Fūka była przyzwyczajona do przytłaczającego zapachu wywarów. Codzienne otwieranie sklepu i przesiadywanie w nim połowę swojego dnia zahartowało ją wystarczająco, dzięki czemu wtykanie nosa w to nowe wywary, do których dorzucała inne, niezachęcające składniki, było błahostką. Dlatego kiedy dostała się do wnętrza, z lekka mrocznie wystrojonego sklepu, jej twarz dalej została w stoickim spokoju, przydzieliła każdemu pomocniku odpowiednią robotę i przeszła się po zapleczu, aby znaleźć braki w składnikach. Przygryzała nieznacznie polik od środka, przyglądając się wypełnionymi w różnych stopniach słoikom, marszcząc twarz w grymasie, kiedy zobaczyła braki w rogach chimery i jadzie węża
- Coś wymyślę - uznała, zostawiając przy danych składnikach kartkę z napisem "DO UZUPEŁNIENIA".
Każdy wchodzący klient prosił o jakieś drobnostki - to siostra zachorowała, więc potrzebuje czegoś na gardło, jakby sklepik Fūki był jakąś przeklętą apteką; to ktoś zapragnął lekkiej pomocy w uśpieniu kogoś na krótki okres czasu. Nic, co było Fūce obce. Bardziej czekała na klientów, którzy wcześniej składali zamówienia. Były to przynajmniej ciekawe wywary, mające intrygujące efekty i ci przynajmniej nie zadawali pytań - wchodzili, płacili, odbierali zamówienie i tyle. A Fūka o nic więcej nie mogłaby prosić, czasami nawet nie wychodziły do wymiany zdań, tylko do krótkiego "Jestem po to i to", nic więcej.
Sklep nie grzeszył dużą ilością klientów, ale do tego była przyzwyczajona. Przynajmniej z zagubionych mieszkańców chętni zmienili się na członków Mrocznych Gildii lub ludzi, którzy mieli w tym jakiś mroczniejszy interes niż drobna zabawa czy psikus na znajomym. Ci przynajmniej mniej się cackali niż upierdliwi nastolatkowie, którzy więcej mówili niż kupowali, a nie na tym polegało działanie Fūki jak chodziło o sprzedawanie - wolała bezpośredniość, nie próbowała nawet w targowanie. Była jedna ustalona cena - albo ona ci pasuje i bierzesz, albo nie i wychodzisz poza jej cztery ściany.
Nie wzruszyło jej przybycie kolejnego klienta, dalej była pogrążona śledzeniem każdego wzrokiem jako ambitne zajęcie oraz zabawianie się jednym z pomocników, który akurat przypałętał jej się pod nogi. Czekała po prostu aż zakapturzona postać podejdzie do niej z wybranym produktem i tyle. Jednak nie spodziewała się, że po zamówienie dla Tartarusa przyjdzie ktoś inny niż sam Mard Geer. Przynajmniej najczęściej on się zjawiał. Jednak bez skrupułów sięgnęła po zamówienie, podając je mężczyźnie. Wyczekująco przyglądała się, spodziewając się szybkiego rzucenia pieniędzy na ladę i zniknięcia białowłosego, ale do tego nie doszło. Dostała za to pytanie o zapłatę. Myślała, że ten dostał jakieś informacje, lecz najwidoczniej tak nie było. Mruknęła jedynie w odpowiedzi, postanawiając wykorzystać daną sytuację
- Cztery rogi chimerze i dwa słoiki trucizny węża. Wtedy dostaniesz zamówienie - mówiąc to, jeden z rogaczy gładko zabrał poirytowanemu mężczyźnie worek z ręki, wrzucając go z powrotem w dłonie Fūki, który schowała pod ladę a inny, z trudem, postawił dwa litrowe słoiki naprzeciw członka Tartarusa.
- Żartujesz sobie? Podaj jakąś kwotę i daj mi ten worek - puściła komentarz koło uszu, obsługując klienta zaraz obok białowłosego.
Wierzyła w głębi serca, że uda jej się go przekonać - to nie jej się dostanie, jeśli trucizna nie zostanie dostarczona. Ma ją zaraz obok siebie, nie udowodnią, że to ona zawaliła i chciała wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść.
Skutecznie więc nie zwracała uwagi na mężczyznę, który bardzo powoli był wyganiany za drzwi przez gromadkę sługusów, każdy doczepiony do innej części ubioru, a sama zamykając wcześniej tajne zamówienia zajęła się wskazaniem gdzie co jest niecierpliwym klientom, którzy byli niezwykle zagubieni w prostym rozkładzie wywarów i trucizn
- Nie dało się ułożyć tego logiczniej? Na przykład alfabetycznie?
- Jest alfabetycznie - odparła na skargę, wskazując palcem na znaki przy każdej półce, które wskazywały w jakim dziale akurat się przebywa. Podała zrzędliwej kobiecie buteleczkę wypełnioną czarnym płynem z perlistym, niebieskim prześwitem.
Po zajęciu się paroma, mniej wymagającymi klientami, zerknęła w końcu w kierunku zakapturzonego i podniosła się ze swojego miejsca, w celu powtórzenia swoich wymogów
- Wróć z rogami i trucizną - skwitowała i zamknęła drzwi od sklepu za sobą, wybierając, aby robić to samo co wcześniej - ignorować potencjalny sprzeciw.
Serafin?
ilość słów: 637
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz