na kompromis, dziewczyna zaproponowała, aby Serafin powiedział konkretnie dla kogo mają być ów przedmioty.
- Zadajesz mi coraz to trudniejsze pytania - wymamrotał, nigdy wcześniej nie rozmawiał tyle z kimkolwiek, pobił swój rekord i wykorzystał limit przynajmniej na miesiąc, ale to nie koniec nadaremnych wysiłków. - Powiedzmy, że to białowłosa dziewczyna, wyglądałem przypominająca dziką szamankę, wokół niej latają dziwne stwory, prawdopodobnie jej jedyni znajomi - wychrypiał i spojrzał w podłogę, bo nie mógł znieść ciągłego kontaktu z drugim człowiekiem; na samą myśl o przytrzymaniu dyskusji jeszcze na jakiś czas; mdliło go. Lubił z nimi rozmawiać tylko i wyłącznie przed śmiercią; oh, tak bosko błagali! Na samą myśl aż się uśmiechnął, przez co dziewczyna odrobinę się zmieszała. Chryste idiotko, Serafin nie uśmiechał się do Ciebie.
- Fuka - powiedziała z rumieńcami na twarzy - Fuka Goya, niezła w swym fachu, aczkolwiek jak na ironię, to córka samego Grand Domy - w tym momencie chłopak już nie słyszał więcej słów blondyny; w głowie huczało mu niczym dzwony "Grand Domy", ów słowa odbijały się echem po głowie chłopaka, jakby nic innego nie miało już znaczenia. Dziewczyna podała dwie fiolki, 4 rogi i zażądała zapłaty, którą chwilę później otrzymała nawet z nadwyżką. Serafin przez resztę drogi milczał, nie odzywał się nawet do swojego mrocznego ego, z którym lubił prowadzić ciekawe pogawędki; ewidentnie jego drugiej stronie było teraz przykro. Z całym impetem otworzył drzwi do sklepu bodajże... Fuki? I rzucił w nią wszystkimi przedmiotami w taki sposób, że aż spłoszył niegroźne diabełki.
- Z wyrazami szacunku dla ojczulka - warknął i zniknął niczym cień, dzięki swojej magii skrytobójstwa. Nie obchodziło go już po co wysłał go Mard Geer Tartarus, dobrze wiedział, kim jest dziewczyna, a rzucił chłopaka wprost do paszczy lwa. Białowłosy był zły, ale także przygnębiony, że nie mógł jej zabić; za dużo obserwatorów; a on jest przecież Panem Cienia i cichych zabójstw. W końcu kiedyś nadejdzie ten dzień, że zapłaci mu za zabicie ojca; nawet jeżeli jego ofiarą miałaby być jego córka; krew z krwi. Serafin wrócił do Tartaru, zamknął się w swojej komnacie na trzy spusty i nie otwierał nikomu; ignorował również poważne wezwania swojego Mistrza. Jeżeli chciał sobie stroić żarty, to dla jego dobra; innym razem. Nie dbał o powodzenie tejże misji, jeżeli ta trutka była aż tak potrzebna, niech rudzielec sam sobie po nią pójdzie, aniołek geera dostał już zapłatę i to całkiem dosadnie.
Fūka?
ilość słów: 661
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz